Gdy w końcu odważyła się wrócić do przedziału, już pozbawiona tych uroczych, różowych rumieńców, po korytarzu zaczęła chodzić starsza kobieta pchająca wózek pełen słodyczy przeróżnego rodzaju.
- Poproszę fasolki wszystkich smaków i może... dwie czekoladowe żaby oraz ‘Eksplodującą dynię’ – powiedziała, kiedy ‘cukierkowa czarownica’ stanęła przy przedziale zajmowanym przez Jagodę i pozostałą trójkę pierwszoklasistów.
Wygrzebała z kieszeni dżinsów kilka srebrnych monet, które wręczyła kobiecie i odebrała z uśmiechem swoje zamówienie. O tak, bardzo lubiła słodycze, a najbardziej fasolki wszystkich smaków, które pod swoim niepozornym wyglądem skrywały dosłownie wszystkie smaki świata.
- Chce ktoś? – spytała swoich nowych znajomych, po czym z zamkniętymi oczami wylosowała jedną fasolkę i niepewnie włożyła ją do buzi. Uśmiechnęła się szeroko, gdy okazało się, że był to smak jagodowych lodów z bitą śmietaną.
*
Wyszła z pociągu jako pierwsza z ‘Fantastycznej Czwórki’ i z wielkim podekscytowaniem rozejrzała się dookoła. Stacja w Hogsmeade nie różniła się prawie niczym od tych mugolskich. Jedyną różnicą była... magia, którą dało się wyczuć w tym miejscu.
- Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj. No jak, Harry, w porządku? – usłyszała jakiś donośny, lecz ciepły głos. Spojrzała w stronę naprawdę wysokiego mężczyzny, którego twarz niemalże ukryta była pod gęstymi, ciemnymi włosami i bardzo bujną brodą.
- Chyba powinniśmy podejść do tego... półolbrzyma, jeśli dobrze pamiętam nazwę z książek – stwierdziła Jagoda, podbiegając do mężczyzny razem z resztą pierwszorocznych uczniów.
*
- Pirszoroczni, pirszoroczni. Ten idiota mógłby się chociaż mówić nauczyć. – Gdy usłyszała te słowa, wypowiedziane przez jakiś piskliwy, szyderczy głosik, chciała coś powiedzieć, lecz niestety nie udało jej się zlokalizować autora owych słów.
Po jakimś czasie męczącej i ostrożnej wędrówki, wszyscy uczniowie mogli zauważyć piękny, ogromny zamek z niezliczoną ilością okien i wieżyczek. Tak, to był Hogwart.
- Wygląda jeszcze lepiej, niż w książkach – oznajmiła Jagoda, nie mogą przestać wpatrywać się w zamek.
Ostrożnie weszła do łodzi razem z Fifi, Tomem i Joshuą. Popłynęli prosto w stronę majestatycznej budowli, która z pewnością zachwyciła nie tylko Jagodę. Była niemalże pewna, że każdy wpatruje się w zamek z ciekawością i odrobinką obawy.
Uśmiechnęła się w duchu. Już nie mogła doczekać się spotkania ze swoimi kuzynami – jeden z nich był prefektem Ravenclawu, drugi natomiast nosił odznakę prefekta Hufflepuffu. Tak bardzo chciała opisać im swoje wrażenia, lecz musiała czekać.
- Teodora! – krzyknął jakiś chłopiec, z pewnością ten, który zgubił swoją ropuchę w pociągu.
- Ropucha... Jaki obciach... – syknął blondyn, lecz niestety, nie było czasu na skomentowanie tego w odpowiedni sposób.
Jagoda owinęła się szczelniej swoim płaszczem, gdyż zrobiło jej się trochę chłodniej. ‘Z pewnością przez to jezioro’ – pomyślała.
Znaleźli się w końcu przed bramą Hogwartu. Nastał moment, na który od tak dawna oczekiwała. Czuła, że zaraz ucieknie z tego miejsca – tak bardzo obawiała się tych dziesięciu miesięcy. Strach po chwili minął, gdy spostrzegła, że stoi obok wstrętnego blondyna.
- Sądzisz, że ropuchy to obciach? – rzuciła w jego stronę. – A ja sądzę, że lalusiowaty wygląd jest jeszcze bardziej obciachowy. Och, chyba musisz poprosić mamusię, aby użyła silniejszej magii na twoje okropne włosy, bo chyba jakiś kosmyk ci odstaje – powiedziała, po czym z uśmiechem satysfakcji przecisnęła się przez kilka osób, aby być bliżej wejścia.
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Ostatnio edytowane przez Cold : 07-08-2007 o 00:00.
|