Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2007, 22:32   #149
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany



Azyl
”Ulica”

- W zamian poproszę o uśmiech, Airuinath. Może być słaby.

Airuinath uśmiechnęła się do Leariona. Uśmiechnęła się w niepewnie, zupełnie jak osoba, która zgubiła się wśród własnych wspomnień i myśli. Ta dawniej pewna i stanowcza kobieta, teraz nie mogła mieć nawet pewności kim jest. Jej piękno przygasło, zupełnie jakby była przekwitającym kwiatem, który traci pierwsze ze swoich barwnych płatków.

- Dziękuje ci Learionie. Dziękuje za kwiat i dziękuje za nowe imię... Już nie jestem Vilmorgan, czy Sidero. Od dziś nazywam się Airuinath i od dziś... rozpoczynam nowe życie.

Nowo narodzona Airuinath dumnie uniosła głowę. Znowu była tą samą osobą, piękną i stanowczą, dobrą i kochaną. W jej oczach na nowo zapłonęły radosne ogniki, gdy spokojnie przyglądała się wszystkim nowym towarzyszą, każdego obdarzając pogodnym, przyjaznym uśmiechem.

Elf, który do tej pory milczał i z podejrzliwością przyglądał się towarzyszą, chyba w końcu doszedł do wniosku, że najlepiej zrobi, jeśli się przedstawi.

- Jestem Valquar i...
- A ja Maygar i co z tego? Lepiej ruszajmy dupy i chodźmy do tej karczmy. Muszę się napić czegoś mocnego, albo skopie jakiegoś trepa.


***

''Kwiaciarka z zaskoczeniem obserwowała oddalającą się grupę. Ich bogate stroje, najnowszy krzyk mody wśród szlachty Azylu i bardzo dziwne zachowanie, bynajmniej jak na arystokracje, bardzo ją zaskoczyły. Choć z drugiej strony mają olbrzymie majątki, wiec czemu nie mieliby się zachowywać dziwnie? Młoda kobieta przez moment rozmarzyła się, co by zrobiła gdyby miała tyle pieniędzy, co ci bogacze. Dopiero klucz ptaków, który przeszył jasne, pogodne niebo, wyrwał kwiaciarkę marzeniom. Z błogim uśmiechem na ustach, kobieta ruszyła ulicą zmierzając do swojego domu. Do końca swojego życia nie zastanawiało ją, co przedstawiciele arystokracji robią w dzielnicy rzemieślników.''

***

Dziwna i różnorodna grupa szła jedną z ulic Azylu, zgodnie ze wskazówkami kwiaciarki. Ku ich zdziwieniu miasto wcale nie było takie zwyczajne, jak na początku się wydawało. Wystarczało wyjść za róg i wszystko się zmieniało. Przedstawiciele wszelakich ras, nie tylko tych ogólnie znanych i tolerowanych, ale także tych rzadszych i na ogół nie lubianych, przechadzali się po ulicach. Gdzieś kłóciły się jakiś diabeł z demonem, gdzie indziej centaur próbował się przepchnąć przez tłum zebrany przed sklepem. Parę metrów dalej, grupka ludzi z dużymi, pierzastymi skrzydłami, żarliwie o czymś dyskutowała. Wyglądało na to, że Azyl jest prawdziwym, rasowym tyglem.

Przez chwilę bohaterowie mieli trudności z przyzwyczajeniem się do widoku istot, których obecność zazwyczaj wywoływała okrzyki w rodzaju: „Pomocy!”, „Bij, zabij drania!”, czy „Won mi stąd, paskudo jedna!”. Wysoko na niebie, pośród ptaków latały o wiele większe istoty. Grupa bohaterów ledwo co powstrzymała się od rzucenia na ziemie, gdy do ich uszu doszedł łopot skrzydeł. Wielka, łuskowata bestia przemknęła tuż ponad dachami domów, zaraz potem podrywając się w górę i znikając pośród chmur. Bohaterowie jeszcze przez chwile stali oniemiali, patrząc za smokiem, który jakby nigdy nic, latał sobie nad miastem. A ludzie nawet się tym nie przejęli! Tylko małe dzieci szarpały rodziców za ubrania i wskazując w niebo, głośno krzyczały:

- Mamo! Smok! Jak będę duży, to zostanę smoczym jeźdźcem i będę takiego dosiadał. Prawda mamo?

Dalsza rozmowa ucichła w gwarze innych, bardziej przyziemnych. Bohaterowie szli już od paru chwil i Azyl uległ zmianie. Ze spokojniejszej, bocznej ulicy, grupa wyszła na o wiele bardziej uczęszczaną ulice. Teraz bohaterowie stali się obiektami bardziej lub mniej ukradkowych spojrzeń i cichych rozmów. Nie było w tym nic dziwnego. Wyróżniali się z tłumu, głównie dzięki bogatym ubraniom. Właściwie wyglądało na to, że są jedynymi osobami z takimi strojami, bynajmniej w najbliższej okolicy.

Na ulicy był niezły tłok. Dla przeciętnego zjadacza chleba przejście gdziekolwiek graniczyło z cudem, jednak dla nowo przybyłej grupy nie stanowiło to żadnego trudu. Wszystkie istoty, nawet te którym zazwyczaj schodzono z drogi, ustępowały przed pochodem bohaterów. Tłum „otwierał się” jakiś metr przed idącymi i „zamykał” metr za nimi, zupełnie jakby wszyscy bali się stanąć im na drodze.

Idąc do tawerny, nie dało się też nie zauważyć jeszcze jednego dziwnego zjawiska. W pewnym momencie, bohaterowie dostrzegli dwójkę kłócących się ludzi. Obaj mężczyźni wyglądali na mocno podchmielonych i nie najlepiej trzymali się na nogach. Pomimo to, obaj mieli wyraźny zamiar doprowadzić do walki. I właśnie w tym momencie, gdy wszystko wskazywało, że starcie jest nieuniknione, jeden z kłócących się... zniknął. Drugi człowiek stał przez chwile zaskoczony, poczym wzruszywszy ramionami, rzucił jeszcze krótki komentarz, który brzmiał jak „Pszeeekleci jedno...”- czknięcie- „...dniowcy.”. Bohaterowie postanowili nawet się nie odzywać, w milczącej zgodzie postanawiając, że wszystkie ewentualne pytania zadadzą karczmarzowi.

Okazało się, że wskazówki kwiaciarki były całkiem błędne i gospoda, która miała być „za rogiem” była ulicę dalej. Zanim bohaterowie zdążyli tam dotrzeć, zza ich pleców doszedł ich męski, donośny głos.

- Z drogi hołoto.

Grupa konnych otaczała stylowy, czarny powóz, zaprzęgnięty w dwa, dorodne rumaki. Dziwne było zmuszanie takich koni do ciągnięcia powozów, no chyba, że właściciel chciał się popisać swoim majątkiem i bogactwem.

Grupa podróżników z zainteresowaniem obserwowała powóz, który powoli posuwał się na przód. Czerwone zasłony były lekko odsunięte i z wnętrza pojazdu, wyglądała twarz starszej kobiety. Cała masa zmarszczek, nieudolnie przykryta toną najrozmaitszych kosmetyków, z pogardą i wyniosłością obserwował tłum. Głowa podparta na dłoni, lekki kpiący uśmiech... całą sobą kobieta wyraźnie chciała zademonstrować, że jest lepsza od wszystkich tych istot.

Gdy kobieta dostrzegła podróżników, jej twarz uległa momentalnej zmianie. Wpierw pokazało się na niej bezbrzeżne zaskoczenie, zupełnie jakby kobieta nie mogła uwierzyć w to co widzi, które zaraz potem zmieniło się w wyraz największego oburzenia. Zbulwersowana starsza dama odwróciła się do kogoś, kto musiał wraz z nią zasiadać w karecie. Po chwil, zza czerwonej zasłony wychyliła się twarz starszego mężczyzny. Siwe włosy gładko uczesane do tyłu. Równie siwe wąsy i bródka okalające twarz i to samo „święte oburzenie” widoczne na twarzy. Widać i jego zaskoczył widok grupy szlachciców, spacerującej pośród zwyczajnej hołoty.

***

Azyl
”Zając i Smok”

W końcu bohaterowie dotarli do karczmy. Szyld przedstawiający smoka i zająca, przyniósł w końcu nadzieje, że te ciągłe ciekawskie spojrzenia i szeptane rozmowy, w końcu dobiegną końca. Członkowie grupy przekraczali kolejno drewniane, solidne drzwi i wkraczali do środka.

Lokal cechowało typowe, solidne wyposażenie, odparte na karczemne burdy i niewielka ilość gości. Jednak scena, która przywitała bohaterów już nie była taka zwyczajna. Jak to zwykle w karczmach bywa, za drewnianą ladą stał karczmarz. Niski, pulchny człowiek w pobrudzonym fartuchu i grymasie złości na twarzy. Para małych, świńskich, czarnych oczek wpatrywała się w istot stojącą po drugiej stronie lady. Gościem na którego tak bardzo gniewał się karczmarz, był dość dziwny smokowiec. Istota cała pokryta łuskami, trochę przypominała bezskrzydłego smoka, który nagle zmalał do wysokości przeciętnego człowieka. Ponadto, jak większość przedstawicieli swojej rasy, stał na nogach, a jego ręce, zakończone dłońmi uzbrojonym w pazury, leżały oparte na ladzie. Na lewej dłoni smokowca, na powierzchni łusek wyraźnie rysowały się czarne linie skomplikowanego tatuażu.

- Ha! Wiedziałem! Przeklęty jednodniowiec! Myślałeś, że oszukasz starego Hazara. Może już nie dowidzam, ale tatuaż jeszcze widzę.
- Ale ja nie chciałem nikogo oszukać!
- Ta. Chciałeś się tylko przespać, a później zniknąć nie płacąc, co nie?
- Chciałem zapłacić z ...


Smokowiec nie zdążył dokończyć, ponieważ... zniknął. Zwyczajnie tak samo jak pijak wcześniej, tak smokowiec teraz. W jednej chwili był, a później już nie. Karczmarz stał jeszcze, z zaskoczeniem wpatrując się w miejsce, gdzie stał klient. Po chwili dość głośno zaczął rzucać najwymyślniejsze wyzwiska pod kierunkiem „jednodniowców”. Dopiero po chwil dostrzegł nowych klientów, którzy zdążyli już zająć miejsca.

W ciągu ułamka sekundy, karczmarz znalazł się tuż przy stoliku bohaterów. Kłaniając się nisko, prawie do samej ziemi, z chciwym uśmiechem wymalowanym na twarzy, zwrócił się do nowych gości.

- Witajcie szlachetni goście! Najwspanialsi dobrodzieje! Niech wam się wiedzie gdziekolwiek się udacie, a bogowie niech się do was uśmiechają. Co sprowadza tak znamienite osoby w moje skromne progi? A nie wybaczcie... Oczywiście to nie moja sprawa. Zapewniam, że jestem najdyskretniejszą osobą w całym Azylu i żadne słowo, które padnie w tym miejscu, nigdy go nie opuści. Przysięgam na grób własnej matki, że na za wołanie mogę stać się ślepy, niemy i głuchy. A teraz, czym mogę służyć, tak wielkim i wspaniałym osobistością?

***

”Niski i chudy mężczyzna oniemiał na widok wchodzących. Jego oczy z niedowierzaniem przesuwały się po bogatych, wspaniałych strojach i bajecznie drogiej biżuterii. Niewiele brakowało, a brak uwagi, mężczyzna przypłaciłby udławieniem się kawałkiem mięsa, które właśnie przełykał. Krztusząc się i dławiąc, człowiek walił się w pierś, próbując wypluć jedzenie. Udało mu się, choć jego gwałtowne popisy nie mogły pozostać bez zainteresowania ze strony grupy arystokratów. Błagając wszystkich bogów, żeby nikt z tej grupy nie rozpoznał go, szybko usiadł z powrotem na miejsce i zajął jedzeniem. Przez moment czuł na sobie spojrzenia karczmarza i całej grupy, ale w końcu wszyscy wrócili do swoich spraw. Niski mężczyzna udając, że jest całkowicie pochłonięty jedzeniem, nastawił uszu, chcąc wyłapać choćby najdrobniejsze, pojedyncze słowa, doskonale wiedząc, że zostanie sowicie za nie wynagrodzony.”
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 07-08-2007 o 10:06.
Markus jest offline