Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2019, 12:01   #177
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Kropelki potu ściekały po skroniach Burego, kiedy mężczyzna wykonywał coraz to trudniejsze manewry, aby tylko wydostać się z matni. Coraz ciężej było się skoncentrować, kiedy w każdym zaułku dostrzegał maszyny mordujące ludzi w przerażający i bezduszny sposób. Z każdym takim obrazem coraz trudniej było wrzucać kolejne biegi... Coraz trudniej dociskać pedał gazu... Serce Witolda krzyczało, aby zatrzymać się. Użyć arsenału batmobila do ratowania bezbronnych cywili. Wysiąść z pojazdu i udzielić pierwszej pomocy rannym.
Tymczasem nie pozostawało nic innego jak zacisnąć mocno zęby i skupić się na drodze. Musiał myśleć o cywilach jak o potencjalnej przeszkodzie na drodze, nic więcej. Zbierał całą silną wolę, aby schłodzić umysł. Przypominał sobie szkolenie na paramedyka. Milion razy powtarzane przez sierżanta słowa: pomocy udzielasz tylko wtedy, jeśli przy tym nie zginiesz! Teraz zginąłby bez dwóch zdań. On i ludzie, z którymi wylądował w drużynie.

- Bury - odebrał telefon, siląc się na spokój. Zaraz włączył zestaw głośnomówiący, nie mogąc pozwolić sobie na zdjęcie jednej ręki z kierownicy na zbyt długo.
-Wierz mi, że wolałbym być teraz w Iraku - odparł szefowi, zaraz po tym jak wykonał gwałtowny skręt. A więc teraz mieli nazwisko sowieckiego drania. Kapitan Jan Żbik...
- Dzięki Jacek. Znajdźcie schron i trzymajcie się.
Bury zacisnął mocniej ręce na kierownicy. Jacek i pozostali chłopacy z agencji "Hoplon" potrafili o siebie zadbać. W większości składali się z byłych żołnierzy, antyterrorystów, zawodników MMA lub wcześniej konwojowali okręty w rejonie Somalii i strzelali się z piratami. Mimo to, Witold martwił się o towarzyszy. Nie był pewny czy nawet najlepsze wyszkolenie mogło wystarczyć w obliczu takiej apokalipsy. On sam byłby już dawno martwy, gdyby nie pomoc zupełnie nierealnych istot w postaci Batmana i Spider-Mana.

Zatrzymał samochód z niecierpliwością oczekując wieści od Patrycji. Kiedy je otrzymał, zaczął przyglądać się fioletowej części nieba, intensywnie myśląc.
- Bystra uwaga - przyznał w końcu, zerkając kontrolnie we wsteczne lusterko. Chwila obserwacji wystarczyła, by dostrzec że Adam się załamuje. Zwłaszcza, że (o ile dobrze zrozumiał urywane mamrotanie chłopaka) coś groziło jego dziewczynie. Nie było w tym zresztą nic dziwnego. Prawdopodobnie jeszcze tydzień temu wiódł normalne życie, zastanawiając się co obejrzeć na Youtubie, albo jaką wypić herbatę. Oczywiście na tyle normalne, na ile pozwalał mu wózek inwalidzki. Teraz musiał oglądać jak roboty z piekła rodem wypruwają flaki mieszkańcom Bielska...

Bury zbierał się do zawrotki.
- Młody... Młody... ADAM! - podniósł głos, widząc że chłopak odpływa do swojego świata i nie reaguje. - Wbij na GPSa adres tej dziołchy. Nic nie obiecuję, ale może chociaż odciągniemy skurwieli stamtąd. Trzeba coś zrobić, bo nie znajdziesz drugiej, która wytrzyma twoje gadulstwo.
Batmobil ponownie ruszył z kopyta.
- Batman, słyszysz mnie? Wygląda na to, że trzeba kierować się tam, gdzie niebo jest fioletowe. Możliwe, że trochę zboczymy z kursu.

Witold skrzywił się lewo zauważalnie. Nie wiedział czy czyni słusznie. Być może nie powinien narażać całego miasta dla jednej osoby. Ale kiedy stawiał na szali mrzonkę o tym, że być może (z naciskiem na "być może") odkryją coś związanego z tą apokalipsą, a uratowanie dziewczyny Adama, jakoś bardziej przemawiało do niego to drugie. Zbyt wielu potrzebujących musiał zignorować na ostatnim kilometrze, by teraz zrobić to po raz kolejny.
 
Bardiel jest offline