Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-12-2019, 18:28   #41
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację
Kadir obserwował pole walki. Zmieniało się co chwilę niczym w kalejdoskopie. I choć mieli chwilę wytchnienia od aktywnego w niej udziału wilk wiedział, że nie mogą marnować czasu. Po cichu liczył na to, że brat Apolin bedzie w stanie dostarczyć nieco więcej informacji na temat wrogiego dowódcy. Nie była by to jednak wtedy droga godna chwały, gdyby wszystko szło po ich myśli. Imperator dbał o nich wystarczająco, z reszta musieli poradzić sobie sami. Taktyczny Marine przyjrzał się Zaharielowi. Nie ufał mu. Ale ufał Cesarzowi Ludzkości, któremu obydwaj służyli. Wierzył, że marine z Mrocznych Aniołów zrobi co trzeba.

Włosy na skórze wilka zjerzyły się zanim usłyszeli przeciwnika. Gdy padły pierwsze strzały, automatyczne klamry na hełmie marine właśnie sie zamykały.
- Doprowadzimy Kronikarza Zahariela na tyle blisko by mógł użyć swych umiejętności. - skinął głową w stronę wojownika.
- Bracia Vermer, Apolin i Kestyr. Jesteście odpowiedzialni za jego bezpieczeństwo. Wraz z bratem Janusem będziemy udzielać wsparcia ogniowego. Celem jest Puretide. Użyjcie wszystkich możliwych metod by go wyeliminować. Ruszajmy! - Wilk nie czekał na potwierdzenie, wiedział, że każdy z nich rozumiał. Wiązała ich przysięga. Służyli jednemu bogowi. Byli jego bronią ostateczną.
- Jesteśmy aniołami śmierci Imperatora. Nie jego aniołami łaski. Jesteśmy jego ostrzem! Niczym więcej! Ku chwale bracia! - Kadir ruszył do przodu.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius
Cane jest offline  
Stary 12-12-2019, 22:04   #42
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Kiedy zaczął się atak, Vermer leciał na punkt obserwacyjny. Zobaczył przeciwników, puścił przez vox ostrzeżenie, ale niewiele to zmieniło – zbliżyli się za szybko, aby można było się należycie przygotować. Nadszedł czas na improwizację, elastyczne działania bojowe prowadzone przeciwko szybkim, wykwalifikowanym i dobrze uzbrojonym przeciwnikom. Wśród których najpewniej czaił się Puretide.
-Skracam dystans i uderzam. Wyrąbię drogę dla brata Zahariela, jeśli będzie trzeba – poinformował Vermer towarzyszy, szarżując na wroga. –Zwiążę walką wręcz kogoś z wyrzutnią rakiet, żeby osłabić siłę uderzeniową przeciwnika.
Vermer zamierzał jak najszybciej znaleźć się przy odzianych w pancerze Tau i rozpocząć walkę. Był dobry w zapasach, a to był atut, bo zamierzał posłużyć się jakimś wrogiem jak tarczą, aby inni nie sięgnęli go ze swojej broni.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 13-12-2019, 13:44   #43
 
noboto's Avatar
 
Reputacja: 1 noboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputację
-Do usług bracie, postaraj się tym razem nie dać trafić- powiedział gdy skończył łatać rany, zapamiętał też położenie ciał dwóch martwych braci, tak na wszelki wypadek oraz podzielił się informacjami uzyskanymi z ciała wroga po za ostatnią, ta myśl napełniała go odrazą do samego siebie, chciał się pomodlić do Imperatora ale zaczął się atak.


Apollin jasno zrozumiał rozkaz, przez Voks tylko skwitował

-Barcie chyba dalej będę się tobą opiekował-

Zajął pozycję obok brata z mrocznych aniołów i natychmiast zaczął strzelać po wrogach którzy chcieli obrać ich za cel.
Szybka śmierć to jego cel, celował po głowach wrogów, mało jest stworzeń które by przeżyły brak głowy a Tou na pewno nimi nie byli.
 
noboto jest offline  
Stary 13-12-2019, 19:04   #44
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Batalia nabierała rozpędu. Żelazne Dłonie i Deathwatch przegrupowali się, postawili się przeciw elicie Tau. Starcia przybrały na sile... ale nie były już tak jednostronne. Zahariel przodował w bezpardonowym pruciu z bolterów - obydwu, po jednym na dłoń, karabin plus pistolet, waląc do oporu aż pustoszały magazynki - a potem zaraz przeszedł do psioniki bojowej, miotając płomieniami dzięki mocy Mściciela lub piorunami z Porażenia, ograniczając swą moc aby nie doszło znów do fenomenów z Osnowy. Wtórowali mu pozostali, grzejąc z bolterów ile manufactorum dało, pakując kolejne serie Krakenów w bezczelnych kosmitów. Vermer natomiast uwijał się w powietrzu niezgorzej od oponentów, siepiąc w nich z pistoletu bolterowego i wykonując szybkie cięcia piłomieczem w tych rzadkich okazjach kiedy pilot battlesuita popełniał błąd i dopuszczał go do siebie.

Wreszcie, wyrąbali sobie okazję. Komandor Puretide był odkryty. Na to tylko czekał Kronikarz. Kazał reszcie się odsunąć. Sięgnął do Osnowy po maksymalną możliwą do kontrolowania dawkę mocy i przekuł ją w potężny piorun wymierzony prosto w latający robo-skafander. Wokół niego powietrze momentalnie się zmroziło, pokrywając wszystko warstwą szronu - fenomen.

Rażony piorunem dowódczy XV8 Crisis runął w dół, dymiąc, sypiąc iskrami i wyładowaniami. Plecak odrzutowy ledwo wyhamował kraksę. Nogi i jedna z rąk były strzaskane. Zahariel pomknął naprzód niewiele wolniej od swojej błyskawicy, dzierżąc już szumiący od psionicznej energii miecz mocy. Ale Puretide jeszcze miał nieco woli walki. Uniósł rękę skafandra z obrotowym działkiem, puścił serię. Większość pocisków chybiła, tylko dwa odnalazły swój cel, ale pancerz i nadludzka wytrzymałość zignorowały ten desperacki ruch.

Szarża się zakończyła. Zahariel nabił go na miecz, aż wyszedł z tyłu, przebijając cały skafander i pilota na wylot. Psioniczna moc dokańczała dzieła zniszczenia, smażąc wroga. A ten, zamiast po prostu umrzeć... wystrzelił do góry, w powietrze, dzięki przekierowaniu całej pozostałej mocy do plecaka odrzutowego. Z Zaharielem trzymającym się ostrza, wciąż wtłaczającym weń destruktywną energię.

Eksplozja. Plazmowa bomba, psionika, a także amunicja, broń i granaty obydwu walczących, sam skafander i jego plecak plus źródło zasilania.

Na dół opadł tylko deszcz płonących iskier i niedopałków... oraz kopcący Konsekrator. Aż wbił się w glebę w twardym lądowaniu.

Piloci pozostałych Kombinezonów Bojowych, rejestrując śmierć swojego dowódcy, natychmiast się wycofali, włączając turbo w swoich plecakach. Nawet się już nie ostrzeliwali. Za nimi szły jeszcze dziesiątki boltów, ale znikoma ilość znalazła cel, a żaden takowego nie strącił. Mimo to, stracili jedną trzecią skafandrów i tyle samo pilotów - dziesięć jednostek. Większość zdjęli przyboczni Gdolkina, niezrównani Sternguards... ale też co najmniej dwie maszyny zostały zniszczone przez huragan boltów Kraken należących do Deathwatch.

Zapadła cisza. Killteam Yaegar dopadł do Zahariela. Wciąż ściskał miecz, pokryty spaloną, niebieską juchą T'au. Miecz i pancerz uszkodzone, wręcz przysmażone i nadtopione, zlane w jedną całość. Do reperacji przez Mistrza Kuźni w Strażnicy... albo nawet Erioch. Kronikarz żył. Ledwo. Jego rany były krytyczne. Apolin natychmiast rzucił się mu pomagać. Mógł jednak jedynie opatrzeć najgorsze oparzenia, wstrzymać krwotok, uśmierzyć ból i ustabilizować stan. Zahariel odpływał, wchodząc w hibernację dzięki membranie Sus-an. Przedtem jednak wysłał im telepatyczny komunikat.

To *był* i *nie był* Komandor Puretide. Puretide'ów było... wielu. Czekali pod ziemią, w laboratoriach, w próbówkach. Każdy kolejny coraz perfekcyjniejszy. Wszyscy tu, na Veren.

Musieli zostać eksterminowani, a wiedza o nich wymazana.

Konsekrator był w ciężkim stanie. Wymagał podłączenia do aparatury... inaczej mógł nie przeżyć. Apolin miał związane ręce, podobnie jak konsyliarz od Żelaznych Dłoni. Sojusznicy też ponieśli straty - na blisko trzydziestu marines z pierwszej fali, dziesięciu było martwych (przy czym aż ośmiu w starciu z elitą komandorską), cała reszta ciężko ranna/uszkodzona (acz na chodzie), w tym Gdolkin. Wszystkie drop-pody zostały zniszczone lub ciężko uszkodzone i wyłączone z akcji. Ale Żelazny Ojciec nie miał zamiaru zmieniać planu.

Skontaktowali się poprzez vox z Killteam Vorcens. Brat Josef od Howling Griffons potwierdził udział swojej drużyny w kontrnatarciu, ale on i jego bracia jechali na oparach - ostatnie magazynki, brak granatów, sporo uszkodzeń, ciężkie ranny, wyczerpanie. Wesprą jednak drugą falę Iron Hands w przeganianiu wrażej awangardy. Trzeba było ją zniszczyć - teraz, póki wróg nie miał głównodowodzącego.

Nic tu po Deathwatch. Kilku marines mogło owszem przydać się Gdolkinowi, ale jego ludzie są twardzi, a wróg rozbity i uciekający - teraz nawet w panice. DW musiało przeć dalej. Musieli uderzyć w serce i ariergardę Armii Czystej Fali. Wynaleźć oficerów i ich zlikwidować. Odnaleźć zaopatrzenie i je unicestwić. Sabotować pojazdy. Wprowadzić zamieszanie. Przerwać linie komunikacyjne. Urzeźbić nieociosaną masę tej "armii" pod końcowe zwycięstwo.

Musieli iść na polowanie. A nie było tutaj lepszego łowcy niż Kadir. Kadir, któremu jako żywo przed oczyma stawały sceny z przeszłości. Jego Próba Aspiranta. Przeszłość zlewała się z teraźniejszością. Wystarczyło ją przekuć w przyszłość. Tryumf.

Ale musieli to zrobić bez Janusa. Widząc zmasakrowane ciało i zbroję brata, coś go tknęło. Zdjął swój ciężki bolter i plecak z amunicją oraz parę innych zbędnych rzeczy, zostawiając sobie tylko pistolet i nóż. Z wizgiem przeciążanych serwomotorów pancerza wspomaganego i warknięciem wysiłku, podniósł brata i zarzucił go sobie na ramię.

On miał inny cel. Z mapy wiedział, gdzie był szpital polowy - parę przełęczy... i skalistych szczytów dalej. Potwierdził jego obecność kontaktem vox. Przed nim wspinaczka, zejścia i wyczerpujący marsz. Wyścig z czasem o życie kronikarza, który bez wahania wypełnił obowiązek i poświęcił się dla dobra misji. Dla dobra Imperatora. Przed nim czerniejące chmury i wzbierający wiatr. Wichura w górach. Nic to. On już to przechodził. Jako Aspirant, zwyczajny młokos, w niebotycznych szczytach i głębokich rozpadlinach na Macragge. Jego własna próba... była właśnie po to.



Mechanika

Testowo seria z Burst Cannona Puretide'a vs Zahariel:
72/90 (BS 60 +20 Full Auto +10 Short Range), 2/10 hitów, Pen 4, Energy dmg 2k10+2: 6+1+2=9; 2+9+2=13, lokacje prawa ręka, korpus. Redukcję stanowią 4 (5 na korpusie) pancerza już spenetrowanego i 8 Toughness Bonus. Ostatecznie: 0 i 0 dmg.

Formalnie Zahariel jest teraz Nieprzytomny (Passed Out) i wprowadzony w trans z Sus-an Membrane, jest na poziomie -7 Wounds, ma 1/2 Toughness i spalił 1 Fate Point aby ocalić życie.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 14-12-2019 o 18:08. Powód: Opis działań Vermera, straty nieprzyjaciół & mechaniczny status Zahariela.
Micas jest offline  
Stary 15-12-2019, 20:21   #45
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację
Łaska Imperatotra. Brat Zahariel leżał u ich stóp. Prawie martwy. Prawie, robiło wielką różnicę dla wybrańca Złotego Tronu. Kadir zdjął hełm. Niebezpieczeństwo minęło i to Kronikarz był tym, który o to zadbał. Ich zakony ścierały się od czasów ich założycieli. Wilk liczył na to, że będzie mógł przynajmniej dowieść Mrocznemu Aniołowi o swojej wyższości. Ten jednak go ubiegł. Skradł całą chwałę tego starcia. Marine uśmiechnął się, był dumny z tego, że mógł walczyć przy jego boku. Był dumny, że spotkał takiego wojownika. Ale to była tylko pierwsza część zadania. Kadir pochylił się nad ciałem nieprzytomnego. Kły wysunęły się spod dziąseł.
- Zabiłeś jednego generała, Kronikarzu. My upewnimy się, że zginą tysiące! - wywarczane słowa obietnicy, słyszeli tylko towarzysze zgromadzeni wokół nich.

- Bracie Apolinie zobacz czy jesteś w stanie tego użyć na Zaharielu. - Taktyczny marine rzucił towarzyszowi narzędzie służące do przywracania nieprzytomnych do świadomości. Nie był pewny czy zadziała na kogoś z tak poważnymi ranami, ale warto było spróbować. Przynajmniej nieco ułatwiło by to marsz Janusowi. Dało obydwu rannym szansę szybszego powrotu do jednostki. Lub przynajmniej jednemu z nich.

- Bracie Kestyr. Jesteś odpowiedzialny za naszą łączność z głównymi siłami. Odpowiednie raporty zwiadu. Ruchy przeciwnika w naszym regionie. Naszą synchronizację z oddziałami natarcia. Kontakt z Gdolkinem i Kill Team Vorcens. Vox caster jest twój. - Kadir czuł się jakby wracał do starej dobrze wyuczonej rutyny. Setki razy był już w podobnej sytuacji. Przy zgromadzonych marines wyglądał na najmniejszego, jeśli komuś kiedykolwiek przyszło by w ogóle na myśl tak określić wybrańca Imperatora. Ale miał swoje atuty. Atuty, które jego przełożeni szybko wyłapali. Dzięki, którym wykonywał zadania, które dla innych były bliskie szaleństwu. Jak jego próba. Ale wtedy nie był jeszcze tym był teraz. Krew założyciela - Lemana Russ, nie płynęła jeszcze wtedy w jego żyłach. Jego zmysły, podobno najostrzejsze pośród całej watahy, były tylko zalążkiem tego co potrafił teraz. Słuch. Wzrok. Węch. Nie lubił nosić hełmu.

- Bracie Apolinie - Kadir zwrócił się do Krwawego Anioła gdy ten skończył zajmować się Kronikarzem.
- Będziesz zbierał dane. Każdy napotkany dowódca to szansa na informacje. Na odkrycie miejsca naszego drugiego celu. Zdaje się na ciebie w tej kwestii.

- Bracie Vermer. Będziesz moim wsparciem. Jesteś obeznany w doktrynach ataku i natarcia. Będziesz mi służył radą. Tak samo jak twoim celem w każdym starciu będzie wrogi dowódca. Postaraj się też zostawić coś dla Apolina. - Całkowicie zniszczonego ciała z poprzedniej walki znacznie ograniczyło opcje Kill Team Yaegar. Choć Imperator pobłogosławił ich obecnością Puretide w późniejszej fazie.

- Bracia przysięgliśmy sobie okryć się chwałą! Przysięgliśmy na Imperatora! Przysięgliśmy na nasze zakony! Przysięgliśmy na naszych założycieli! Przysięgliśmy na honor służenia w Warcie Śmierci! Dotrzymajmy tej przysięgi! - Kadir nie był najlepszym mówcą. I słowa, które wypowiadał płynęły nie z wyuczonych tekstów ale z serca. Tak się czuł. To był jego cel. Chciał by i oni to wiedzieli.
- Powodzenia bracie Janus. Dołącz do nas szybko.




Wtedy było zimniej. Trzaskający mróz. Drzewa pękające w nocy gdy temperatury spadały tak nisko, że człowiek zamarzał w kilka minut, jeśli nie był przygotowany. I to nie były najgorsze z niebezpieczeństw jakie mogły spotkać mieszkańca planty Fenris. Olbrzymie wilki patrolujące rubieże pustkowi. Mroźne trole, polujące na łatwą zdobycz jaką mogli wydawać się zwykli ludzie. I wulfeny. Ofiary klątwy jaką zostawił po sobie Leman Russ. Akolici, których wola okazała się za słaba by wrócić do stada. Kadir przymknął oczy. Mocniej wciągnął powietrze. Proch. Pot towarzyszy. Krew. Świeżo zruszona ziemia. Słona woń morza gdzieś z oddali. Dym. Włosy na skórze wilka zjeżyły się. Kwaśno-słodki zapach plazmy. Silników. Broni. Tau. Kadir ruszył. Pewnie. Szybko. Otworzył oczy. Trucht przemienił się w bieg. Zawył. Jego oddanie było całkowite. I choć wiedział, że nie było większego łowcy niż założyciel jego zakony, wilk miał zamiar zrobić wszystko by mu dorównać. By choć odrobinę zbliżyć się do ideału jakim był dla niego Leman Russ. By choć przez moment zasłużyć na pochwałę gdy stanie przed obliczem swego Boga. By być godnym wziąć udział w ostatnich łowach. Wilk złapał trop. Polowanie się rozpoczęło.

- Naszym sukcesem będzie szybkość i precyzja. Zaskoczenie. Podstep. Oszustwo. Dezinformacja. Nauczę was bracia jak polować w stadzie. Pokażę wam dar, jaki zostawił nam założyciel mojego zakonu. Na Imperatora jeszcze ze mną zawyjecie! - Kadir się śmiał. Był w swoim żywiole.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius
Cane jest offline  
Stary 15-12-2019, 22:20   #46
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Vermer wylądował na kamiennym podłożu doliny i podszedł do braci zgromadzonych wokół kronikarza. Stan psionika był ciężki i Janus zaoferował pomoc w medevac. Carny Templariusz szanował tę decyzję, mimo że nie był pewien, czy sam by się na coś takiego zdobył.


Mimo utraty członka teamu, należało kontynuować walkę z Tau. Im wcześniej zniszczą klony Puretide’a tym lepiej. Zarówno dla Gwardii Imperialnej jak i Marines. Vermer wczytał na wyświetlacz przezierny w hełmie rzut terenu, jaki był widoczny na znajdującym się na orbicie okręcie. Nałożył na to dane dostarczone przez zwiadowców. Dobrze chroniony kompleks wojskowy, ukryty zarówno dla przypadkowych maruderów, jak i dla bardziej zaawansowanych jednostek wypatrujących. Na szczęście drużyna scoutów go nie przeoczyła. Budynki były zabezpieczone i schowane za tarczą energetyczną, która w teorii miała chronić przed atakiem artyleryjskim jak i uderzeniem orbitalnym. ~Ciekawe, czego najbardziej się boicie? Gdzie jest wasz czuły punkt? Na czym wam najbardziej zależy?~ myślał Vermer. Gdzieś musiał istnieć klucz do rozwikłania tej zagadki. Czarny Templariusz wywołał symulację ataku rakietowego, artyleryjskiego i orbitalnego. Obliczał trajektorie lotu pocisków, wpływ siły Coriolisa na uderzenie z orbity oraz w jaki sposób eskadra bombowców mogłaby wykonać atak pociskami o korygowanej trajektorii. Przeliczał, jakie budynki zostaną najmniej zniszczone, które zmiecione z powierzchni ziemi, które przetrwają, jeżeli są pod nimi bunkry. Na wyświetlaczu śmigały coraz to nowe wzory, kolumny liczb i wektory ataku na trójwymiarowym układzie współrzędnych. Vermer lubił liczby. Nie oszukiwały jak informacje od przesłuchiwanych jeńców. Nie były ulotne jak wspomnienia poległych, którym ktoś zjadł mózg. I w końcu, te wszystkie obliczenia nie myły obarczone subiektywnym spojrzeniem, które zakrzywiało rzeczywistość, w zależności od tego kto patrzył. Były chłodne na swój obiektywny sposób.


-Bracia – zwrócił się do pozostałych członków kill-teamu –zerknijcie na moje obliczenia. Wychodzi na to, ze w kompleksie jaki odkryli nasi zwiadowcy z wysokim prawdopodobieństwem znajdują się bunkry, w których jest wystarczająco dużo przestrzeni na potężne laboratorium jak i sale do tworzenia, modyfikacji i wzmacniania tkanek. Spójrzcie na fragment terenu najbardziej chroniony przed uderzeniem z orbity. Tam może być to, czego szukamy


Vermer wysłuchał instrukcji Kosmicznego Wilka. Były jasne i klarowne. Miał robić to, co potrafi najlepiej – zająć się taktyką uderzenia i wiązać walką wręcz wrogich dowódców. Templariusz był ukontentowany. Duch pancerza też. Nawet się uspokoił – przynajmniej na chwilę.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 16-12-2019, 15:07   #47
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Kestyr rozejrzał się po okolicy. Mieli teraz w zmniejszonym składzie dokończyć misję. Ale Kestyr nigdy nie czuł się wilkiem w stadzie. Jego zakon kształcił rycerzy. Rycerzy, którzy walczyli w pojedynkę. Dlatego też Techmarine rozglądał się za jakimkolwiek wymagajacym przeciwnikiem. Choć próżno było szukać czegoś takiego. Kestyr liczył na starcie z komandorem, ale Kronikarz go ubiegł. Czołgi i inne maszyny zaś raczej były domeną devastatorów. Próżno było ścierać się z nimi w walce na miecze.

Toteż przemierzał kolejne metry od czasu do czasu wywołując ciche syk, syk, syk, seriami z boltera z tłumikiem.

Zamykał pochód osłaniając tyły. Musieli zlokalizować innych Bitewnych Braci. A później pomyśleć co zrobić z klonami Komandora Puretide. Mieli w końcu w odwodzie ekipę saperów. Tylko, żeby saperzy mogli działać, to musieli wiedzieć co trzeba wysadzić.

Ewentualnie, jeżeli uda im się dostać do zaawansowanego kompleksu laboratoriów, to jest szansa na przegrzanie ich wewnętrznych reaktorów. Tym mógłby się zająć Techmarine Kestyr.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 17-12-2019, 19:21   #48
 
noboto's Avatar
 
Reputacja: 1 noboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputację
Apollin pracował ciężko, musiał się spieszyć by ustabilizować wszystkich przed wyruszeniem dalej, najważniejszy był brat z kill-teamu, potem inne przypadki, na pocił się przy nim trochę ale udało się, gdy tylko skończył ruszył dalej by nieść ulgę innym braciom.

Gdy skończył chętnie przyjrzał się temu co chciał pokazać im brat, czuł podziw za to co uzyskał z szczątkowych informacji od zwiadowców i paru zdjęć z orbity.

Gdy ruszyli nie myślał o psioniku nie czas na to, wiedział że jest w dobrych rękach, skupił się na misji, czujność przede wszystkim, za Imperatora.
 
noboto jest offline  
Stary 17-12-2019, 21:47   #49
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Apolin sprawdził raz jeszcze stan brata Zahariela, ale była to jedynie formalność. Odmówił podania mu Resuscitexu. Wprawdzie preparat ten rzeczywiście przywróciłby mu przytomność, to jednak było to niebezpieczne dla zdrowia. Tylko odpowiedni nadzór i aparatura szpitalna mogły bezpiecznie wybudzić krytycznie rannego Astarte z transu Sus-an. Tak więc brat Janus wziął go na swoje barki, oddając swój ciężki bolter i amunicję doń reszcie drużyny na przechowanie, po czym ruszył w podróż. Dwa dni później powrócił do swoich – nie tylko bezpiecznie odstawił brata do szpitala po morderczej przeprawie przez góry, ale także odwiedził ruiny pobliskiego kompleksu tuneli koralowych – tam, gdzie poległ niejaki brat Tariaq. Odnalazł jego ciało i również dostarczył do szpitala, a następnie niezmordowany ruszył znów przez góry aby odnaleźć swoich współbraci.

A przez te dwa dni – czterdzieści osiem godzin od rozpoczęcia desantu na Veren – działo się dużo.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6m9rjeBqVlk[/MEDIA]

Wiedzeni naprzód przez brata Kadira niczym sfora wygłodniałych, polujących wilków, Killteam Yaegar głęboko infiltrował tereny zdobyte przez Tau w ostatnich tygodniach. Armia Czystej Fali była w zamieszaniu. Wprawdzie była pozbawiona naczelnego dowódcy, to jednak jakiś chain of command winien w takiej sytuacji działać. I tutaj na jaw wyszła perfidia i egoizm plugawych xenos.

Tak jak w wielu innych przypadkach walk na frontach Canis, także i tutaj Tau porzucili swoich Gue'vesa na pastwę Imperialistów. Nie zorganizowano ewakuacji, wydano rozkazy utrzymania terenu za wszelką cenę i oczekiwania na „posiłki” - które, oczywiście miały nigdy nie nadejść. Kadry Łowieckie Wojowników Ognia błyskawicznie opuszczały teren walk, zostawiając za sobą jedynie chmary dronów, pola minowe i zautomatyzowane uzbrojone posterunki nasłuchowe. Piechurzy Tau pakowali się do transporterów Devilfish i wspólnie z czołgami Hammerhead oraz wojownikami w Battlesuits rejterowali. Jedyne siły (wciąż bardzo liczne) stanowiła piechota Gue'vesa – przeważnie liniowa (vel „średnia”), ze znacznie mniejszymi jednostkami lekkiej oraz ciężkiej/grenadierów (w tym przypadku po prostu ludzi w rynsztunku TauTech). Mieli dostępną jedynie lekką artylerię, brak własnego lotnictwa oraz dość niedużą ilość pojazdów zebranych zewsząd – miszmasz z pól bitew, przejętych składów, własnej produkcji bądź zakupów u przemytników broni.

W ciągu sześciu godzin od uderzenia pierwszych kapsuł desantowych o powierzchnię planety, awangarda Armii została zlikwidowana. Przegrupowany klan Iron Hands parł dalej, uderzając w pierwsze, skonfundowane elementy głównego ciała Armii. A z nieba nadeszła Apokalipsa. Przywrócona do sprawności stacja orbitalna, rdzeń kontrataku przeciw Tau na Veren, splunęła wielkimi rakietami i makropociskami. Wtórowała im bombarda z Ajaxa. Potężne pociski oscylujące w sile detonacji wokół wartości jednej kilotony trotylu co pół godziny bądź godzinę spadały na wrogów niczym gradobicie. Zgliszcza i pominięte punkty przeczesywane były przez Żelazne Dłonie. Lotnictwo Imperial Navy zapewniało dominację w powietrzu i intensywne plus precyzyjne bombardowania, pomimo wysiłków wrażej obrony przeciwlotniczej. Nic nie mogło się ukryć przed wzrokiem orbitala, który co chwila robił szereg zdjęć satelitarnych całego rejonu walk.

Pośrodku tego wszystkiego byli łowcy z Deathwatch. Korzystając z mocnej sieci vox zapewnianej przez stację obronną przeprowadzali zwiad, namierzanie dla lotnictwa i orbity oraz akcje sabotażowe takie jak uszkadzanie dróg i mostów, niszczenie posterunków nasłuchowych, wybijanie przejść w polach minowych, eliminację oficerów Gue'vesa oraz niszczenie konwojów z zaopatrzeniem lub składów. Poszło na to bardzo dużo zasobów osobistych, ale efekt był... wymierny.

Do końca pierwszej doby główna część Armii Czystej Fali została rozbita. Wyglądało na to, że trafiła na falochron i się załamała.

Drugiego dnia Tau wreszcie zmaterializowali wsparcie – i to porządne. Na wysokiej orbicie ponad Veren pojawiła się wydzielona grupa okrętów z Floty Mal'caor Shi, która od razu przystąpiła do walk z orbitalem i Ajaxem. Eskadry myśliwców Razorshark i Barracuda weszły do atmosfery. W ciągu kilku godzin z dominatorów powietrza piloci IN stali się zwierzyną walczącą o życie. Bombardowania lotnicze i orbitalne zostały wstrzymane. Nawet Thunderhawki Żelaznych Dłoni były zaangażowane w obronę macierzystego krążownika.

A bez wsparcia z orbity i powietrza, nie było tak łatwo z ariergardą Armii Czystej Fali. Około osiemdziesiąt kilometrów od miejsca zrzutu Iron Hands i Deathwatch, oddziały Gue'vesa z tej formacji oraz niedobitki z innych zorganizowały sensowną linię oporu, korzystając z „typowych” gwardyjskich sposobów opisywanych w „Tactica Imperialis”. Cholerni złodzieje dóbr intelektualnych. W dodatku wspierały ich drużyny Tau Pathfinders, które działały w podobny sposób co Killteam Yaegar (choć może nie tak otwarcie i skutecznie, za to zdecydowanie częściej jako snajperzy i harcownicy).

Lotnictwo i orbita były zajęte sobą. Iron Hands z pewnym ociąganiem i niechęcią graniczącą z otwartą wrogością zmuszone były przyjąć wsparcie ze strony reorganizujących się sił Imperial Guard. Pozostałe jednostki artylerii ludzkiej armii Imperium waliły ile mogły, natomiast kompanie lekkiej piechoty z Monrass „Scythewind” Recon i liniowej oraz saperów z Maccabean Janissaries podeszły pod front. Obydwa killteamy Deathwatch również się zaangażowały w walnym starciu. Przez całe popołudnie, wieczór i noc, wrogi opór został złamany w ciężkich, bezustannych walkach, a front został cofnięty kolejne dwadzieścia kilometrów. Wróg się sypał – mimo braku bombardowań, nieco większego wsparcia ze strony Tau i znaczącej przewagi liczebnej (same siły ariergardy były dziesięciokrotnie liczniejsze od Imperialistów zgromadzonych w tym spontanicznym, „pełzającym kontrataku”), nie był w stanie dorównać Adeptus Astartes.

Przynajmniej do czasu późniego poranka trzeciej doby, kiedy pewne elementy Kadr Łowieckich wróciły... z trzema „Puretide'ami”. To był jakiś koszmar. Z początku było niezłe zamieszanie, gdyż niewielkie drużyny skafandrów bitewnych pojawiały się wszędzie... i wszędzie przewodził im Komandor Puretide, jak nowy. Bo był nowy. Zabili go i uciekł... a przynajmniej przysłali jego „brata”. Dopiero później Imperialni zorientowali się, że mają naprzeciwko siebie nie jednego, a trzech komandorów, w dodatku o podobnych umiejętnościach. Źle to wyglądało.


Południe, trzecia doba od rozpoczęcia Misji „Exitus Acta Probat”.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UBjlkFpuSfc[/MEDIA]

Obydwa Killteamy prawie w komplecie, nie licząc Zahariela. Kompletny Killteam Yaegar oraz ich starsi bracia – Techmarine Calibos od Aniołów Zemsty, Szturmowy Slain od Minotaurów, i sam lider, Taktyczny Josef Vorcens od Wyjących Gryfonów. Ciężko ranni, wypstrykani z zapasów i amunicji, z mocno poobijanym sprzętem, ale sprawni i stojący na nogach. Był także Żelazny Ojciec i jego porucznicy.

Wszyscy naradzali się w wypalonych ruinach dużego, płytkiego bunkra. Jego front, zrujnowany przez broń plazmową i rakiety, był skierowany na południe – tam, skąd wróg nacierał tygodnie temu. Zniszczony podczas walk, jedynie uprzątnięty, chwilowo używany jako magazyn i porzucony, dziś znów służył prawowitym właścicielom.

- Bracia. – podjął Vorcens głosem, w którym pobrzmiewało zmęczenie – Mogę was zapewnić, że ta eskadra na orbicie tylko czeka na dogodną okazję do zrzucenia dodatkowych kadr myśliwskich. Jak tylko zyskają dominację aero-astro, będziemy mieli podwójną ilość najniebezpieczniejszych wrogów. Podwójną, bo kadry „pierwszego” Puretide'a w większości wycofały się zaraz po uzyskaniu komunikatu o śmierci komandora. Teraz mamy do czynienia tylko z niewielkim ułamkiem. Będą słać te klony aż do momentu, kiedy któremuś się uda wynaleźć słabe punkty i opracować metastrategię w stylu Mont'ka, Zabójczego Uderzenia. Musimy się przedrzeć do tego ukrytego kompleksu, zlikwidować go. Ojcze Gdolkinie, upewnijcie się, że już zidentyfikowane klony nie przeżyją.

- Tak się stanie. – wychrypiał Żelazny Ojciec – Aczkolwiek wiedzcie, że prawdopodobieństwo zwycięstwa zaczyna spadać. Moi bracia na Ajaxie działają z największą precyzją i bez wytchnienia, jednak flotylla Tau jest silna. Szacujemy, że stacja orbitalna może zostać wkrótce zniszczona. Ponadto bez dominacji w powietrzu nie mamy co liczyć na regularne dostawy zaopatrzenia z orbity. Jakkolwiek byłoby to... niewskazane, to musimy korzystać z liczebności i logistyki Imperialnej Gwardii. Ale jednostki zwyczajnych ludzi już załamały się pod nawałnicą Tau i zdrajców, więc załamią się po raz kolejny. Gramy w limitowanych ramach czasowych... bracia.

Vorcens kiwnął głową i spojrzał po swoich. Pierwszy odezwał się Calibos.

- Do diabła z ludźmi. Niech wiążą główne siły nieprzyjaciela, my natomiast powinniśmy przejść do defensywy. Dać sobie chwilę wytchnienia, zgromadzić zapasy, przygotować reduty. Możemy się bronić miesiącami, zużywając zasoby stopniowo, a wróg wykrwawiałby się... i wystawiłby na następny kontratak oraz na akcje sabotażowe.

- Rzeczywiście, ci ludzie z gwardii mogą nam posłużyć wyłącznie za mięso armatnie i związać siły wroga. Ale ja optuję za bezpośrednim uderzeniem całości sił Astartes na bazę. Dowództwo krucjaty i tak przyśle więcej mięsa na Veren. Nie ma sensu tej batalii przedłużać ani dbać o życie czy zdrowie słabeuszy, których powinnością jest i tak umrzeć w służbie Złotego Tronu. Jak najszybsza eliminacja kompleksu, a potem pozostałych klonów, wytrąci dowództwu Tau logiczny argument do dalszych walk o ten rejon planety. Zostawią swoich ludzkich służących na pastwę losu, jak wcześniej, a my ich rozmażemy po skałach. – oponował Slain.

- A wy bracia? – Vorcens zwrócił się do Killteamu Yaegar.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 17-12-2019, 22:26   #50
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację

Retrospekcja


Nie mamy wolnego thunderhawka.
Nie mamy dominacji powietrznej.
W pobliżu dalej mogą być tau w swoich exo-szkieletach.
Nie mamy jak go przetrwansportować.
Nie mamy wolnych zasobów.
Nie możemy nic więcej dla niego zrobić.

Janusz żadnym gestem nie pokazał że informacje które do niego dotarły, poruszyły go. Kiedy powiedziano że nic więcej nie można zrobić natychmiast przywołał na własny HUD mapę. Zlokalizował szpital polowy. Użył voxa by się z nimi skontaktować. Placówka dalej się trzymała. Więcej mu nie było potrzeba.
Strzeliły zabezpieczenia. Zasobnik z amunicją odpadł, a ciężki bolter został położony na ziemi.

- Może się wam przydać. Jest załadowany Krakenami.
- rzekł i podszedł do ciała Kronikarza.

Konsekrator by ciężki, ale nie na tyle by Janus sobie nie był w stanie poradzić.

- Powodzenia bracie Janus. Dołącz do nas szybko. - rzekł mu na pożegnanie Jaegar.

Janus skinął jemu i pozostałym głową.

*

Tak jak wielu mieszkańców Macragge, Janus jeszcze jako dziecko miał pewne pojęcie o tym jak w górach przetrwać. Jednak wiedza, a doświadczenie to dwie różne rzeczy. To drugie musiał zdobyć w najbardziej niebezpieczny sposób - samemu, porzucony głęboko w głuszy nieprzebytych górskich łańcuchów ojczystej planety. Nie bądąc nawet w pełni świadomy ogromu niebezpieczeństw czekających na człowieka w tej niebezpiecznej krainie musiał chronić się przed drapieżcami, zdobyć pożywienie, a w pewnym momencie i samemu ze zwierzyny stać się myśliwym. Przez tygodnie nie widział ludzi i kogoś o słabszej psychice mogłoby to doszczętnie złamać.
Zaprawdę Próba jaką przebył odcisnęła na nim swoje piętno. Nauczył się szanować ciszę, dlatego bez powodu jej nie zakłócał.
Lecz dziś nie miał ani stać się myśliwym, ani nie miał zapolować. Musiał po prostu być Bratem dla Zahariela - Konsekratora, który bez mrugnięcia okiem poświęcił się by wykonać zadanie i wygrać bitwę którą toczyli.
Janus z uporem, trzymając na swoich barkach okaleczonego i śmiertelnie rannego Kronikarza kroczył pod górę pozostawiając siły Żelaznych Dłoni i swojej drużyny daleko za sobą.

Pierwsza godzina marszu minęła spokojnie. Słychać było w oddali wybuchy, wystrzały i inne oznaki walki. Jednak nic z tego nie stanowiło zagrożenie dla Janusa. Krocząc dnem dolinki dotarł do miejsca gdzie grunt zaczynał coraz ostrzej wędrować ku górze. Czasem musiał zacząć się wspierać rękoma. Skały były strome, ale to nie było nic takiego. Miał doświadczenie, a pancerz chronił jego skórę zarówno przed ostrymi krawędziami kamieni, jak i przed wichrem, który smagał jego i kronikarza.
Największym wyzwaniem było tylko odnalezienie odpowiedniej ścieżki dla siebie. Masa jaką stanowił wraz z rannym towarzyszem robiła znaczącą różnicę. Jego ręce były w stanie utrzymać ciężar ich obu… ale skały to już inna sprawa. Musiał szukać na bieżąco łagodniejszych podejść, takich które nie wymagałyby wspinaczki.

Pierwszą przełęcz osiągnęli w ciągu dwóch godzin. Rozciągał się z niej wspaniały widok, ale Janus nawet nie zwrócił na niego uwagi. Był w pełni skupiony na dalszej wędrówce, nie przystając nawet na chwilę by odpocząć. Każdy moment, każda minuta opóźnienia zmniejszały szanse Zahariela na przeżycie.

***

Dojrzeli ich i natychmiast wzięli na cel. Pancerny olbrzym schodzący z gór, targający na plecach swojego towarzysza. Dopiero kiedy byli dużo bliżej żołnierze który trzymali wartę, zdjęli ich z celu. Ruch ciężarówek i transporterów sunących nabrzeżem, dostarczających rannych do placówki prawie zamarł.

Warowny obóz był dobrze przygotowany na odparcie ataku, lecz już na pierwszy rzut oka dla Janusa było jasne, że gdyby których z klonów Puretide’a wziął się do roboty to byłaby to przeszkoda która nawet by nie spowolniła marszu armii tau. Okop, worki z piaskiem, postawione na szybko budynki z plastali oraz kilkanaście gniazd ciężkiej broni mogły powstrzymać piechotę, ale nie wyspecjalizowane wojska xenos.
Trzymający wartę przy bramie gwardziści padli na kolana kiedy Janus przechodził obok nich.

- Mój panie! - zawołał jeden z nich.

- Prowadźcie do lazaretu. Prędko. - rzekł przez wokoder hełmu Janus nie zwalniając.

Gwardzista który miał odwagę się odezwać zaraz poderwał się i ruszył truchtem do jednego z budynków. Janus ruszył za nim.

Dla Zahariela wciąż istniała szansa na przeżycie.

***

Śmiertelnicy uwijali się przy ciele pół-boga starając się nadrobić swoją skromną wiedzę zapałem i wiarą. Oraz sprzętem. Mając więcej zasobów mogli zdziałać dużo więcej niż konsyliarz z nathercium. Janus przyglądał się ich wysiłkom z pochmurnym obliczem. Hełm przypiął do pasa.

- Mój panie… - wydukał jeden z medyków podchodząc do Dewastatora.

- Mówcie. - odpowiedział spokojnie Janus.

- Udało nam się... ustabilizować waszego brata. - powiedział uzdrowiciel.

Na mundur gwardzisty miał narzucony lekarski kitel i fartuch pobrudzone krwią.

- Bardzo dobrze. - odpowiedział Aedilis, a po chwili dodał - Niech wam Imperator i Primarchowie wynagrodzą sprawne wypełnianie obowiązków.

- Dziękuję wam Aniele… za dobre słowo. - medyk skłonił się z wielką bogobojnością.

- Nie byliście niepokojeni przez xenos? Nie atakowali waszej placówki. - zapytał Ultramarine.

- Nie, mój panie. - odpowiedział medyk - Acz gdyby nie interwencja waszych braci z pewnością by i tutaj się pojawili. Nie jestem dość dobrze poinformowany o sytuacji, mój panie… więcej będzie wiedzieć dowódca placówki.

Janus skinął głową.

- Pozostawiam Brata Zahariela… pod waszą opieką. Imperator strzeże. - odpowiedział unosząc dłoń ku medykowi w geście błogosławieństwa.

- Dzię… dziękuję mój panie. - odpowiedział tamten.

Astarte Ultra odwrócił się i ruszył do wyjścia z budynku. Przez całą rozmowę nie patrzył na śmiertelnika, dopiero kiedy go odprawił zaszczycił go lekkim skinieniem głowy prosto w jego stronę.

***

Dowódca placówki był oficerem w stopniu porucznika o nazwisku Brandon. Był człowiekiem, który przez ostatnie godziny ledwie trzymał nerwy na wodzy zdając sobie sprawę że atak tau prędzej czy później dotarłby tutaj. Teraz dzięki kontrze Żelaznych Dłoni ich szanse na ocalenie znacząco wzrosły, acz wciąż obawiał się, że część wojsk xenos może chcieć się wycofać przez placówkę dowodzoną przez niego. Obecność Anioła Śmierci z jednej strony go koiła. Był to mówiący spokojnie typ, żądający konkretów i nie oceniający człowieka. Przynajmniej taki się zdawał. Astarte chciał wiedzieć co się działo przez ostatnie parę godzin. Nie skomentował, że dowódca miał do dyspozycji tylko wydrukowane na wielkich arkuszach papieru mapy. Nie skomentował, że w pomieszczeniu pachniało palonymi w dużej ilości lho, ani to że po kątach walały się słabo schowane flaszki po alkoholu szemranego pochodzenia. Komisarz Blaze który nadzorował Brandona leżał sam ranny w lazarecie i porucznik czuł się odrobinę swobodniej. Z reszta. I sam komisarz Blaze też nie wylewał za kołnierz kiedy nikt nie patrzył, Brandon był tego całkowicie pewien.

W pewnym momencie pochylający się nad mapą Anioł postukał opancerzonym palcem pewien punkt. Zerknął do innej mapy, a potem jeszcze na jakiś pergamin.

- Poruczniku. Będę potrzebował niewielkiej łodzi z załogą. - rzekł spokojnie podnosząc wzrok na oficera.

Ten tylko skinął głową woląc nie dyskutować.

***

Niewielki kuter patrolowy z Janusem na pokładzie wypłynął i w ciągu kilkudziesięciu minut dotarł do miejsca które wskazał. A potem Dewastator chwycił linę, przyczepił do pasa, kazał czekać i skoczył za burtę.
Dobre dwie godziny załoga czekała słuchając przez vox meldunków o tym co dzieje się na polach bitew i wypatrując sił wroga. Jednak nic takiego nie widzieli więc wkrótce zwyciężyła nuda. Dopiero kiedy coś zaczęło szarpać liną, włączyli wyciągarkę i z bronią w ręku czekali na dalszy rozwój wypadków.

Ku ich zdumieniu nie powrócił tylko Janus. Oprócz niego na wyciągarce zaczepiony był drugi marine… a raczej tylko ciało. Straszliwe rany i wgniecenia na pancerzu wskazywały że wyłowiony był już trupem. Załoganci przeżegnali się na widok poległego marine. Janus dał im moment na cichą kontemplację po czym polecił by łódź ruszyła z powrotem do warowni w której znajdował się szpital polowy.

Janus w milczeniu piastował wartę przy poległym Bracie Tariaqrze jeszcze przez wiele godzin po tym jak dotarli na miejsce.
Kiedy w końcu zdołał pożegnać poległego oznajmił porucznikowi dowodzącemu garnizonem że pozostawia obu braci pod opieką Imperialnej Gwardii do czasu odebrania ich przez marines z zakonu Żelaznych Dłoni.

Bez słowa wyszedł przez główną bramę warowni i ruszył ku górom, tą samą drogą którą tutaj przyszedł. Szło mu dużo szybciej teraz kiedy odpowiedzialność za brata Zahariela już nie spoczywała na jego barkach.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 17-12-2019 o 22:47.
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172