Pozbyli się wartowników z chirurgiczną precyzją. Bezbłędnie. Chłodno. Bez najdrobniejszych wyrzutów sumienia czy zahamowań. Kiedy służyło się w armii imperialnej, trzeba było prędko wyzbyć się takich odczuć, niczym zbędnego balastu. Tym razem przynajmniej zabijali wrogich żołnierzy, a nie całkowicie bezbronnych cywili. Chociaż z drugiej strony... Tym tutaj też nie dano wielkiej szansy na obronę. Ten odstrzelony przez Zere'ela nie cierpiał zbyt długo. Prawdopodobnie nawet nie zorientował się, że umiera. I dobrze - Nobrazianin nienawidził jak ktoś krzyczy. Miał wrażliwy słuch i wszelkie niespodziewane dźwięki łatwo go drażniły.
Spokojnym krokiem Zere'el minął martwych wartowników, kierując się w stronę drzwi na dole. Zatrzymał się tuż przed wejściem, nasłuchując przez chwilę.
- Nie zabijać nikogo. Chyba, że uciekają lub atakują - rzucił cicho Ransan, nie bawiąc się już w język migowy. Byli już zbyt blisko, aby ktokolwiek mógł pokrzyżować ich plany.
Zere'el potężnym kopniakiem wyrwał drzwi z zawiasów, wchodząc do środka ze skupioną wokół palca wiązką energii - gotów wystrzelić w każdego, kto sprzeciwi się poleceniom.
- Niech nikt nie rusza się z miejsca! - ryknął Nobrazianin wyciągając "uzbrojone" ramię w stronę zgromadzonych. Sondował ich reakcję i czekał aż pozostali członkowie oddziału otoczą Acrosian, odcinając pozostałe drogi ucieczki.