Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2020, 22:20   #221
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Geansi zwrócił się do maga i stojących obok niego ludzi.
- Widzicie... Jesteśmy w takim magicznym miejscu jakim jest ta pustynia. Nic tylko niebo i ziemia. Emocje nie mają gdzie się ukryć. Pędzą od was wprost do szarych pustkowi, najwspanialszego kłębowiska emocji... - genasi uniósł prześwitujące dłonie do góry. Mieniły się w świetle i nikły.
- No i tak myślę, że te wyrwy w rzeczywistości to tak przez emocje się stały. Silne emocje spaczające ich naturę. Śmiem twierdzić, że ty magu i ta elfka to zrobiliście. Pewne to, iż to wy powinniście je naprawić.
Genasi przestał oglądać swoje dłonie.
- No gdyby tylko ona żyła.

- Czy to musi być koniecznie elfka? - spytał Łotr wychodząc z cienia w którym szukał do tej pory schronienia. Wyraźnie starał się opanować strach przed stojącymi przed nim istotami. - Czy tylko ktoś… Niezwykle do niej podobny ciałem i myślami? Portale chyba nie będą sprawdzały bardzo dokładnie tożsamości? Chodzi o to żeby sobie… - tutaj wskazał piaski w których zniknęło ciało elfki i maga - przebaczyli?
- Myślę, że należałoby ją wskrzesić. Niestety, nie mam wymaganych utensylii, nie ma ktoś czasem kilku diamentów przy sobie? - Kadir się zreflektował, spoglądając na brzuch smoka - hmm. zapomnijcie, nie sądzę, by udało się odzyskać ciało... - rzekł prawie szeptem, jakby nie chciał drażnić smoka.

- Co do emocji, znów uprzedzenia wobec mej skromnej osoby biorą tu górę... Ja jestem źródłem nieskończonej ilości dobrych emocji, jestem pełen najczystszej miłości dla swego bliźniego. Dobrze. jestem również nieco smutny, czuję żal nad utratą swej przyjaciółki... no może trochę złości z powodu zniszczonego wspaniałego mojego dzieła, tak bezmyślnie i bez powodu... - Kadir westchnął cierpiętniczo.
- Kto by w takich okolicznościach nie poczuł przez chwilę złości? I niby to wystarczyło by wypaczyć portal? Hmm, dziwne.
- Z tym wybaczeniem jednak? To ona wydawała się mieć jakieś głęboko zakorzenione uprzedzenia wobec mej wszak przyjaznej i przyjacielskiej osoby? Oczywiście, mogę jej wybaczyć, jak wybacza się złodziejowi, który ukradł ci sakiewkę, po tym, jak straż już mu odjeła złodziejską dłoń. Albo gnojkowi, który złośliwie roztrzaskał malowidło, nad którym pracowałeś bardzo długo, gdy już opłaci ci szkodę... albo jak wybacza się szubrawcowi, który wkradł się nocą do twego domostwa i zamordował ci przyjaciółkę...
- Kadir zamilkł na dłuższą chwilę. Spochmurniał trochę.
- Zobaczymy, zobaczymy. - rzekł, badając aurę portalu - może uda mi się coś wskórać. Jednak nic nie obiecuję. Nawiasem mówiąc, mamy chyba ogólno kosmologiczny problem. Emocje nie są niczym dziwnym, w szczególności tutaj, gdzie istoty nie rzadko walczą o życie i je również tracą w paskudnych zazwyczaj okolicznościach. Kolejne przebicia rzeczywistości murowane? Tak? - zastanawiał się Kadir na głos, bardziej, by sobie ponarzekać, podczas gdy pracował nad portalem.
- A tak właściwie, kim ty jesteś? - Kadir nagle otrząsnął się. Działo się tyle dziwnego... łatwo było zapomnieć o tym istotnym pytaniem - I kim tak naprawdę jest on? - Kadir wskazał na modliszkę, nad której ofertą pochylał się smok.

Gwardzista, widząc małe zbiegowisko wokół Nataniela, zakopał się i ruszył w stronę towarzyszy. Czuł, że nie chciałby tego ominąć.
Canth dopiero po chwili dołączył do rozmawiających, wydając wcześniej rozkazy swoim ludziom.
- Dobrze, że wspominasz o tych złodziejach, Kadirze, w końcu ukradłeś własność elfów. Oni zapewne byli także gotowi wybaczyć ci kradzież, uprzednio odjąwszy rękę w postaci tego czegoś, co nazywałeś swoim sługą. I to ty, przypomnę, rozpętałeś to piekło, nie zważając na nic poza swoją urażoną dumą, ryzykując istnienie całej karawany dla swojego ego. - skomentował paplaninę maga. Stracił już do niego jakiekolwiek resztki szacunku i nie miał zamiaru dłużej grać w jego gierki. Spojrzał na niego i Eupatryda - Skupcie się na rozwiązaniu tego problemu - wskazał na portale - zamiast dopytywać, kto jest kim. Potem sobie pogawędzicie -

Genasi nie przeszkadzał w długim wywodzie maga. Ponownie jednak zignorował jego ostatnie pytanie zwracając się do Dalacitusa.
- Ciekawy pomysł, nie gwarantuje czy on ma szansę się udać, jednak nic czego spróbować się nie da - wyszczerzył się. Odwrócił się potem do maga puszczając po drodze oczko do Cantha.
- Hehe… jesteś BARDZO pełen siebie magu. Samouwielbienie jest potrzebne, ale ty… uf, za dużo.

- Canth. Ty poważnie? - Kadir pokręcił smutno głową. - Ranisz me uczucia... dogłębnie. - Kadir położył rękę na sercu, symulując kłucie w klatce piersiowej. Czując, że zapowiada się kolejny monolog, dowódca warknął, że nie będzie tracił na to czasu, lekceważąco machnął ręką i odszedł w stronę Nataniela - przybysz sprawiał wrażenie, jakby potrafił coś poza paplaniem. Kadirowi brak rozmówcy jednak nie przeszkadzał.
- Co najwyżej znalazłem, lub wręcz odzyskałem. Jeśli była to własność elfki, czego wcale nie dowiodła, to owa istota, która nas zaatakowała uprzednio musiała zabrać kostkę i zakopać wraz z tamtym trupem. Logiczna konkluzja, prawda? Powtarzam, o ile była to rzeczywiście własność elfki. Ta jednak zachowała się niczym bandyta, który przyszedł łupić a nie prosić o swą własność. Powiedz zatem, niby w czym mój czyn spełnia przesłanki kradzieży?
- A idąc dalej, niby co miałoby urazić moje ego? Słowa jakiejś dziewki? Połowa ludzi bluzga na mój temat za moimi plecami, a druga połowa czyni to mi prosto w twarz. Zobacz tylko na siebie. Od początku tej wyprawy zostałem nazwany plugawcem dokładnie 356 razy, 72 razy ktoś splunął, gdy przeszedłem obok. Jeśli za każdym razem miał bym reagować, nie starczyłoby mi życia, na rozpętywanie piekła, jak to nazwałeś. Niestety muszę cię zmartwić, mam dużo grubszą skórę, z konieczności.
- Sam spójrz, zarzucasz mi kradzież, narażanie twojego drogocennego życia dla własnej przyjemności, a ja jestem absolutnie spokojny
- tu Kadir uśmiechnął się teatralnie, na chwilę odstępując od portalu, nad którym cały czas, mimo paplaniny, pracował - Gdzie jest piekło, jakie powinienem twym zdaniem już rozpętać? Wszak zraniłeś me uczucia o wiele dotkliwiej, niż ona, ona była tylko kimś obcym, ty zaś jesteś moim drogim przyjacielem, tak przynajmniej myślałem... mylnie jak się zdaje? - Kadir pokręcił zrezygnowany głową, by znów skupić się na portalu. - Głupiec ze mnie, stary zdziadziały głupiec - zbeształ sam siebie, mamrocząc pod nosem.

- Nie nazwałbym przyjacielem kogoś, kto próbuje mnie szpiegować. A jeśli uważasz, że cię uraziłem, to zabij mnie, tu i teraz, tak jak to z elfami zrobiłeś. Mieliśmy szansę, żeby dowiedzieć się prawdy o nich, ale to ty rzuciłeś się do ataku, wykrzykując coś o sukach, i ignorując bezpośredni rozkaz dowódcy.

Kadir wzruszył ramionami.
- Nie bądź małostkowy - rzekł na słowa o szpiegowaniu. - Wszyscy się nawzajem szpiegują tutaj. Może po prostu przyjaciel troszczył się o przyjaciela?
Kadir przewrócił oczyma i machnął dłonią na słowa, aby miał zabić Cantcha.
- A teraz jesteś melodramatyczny. Właśnie temu zaprzeczyłem a ty znowu o zabijaniu za urazy? - Kadir uśmiechnął się serdecznie, by podkreślić, jak daleki od takowych czynów jest.
- Szansę to my mieliśmy na bełta w dupie, a nie na prawdę. Czy mówimy o tej samej elfce, która odpowiadała strzałami na słowa współczucia?
- Rozkaz? Jaki rozkaz? A tak, poprosiłeś bym zwrócił im kostkę. I zamierzałem dokładnie tak uczynić. Chcesz powiedzieć, że cię źle zrozumiałem? Chcesz powiedzieć, że dom Aleaqarb twymi ustami "nakazał" puścić wolno zabójcę i odmówił oficjalnej prośbie o wsparcie ujęcia przestępcy? Tego przecież powiedzieć nie chcesz, prawda? Bym był bardzo kiepskim przyjacielem, gdybym tak odczytał twe słowa, widzisz, to dowód jak bardzo cię lubię! Nie o sukach, o sucze, liczba pojedyncza - zwrócił Kadir uwagę na wytknięcie używania wulgaryzmu - ale za sukę najmocniej przepraszam, wymsknęło mi się.
Kadir zrobił skruszoną minę.
- Bym był młodszy, wskazałbym, iż to ona pierwsza użyła wobec mnie obraźliwych słów, jak to szło? "ty parszywy pomiocie Czarnoksiężnika", ale że mam swoje lata, nie będę się bawił w roztrząsywanie tego, dziwię się, że ty się w to bawisz?

Canth zaśmiał się i pokręcił głową z niedowierzaniem - Co też wiek robi z umysłem… Wydany wyraźnie przy wszystkich rozkaz traktuje jak zwykłą prośbę, a telepatyczne pytanie o wsparcie, bez wspomnienia w czym trzeba wesprzeć, jako oficjalne podanie. Do tego zaczynają się mylić osoby - z uprzejmości przypomnę ci, że to nie ja reprezentuję Dom. Tylko Eupatryd jest jego głosem, tak ja ty jesteś oczami i uszami Króla. I niczym więcej - zakończył dobitnie - A teraz skończ gadaninę i napraw to, co tu narobiłeś - uciął temat.

- Zawsze do usług - odparł Kadir przyjacielsko, jakby niedosłyszał niczego złego.
Potem wyciągnął rękę, w stronę portalu, błękitne wyładowania przeskoczyły w rytm inkantowanego zaklęcia między jego palcami a taflą magicznego przejścia. Kadir skinął głową, jakby potwierdził jakieś przypuszczenie.
Słowa solnej istoty skwitował jedynie markowanym wzruszeniem ramion i niewinnym, wręcz nieśmiałym uśmiechem.
- Wydaje mi się, że potrafię to zamknąć. Z odrobiną szczęścia nim to co nadchodzi przejdzie. - Kadira mina zrzedła nieco, zrobił się lekko blady. Spojrzał na chwilę gdzieś za siebie, na horyzont. Zapewne rozważał, czy nie lepiej czmychnąć. Wreszcie jednak zagryzł zęby podejmując decyzję.
- Proponuję jednak, byście wy się oddalili, jeśli poniosę porażkę, nie musicie ginąć... ba macie obowiązek powiadomić króla o zagrożeniu - rzekł robiąc krok do portalu, zatrzymując się jednak dokładnie na krawędzi między światami. Uniósł swą laskę w górę. Błękitne i czerwone wyładowania wystrzeliły trzaskając pomiędzy trzymaną laską a krawędzią przejścia.
Potem jednak znów spojrzał w stronę odwróconego Cantha. Uśmiechnął się przyjacielsko, choć krople potu perliły się już na jego czole.
- W tym nie chodzi o mnie. Ja jestem tylko skromnym i pokornym sługą, chyba już o tym wspominałem? Moje życie dla niego... Zawsze dla niego... - Kadir pokręcił smutno głową - Nigdy nie chodziło o mnie. Tu chodzi o majestat prawa i autorytet naszego pana. Powiedz mi Canth, czy strach ci aż tak dupę ścisnął, że pozwalasz jakimś przy błędnym elfom grozić twojej karawanie i podnosić rękę na obliczę czcigodnie panującego nam króla? Nie wstyd ci, że skromny mag musiał przeciwstawić się atakującym nas bandytom i zażądać sprawiedliwości, gdy powinieneś był to uczynić ty? To dlatego te wymówki? To dlatego bluzgasz jadem pod moim adresem? - Kadir uśmiechnął się wręcz przyjacielsko, co stało w oczywistym kontraście do jego słów. - Wybaczam ci. I jej też.... - rzekł Kadir już z pewnym trudem, magia powoli domagała się zapłaty.
 
Asderuki jest offline