Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2019, 00:09   #114
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Ukochana Loretto


Zaiste podróż z dziedzicami Ventriculle wydaje się bezpieczną i dobrze zorganizowaną, rejs do Tulonu przebiegł tak spokojnie, że nie bałbym się zabrać Ciebie najdroższa. Delta Rhone zdaje się być w świetnej kondycji, co czyni mnie spokojnym o nasz dom. Na morzu prawie nie czuliśmy zapachu ropy, a już zupełnie gdy tuliłem twarz szalem od Ciebie. Brakowało tylko kojącej muzyki skrzypiec mojej żony, którą niezdarnie naśladował wiatr szarpiący fale i nasze odzienie.

Tulon w rzeczywistości jest dużym miastem, ale nie wszystko stąd przeniósłbym do wymarzonej Franki. Wykorzystawszy niewielkie opóźnienie eksplorowałem kramy grzebaczy, ale nie zobaczyłem nic co by mnie zaskoczyło.
Zarządca domu o imieniu Daniel jest uczynnym i uczciwym choć nieco nierozgarniętym człowiekiem. Wykorzystując kolację kuzyn Abdel udzielił wszystkim mistrzowskiej lekcji kultury podawania posiłku i etykiety jedzenia, byłabyś zachwycona. Nie chwaląc się wszystko pojmuję w lot i z pewnością nie przyniosę Ci wstydu na uroczystości nadania imienia, o ile ktoś popatrzy na mnie, przyćmionego Twą kochana urodą.

Ruszamy na Okopcony Szlak, wciąż czuję Cię między oczkami szala, a patrząc na wełniane sploty myślę o Twoich zwinnych jasnych dłoniach. Wędruję wyżej ku szyi, którą pieszczę, na koniec utonąć w ustach.

Twój Leo


Okopcony Szlak

Duszna atmosfera wnętrza powozu kojarzyła się Leonowi z cyrkową klatką, w której obwozi się zdeformowane dziwadła. Z tego też powodu wyzyskał pierwszą okazję, nadarzającą się przy popasie i dosiadłszy wierzchowca kontynuował podróż konno. Chciwie chwytał wszystkie ciekawskie skierowane na niego spojrzenia, często bezczelnie przyglądając się pracy ludzi przy dołach z ropą, a podczas postojów krzątaninie służby i żołnierzy.



Podręczny szkicownik zapełniał się twarzami nieznajomych, zarysami linii brzegowej, opisami próbek skał. Wyglądając łapczywie na ciemne chmury kryjące niebo wyjmował wiatromierz na tyczce, ale nic nie wróżyło burzy. Skłamałby gdyby ktoś spytał dlaczego owija się szalem, uparcie wierzył w pozostawiony tam zapach Loretty, ale czuć było tylko pot i paloną ropę. Szczęśliwie wypełniwszy pracą pierwszy dzień podróży, a zakończony niespodziewaną kąpielą, zasnął mocno i spokojnie i przespałby tak całą noc, gdyby nie szarady kuzyna przymuszającego Leona Thibauta do pojenia się w połowie snu.

Wprawdzie młody szlachcic przespał noc spokojnie, ale jakby nic mu się nie śniło. Wzbudziło to delikatną nieufność w stosunku do poczynań Abdaela, który na domiar nie przestawał przypominać o drobiazgu, który jakoby Leon przyobiecał mu wykonać, choć sam wynalazca podobnej obietnicy nie mógł sobie przypomnieć. Z czasem prośby owe zmieniały swój ton i zdawały się być pretensją, na którą rzecz jasna nie można było zaradzić w warunkach podskakującego powozu.

Kolejny dzień nie przyniósł zmiany, a tylko pogłębienie samotności na morzu bezimiennego ludzkiego tłumu. Podczas przymusowych postojów sanitarnych Leon szacował ile to dobrego gówna marnuje się rozbryzganego w rowach, składowanie tak cennego materiału pomogłoby rekultywować florę zmęczonego eksploatacją kraju. To też zapisał. Szukając punktu zaczepienia dla swego nie cierpiącego pustki umysłu obserwował najemników Barteza, zmiany wart, kto dba o broń, kto czyści konie, jak długo pozostają strażnicy na szpicy, w jakiej liczbie. Nocleg w terenie poprawił mu nastrój, był bowiem jakimś urozmaiceniem. Chętnie dołączyłby do najemników w ich niespiesznych, a wywarzonych obowiązkach, ale nazwisko kazało zostać z kuzynostwem. Ku wielkiej uldze Abdel zasnął snem sprawiedliwego, zaś wynalazca usiadł przy niewielkim ogniu z żołnierzami by raz w milczeniu, raz wśród niewybrednych żartów oddać się namiastce kobiecych pieszczot jakimi była na Okopconym Szlaku konserwacja własnej strzelby. To samo chciał uczynić z bronią dziedzica, lecz ten dzierżył ją jak starożytny władca laskę władzy. Oby nie zawiodła w decydującym momencie.

Trzeciego dnia postanowił dotrzymać towarzystwa kuzynostwu, okraszając nieznośną ciszę dowcipami zasłyszanymi wieczorem przy ogniu, czy nawet spostrzeżeniami zmian wyglądu i litofacji skał na szlaku, co wywoływało melancholie Addela i ziewanie Angeline Lei. By poprawić kuzynowi nastrój zaprezentował kilka szkiców owego zamówionego pierścienia, tłumacząc, że to jubilerska robota wymagająca spokoju i narzędzi.

- Istotnym jest oczywiście czemu ów przedmiot ma służyć, im lepiej opiszesz mi to drogi kuzynie, tym lepiej dopasuje efekt do działania. - zwrócił się do Abdela będąc pewnym, że nikt ich nie słyszy.

Kiedy nagle dookoła powozu zrobiło się ciemniej Leon Thibaut licząc na zmianę pogody, już sposobił się użyć wiatromierza, wtedy powóz niespodziewanie zatrzymał się. To nie były ciężkie masywy chmur burzowych, ani naturalna skalna przeszkoda. Drogę przegradzał wielki betonowy mur. Wynalazca wielokrotnie słyszał o podobnych bastionach, ludzie wznosili je od tysiącleci, ale to co zobaczył przerosło wyobrażenia. Tłumaczył sobie, że tak z natury bywa nawet najbardziej fantastyczne wytwory naszej wyobraźni bledną wobec rzeczywistości. Rzeczywistość przytłaczała, tak że Abdel wysiadł pierwszy, jakby chodziło o wybór jednej ze stu pięknych afrykanek. Leon wychynął zaraz za dziedzicem, na równi pragnąc cieszyć oczy egzotycznymi cudami.
Już wyciągał dłoń by pomóc kuzynce, ale w tej sztuce wyręczył go Bartez, jednak wobec monumentalnej konstrukcji uszło to uwagi wynalazcy.

Szkic autorstwa Tadeusza Kulisiewicza

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem