Patricia zaraz po przekazaniu wiadomości poczuła że coś jest nie tak. Instynktownie schowała się z powrotem do cienia. Nie wiedziała do końca dlaczego ale miała wrażenie, że jest to słuszna decyzja. Nie wychylała się do czasu aż byli bezpieczni. A biorąc pod uwagę ciągle zmieniające się cienie i chwilowy paraliż nie było to takie proste.
W końcu zauważyła jednak że widoki za oknami batmobilu zmieniły się z rozmazanej smugi w stały obraz. Wychyliła najpierw dłoń, a gdy przekonała się, że faktycznie stoją w miejscu, wysunęła też głowę. Dziwnie się czuła spoglądając z dołu na Adama i Angelę, niczym jakiś karykaturalny karzełek. Z przodu siedział jeszcze Witold ale u niego widziała tylko sylwetkę. Miała wrażenie, że czekają na nią z rosnącym zniecierpliwieniem.
- Spójrzcie na niebo – powiedziała, kiwając głową. – I nie chodzi mi o to, że jest czerwone. W jednym punkcie odbarwia się bardziej na fioletowo. Facet powiedział, żeby nie tracić nadziei i zawierzyć w Dom Boży. Ludzie, którzy tracą nadzieje patrzą właśnie w niebo. To pewnie tam znajduje się epicentrum tego całego cholerstwa!
__________________ you will never walk alone |