22-12-2019, 12:04
|
#32 |
| Zimno... cholernie zimno... do tego ten kaszel i katar... z tego mogły być tylko poważniejsze kłopoty.
Volmar wlókł się za pozostałymi, skulony w siodle Cienia, rozglądając się po okolicy zmrużonymi oczami. Powieki miał ciężkie, a kołysanie w siodle tylko sprawiało, że czuł się coraz bardziej senny. Marzył teraz o cieple izby, gorącym palenisku rozgrzewającym ciało, grzanym winie... Wkoło jednak był tylko śnieg, mróz i wiatr. Chyba wyruszenie w ślad za goblinami to nie był dobry pomysł. Ale takie mieli rozkazy, no i byli żołnierzami.
Byli też jednak przede wszystkim ludźmi, a długo w takich warunkach nie wytrzymają. Marcus co prawda czuł się lepiej, ale to dzięki podanej mu wczoraj miksturze. Ebert wciąż miał dwie i zamierzał je wykorzystać, gdyby zdrowie się pogorszyło, jednak uważał teraz, że lepiej będzie jednak znaleźć drogę do stanicy. Jakkolwiek, bo przez ten pieprzony śnieg niczego nie dało się uchwycić.
Wtem z rozmyślań wyrwał go głos sierżanta, nakazujący położyć konie. Cichy szybko wrócił do rzeczywistości i wykonał rozkaz, dostrzegając nieopodal wilczego jeźdźca. Czyli gobliny albo były przed nimi i ten przepatrywał teren, albo został w ariergardzie i zabezpieczał tyły. W każdym razie w ich obecnym stanie nie był to dobry znak.
Na szczęście sierżant podjął najlepszą z możliwych decyzji, by spróbować znaleźć stanicę, co Volmar przyjął z uczuciem otuchy. Nie sądził, by tak zziębnięci, na skraju choroby i wycieńczenia dali radę zielonym. Należało udać się tam, gdzie przeżyją, a gobliny można dorwać później, gdy pogoda się poprawi. Poklepał Cienia po szyi i ruszył za Hindelbergiem i pozostałymi. |
| |