- Świetnie z deszczu pod rynnę. Uciekłem z Ziemi by dać się zamknąć w nieistniejącym statku, jako członek nieistniejącej misji.- myśli te przerwało mu uderzenie się w głowę- ten statek jednak istnieje. Otaczała go grupa 5 ludzi, ludzi których nie znał a którym będzie musiał zaufać bo od nich zależy jego życie. Naprzeciw siedział jakiś wychudzony nieduży facet. Prowadził ożywiona rozmowę ze swoim sąsiadem.
-To chyba polski- wsłuchiwałem się w to co mówili- tak to raczej polski- świetnie na pokładzie jest dwóch Polaków. Tego mi było trzeba, czekać tylko aż zaczną czepiać się tego że jestem Niemcem. Wstałem i podszedłem do swojej pryczy. Położyłem torbę na łóżku, wyjąłem zdjęcia swojej rodziny i postawiłem na szafce nocnej. Kolejna rzeczą jaką wyjąłem z torby był mój rewolwer. Ból w stawach zaczął się nasilać. Siadłem na pryczy i zacząłem napełniać magazynek 6 pociskami. Ból jednak się nasilał, postanowiłem się położyć i poczekać aż przejdzie. |