12-12-2019, 18:28 | #41 |
Reputacja: 1 | Kadir obserwował pole walki. Zmieniało się co chwilę niczym w kalejdoskopie. I choć mieli chwilę wytchnienia od aktywnego w niej udziału wilk wiedział, że nie mogą marnować czasu. Po cichu liczył na to, że brat Apolin bedzie w stanie dostarczyć nieco więcej informacji na temat wrogiego dowódcy. Nie była by to jednak wtedy droga godna chwały, gdyby wszystko szło po ich myśli. Imperator dbał o nich wystarczająco, z reszta musieli poradzić sobie sami. Taktyczny Marine przyjrzał się Zaharielowi. Nie ufał mu. Ale ufał Cesarzowi Ludzkości, któremu obydwaj służyli. Wierzył, że marine z Mrocznych Aniołów zrobi co trzeba.
__________________ "Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius |
12-12-2019, 22:04 | #42 |
Reputacja: 1 | Kiedy zaczął się atak, Vermer leciał na punkt obserwacyjny. Zobaczył przeciwników, puścił przez vox ostrzeżenie, ale niewiele to zmieniło – zbliżyli się za szybko, aby można było się należycie przygotować. Nadszedł czas na improwizację, elastyczne działania bojowe prowadzone przeciwko szybkim, wykwalifikowanym i dobrze uzbrojonym przeciwnikom. Wśród których najpewniej czaił się Puretide. -Skracam dystans i uderzam. Wyrąbię drogę dla brata Zahariela, jeśli będzie trzeba – poinformował Vermer towarzyszy, szarżując na wroga. –Zwiążę walką wręcz kogoś z wyrzutnią rakiet, żeby osłabić siłę uderzeniową przeciwnika. Vermer zamierzał jak najszybciej znaleźć się przy odzianych w pancerze Tau i rozpocząć walkę. Był dobry w zapasach, a to był atut, bo zamierzał posłużyć się jakimś wrogiem jak tarczą, aby inni nie sięgnęli go ze swojej broni. |
13-12-2019, 13:44 | #43 |
Reputacja: 1 | -Do usług bracie, postaraj się tym razem nie dać trafić- powiedział gdy skończył łatać rany, zapamiętał też położenie ciał dwóch martwych braci, tak na wszelki wypadek oraz podzielił się informacjami uzyskanymi z ciała wroga po za ostatnią, ta myśl napełniała go odrazą do samego siebie, chciał się pomodlić do Imperatora ale zaczął się atak. Apollin jasno zrozumiał rozkaz, przez Voks tylko skwitował -Barcie chyba dalej będę się tobą opiekował- Zajął pozycję obok brata z mrocznych aniołów i natychmiast zaczął strzelać po wrogach którzy chcieli obrać ich za cel. Szybka śmierć to jego cel, celował po głowach wrogów, mało jest stworzeń które by przeżyły brak głowy a Tou na pewno nimi nie byli. |
13-12-2019, 19:04 | #44 |
Reputacja: 1 | Batalia nabierała rozpędu. Żelazne Dłonie i Deathwatch przegrupowali się, postawili się przeciw elicie Tau. Starcia przybrały na sile... ale nie były już tak jednostronne. Zahariel przodował w bezpardonowym pruciu z bolterów - obydwu, po jednym na dłoń, karabin plus pistolet, waląc do oporu aż pustoszały magazynki - a potem zaraz przeszedł do psioniki bojowej, miotając płomieniami dzięki mocy Mściciela lub piorunami z Porażenia, ograniczając swą moc aby nie doszło znów do fenomenów z Osnowy. Wtórowali mu pozostali, grzejąc z bolterów ile manufactorum dało, pakując kolejne serie Krakenów w bezczelnych kosmitów. Vermer natomiast uwijał się w powietrzu niezgorzej od oponentów, siepiąc w nich z pistoletu bolterowego i wykonując szybkie cięcia piłomieczem w tych rzadkich okazjach kiedy pilot battlesuita popełniał błąd i dopuszczał go do siebie. Wreszcie, wyrąbali sobie okazję. Komandor Puretide był odkryty. Na to tylko czekał Kronikarz. Kazał reszcie się odsunąć. Sięgnął do Osnowy po maksymalną możliwą do kontrolowania dawkę mocy i przekuł ją w potężny piorun wymierzony prosto w latający robo-skafander. Wokół niego powietrze momentalnie się zmroziło, pokrywając wszystko warstwą szronu - fenomen. Rażony piorunem dowódczy XV8 Crisis runął w dół, dymiąc, sypiąc iskrami i wyładowaniami. Plecak odrzutowy ledwo wyhamował kraksę. Nogi i jedna z rąk były strzaskane. Zahariel pomknął naprzód niewiele wolniej od swojej błyskawicy, dzierżąc już szumiący od psionicznej energii miecz mocy. Ale Puretide jeszcze miał nieco woli walki. Uniósł rękę skafandra z obrotowym działkiem, puścił serię. Większość pocisków chybiła, tylko dwa odnalazły swój cel, ale pancerz i nadludzka wytrzymałość zignorowały ten desperacki ruch. Szarża się zakończyła. Zahariel nabił go na miecz, aż wyszedł z tyłu, przebijając cały skafander i pilota na wylot. Psioniczna moc dokańczała dzieła zniszczenia, smażąc wroga. A ten, zamiast po prostu umrzeć... wystrzelił do góry, w powietrze, dzięki przekierowaniu całej pozostałej mocy do plecaka odrzutowego. Z Zaharielem trzymającym się ostrza, wciąż wtłaczającym weń destruktywną energię. Eksplozja. Plazmowa bomba, psionika, a także amunicja, broń i granaty obydwu walczących, sam skafander i jego plecak plus źródło zasilania. Na dół opadł tylko deszcz płonących iskier i niedopałków... oraz kopcący Konsekrator. Aż wbił się w glebę w twardym lądowaniu. Piloci pozostałych Kombinezonów Bojowych, rejestrując śmierć swojego dowódcy, natychmiast się wycofali, włączając turbo w swoich plecakach. Nawet się już nie ostrzeliwali. Za nimi szły jeszcze dziesiątki boltów, ale znikoma ilość znalazła cel, a żaden takowego nie strącił. Mimo to, stracili jedną trzecią skafandrów i tyle samo pilotów - dziesięć jednostek. Większość zdjęli przyboczni Gdolkina, niezrównani Sternguards... ale też co najmniej dwie maszyny zostały zniszczone przez huragan boltów Kraken należących do Deathwatch. Zapadła cisza. Killteam Yaegar dopadł do Zahariela. Wciąż ściskał miecz, pokryty spaloną, niebieską juchą T'au. Miecz i pancerz uszkodzone, wręcz przysmażone i nadtopione, zlane w jedną całość. Do reperacji przez Mistrza Kuźni w Strażnicy... albo nawet Erioch. Kronikarz żył. Ledwo. Jego rany były krytyczne. Apolin natychmiast rzucił się mu pomagać. Mógł jednak jedynie opatrzeć najgorsze oparzenia, wstrzymać krwotok, uśmierzyć ból i ustabilizować stan. Zahariel odpływał, wchodząc w hibernację dzięki membranie Sus-an. Przedtem jednak wysłał im telepatyczny komunikat. To *był* i *nie był* Komandor Puretide. Puretide'ów było... wielu. Czekali pod ziemią, w laboratoriach, w próbówkach. Każdy kolejny coraz perfekcyjniejszy. Wszyscy tu, na Veren. Musieli zostać eksterminowani, a wiedza o nich wymazana. Konsekrator był w ciężkim stanie. Wymagał podłączenia do aparatury... inaczej mógł nie przeżyć. Apolin miał związane ręce, podobnie jak konsyliarz od Żelaznych Dłoni. Sojusznicy też ponieśli straty - na blisko trzydziestu marines z pierwszej fali, dziesięciu było martwych (przy czym aż ośmiu w starciu z elitą komandorską), cała reszta ciężko ranna/uszkodzona (acz na chodzie), w tym Gdolkin. Wszystkie drop-pody zostały zniszczone lub ciężko uszkodzone i wyłączone z akcji. Ale Żelazny Ojciec nie miał zamiaru zmieniać planu. Skontaktowali się poprzez vox z Killteam Vorcens. Brat Josef od Howling Griffons potwierdził udział swojej drużyny w kontrnatarciu, ale on i jego bracia jechali na oparach - ostatnie magazynki, brak granatów, sporo uszkodzeń, ciężkie ranny, wyczerpanie. Wesprą jednak drugą falę Iron Hands w przeganianiu wrażej awangardy. Trzeba było ją zniszczyć - teraz, póki wróg nie miał głównodowodzącego. Nic tu po Deathwatch. Kilku marines mogło owszem przydać się Gdolkinowi, ale jego ludzie są twardzi, a wróg rozbity i uciekający - teraz nawet w panice. DW musiało przeć dalej. Musieli uderzyć w serce i ariergardę Armii Czystej Fali. Wynaleźć oficerów i ich zlikwidować. Odnaleźć zaopatrzenie i je unicestwić. Sabotować pojazdy. Wprowadzić zamieszanie. Przerwać linie komunikacyjne. Urzeźbić nieociosaną masę tej "armii" pod końcowe zwycięstwo. Musieli iść na polowanie. A nie było tutaj lepszego łowcy niż Kadir. Kadir, któremu jako żywo przed oczyma stawały sceny z przeszłości. Jego Próba Aspiranta. Przeszłość zlewała się z teraźniejszością. Wystarczyło ją przekuć w przyszłość. Tryumf. Ale musieli to zrobić bez Janusa. Widząc zmasakrowane ciało i zbroję brata, coś go tknęło. Zdjął swój ciężki bolter i plecak z amunicją oraz parę innych zbędnych rzeczy, zostawiając sobie tylko pistolet i nóż. Z wizgiem przeciążanych serwomotorów pancerza wspomaganego i warknięciem wysiłku, podniósł brata i zarzucił go sobie na ramię. On miał inny cel. Z mapy wiedział, gdzie był szpital polowy - parę przełęczy... i skalistych szczytów dalej. Potwierdził jego obecność kontaktem vox. Przed nim wspinaczka, zejścia i wyczerpujący marsz. Wyścig z czasem o życie kronikarza, który bez wahania wypełnił obowiązek i poświęcił się dla dobra misji. Dla dobra Imperatora. Przed nim czerniejące chmury i wzbierający wiatr. Wichura w górach. Nic to. On już to przechodził. Jako Aspirant, zwyczajny młokos, w niebotycznych szczytach i głębokich rozpadlinach na Macragge. Jego własna próba... była właśnie po to. Mechanika Testowo seria z Burst Cannona Puretide'a vs Zahariel: 72/90 (BS 60 +20 Full Auto +10 Short Range), 2/10 hitów, Pen 4, Energy dmg 2k10+2: 6+1+2=9; 2+9+2=13, lokacje prawa ręka, korpus. Redukcję stanowią 4 (5 na korpusie) pancerza już spenetrowanego i 8 Toughness Bonus. Ostatecznie: 0 i 0 dmg. Formalnie Zahariel jest teraz Nieprzytomny (Passed Out) i wprowadzony w trans z Sus-an Membrane, jest na poziomie -7 Wounds, ma 1/2 Toughness i spalił 1 Fate Point aby ocalić życie.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 14-12-2019 o 18:08. Powód: Opis działań Vermera, straty nieprzyjaciół & mechaniczny status Zahariela. |
15-12-2019, 20:21 | #45 |
Reputacja: 1 | Łaska Imperatotra. Brat Zahariel leżał u ich stóp. Prawie martwy. Prawie, robiło wielką różnicę dla wybrańca Złotego Tronu. Kadir zdjął hełm. Niebezpieczeństwo minęło i to Kronikarz był tym, który o to zadbał. Ich zakony ścierały się od czasów ich założycieli. Wilk liczył na to, że będzie mógł przynajmniej dowieść Mrocznemu Aniołowi o swojej wyższości. Ten jednak go ubiegł. Skradł całą chwałę tego starcia. Marine uśmiechnął się, był dumny z tego, że mógł walczyć przy jego boku. Był dumny, że spotkał takiego wojownika. Ale to była tylko pierwsza część zadania. Kadir pochylił się nad ciałem nieprzytomnego. Kły wysunęły się spod dziąseł.
__________________ "Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius |
15-12-2019, 22:20 | #46 |
Reputacja: 1 | Vermer wylądował na kamiennym podłożu doliny i podszedł do braci zgromadzonych wokół kronikarza. Stan psionika był ciężki i Janus zaoferował pomoc w medevac. Carny Templariusz szanował tę decyzję, mimo że nie był pewien, czy sam by się na coś takiego zdobył. Mimo utraty członka teamu, należało kontynuować walkę z Tau. Im wcześniej zniszczą klony Puretide’a tym lepiej. Zarówno dla Gwardii Imperialnej jak i Marines. Vermer wczytał na wyświetlacz przezierny w hełmie rzut terenu, jaki był widoczny na znajdującym się na orbicie okręcie. Nałożył na to dane dostarczone przez zwiadowców. Dobrze chroniony kompleks wojskowy, ukryty zarówno dla przypadkowych maruderów, jak i dla bardziej zaawansowanych jednostek wypatrujących. Na szczęście drużyna scoutów go nie przeoczyła. Budynki były zabezpieczone i schowane za tarczą energetyczną, która w teorii miała chronić przed atakiem artyleryjskim jak i uderzeniem orbitalnym. ~Ciekawe, czego najbardziej się boicie? Gdzie jest wasz czuły punkt? Na czym wam najbardziej zależy?~ myślał Vermer. Gdzieś musiał istnieć klucz do rozwikłania tej zagadki. Czarny Templariusz wywołał symulację ataku rakietowego, artyleryjskiego i orbitalnego. Obliczał trajektorie lotu pocisków, wpływ siły Coriolisa na uderzenie z orbity oraz w jaki sposób eskadra bombowców mogłaby wykonać atak pociskami o korygowanej trajektorii. Przeliczał, jakie budynki zostaną najmniej zniszczone, które zmiecione z powierzchni ziemi, które przetrwają, jeżeli są pod nimi bunkry. Na wyświetlaczu śmigały coraz to nowe wzory, kolumny liczb i wektory ataku na trójwymiarowym układzie współrzędnych. Vermer lubił liczby. Nie oszukiwały jak informacje od przesłuchiwanych jeńców. Nie były ulotne jak wspomnienia poległych, którym ktoś zjadł mózg. I w końcu, te wszystkie obliczenia nie myły obarczone subiektywnym spojrzeniem, które zakrzywiało rzeczywistość, w zależności od tego kto patrzył. Były chłodne na swój obiektywny sposób. -Bracia – zwrócił się do pozostałych członków kill-teamu –zerknijcie na moje obliczenia. Wychodzi na to, ze w kompleksie jaki odkryli nasi zwiadowcy z wysokim prawdopodobieństwem znajdują się bunkry, w których jest wystarczająco dużo przestrzeni na potężne laboratorium jak i sale do tworzenia, modyfikacji i wzmacniania tkanek. Spójrzcie na fragment terenu najbardziej chroniony przed uderzeniem z orbity. Tam może być to, czego szukamy Vermer wysłuchał instrukcji Kosmicznego Wilka. Były jasne i klarowne. Miał robić to, co potrafi najlepiej – zająć się taktyką uderzenia i wiązać walką wręcz wrogich dowódców. Templariusz był ukontentowany. Duch pancerza też. Nawet się uspokoił – przynajmniej na chwilę. |
16-12-2019, 15:07 | #47 |
Reputacja: 1 | Kestyr rozejrzał się po okolicy. Mieli teraz w zmniejszonym składzie dokończyć misję. Ale Kestyr nigdy nie czuł się wilkiem w stadzie. Jego zakon kształcił rycerzy. Rycerzy, którzy walczyli w pojedynkę. Dlatego też Techmarine rozglądał się za jakimkolwiek wymagajacym przeciwnikiem. Choć próżno było szukać czegoś takiego. Kestyr liczył na starcie z komandorem, ale Kronikarz go ubiegł. Czołgi i inne maszyny zaś raczej były domeną devastatorów. Próżno było ścierać się z nimi w walce na miecze. Toteż przemierzał kolejne metry od czasu do czasu wywołując ciche syk, syk, syk, seriami z boltera z tłumikiem. Zamykał pochód osłaniając tyły. Musieli zlokalizować innych Bitewnych Braci. A później pomyśleć co zrobić z klonami Komandora Puretide. Mieli w końcu w odwodzie ekipę saperów. Tylko, żeby saperzy mogli działać, to musieli wiedzieć co trzeba wysadzić. Ewentualnie, jeżeli uda im się dostać do zaawansowanego kompleksu laboratoriów, to jest szansa na przegrzanie ich wewnętrznych reaktorów. Tym mógłby się zająć Techmarine Kestyr.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
17-12-2019, 19:21 | #48 |
Reputacja: 1 | Apollin pracował ciężko, musiał się spieszyć by ustabilizować wszystkich przed wyruszeniem dalej, najważniejszy był brat z kill-teamu, potem inne przypadki, na pocił się przy nim trochę ale udało się, gdy tylko skończył ruszył dalej by nieść ulgę innym braciom. Gdy skończył chętnie przyjrzał się temu co chciał pokazać im brat, czuł podziw za to co uzyskał z szczątkowych informacji od zwiadowców i paru zdjęć z orbity. Gdy ruszyli nie myślał o psioniku nie czas na to, wiedział że jest w dobrych rękach, skupił się na misji, czujność przede wszystkim, za Imperatora. |
17-12-2019, 21:47 | #49 |
Reputacja: 1 | Apolin sprawdził raz jeszcze stan brata Zahariela, ale była to jedynie formalność. Odmówił podania mu Resuscitexu. Wprawdzie preparat ten rzeczywiście przywróciłby mu przytomność, to jednak było to niebezpieczne dla zdrowia. Tylko odpowiedni nadzór i aparatura szpitalna mogły bezpiecznie wybudzić krytycznie rannego Astarte z transu Sus-an. Tak więc brat Janus wziął go na swoje barki, oddając swój ciężki bolter i amunicję doń reszcie drużyny na przechowanie, po czym ruszył w podróż. Dwa dni później powrócił do swoich – nie tylko bezpiecznie odstawił brata do szpitala po morderczej przeprawie przez góry, ale także odwiedził ruiny pobliskiego kompleksu tuneli koralowych – tam, gdzie poległ niejaki brat Tariaq. Odnalazł jego ciało i również dostarczył do szpitala, a następnie niezmordowany ruszył znów przez góry aby odnaleźć swoich współbraci. A przez te dwa dni – czterdzieści osiem godzin od rozpoczęcia desantu na Veren – działo się dużo. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6m9rjeBqVlk[/MEDIA] Wiedzeni naprzód przez brata Kadira niczym sfora wygłodniałych, polujących wilków, Killteam Yaegar głęboko infiltrował tereny zdobyte przez Tau w ostatnich tygodniach. Armia Czystej Fali była w zamieszaniu. Wprawdzie była pozbawiona naczelnego dowódcy, to jednak jakiś chain of command winien w takiej sytuacji działać. I tutaj na jaw wyszła perfidia i egoizm plugawych xenos. Tak jak w wielu innych przypadkach walk na frontach Canis, także i tutaj Tau porzucili swoich Gue'vesa na pastwę Imperialistów. Nie zorganizowano ewakuacji, wydano rozkazy utrzymania terenu za wszelką cenę i oczekiwania na „posiłki” - które, oczywiście miały nigdy nie nadejść. Kadry Łowieckie Wojowników Ognia błyskawicznie opuszczały teren walk, zostawiając za sobą jedynie chmary dronów, pola minowe i zautomatyzowane uzbrojone posterunki nasłuchowe. Piechurzy Tau pakowali się do transporterów Devilfish i wspólnie z czołgami Hammerhead oraz wojownikami w Battlesuits rejterowali. Jedyne siły (wciąż bardzo liczne) stanowiła piechota Gue'vesa – przeważnie liniowa (vel „średnia”), ze znacznie mniejszymi jednostkami lekkiej oraz ciężkiej/grenadierów (w tym przypadku po prostu ludzi w rynsztunku TauTech). Mieli dostępną jedynie lekką artylerię, brak własnego lotnictwa oraz dość niedużą ilość pojazdów zebranych zewsząd – miszmasz z pól bitew, przejętych składów, własnej produkcji bądź zakupów u przemytników broni. W ciągu sześciu godzin od uderzenia pierwszych kapsuł desantowych o powierzchnię planety, awangarda Armii została zlikwidowana. Przegrupowany klan Iron Hands parł dalej, uderzając w pierwsze, skonfundowane elementy głównego ciała Armii. A z nieba nadeszła Apokalipsa. Przywrócona do sprawności stacja orbitalna, rdzeń kontrataku przeciw Tau na Veren, splunęła wielkimi rakietami i makropociskami. Wtórowała im bombarda z Ajaxa. Potężne pociski oscylujące w sile detonacji wokół wartości jednej kilotony trotylu co pół godziny bądź godzinę spadały na wrogów niczym gradobicie. Zgliszcza i pominięte punkty przeczesywane były przez Żelazne Dłonie. Lotnictwo Imperial Navy zapewniało dominację w powietrzu i intensywne plus precyzyjne bombardowania, pomimo wysiłków wrażej obrony przeciwlotniczej. Nic nie mogło się ukryć przed wzrokiem orbitala, który co chwila robił szereg zdjęć satelitarnych całego rejonu walk. Pośrodku tego wszystkiego byli łowcy z Deathwatch. Korzystając z mocnej sieci vox zapewnianej przez stację obronną przeprowadzali zwiad, namierzanie dla lotnictwa i orbity oraz akcje sabotażowe takie jak uszkadzanie dróg i mostów, niszczenie posterunków nasłuchowych, wybijanie przejść w polach minowych, eliminację oficerów Gue'vesa oraz niszczenie konwojów z zaopatrzeniem lub składów. Poszło na to bardzo dużo zasobów osobistych, ale efekt był... wymierny. Do końca pierwszej doby główna część Armii Czystej Fali została rozbita. Wyglądało na to, że trafiła na falochron i się załamała. Drugiego dnia Tau wreszcie zmaterializowali wsparcie – i to porządne. Na wysokiej orbicie ponad Veren pojawiła się wydzielona grupa okrętów z Floty Mal'caor Shi, która od razu przystąpiła do walk z orbitalem i Ajaxem. Eskadry myśliwców Razorshark i Barracuda weszły do atmosfery. W ciągu kilku godzin z dominatorów powietrza piloci IN stali się zwierzyną walczącą o życie. Bombardowania lotnicze i orbitalne zostały wstrzymane. Nawet Thunderhawki Żelaznych Dłoni były zaangażowane w obronę macierzystego krążownika. A bez wsparcia z orbity i powietrza, nie było tak łatwo z ariergardą Armii Czystej Fali. Około osiemdziesiąt kilometrów od miejsca zrzutu Iron Hands i Deathwatch, oddziały Gue'vesa z tej formacji oraz niedobitki z innych zorganizowały sensowną linię oporu, korzystając z „typowych” gwardyjskich sposobów opisywanych w „Tactica Imperialis”. Cholerni złodzieje dóbr intelektualnych. W dodatku wspierały ich drużyny Tau Pathfinders, które działały w podobny sposób co Killteam Yaegar (choć może nie tak otwarcie i skutecznie, za to zdecydowanie częściej jako snajperzy i harcownicy). Lotnictwo i orbita były zajęte sobą. Iron Hands z pewnym ociąganiem i niechęcią graniczącą z otwartą wrogością zmuszone były przyjąć wsparcie ze strony reorganizujących się sił Imperial Guard. Pozostałe jednostki artylerii ludzkiej armii Imperium waliły ile mogły, natomiast kompanie lekkiej piechoty z Monrass „Scythewind” Recon i liniowej oraz saperów z Maccabean Janissaries podeszły pod front. Obydwa killteamy Deathwatch również się zaangażowały w walnym starciu. Przez całe popołudnie, wieczór i noc, wrogi opór został złamany w ciężkich, bezustannych walkach, a front został cofnięty kolejne dwadzieścia kilometrów. Wróg się sypał – mimo braku bombardowań, nieco większego wsparcia ze strony Tau i znaczącej przewagi liczebnej (same siły ariergardy były dziesięciokrotnie liczniejsze od Imperialistów zgromadzonych w tym spontanicznym, „pełzającym kontrataku”), nie był w stanie dorównać Adeptus Astartes. Przynajmniej do czasu późniego poranka trzeciej doby, kiedy pewne elementy Kadr Łowieckich wróciły... z trzema „Puretide'ami”. To był jakiś koszmar. Z początku było niezłe zamieszanie, gdyż niewielkie drużyny skafandrów bitewnych pojawiały się wszędzie... i wszędzie przewodził im Komandor Puretide, jak nowy. Bo był nowy. Zabili go i uciekł... a przynajmniej przysłali jego „brata”. Dopiero później Imperialni zorientowali się, że mają naprzeciwko siebie nie jednego, a trzech komandorów, w dodatku o podobnych umiejętnościach. Źle to wyglądało. Południe, trzecia doba od rozpoczęcia Misji „Exitus Acta Probat”. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UBjlkFpuSfc[/MEDIA] Obydwa Killteamy prawie w komplecie, nie licząc Zahariela. Kompletny Killteam Yaegar oraz ich starsi bracia – Techmarine Calibos od Aniołów Zemsty, Szturmowy Slain od Minotaurów, i sam lider, Taktyczny Josef Vorcens od Wyjących Gryfonów. Ciężko ranni, wypstrykani z zapasów i amunicji, z mocno poobijanym sprzętem, ale sprawni i stojący na nogach. Był także Żelazny Ojciec i jego porucznicy. Wszyscy naradzali się w wypalonych ruinach dużego, płytkiego bunkra. Jego front, zrujnowany przez broń plazmową i rakiety, był skierowany na południe – tam, skąd wróg nacierał tygodnie temu. Zniszczony podczas walk, jedynie uprzątnięty, chwilowo używany jako magazyn i porzucony, dziś znów służył prawowitym właścicielom. - Bracia. – podjął Vorcens głosem, w którym pobrzmiewało zmęczenie – Mogę was zapewnić, że ta eskadra na orbicie tylko czeka na dogodną okazję do zrzucenia dodatkowych kadr myśliwskich. Jak tylko zyskają dominację aero-astro, będziemy mieli podwójną ilość najniebezpieczniejszych wrogów. Podwójną, bo kadry „pierwszego” Puretide'a w większości wycofały się zaraz po uzyskaniu komunikatu o śmierci komandora. Teraz mamy do czynienia tylko z niewielkim ułamkiem. Będą słać te klony aż do momentu, kiedy któremuś się uda wynaleźć słabe punkty i opracować metastrategię w stylu Mont'ka, Zabójczego Uderzenia. Musimy się przedrzeć do tego ukrytego kompleksu, zlikwidować go. Ojcze Gdolkinie, upewnijcie się, że już zidentyfikowane klony nie przeżyją. - Tak się stanie. – wychrypiał Żelazny Ojciec – Aczkolwiek wiedzcie, że prawdopodobieństwo zwycięstwa zaczyna spadać. Moi bracia na Ajaxie działają z największą precyzją i bez wytchnienia, jednak flotylla Tau jest silna. Szacujemy, że stacja orbitalna może zostać wkrótce zniszczona. Ponadto bez dominacji w powietrzu nie mamy co liczyć na regularne dostawy zaopatrzenia z orbity. Jakkolwiek byłoby to... niewskazane, to musimy korzystać z liczebności i logistyki Imperialnej Gwardii. Ale jednostki zwyczajnych ludzi już załamały się pod nawałnicą Tau i zdrajców, więc załamią się po raz kolejny. Gramy w limitowanych ramach czasowych... bracia. Vorcens kiwnął głową i spojrzał po swoich. Pierwszy odezwał się Calibos. - Do diabła z ludźmi. Niech wiążą główne siły nieprzyjaciela, my natomiast powinniśmy przejść do defensywy. Dać sobie chwilę wytchnienia, zgromadzić zapasy, przygotować reduty. Możemy się bronić miesiącami, zużywając zasoby stopniowo, a wróg wykrwawiałby się... i wystawiłby na następny kontratak oraz na akcje sabotażowe. - Rzeczywiście, ci ludzie z gwardii mogą nam posłużyć wyłącznie za mięso armatnie i związać siły wroga. Ale ja optuję za bezpośrednim uderzeniem całości sił Astartes na bazę. Dowództwo krucjaty i tak przyśle więcej mięsa na Veren. Nie ma sensu tej batalii przedłużać ani dbać o życie czy zdrowie słabeuszy, których powinnością jest i tak umrzeć w służbie Złotego Tronu. Jak najszybsza eliminacja kompleksu, a potem pozostałych klonów, wytrąci dowództwu Tau logiczny argument do dalszych walk o ten rejon planety. Zostawią swoich ludzkich służących na pastwę losu, jak wcześniej, a my ich rozmażemy po skałach. – oponował Slain. - A wy bracia? – Vorcens zwrócił się do Killteamu Yaegar.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |
17-12-2019, 22:26 | #50 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Stalowy : 17-12-2019 o 22:47. |