Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2019, 13:18   #35
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Rozkazem sierżanta ruszyliście w dalszą drogę, by spróbować odnaleźć ślady prowadzące do stanicy. Z każdą kolejną godziną śnieżyca zdawała się przybierać na sile i w końcu przed nadejściem zmierzchu byliście zmuszeni rozbić kolejny obóz. Zdawaliście sobie sprawę, ile zabierze wam to sił. Sił, które były niemal na wyczerpaniu. Każdy chciał po prostu się położyć, odpocząć. Zasnąć. Najpierw jednak trzeba było rozstawić namioty. Poprzez szalejącą zawieję szło to opornie i z problemami - wyglądaliście jak w teatrze manekinów. Mechaniczne starania, wolne ruchy, niezdarność. W końcu się udało.. W tym samym czasie Gunnar i Rupert znów walczyli z rozpaleniem ogniska. Kilka prób było nieudanych, zmarznięte dłonie znów odmawiały posłuszeństwa, ale po którymś razie ogień zapłonął. Gorący gulasz jedliście w milczeniu. Chciało się spać, nie mieliście siły rozmawiać. To tylko obóz trupów. Kolacja żebraków, posiłek straconych. A wokół biało, dalej czarno. Ulryk raczył wiedzieć, co ukrywało się w tej oleistej nocy...


Z lasu wyszedł nagle kot. Jaki kot? Z jakiego lasu? Co za kot? Ano, zwykły kot. Zasrany felis catus. Cholerny, czarny dachowiec. Zadowolony z siebie, najedzony. Usiadł sobie w cieple, blisko ogniska. Owinął sobie przednie łapy ogonem i mrużył oczy patrzy sobie gdzieś w noc. Ignorował was całkowicie. Cholerny czarny kot. Ten zdawał się być cholernie zadowolony z wywołanego przez siebie wrażenia. Po prostu sobie siedział, patrząc na wszystkich z klinicznym zainteresowaniem. Izabelle próbowała podać mu jedzenie z ręki, ale kot nie zamierzał się zbliżać. Dopiero kiedy rzuciła mu odrobinę dalej, zdecydował się zjeść. Nie dawał się dotknąć, przez całą noc pozostawał nieufny. Ale kot na takim odludziu? Skąd? Jak? Zresztą, i tak nie było siły myśleć. Nie było siły nawet starać się pogłaskać zwierzaka.

Nocą na warcie stanął najlepiej czujący się Marcus na zmianę z Magnusem. Kiedy przyszła kolej Rzeźnika, ten usłyszał jakiś ruch w lesie. Wokół była ciemność, tylko skrzypienie śniegu, gdzieś poza granicą widoczności. Były gladiator wyostrzył wzrok. Dostrzegł je. Wilki kręciły się poza zasięgiem światła, ale w końcu odbiegły. Badały teren. Ludzie byli jeszcze zbyt silni. Zaatakują jutro, może pojutrze...

Jedno było pewne. Jeszcze wrócą.


Obudziliście się, ale nie czuliście, jakbyście wypoczęli. Za wami była kolejna, nerwowa i nieprzespana noc. Przy śniadaniu stwierdziliście następujący fakt - jeśli dziś nie dotrzecie do stanicy, to koniec. Nie przeżyjecie kolejnej nocy.

Ruszyliście natychmiast po śniadaniu, najszybciej jak tylko mogliście. Temperatura lekko się już podniosła, lecz teraz to już nie było ważne. Teren zaczął się wznosić, a las przerzedzać. Drzewa odpływały powoli w tył, zanikały, zaczynały się pagórki i łagodne wzgórza. Czarny kot szedł tuż za wami, czasami pojawiając się w pobliskich krzakach, bądź za drzewem. Po lewej i po prawej nieregularna ściana lasu uciekała w tył, równy, wyrżnięty w śniegu trop zaczynał się plątać przy konieczności wymijania małych skałek, w górę i w górę....

Kilkaset metrów przed sobą ujrzeliście strażnicę. Znad trzymetrowej wysokości muru wystawała w niebo wieża z masztem chorągwianym. A więc byliście uratowani! Dotarliście. Do cholery, udało się! Chędożyć gobliny, chędożyć rozkazy. Liczyło się tylko przeżycie! Wstąpiły w was nowe siły, spięliście konie i ruszyliście w kierunku wzgórza. W pewnym momencie jednak zorientowaliście się, że coś jest nie tak. Przyjrzeliście się strażnicy, rzeczywiście. Maszt był nagi, nie było na nim chorągwi. Przed strażnicą leżał ledwie widoczny gołym okiem trup. Ciało było skostniałe, przysypane warstwą śniegu. Nie było widać śladów walki, ani żadnych obrażeń.

Weszliście do strażnicy - ani śladu życia, nic - w środku była taka sama temperatura jak na zewnątrz. Wiatr hulał między oknami, na parterze leżały ciężkie, okute skrzynie wypełnione ubraniami, futrami i kocami. Można było znaleźć też narzędzia - kilofy, siekiery, widły. W piwnicy było pusto - po podłodze walały się tylko zamarznięte worki. Na pierwszym piętrze (piętra były połączone drabinami, przeprowadzanymi przez dziury w podestach) były pomieszczeniami mieszkalnymi. Całkowicie opuszczone. Na drugim piętrze znaleźliście z kolei pomieszczenie dowódcy. Prycza, szafa, kufer z rzeczami osobistymi i sakiewką, na oko pięćdziesiąt karli.

Pośrodku było biurko. Przy nim siedział przykryty szronem człowiek w letnim umundurowaniu sierżanta Armii Imperialnej. Miał na sobie tunikę a przy pasie miecz. Jego sine ręce spoczywały na blacie, pióro było odłożone na miejsce a kałamarz równo ustawiony. Twarz była spokojna, zamarznięte oczy spoglądały surowo. Przed nim leżała księga. Otto nachylił się nad nią.

Wpis był datowany i pochodził sprzed czterech dni. Przeczytał na głos.
- ,,Cała podłoga pokryta szczurami, biegną obok muru, jakby przed czymś uciekały, ukrywamy się na drugim piętrze. ''

I jeszcze jeden, sprzed trzech dni.
- ,,Tchnienie Ulryka. Derhim był na zewnątrz. To koniec. Pieprzone szczury. Nie zostawiły nawet ziarnka. Nie ma nadziei. Pozwoliłem żołnierzom iść. Ja zostaję, Keil Keiser. Sigmarze, zmiłuj się nade mną. Zwykłe szczury''.

Wieża i okolony kwadratem muru (wieża wzrasta w niego z jednej strony) majdan ze stajnią na dwa konie i otwartą, przykrytą okapem kuźnią były puste. Nie było ludzi, nie było jedzenia, był tylko mróz. Miotaliście się, próbowaliście, walczyliście, nic. Nic już nigdy. Koniec. Czuliście, jak siada wam nastrój... To wszystko było po nic? Musieliście coś wymyślić.
 

Ostatnio edytowane przez Ayoze : 27-12-2019 o 13:21.
Ayoze jest offline