Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2019, 19:46   #154
Vadeanaine
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Przez krótkie parę minut, a może tylko kilkadziesiąt sekund, Birgit zapomniała o swoim nie do końca jasnym, jenieckim statusie.
Z latarką w dłoni oglądała pustą klatkę zupełnie tak, jakby poza plandeką ciężarówki Anglicy zniknęli ze świata. Ale mimo lekkiego uśmiechu, mimo drugiej, pustej dłoni uniesionej tuż nad powierzchnią migoczących glifów, których oni się bali, nie zapomniała o zagrożeniach, kryjących się za zastanym stanem tego specyficznego ładunku. Łatwo było opanować obronne odruchy organizmu przed działaniem dzieła spaczinżynierii, mrugnięciem złagodzić pieczenie oczu, zignorować naelektryzowane włosy. To wszystko znała i nauczyła się już nie uznawać za groźne. Odczuwalne na miejscu, nie zostawiało po sobie śladów długotrwałych (a przynajmniej mierzalnych efektów zdrowotnych na przestrzeni miesięcy jej pracy w laboratorium), dzięki czemu Birgit skłonna była przyjmować hipotetyczne założenie, że przynajmniej pod pewnymi względami pozawymiarowy "Eter" jest przyjaźniejszy w bezpośrednim obejściu niż naturalne pierwiastki promieniotwórcze. Przynajmniej dopóki nie zostanie wtłoczony siłą w osnowę żywego organizmu... Konstruktu...

Niemka odetchnęła głęboko. Glify wydawały się nienaruszone, nie wykazywały możliwych do odkrycia zmysłami anomalii od swego poprzedniego działania. Przy odrobinie szczęścia może nawet sama zasuwa drzwiczek zdołałaby utrzymać jeszcze stwora w środku. Gdyby go, oczywiście, mieli.
To nie immaterium było zagrożeniem w tej chwili.
Powróciła myślami do każdego brutalnie wrytego w pamięć obrazu kilku godzin z ostatnich dwóch dni. Schweinehund czaił się gdzieś na tym przeklętym statku. Jej słuch wciąż szwankował. A kilku brytyjskich żołnierzy wysłanych tropem artefaktów straciło życie. Tak jak i Kurt.

Ona musiała być ostrożniejsza.

... ślady kul... brak dodatkowej kłódki... plandeka...

Tuż za klatką coś zamigotało, jak pajęczyna, w świetle latarki. JEST!

Przesuwając promień po migotliwych odblaskach drutu, Birgit zajrzała pod ławkę i odruchowo cofnęła się, oglądając na ciemnowłosą kapitan. Nieprzygotowana tym ruchem na nagłą ucieczkę podłogi spod nóg, zaskoczona wierzgnięciem statku, poleciała jednak bezwładnie w bok. Drut! Drut! Drut! Panika. Zamiast złapać się klatki, próbowała na nią nie upaść, nie przesunąć, choć jej drobny ciężar zapewne już by nie zmienił skutków przechyłu kadłuba. Rąbnęła w sam rant barkiem i głową, ale z utrzymaną latarką, na czworakach, rzuciła się zaraz jak najdalej od klatki. Początkowo nawet nie poczuła bólu, tylko spod zdartego strupa ciurkiem puściła się wzdłuż skroni i szyi strużka krwi, plamiąc na nowo kołnierz kurtki. Stłuczone ramię zdrętwiało.

- Verdammte Granate!


Birgit nie wiedziała jak głośno to krzyknęła, ale było głośno. Za to światło latarki niemal od dołu skierowane pod ławkę nie zostawiało żadnych wątpliwości. Odsłaniało pułapkę.

- Tutaj też! Nie możecie ruszyć ładunku zanim...
- bezsilnie uderzyła wolną ręką w podłogę pojazdu – Skurwysyn – zaklęła już cicho i nie kryjąc zaniepokojenia, na granicy wyrzutu popatrzyła na Brytyjkę – Do diabła! Co się dzieje?
 
Vadeanaine jest offline