Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2019, 09:29   #115
Surelion
 
Surelion's Avatar
 
Reputacja: 1 Surelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputacjęSurelion ma wspaniałą reputację
Okopcony Szlak, pierwszy dzień podróży Abdela

- Jak to nie ma wolnych apartamentów? Tylko jeden pokój i to w dodatku czwórka? Nie będę spał jak jakiś nędzarz w pokoju z kimś.- rzucił rozzłoszczony Abdel i ruszył w kierunku właściciela karczmy by osobiście przemówić mu do rozsądku. Jednak wraz z kolejnymi tłumaczeniami, które zdawały się nie robić wrażenia na tłustym właścicielu o rybim spojrzeniu i podejrzanych tatuażach, dziedzic tracił impet coraz bardziej i bardziej. Ostatecznie, jedyne co osiągnął to mocno przepłacony czteroosobowy pokój, który ostatecznie musiał dzielić ze swoją siostrą, kuzynem i kapitanem ochrony. Na szczęście w zajeździe była bieżąca woda, która pozwalała pozbyć się śmierdzącego ropą zapachu z ciała po trzęsącej i nudnej podróży, co nieco podniosło dziedzica na duchu. Nie na długo wszakże bo tylko do czasu ułożenia się do snu.

Leon chrapał. Głośno wciągał powietrze, charczał lub świszczał na przemian doprowadzając dziedzica do pasji. Co ciekawe pozostałym współlokatorom zdawało się to nie przeszkadzać, spali bowiem jak dzieci. Abdel wytrzymał dzielnie aż do północy nie zmrużywszy wszakże ani na chwilę oka. Potem stanął nad swym kuzynem z morderczymi zamiarami, niczym ponury żniwiarz nad swą ofiarą, której zostało już ledwie kilka oddechów. Chrapliwych oddechów. Dziedzic zastanawiał się. Czy lepiej rzucić się jak jastrząb na swą ofiarę i z pasją udusić kuzyna poduchą, czy może jednak przyjemniej będzie na chłodno włożyć mu w te rozdziawione usta pistolet, otulić poduszką broń i... Te wyobrażenia, które w całej rozciągłości i swych szczegółach przedstawił mu w tym momencie wyobraźnia, wywołał złośliwy uśmieszek przyjemności na twarzy dziedzica.

- Kuzynie obudź się, chrapiesz, musisz się napić... - kopnięcie w łóżko obudziło zdezorientowanego Leona - Pij do cholery! - Warknął nie znoszącym sprzeciwu głosem podsuwając mu pod nos szklankę mętnej wody. Na bogów, Abdel gotów był zastrzelić kuzyna tu i teraz, jeśli by tylko ten nie posłuchał polecenia. Leon najwyraźniej zdezorientowany ale podskórnie czujący, że właśnie zanosi się na coś mocno nieprzyjemnego pochłonął w kilku haustach zawartość szklanicy i zaległ na boku.

W ten oto sposób Abdel zyskał lichy kawałek spokojnej nocy, kosztem zaledwie połowy pigułki kordyliny. Rozluźniony w ten sposób Leon przespał do rana jak dziecko. O poranku zaś kuzyn okazał się nad wyraz rześki i wypoczęty w porównaniu do pozostałych.



Okopcony Szlak, drugi dzień podróży Abdela

Następnego dnia było już tylko gorzej. Kolejne rzesze mijanych ludzi przygnębiały Abdela i przypominały mu, iż jako rodowy veine, musiał rekrutować nowy narybek dla swego rodu spośród choćby tego brudnego motłochu. W tym płynącym ludzkim błocie, dziedzic nie wypatrzył jednak żadnych pereł, które mógłby bez uszczerbku dla swej nienagannej reputacji zaprosić w progi swego rodu. Szczerze mówiąc odkąd zaczął piastować szczytne miano veine kilka lat temu, ta sztuka udał mu się tylko raz. To wspomnienie przygnębiało go dodatkowo.

Problemów było więcej. Niewygody przemieszczania w twardej karecie sprawiały, że bolał go kręgosłup oraz miejsce w którym kończy się szlachetna część pleców panicza. Nastroju nie poprawiał też fakt nie mógł pokpić z szefa ochrony jak pierwotnie zamierzał. Jeszcze wcześniej przyszykował bowiem niecny plan. Przed wyjazdem z Toulonu naopowiadał Polaninowi jak bardzo cenne były kolczyki które miał dostarczyć. Co oczywiście rozmijało się nieco z prawdą, kupione były bowiem za wcale nie duży pieniądz od przydrożnego kramarza. Abdel liczył na to że klanyta zbiegnie z nimi, co pozwalało by drwić mu bezkarnie z szefa ochrony i doboru jego oddanych ludzi przez całą drogę do Bergamo. Ku olbrzymiemu zdumieniu dziedzica, to posłuszne dwumetrowe Polańskie bydlę, przylazło za karawaną informując o wypełnieniu zadania. Abdel długo patrzył na barbarzyńcę z niedowierzaniem i podziwem. Od tego czasu w wyraźny sposób zaczął ufać zwalistemu Polańskiemu najmicie i wyraźnie lubił mieć go blisko siebie. Wieczorem kiedy okazało się, że będą musieli stajać noc na trakcie Abdelowi nastrój pogorszył się całkiem. Miał lęki i przypominał chodzącą gradową chmurę, której przezornie wszyscy schodzili z drogi. Nawet obecność słowiańskiego klanyty nie potrafiła go tym razem uspokoić. Ciągle wyobraźnia podpowiadała mu scenę w której przez moskitierę przekracza rzesza zarażonych owadów kiedy on nieświadomy śpi. Nie potrafił samodzielnie uspokoić skołatanych nerwów, nigdy bowiem nie spał na otwartym terenie a świadomość rozlicznych zagrożeń potęgowała jeszcze lęki. Dopiero kiedy sam zażył specyfik, podawany poprzedniej nocy Leonowi, udało mu się w końcu na parę godzin zmrużyć oko.

Spał sztywno i boleśnie. Ze skrzyżowanymi ramionami na piersi niczym jakaś neolibijska mumia, do samego końca dzierżąc w jednej dłoni klapkę na muchy w drugiej zaś pistolet. W przeciwieństwie do kuzyna, po zażyciu spał bardzo źle. W nocy wyśnił koszmar, że jest jakaś burza a wesoły Leon za pomocą swego metalowego parasola z sukcesem ściąga na nich piorun. Uderzenie gromu zapala zebraną w okolicy ropę i chwilę po tym Abdel wraz całą karawaną ginie skwiercząc w płomieniach.
Tak Abdel Sanguine spędził swą pierwszą noc na trakcie, poza jakimikolwiek bezpiecznymi murami.



Okopcony Szlak, trzeci dzień podróży Abdela

Od rana był nieznośny i wszyscy go unikali. Bolał go kark od niewygód poprzedniej nocy i tylko szukał pretekstu by wywalić na kogoś całą złość, za nocne koszmary, za wory pod oczami i wszelakie inne lęki. Tylko Polanin zdawał się być poza zasięgiem rażenia gromów ciskanych wzrokiem przez panicza.
Kiedy dojechali do posterunku Abdel szeroko otworzył usta na widok żelbetonowego bloku jaki potrafili wylać Helweci. Bezpieczny i silnie uzbrojony budynek zrobił imponujące wrażenie na dziedzicu. Całe miejsce przypominało oazę spokoju pośród zniszczonej, zdziczałej okolicy przez jaką musieli się przedzierać.

Abdel zeskoczył z karety lądując centralnie w sam środek rozległej ropnistej kałuży, która topiła jeden jego bucik, aż po kostkę. Zaklął cicho lecz na jego zmęczonej niedospaniem twarzy po chwili znów zagościł wyraz zadowolenia z faktu, iż jakimś cudem są w końcu u celu. Barthez obserwujący dyskretnym okiem całe niefortunne zejście z karety upewnił się, że dziedzic za grosz nie posiada instynktu survivalowego. Posyłanie dziedzica gdziekolwiek samego, choćby aby się wyszczał za tabor wozów już rodziło szereg zagrożeń dla jego zdrowia. I tak na przykład gdyby dzień wcześniej nie refleks nie odstępującego go nawet na krok Polanina, dziedzic szybko zjechał by po błocku wprost w wypełniony ropą dół. A tak, mógł ostatecznie zrobić w miarę spokojnie swoją kupę, podczas gdy cała karawana czekała aż jaśnie panicz raczy skończyć. Oczywiście przez cały czas defekacji nie wypuszczał z dłoni nierozłącznej klapki na owady.
Na szczęście dla dziedzica szczegółów tego kalibru nie znała reszta karawany, dzięki czemu nie dane było pozostałej części karawany poznać dziedzica z tej gorszej, oraz co by nie powiedzieć bardziej wypiętej strony.

- Fascynujące... i imponujące za razem. -Powiedział oparty o wóz Abdel strząsając z buta to, w co właśnie wskoczył.

Pierwszego dnia podróży Abdel prosi kuzyna o wykonanie pierścienia z ruchomym oczkiem w którym mógłby trzymać sproszkowaną porcję kordyliny.

 
__________________
"Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein
Surelion jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem