Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2019, 11:36   #34
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
2 lata i 10 miesięcy wcześniej
Gród Białego Wilka



- Wojownicy z Kisleva to są prawdziwi twardziele. Wytrzymali, silni, z twardym łbem.

- Pierdolisz… - przerwał jednemu gladiatorowi inny. – Kislevczycy są dziewczynkami w porównaniu z łupieżcami z Norski. W nich jest siła zaciekłości, a kiedy wpadną w swój legendarny szał… Wtedy nie ma zmiłuj.

- Widzę na ploty się panienkom zebrało! – krzyknął „Rzeźnik” podchodząc do dyskutującej dwójki. – Jak możecie gaworzyć w trakcie rozgrzewki to znaczy, że słabo u was z intensywnością. Kislev, Norska… - zaśmiał się Middenlandczyk. – To w was powinna być siła, tumany. Mieszkacie na górze pokazując innym swą potęgę. Otacza was Drakwald. Z tuneli pod miastem wypełzają szczuroludzie. To o was powinni opowiadać w krainach, ale tak nie będzie jak będziecie pierdolić zamiast przygotowywać się do treningu! Do roboty!

Kastner wymagał od gladiatorów całkowitego oddania. Sam był w formie mogąc z powodzeniem wygrywać turniej za turniejem, ale jego zadaniem od czasu mianowania mistrzem były szkolenia młodych i niedoświadczonych adeptów areny. Weteran nie chciał spędzić na tych rozgrzanych piaskach całego życia, ale odejść bez wyszkolenia przyszłego mistrza też nie miał zamiaru. Magnus był cierpliwym, ale bardzo wymagającym mentorem. Standardem na koniec jego treningów kondycyjnych były utraty przytomności czy rzyganie. „Rzeźnik” z satysfakcją zauważył, że z czasem młodzi wojownicy nabierali sił coraz lepiej znosząc trudy jego nauk.

- Ten jak zwykle nabuzowany. – powiedział cicho wracając do rozgrzewki wielbiciel kozaków. – Ponoć jego ojciec jest bogatym kupcem, a ten na arenie wojuje.

- Słyszałem, że miał być jakimś uczonym albo duchownym, ale się zbuntował. – rzucił drugi. – Ja tam bym wolał sobie iść na studia za Karle ojczulka, a później załapać jakąś ciepłą posadkę… O kurwa. Znowu tu idzie.


Współpraca drużyny przy obezwładnieniu Marcusa przebiegła wzorowo. Izabelle zareagowała jako pierwsza rzucając sieć, a rozkaz dowódcy zbił Kichmaira z tropu na tyle aby Kastner mógł mu zapiąć solidny chwyt zapaśniczy. Udało się pozbawić agresywnego wcześniej zwiadowcę broni. „Rzeźnik” nie siłował się z przyjacielem zbyt długo, bo ten nagle odzyskał trzeźwość umysłu. Magnus odetchnął z ulgą schodząc z towarzysza i pomagając mu wydostać się z sieci. Weteran miał nadzieję, że taka akcja nigdy się nie powtórzy, bo będąc sam na warcie z Kichmairem mało kto by sobie poradził. Otumaniony towarzysz mógłby wcale nic nie mówić tylko dobyć broni i rozpocząć atak. W taki ziąb pocić się i męczyć aby obezwładnić kompana i nie zrobić mu krzywdy, jeden na jeden… To byłoby nie lada wyzwanie.

Kastner był rozgrzany i pobudzony dlatego wykorzystał to biorąc pierwszą wartę. „Rzeźnik” miał nadzieję, że nic ich nie napadnie w nocy. Nie byli w najlepszej kondycji, bo sama podróż w takich warunkach wyciskała z nich ostatnie soki. W nocy wojownik nie mógł sobie pozwolić na zastój co jakiś czas robiąc niewielki obchód i dorzucając do ognia. Utrzymanie ciepłoty w centrum obozowiska była kluczowe.

Następnego dnia Magnus czuł, że morale zwiadowców zostało złamane. Warunki nie rozpieszczały dając się we znaki potężnym mrozem i zacinającym śniegiem. Żołnierze nie wyglądali najlepiej. Rupert i Gunnar starali się przybrać dobrą minę do złej gry jednak obaj z lekka dygotali. „Cichy” ciągał nosem i kaszlał ochryple, a sierżant pocił się strasznie co mogło stanowić początek gorączki. Marcus wyglądał zdecydowanie lepiej. Bez wątpienia przyczyniły się do tego wypoczynek i mikstura od Volmara. Kastner czuł się dobrze jak na panujące warunki, a z tyłu głowy podejrzewał, że ciążył na nim obowiązek pokazania innym, że mogli przetrwać i nadal byli dość silni aby osiągnąć cel. Stanica była dla nich osiągalna jednak kiedy ciało odmawiało posłuszeństwa w grę wchodziła silna wola. „Rzeźnik” starał się pokazać, że był jak lita stal. Parł naprzód nie dając po sobie poznać oznak choroby czy znużenia. Schodzenie z konia, przebieżka obok, poruszanie się i myślenie o wszystkim aby tylko nie wpaść w spiralę monotonii były jedynym wyjściem. To, że nie znaleźli goblinów nie oznacza, że te nie mogły znaleźć ich. Niewykluczone było też przypadkowe, nie zamierzone spotkanie. Weteran czuł, że kiedy towarzysze wyglądali jak wyglądali to jego postawa i sprawność mogłyby okazać się decydujące dla wyniku ewentualnego starcia.

Kiedy wyszło na jaw, że zgubili drogę Magnus ostatkami silnej woli starał się nie pokazać jak blisko jego zdaniem byli śmierci. Nawet on nie był w stanie wytrzymać w skrajnym chłodzie, przy wyjącym wietrze i padającym śniegu Sigmar jedyny wie jak długo. Każdy miał swoje granice. Kastner starał się jednak spoglądać na obecną sytuację jak na badanie samego siebie i pokonywanie własnych słabości. „Rzeźnik” nie pamiętał kiedy ostatnio był chory. Kojarzył otrzymywane blizny, dzień w którym miecz przeciwnika poszarpał mu ucho, ale ostatnia choroba złapała go lata temu. Żaden z towarzyszy nie mógł zatem pamiętać go w słabej kondycji. Ich morale stopnieje jeszcze bardziej kiedy kojarzący się z wytrzymałością i odpornością weteran skruszeje niczym stary wazon wiekowej zielarki. Magnus z jednej strony nie mógł do tego dopuścić, a z drugiej był ciekaw jakie były jego granice. Patrząc na towarzyszy nie byłaby to przyjemna lekcja…

Ratunkiem dla uśpionych w siodłach zwiadowców okazał się nieprzyjaciel. Wilczy jeździec pojawił się nagle, ale Otton zareagował wydając rozkaz. Wszyscy legli płasko na ziemi zaraz po tym jak położyli konie. Sztorm zarżał niespokojnie czując pobudzenie swojego jeźdźca. Kastner gładził bok jego głowy do chwili aż wstał aby sprawdzić czy jeździec zniknął. Kiedy okolica była wolna od zielonoskórych sierżant wydał rozkaz aby ruszyć w stronę stanicy. Magnus pokiwał głową z uznaniem czując, że była to jedyna słuszna decyzja. Patrząc po pozostałych czuł, że uważali oni podobnie. Mimo iż byli to twardziele to dopadnięcie tych zielonoskórych i walka z nimi byłyby zapewne ostatnimi czynnościami w ich życiu. I to bez znaczenia czy walka zostałaby wygrana czy też nie. Żywioł w tych stronach był o wiele groźniejszy od garstki goblinów.

Ruszając w dalszą drogę Magnus nie zmieniał planów. Poruszał się, dbał o kondycję swego wałacha i starał się dawać przykład niezłomności. Był jak kuta stal. Wiedział jednak, że w tak zajadłym chłodzie nawet stal stawała się krucha niczym wiekowy wazonik starej zielarki…
 
Lechu jest offline