Południe 22 Brauzeit 2518 KI, okolice Herrendorfu
Między zamulonymi i przykrytymi gnijącą materią zbiornikami wodnymi, a może szlamowymi, choć coś tam żyło, wiła się ścieżka, z pozoru równoległa do linii pagórków i skarlałych drzew, za którą ukrywał się Herrendorf. Podobne rachityczne, na wpół martwe dendrony wyłaniały się z toni mokradeł. Zdawkowo eleganckie na tę sytuację, trzewiki panny Hochberg zagłębiały się miękko w mokrym gruncie. Stawiała kroki uważnie, nigdzie się właściwie nie śpiesząc, bo i nigdzie nie zmierzając. Pomyślała, że szkoda byłoby spłoszonej zwierzyny, a jej myśli dziwnie powędrowały do młodego łowcy.
Kiedy jednak Mayer pojawił się koło niej i niespodziewanie zaczepił rozmową, najpierw się wzdrygnęła, nie oczekując w istocie zainteresowania kogokolwiek. Przystanęła. Choć w duszy, tego to właśnie pragnęła, zakneblowało ją jak na przesłuchaniu inkwizycji. Przywołała za to na usta entuzjastyczny i naiwny uśmiech panny, która pierwszy raz w życiu roznosi posiłki w karczmie dla najemników. Zalśniły nawet oczy, zdumiewająco unisono, zgodne jak nigdy.
Ręką zbrojną w szpadel wskazała daleko na horyzont. - Tam zniknął, dlatego właśnie nie mam odwagi iść dalej od murów. - zdjęła z głowy czapkę nausznicę, wyściełaną od środka futrem, a kiedy to czyniła umyte rano w ziołach włosy stanęły dęba naelektryzowane, czyniąc z oblicza czarownicy blade słońce w czarnych promieniach. - Magia? - popatrzyła zalotnie w oczy Felixa.
Ruszyła na powrót, ale bardzo wolno, by utrzymać delikatną więź zainteresowania, którą chyba z woli bogów zyskała.
- Pytałeś, czy patrzyłam, tak patrzyłam. Widziałam to, ukryło się tam gdzie wskazałam, ale nie jestem biegłą mistrzynią jak Katerina. - zwróciła wzrok znów do łowcy - Czy to nie dziwne, że ja patrzyłam, ty pomyślałeś, a mistrzyni nie nakazała dokładnego rozeznania? Cieszę się, że zapytałeś, bo myślałam, że oszalałam. Tak wiele nieobrazów widziałam w nocy i czyniąc zwiad. Te wrażenia nie są takie jak je postrzegasz ty, słyszę czerwień, czuję zapach strachu, powiesz, że i ty go znasz, od zaszczutych zwierząt. Nic podobnego, to fetor, który po prostu wywołuje, strach, panikę, beznadziejność, choć można i czuć zapach pieśni, szczęścia narodzin. - wbiła wzrok w chłopaka - zobaczyć smak miłości. Nie wszystko po drugiej stronie magicznych wrót jest chaosem.
Znów się spłoszyła własną otwartością, nieporadnie, ale skutecznie wzięła młodego Mayera pod ramię - Wybacz, niepotrzebnie trapie cię szczegółami. Chciałabym przejść wzdłuż linii tamtych karlaków - wskazała na pokraczne dendrony na wzgórzach opasających Herrendorf - później musimy już wracać, żeby spotkać się z czarodziejką. Ciągle liczę na coś do jedzenia, bo na wikcie z mułu to i trzech dni nie pociągniemy. Felixie liczę na ciebie, może powinieneś pójść przodem wypatrywać zwierza. Ja będę baczyć na słońce.
Już uwolniwszy łowcę dodała - Przyjacielu, musimy się wspierać, wzmocnić grupę. Proszę porozmawiajmy przed wieczorem. Teraz powinniśmy skupić się na pozyskaniu jedzenia i wiadomości o tropach plugawców. Raz jeszcze dziękuje ci, że pytasz o dar. Większość woli milczeć. Stań proszę przy mnie na murach w nocy, opowiem ci co widzę, jeśli spytałeś o to, możliwym jest, że i ty nosisz ukryty dar.
Nie była przekonana, czy nie potraktowała młodego Mayera zbyt obcesowo, ale po niewyważonej pierwszej reakcji musiała się jakoś ratować.