Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2020, 22:03   #753
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Detlef przez chwilę rozważał wypowiedź Rittera, zanim odpowiedział:
- Nie potrafię stwierdzić, czy twoje słowa są prawdziwe jako, że zupełnie nie znam się na tym, co nazywasz Wiatrami Magii. - Rzekł wreszcie. - Skoro jednak twierdzisz, że towarzyszą ci zawirowania mocy, którą bogowie przodkowie odrzucają jako wrogą lub niebezpieczną, to wierzę, że tak jest i lepiej nie próbować wprowadzać cię do twierdzy, bo tylko potwierdzimy plotki rozsiewane przez granicznych na nasz temat. - Zgodził się z opinią maga.

- To co mówisz o czarowniku, który zabił naszych towarzyszy jest mi przykre, ale zapewne prawdziwe. Choć dla mnie to tylko plugawa wesz, której należy się śmierć za śmierć naszych ludzi i wysługiwanie się grobimi, to zapewne skurwysyn zabezpieczył się na wypadek oskarżeń i gładkimi gadkami lub glejtem z Kolegium wybroni skórę przed słusznym gniewem dawi. - Wzburzony uderzył zaciśniętą pięścią w otwartą dłoń drugiej ręki. - Choć nie przed moim... - dodał ciszej marszcząc czoło i zaciskając zęby.

- Zauważ, że ten czarownik nic zdrożnego w wysługiwaniu się jednym wrogiem krasnoludzkiej rasy nie widzi, natomiast nie przeszkadza mu to uznawać, że demon - jeśli to w ogóle jakiś demon - stanowi zagrożenie na tyle wielkie - choć jak dotąd nic nie uczynił przeciwko ludziom czy krasnoludom - i dlatego trzeba zabić żołnierzy wykonujących niemal samobójczą misję w imieniu prowincji i na terenie opanowanym przez przeważające siły wroga. Jeśli nawet dla niego zielonoskórzy, którzy mają na swych plugawych rękach krew wielu synów i córek Grungniego i którzy wymordowali wiele naszych górskich twierdz i osad stanowią jednak mniejsze zagrożenie i można je wykorzystać w imię większego celu, a demon, który dotąd nie uczynił krasnoludom nic złego stanowi cel priorytetowy i wymaga likwidacji rzekomo opętanych przez siebie istot walczących w tej samej wojnie i po tej samej stronie, to mnie to nie przekonuje i stanowi dowód, że ten parszywy czarownik za nic ma sprawy Imperium, nie wspominając o krasnoludach, a dba jedynie o swój interes i swojej organizacji. - Nabrał tchu po przydługim zdaniu.

- Nie uważam także, aby naszą powinnością było szukanie czy unicestwienie jakiegokolwiek demona - wysłano nas z konkretnym zadaniem i choć to Gustaw odebrał rozkazy osobiście, to jestem pewien, że o żadnym demonie nie było w nich mowy. - Rzekł z przekonaniem. - Pamiętam także, jak namawiałeś do pojmania lub zabicia Leo w opuszczonej kopalni. Być może udałoby się to zrobić, choć była nas zaledwie połowa, większość ranna, a demon ma być przecież potężnym bytem, bo za byle biesem Herr czarownik by się nie uganiał raczej, prawda? - Stwierdził z dozą ironii. - W tamtym czasie - teraz również, ale to już nie ma znaczenia raczej - nie widziałem żadnego dowodu na istnienie tego rzekomego demona. Jakże miałem zgodzić się na zaatakowanie członka oddziału i, być może, pozbawienie go życia? Zrobiliście to na posterunku - ptaszysko zatłuczono młotem, jednak żaden demon z niego nie wylazł. A jeśli zatłuklibyście dziewkę tak samo i tak samo bez efektu, to co wtedy? Wojna jest i ofiary muszą być? - zakpił. - Póki co to był nasz towarzysz z oddziału, a o demonie tylko słyszałem, ale nie widziałem żadnego śladu, że w ogóle istnieje. - Dodał i potrząsnął głową, jakby pozbywając się myśli, które nie miały już większego znaczenie - w końcu Estalijka zginęła wraz z Galebem i Gustawem.

- Widzę jednak dużo mądrości w twoich słowach o Brocku i roli, jaką mógłby odegrać w blokadzie przełęczy. - Spojrzał Loftusowi w oczy. - Choć już się obłowił, to być może skusiłby się na dodatkowe profity, w tym poprawienie stosunków z Imperium, a nawet zostanie jego bohaterem, jak wspomniałeś. W końcu historię piszą zwycięzcy, więc nikt mu nie będzie zmiany stron wypominał, a może nawet opiszą to jako podstęp i planowaną na później dywersję, har har... - zaśmiał się krótko. - On tutaj dysponuje siłami, które mogłyby uczynić przełęcz nieprzejezdną dla transportów granicznych, my natomiast moglibyśmy osunąć skały na trakt tak, aby kawaleria granicznych i tak mniej skuteczna w górach, w ogóle nie mogła się przedostać tą drogą. Nie znam się na człeczych rodach, ale jeśli Kadetka może występować w imieniu swojego ojca, czyli nie wprost, ale w pewien sposób działać w imieniu prowincji, to mogłaby obiecać przedstawienie zasług Brocka swojemu ojcu i władzom Wissenlandu. Ocalenie jak największej części zagrabionych w prowincji dóbr z pewnością byłoby odebrane przychylnie i wątpliwości co do czynów kapitana byłyby mniejsze. - Powiedział.

- Nie możemy jednak oddać jej w ręce Brocka, bo to w końcu najemnik i jeśli zwietrzy interes w tym, by zażądać za nią okupu, to zapewne to zrobi. Tak jak powiedziałeś, najlepiej odprowadzić ją do twierdzy po negocjacjach z kapitanem gdzieś na uboczu, w których niestety kadetka musi wziąć udział osobiście. Nie mam wątpliwości, że w twierdzy zapewnią jej schronienie i odpowiednie jej pozycji traktowanie przynajmniej do czasu wysłania gońców do Nuln i potwierdzenia jej tożsamości. Tam też będzie bezpieczna zarówno przed Brockiem, granicznymi jak i wrogami swego ojca. - Rzekł.

- To naprawdę dobry pomysł. - Powiedział bez ironii i chyba po raz pierwszy otwarcie chwaląc czarodzieja.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline