Canth wraz ze swoim konstruktem zrzucili na ogromnego przeciwnika istną lawinę ciosów. O ile dowódca karawany nie dał rady przebić się przez twardy pancerz bestii, jego ektoplazmowy towarzysz walił raz za razem potężnymi pięściami, miażdżąc czarną skorupę przybyłego z innych sfer pająka.