Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2019, 21:47   #49
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Apolin sprawdził raz jeszcze stan brata Zahariela, ale była to jedynie formalność. Odmówił podania mu Resuscitexu. Wprawdzie preparat ten rzeczywiście przywróciłby mu przytomność, to jednak było to niebezpieczne dla zdrowia. Tylko odpowiedni nadzór i aparatura szpitalna mogły bezpiecznie wybudzić krytycznie rannego Astarte z transu Sus-an. Tak więc brat Janus wziął go na swoje barki, oddając swój ciężki bolter i amunicję doń reszcie drużyny na przechowanie, po czym ruszył w podróż. Dwa dni później powrócił do swoich – nie tylko bezpiecznie odstawił brata do szpitala po morderczej przeprawie przez góry, ale także odwiedził ruiny pobliskiego kompleksu tuneli koralowych – tam, gdzie poległ niejaki brat Tariaq. Odnalazł jego ciało i również dostarczył do szpitala, a następnie niezmordowany ruszył znów przez góry aby odnaleźć swoich współbraci.

A przez te dwa dni – czterdzieści osiem godzin od rozpoczęcia desantu na Veren – działo się dużo.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6m9rjeBqVlk[/MEDIA]

Wiedzeni naprzód przez brata Kadira niczym sfora wygłodniałych, polujących wilków, Killteam Yaegar głęboko infiltrował tereny zdobyte przez Tau w ostatnich tygodniach. Armia Czystej Fali była w zamieszaniu. Wprawdzie była pozbawiona naczelnego dowódcy, to jednak jakiś chain of command winien w takiej sytuacji działać. I tutaj na jaw wyszła perfidia i egoizm plugawych xenos.

Tak jak w wielu innych przypadkach walk na frontach Canis, także i tutaj Tau porzucili swoich Gue'vesa na pastwę Imperialistów. Nie zorganizowano ewakuacji, wydano rozkazy utrzymania terenu za wszelką cenę i oczekiwania na „posiłki” - które, oczywiście miały nigdy nie nadejść. Kadry Łowieckie Wojowników Ognia błyskawicznie opuszczały teren walk, zostawiając za sobą jedynie chmary dronów, pola minowe i zautomatyzowane uzbrojone posterunki nasłuchowe. Piechurzy Tau pakowali się do transporterów Devilfish i wspólnie z czołgami Hammerhead oraz wojownikami w Battlesuits rejterowali. Jedyne siły (wciąż bardzo liczne) stanowiła piechota Gue'vesa – przeważnie liniowa (vel „średnia”), ze znacznie mniejszymi jednostkami lekkiej oraz ciężkiej/grenadierów (w tym przypadku po prostu ludzi w rynsztunku TauTech). Mieli dostępną jedynie lekką artylerię, brak własnego lotnictwa oraz dość niedużą ilość pojazdów zebranych zewsząd – miszmasz z pól bitew, przejętych składów, własnej produkcji bądź zakupów u przemytników broni.

W ciągu sześciu godzin od uderzenia pierwszych kapsuł desantowych o powierzchnię planety, awangarda Armii została zlikwidowana. Przegrupowany klan Iron Hands parł dalej, uderzając w pierwsze, skonfundowane elementy głównego ciała Armii. A z nieba nadeszła Apokalipsa. Przywrócona do sprawności stacja orbitalna, rdzeń kontrataku przeciw Tau na Veren, splunęła wielkimi rakietami i makropociskami. Wtórowała im bombarda z Ajaxa. Potężne pociski oscylujące w sile detonacji wokół wartości jednej kilotony trotylu co pół godziny bądź godzinę spadały na wrogów niczym gradobicie. Zgliszcza i pominięte punkty przeczesywane były przez Żelazne Dłonie. Lotnictwo Imperial Navy zapewniało dominację w powietrzu i intensywne plus precyzyjne bombardowania, pomimo wysiłków wrażej obrony przeciwlotniczej. Nic nie mogło się ukryć przed wzrokiem orbitala, który co chwila robił szereg zdjęć satelitarnych całego rejonu walk.

Pośrodku tego wszystkiego byli łowcy z Deathwatch. Korzystając z mocnej sieci vox zapewnianej przez stację obronną przeprowadzali zwiad, namierzanie dla lotnictwa i orbity oraz akcje sabotażowe takie jak uszkadzanie dróg i mostów, niszczenie posterunków nasłuchowych, wybijanie przejść w polach minowych, eliminację oficerów Gue'vesa oraz niszczenie konwojów z zaopatrzeniem lub składów. Poszło na to bardzo dużo zasobów osobistych, ale efekt był... wymierny.

Do końca pierwszej doby główna część Armii Czystej Fali została rozbita. Wyglądało na to, że trafiła na falochron i się załamała.

Drugiego dnia Tau wreszcie zmaterializowali wsparcie – i to porządne. Na wysokiej orbicie ponad Veren pojawiła się wydzielona grupa okrętów z Floty Mal'caor Shi, która od razu przystąpiła do walk z orbitalem i Ajaxem. Eskadry myśliwców Razorshark i Barracuda weszły do atmosfery. W ciągu kilku godzin z dominatorów powietrza piloci IN stali się zwierzyną walczącą o życie. Bombardowania lotnicze i orbitalne zostały wstrzymane. Nawet Thunderhawki Żelaznych Dłoni były zaangażowane w obronę macierzystego krążownika.

A bez wsparcia z orbity i powietrza, nie było tak łatwo z ariergardą Armii Czystej Fali. Około osiemdziesiąt kilometrów od miejsca zrzutu Iron Hands i Deathwatch, oddziały Gue'vesa z tej formacji oraz niedobitki z innych zorganizowały sensowną linię oporu, korzystając z „typowych” gwardyjskich sposobów opisywanych w „Tactica Imperialis”. Cholerni złodzieje dóbr intelektualnych. W dodatku wspierały ich drużyny Tau Pathfinders, które działały w podobny sposób co Killteam Yaegar (choć może nie tak otwarcie i skutecznie, za to zdecydowanie częściej jako snajperzy i harcownicy).

Lotnictwo i orbita były zajęte sobą. Iron Hands z pewnym ociąganiem i niechęcią graniczącą z otwartą wrogością zmuszone były przyjąć wsparcie ze strony reorganizujących się sił Imperial Guard. Pozostałe jednostki artylerii ludzkiej armii Imperium waliły ile mogły, natomiast kompanie lekkiej piechoty z Monrass „Scythewind” Recon i liniowej oraz saperów z Maccabean Janissaries podeszły pod front. Obydwa killteamy Deathwatch również się zaangażowały w walnym starciu. Przez całe popołudnie, wieczór i noc, wrogi opór został złamany w ciężkich, bezustannych walkach, a front został cofnięty kolejne dwadzieścia kilometrów. Wróg się sypał – mimo braku bombardowań, nieco większego wsparcia ze strony Tau i znaczącej przewagi liczebnej (same siły ariergardy były dziesięciokrotnie liczniejsze od Imperialistów zgromadzonych w tym spontanicznym, „pełzającym kontrataku”), nie był w stanie dorównać Adeptus Astartes.

Przynajmniej do czasu późniego poranka trzeciej doby, kiedy pewne elementy Kadr Łowieckich wróciły... z trzema „Puretide'ami”. To był jakiś koszmar. Z początku było niezłe zamieszanie, gdyż niewielkie drużyny skafandrów bitewnych pojawiały się wszędzie... i wszędzie przewodził im Komandor Puretide, jak nowy. Bo był nowy. Zabili go i uciekł... a przynajmniej przysłali jego „brata”. Dopiero później Imperialni zorientowali się, że mają naprzeciwko siebie nie jednego, a trzech komandorów, w dodatku o podobnych umiejętnościach. Źle to wyglądało.


Południe, trzecia doba od rozpoczęcia Misji „Exitus Acta Probat”.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UBjlkFpuSfc[/MEDIA]

Obydwa Killteamy prawie w komplecie, nie licząc Zahariela. Kompletny Killteam Yaegar oraz ich starsi bracia – Techmarine Calibos od Aniołów Zemsty, Szturmowy Slain od Minotaurów, i sam lider, Taktyczny Josef Vorcens od Wyjących Gryfonów. Ciężko ranni, wypstrykani z zapasów i amunicji, z mocno poobijanym sprzętem, ale sprawni i stojący na nogach. Był także Żelazny Ojciec i jego porucznicy.

Wszyscy naradzali się w wypalonych ruinach dużego, płytkiego bunkra. Jego front, zrujnowany przez broń plazmową i rakiety, był skierowany na południe – tam, skąd wróg nacierał tygodnie temu. Zniszczony podczas walk, jedynie uprzątnięty, chwilowo używany jako magazyn i porzucony, dziś znów służył prawowitym właścicielom.

- Bracia. – podjął Vorcens głosem, w którym pobrzmiewało zmęczenie – Mogę was zapewnić, że ta eskadra na orbicie tylko czeka na dogodną okazję do zrzucenia dodatkowych kadr myśliwskich. Jak tylko zyskają dominację aero-astro, będziemy mieli podwójną ilość najniebezpieczniejszych wrogów. Podwójną, bo kadry „pierwszego” Puretide'a w większości wycofały się zaraz po uzyskaniu komunikatu o śmierci komandora. Teraz mamy do czynienia tylko z niewielkim ułamkiem. Będą słać te klony aż do momentu, kiedy któremuś się uda wynaleźć słabe punkty i opracować metastrategię w stylu Mont'ka, Zabójczego Uderzenia. Musimy się przedrzeć do tego ukrytego kompleksu, zlikwidować go. Ojcze Gdolkinie, upewnijcie się, że już zidentyfikowane klony nie przeżyją.

- Tak się stanie. – wychrypiał Żelazny Ojciec – Aczkolwiek wiedzcie, że prawdopodobieństwo zwycięstwa zaczyna spadać. Moi bracia na Ajaxie działają z największą precyzją i bez wytchnienia, jednak flotylla Tau jest silna. Szacujemy, że stacja orbitalna może zostać wkrótce zniszczona. Ponadto bez dominacji w powietrzu nie mamy co liczyć na regularne dostawy zaopatrzenia z orbity. Jakkolwiek byłoby to... niewskazane, to musimy korzystać z liczebności i logistyki Imperialnej Gwardii. Ale jednostki zwyczajnych ludzi już załamały się pod nawałnicą Tau i zdrajców, więc załamią się po raz kolejny. Gramy w limitowanych ramach czasowych... bracia.

Vorcens kiwnął głową i spojrzał po swoich. Pierwszy odezwał się Calibos.

- Do diabła z ludźmi. Niech wiążą główne siły nieprzyjaciela, my natomiast powinniśmy przejść do defensywy. Dać sobie chwilę wytchnienia, zgromadzić zapasy, przygotować reduty. Możemy się bronić miesiącami, zużywając zasoby stopniowo, a wróg wykrwawiałby się... i wystawiłby na następny kontratak oraz na akcje sabotażowe.

- Rzeczywiście, ci ludzie z gwardii mogą nam posłużyć wyłącznie za mięso armatnie i związać siły wroga. Ale ja optuję za bezpośrednim uderzeniem całości sił Astartes na bazę. Dowództwo krucjaty i tak przyśle więcej mięsa na Veren. Nie ma sensu tej batalii przedłużać ani dbać o życie czy zdrowie słabeuszy, których powinnością jest i tak umrzeć w służbie Złotego Tronu. Jak najszybsza eliminacja kompleksu, a potem pozostałych klonów, wytrąci dowództwu Tau logiczny argument do dalszych walk o ten rejon planety. Zostawią swoich ludzkich służących na pastwę losu, jak wcześniej, a my ich rozmażemy po skałach. – oponował Slain.

- A wy bracia? – Vorcens zwrócił się do Killteamu Yaegar.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline