Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2019, 22:26   #50
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację

Retrospekcja


Nie mamy wolnego thunderhawka.
Nie mamy dominacji powietrznej.
W pobliżu dalej mogą być tau w swoich exo-szkieletach.
Nie mamy jak go przetrwansportować.
Nie mamy wolnych zasobów.
Nie możemy nic więcej dla niego zrobić.

Janusz żadnym gestem nie pokazał że informacje które do niego dotarły, poruszyły go. Kiedy powiedziano że nic więcej nie można zrobić natychmiast przywołał na własny HUD mapę. Zlokalizował szpital polowy. Użył voxa by się z nimi skontaktować. Placówka dalej się trzymała. Więcej mu nie było potrzeba.
Strzeliły zabezpieczenia. Zasobnik z amunicją odpadł, a ciężki bolter został położony na ziemi.

- Może się wam przydać. Jest załadowany Krakenami.
- rzekł i podszedł do ciała Kronikarza.

Konsekrator by ciężki, ale nie na tyle by Janus sobie nie był w stanie poradzić.

- Powodzenia bracie Janus. Dołącz do nas szybko. - rzekł mu na pożegnanie Jaegar.

Janus skinął jemu i pozostałym głową.

*

Tak jak wielu mieszkańców Macragge, Janus jeszcze jako dziecko miał pewne pojęcie o tym jak w górach przetrwać. Jednak wiedza, a doświadczenie to dwie różne rzeczy. To drugie musiał zdobyć w najbardziej niebezpieczny sposób - samemu, porzucony głęboko w głuszy nieprzebytych górskich łańcuchów ojczystej planety. Nie bądąc nawet w pełni świadomy ogromu niebezpieczeństw czekających na człowieka w tej niebezpiecznej krainie musiał chronić się przed drapieżcami, zdobyć pożywienie, a w pewnym momencie i samemu ze zwierzyny stać się myśliwym. Przez tygodnie nie widział ludzi i kogoś o słabszej psychice mogłoby to doszczętnie złamać.
Zaprawdę Próba jaką przebył odcisnęła na nim swoje piętno. Nauczył się szanować ciszę, dlatego bez powodu jej nie zakłócał.
Lecz dziś nie miał ani stać się myśliwym, ani nie miał zapolować. Musiał po prostu być Bratem dla Zahariela - Konsekratora, który bez mrugnięcia okiem poświęcił się by wykonać zadanie i wygrać bitwę którą toczyli.
Janus z uporem, trzymając na swoich barkach okaleczonego i śmiertelnie rannego Kronikarza kroczył pod górę pozostawiając siły Żelaznych Dłoni i swojej drużyny daleko za sobą.

Pierwsza godzina marszu minęła spokojnie. Słychać było w oddali wybuchy, wystrzały i inne oznaki walki. Jednak nic z tego nie stanowiło zagrożenie dla Janusa. Krocząc dnem dolinki dotarł do miejsca gdzie grunt zaczynał coraz ostrzej wędrować ku górze. Czasem musiał zacząć się wspierać rękoma. Skały były strome, ale to nie było nic takiego. Miał doświadczenie, a pancerz chronił jego skórę zarówno przed ostrymi krawędziami kamieni, jak i przed wichrem, który smagał jego i kronikarza.
Największym wyzwaniem było tylko odnalezienie odpowiedniej ścieżki dla siebie. Masa jaką stanowił wraz z rannym towarzyszem robiła znaczącą różnicę. Jego ręce były w stanie utrzymać ciężar ich obu… ale skały to już inna sprawa. Musiał szukać na bieżąco łagodniejszych podejść, takich które nie wymagałyby wspinaczki.

Pierwszą przełęcz osiągnęli w ciągu dwóch godzin. Rozciągał się z niej wspaniały widok, ale Janus nawet nie zwrócił na niego uwagi. Był w pełni skupiony na dalszej wędrówce, nie przystając nawet na chwilę by odpocząć. Każdy moment, każda minuta opóźnienia zmniejszały szanse Zahariela na przeżycie.

***

Dojrzeli ich i natychmiast wzięli na cel. Pancerny olbrzym schodzący z gór, targający na plecach swojego towarzysza. Dopiero kiedy byli dużo bliżej żołnierze który trzymali wartę, zdjęli ich z celu. Ruch ciężarówek i transporterów sunących nabrzeżem, dostarczających rannych do placówki prawie zamarł.

Warowny obóz był dobrze przygotowany na odparcie ataku, lecz już na pierwszy rzut oka dla Janusa było jasne, że gdyby których z klonów Puretide’a wziął się do roboty to byłaby to przeszkoda która nawet by nie spowolniła marszu armii tau. Okop, worki z piaskiem, postawione na szybko budynki z plastali oraz kilkanaście gniazd ciężkiej broni mogły powstrzymać piechotę, ale nie wyspecjalizowane wojska xenos.
Trzymający wartę przy bramie gwardziści padli na kolana kiedy Janus przechodził obok nich.

- Mój panie! - zawołał jeden z nich.

- Prowadźcie do lazaretu. Prędko. - rzekł przez wokoder hełmu Janus nie zwalniając.

Gwardzista który miał odwagę się odezwać zaraz poderwał się i ruszył truchtem do jednego z budynków. Janus ruszył za nim.

Dla Zahariela wciąż istniała szansa na przeżycie.

***

Śmiertelnicy uwijali się przy ciele pół-boga starając się nadrobić swoją skromną wiedzę zapałem i wiarą. Oraz sprzętem. Mając więcej zasobów mogli zdziałać dużo więcej niż konsyliarz z nathercium. Janus przyglądał się ich wysiłkom z pochmurnym obliczem. Hełm przypiął do pasa.

- Mój panie… - wydukał jeden z medyków podchodząc do Dewastatora.

- Mówcie. - odpowiedział spokojnie Janus.

- Udało nam się... ustabilizować waszego brata. - powiedział uzdrowiciel.

Na mundur gwardzisty miał narzucony lekarski kitel i fartuch pobrudzone krwią.

- Bardzo dobrze. - odpowiedział Aedilis, a po chwili dodał - Niech wam Imperator i Primarchowie wynagrodzą sprawne wypełnianie obowiązków.

- Dziękuję wam Aniele… za dobre słowo. - medyk skłonił się z wielką bogobojnością.

- Nie byliście niepokojeni przez xenos? Nie atakowali waszej placówki. - zapytał Ultramarine.

- Nie, mój panie. - odpowiedział medyk - Acz gdyby nie interwencja waszych braci z pewnością by i tutaj się pojawili. Nie jestem dość dobrze poinformowany o sytuacji, mój panie… więcej będzie wiedzieć dowódca placówki.

Janus skinął głową.

- Pozostawiam Brata Zahariela… pod waszą opieką. Imperator strzeże. - odpowiedział unosząc dłoń ku medykowi w geście błogosławieństwa.

- Dzię… dziękuję mój panie. - odpowiedział tamten.

Astarte Ultra odwrócił się i ruszył do wyjścia z budynku. Przez całą rozmowę nie patrzył na śmiertelnika, dopiero kiedy go odprawił zaszczycił go lekkim skinieniem głowy prosto w jego stronę.

***

Dowódca placówki był oficerem w stopniu porucznika o nazwisku Brandon. Był człowiekiem, który przez ostatnie godziny ledwie trzymał nerwy na wodzy zdając sobie sprawę że atak tau prędzej czy później dotarłby tutaj. Teraz dzięki kontrze Żelaznych Dłoni ich szanse na ocalenie znacząco wzrosły, acz wciąż obawiał się, że część wojsk xenos może chcieć się wycofać przez placówkę dowodzoną przez niego. Obecność Anioła Śmierci z jednej strony go koiła. Był to mówiący spokojnie typ, żądający konkretów i nie oceniający człowieka. Przynajmniej taki się zdawał. Astarte chciał wiedzieć co się działo przez ostatnie parę godzin. Nie skomentował, że dowódca miał do dyspozycji tylko wydrukowane na wielkich arkuszach papieru mapy. Nie skomentował, że w pomieszczeniu pachniało palonymi w dużej ilości lho, ani to że po kątach walały się słabo schowane flaszki po alkoholu szemranego pochodzenia. Komisarz Blaze który nadzorował Brandona leżał sam ranny w lazarecie i porucznik czuł się odrobinę swobodniej. Z reszta. I sam komisarz Blaze też nie wylewał za kołnierz kiedy nikt nie patrzył, Brandon był tego całkowicie pewien.

W pewnym momencie pochylający się nad mapą Anioł postukał opancerzonym palcem pewien punkt. Zerknął do innej mapy, a potem jeszcze na jakiś pergamin.

- Poruczniku. Będę potrzebował niewielkiej łodzi z załogą. - rzekł spokojnie podnosząc wzrok na oficera.

Ten tylko skinął głową woląc nie dyskutować.

***

Niewielki kuter patrolowy z Janusem na pokładzie wypłynął i w ciągu kilkudziesięciu minut dotarł do miejsca które wskazał. A potem Dewastator chwycił linę, przyczepił do pasa, kazał czekać i skoczył za burtę.
Dobre dwie godziny załoga czekała słuchając przez vox meldunków o tym co dzieje się na polach bitew i wypatrując sił wroga. Jednak nic takiego nie widzieli więc wkrótce zwyciężyła nuda. Dopiero kiedy coś zaczęło szarpać liną, włączyli wyciągarkę i z bronią w ręku czekali na dalszy rozwój wypadków.

Ku ich zdumieniu nie powrócił tylko Janus. Oprócz niego na wyciągarce zaczepiony był drugi marine… a raczej tylko ciało. Straszliwe rany i wgniecenia na pancerzu wskazywały że wyłowiony był już trupem. Załoganci przeżegnali się na widok poległego marine. Janus dał im moment na cichą kontemplację po czym polecił by łódź ruszyła z powrotem do warowni w której znajdował się szpital polowy.

Janus w milczeniu piastował wartę przy poległym Bracie Tariaqrze jeszcze przez wiele godzin po tym jak dotarli na miejsce.
Kiedy w końcu zdołał pożegnać poległego oznajmił porucznikowi dowodzącemu garnizonem że pozostawia obu braci pod opieką Imperialnej Gwardii do czasu odebrania ich przez marines z zakonu Żelaznych Dłoni.

Bez słowa wyszedł przez główną bramę warowni i ruszył ku górom, tą samą drogą którą tutaj przyszedł. Szło mu dużo szybciej teraz kiedy odpowiedzialność za brata Zahariela już nie spoczywała na jego barkach.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 17-12-2019 o 22:47.
Stalowy jest offline