Noc 22 Brauzeit 2518 KI, mur Herrendorfu
Słysząc okrzyki Maurera, Hansa Hansa i pana Niersa, coraz bardziej przerażeni wieśniacy zakotłowali się w chaotyczny sposób na murze: jedni odrzucali tyczki macając rękami w poszukiwaniu siekier i mieczy, inni zaskoczyli z wału i rozbiegli się pomiędzy chałupami szukając albo ciężkich głazów albo dzbanów z oliwą. Tylko kilku stojących najbliżej Karła Petera zbiło się w ciasną kupę wystawiając przed siebie ściskane kurczowo drągi.
- Młotodzierżco, dodaj mi sił! - krzyknął do siebie samego Franz pojmując znienacka, że ślepo posłuszni rozkazom chłopi w jednej chwili zmniejszyli o połowę liczebność obrońców przy trupiej rampie, cofając się między najbliższe zabudowania.
Jego włosy uniosły się nagle niczym obdarzone własnym życiem, naelektryzowane falą silnej mocy, która omiotła Remerczyków. Wstęgi fioletowego światła sięgnęły piętrzącej się coraz wyżej pryzmy żywych trupów. Trawione magicznymi płomieniami zezwłoki zaczęły się rozpadać, obracać w proch. Trzymająca wysoko w górze swój kostur Katerina Lautermann wykrzykiwała jakieś obco brzmiące słowa, ani chybi czarodziejską inkantację.
Trupia rampa zaczęła się zapadać pod ciężarem wciąż wchodzących na nią nieumarłych, fioletowy ogień podgryzał ją nieubłaganie, niweczył bluźnierczą magię nekromanty. Z gardeł niektórych obrońców popłynęły pierwsze niepewne okrzyki radości, ale już po chwili utonęły w trwożnym harmiderze, który wybuchł po przeciwnej stronie wieńczącego bramę pomostu.
Druga rampa sięgnęła tam szczytu muru i pierwsi ożywieńcy znaleźli się na wysokości parapetu. Morryci natychmiast runęli w tamtą stronę, jęli rąbać mieczami próbujących wejść na mur nieumarłych. Ametystowa Czarodziejka ruszyła im z pomocą miotając wiązkami fioletowej energii, wyrzucając w powietrze poruszające się niemrawo truchła.
Nadwyrężona jej zaklęciami pierwsza rampa zaczęła się odtwarzać na oczach obrońców, powiększana z każdym uderzeniem serca przez niekończącą się rzeszę ożywieńców. Franz zamlynkował ostrzem przestępując z nogi na nogę, wtem jego uwagę przykuł głośny łoskot dygoczącej w zawiasach bramy. Zbita w ciasną kupę zgraja nieumarłych naparła na podparte sosnowymi belkami wrota, uderzając w nie rytmicznie połączonym ciężarem swoich ciał w zamiarze wyłamania wejścia.
- Trzymajcie podpory! - ryknął Franz dzieląc swoją uwagę pomiędzy odrastającą rampę, rojące się od nieumarłych przedpole oraz trzeszczącą złowróżbnie bramę. Para zdyszanych wieśniaków wpadła z tupot butów po drewnianych stopniach na mur, targając wspólnymi siłami gliniany dzban z oliwą.
- Dajcie ją tutaj, tutaj! - Franz odwrócił się w stronę chłopów i wtedy ujrzał kątem oka kilku innych miejscowych, napierających z całych sił na wtaczany po stopniach potężny młyński kamień. Wywindowany do połowy drogi, okrągły głaz zaczął przeważać na swoją stronę, wystawiając na coraz większą próbę napięte niczym postronki ścięgna i mięśni spoconych, sapiących ciężko mężczyzn.
- Zara sięgną parapetu! - huknął stojący na szeroko rozstawionych nogach Hans Hans - Franz… kurwości, trzecia rampa! Tam, z prawej! Już włażą!