Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2020, 21:18   #18
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Marduk dochodził do siebie, nie pokazując komukolwiek kto go schwytał, że jest już świadomy. Z frustracją stwierdził, że nie jest w stanie uwolnić się z więzów. Jak mógł dać tak łatwo się schwytać? Zakładał, że Raditz mu pomoże jeżeli będzie w stanie, był od niego silniejszy...ale już widział jak ten będzie się z niego nabijać - Saiyański wojownik dał się pojmać jak ostatni kretyn…..ale na razie był zdany na łaskę przeciwnika, musiał się jakoś wydostać..

- Nikt nie musi umierać, nie pracujemy dla Frieza Force. - odezwał się, otwierając oczy.

Przed sobą ujrzał pięciu mężczyzn. Dwóch bardzo wysokich, wyższych od Marduka o głowę, a nawet dwie, w tym jeden potężnie umięśniony. Ten ostatni przypominał trochę Nappę, choć nie miał tych głupich wąsików. Ten pierwszy zaś był prawdopodobnie beppaninem. Kolejni dwaj byli przeciętnego wzrostu. Jeden ukrywał swoją twarz pod kapturem, a posturę pod płaszczem, więc ciężko było coś więcej o nim powiedzieć. Drugi był mogatianinem z charakterystycznymi dla tego gatunku skośnymi oczami. Wreszcie ostatni, zdecydowanie najniższy, przypominał beenzianina.

Cała piątka przypatrywała się uważnie skrępowanemu Mardukowi. Saiyanin nie mógł nawet palcem kiwnąć. Wsadzili go do jakiegoś dziwnego urządzenia, które nie tylko skutecznie unieruchomiło wszystkie kończyny, ale w jakiś dziwny sposób nie pozwalało też na użycie energii ki. Marduk czuł, że tak właśnie jest. Podobne machiny widywał choćby na Soreno, gdzie miał okazję obejrzeć sobie więzienie i salę tortur, które Frieza Force wykorzystywało do podporządkowania sobie mieszkańców planety. Oczywiście Marduk był tam gościem w tym pozytywnym sensie, teraz nie mógł tego o sobie powiedzieć.

- Kim w takim razie jesteście? - spytał mogatianin. Marduk rozpoznał ten głos. To on namawiał innych do pohamowania swoich emocji i nie zabijania więźnia.

- Służymy Księciu Vegecie, prawowitemu władcy wszystkich Saiyan. Naszym celem nie jest walka z wami, ale zbadanie informacji o dawnej Saiyańskiej bazie która ma się tutaj znajdować i informacjach, które może zawierać.. Natomiast jeżeli mnie zabijecie, moi pobratymcy będą szukać zemsty, a są wśród nich dużo potężniejsi ode mnie, z których jeden jest na tej planecie. - Stwierdził, że lepiej wyjdzie na mówieniu prawdy, nie był najlepszym kłamcą w galaktyce…

Wśród zebranych nastąpiła konsternacja. Spoglądali na siebie nawzajem, a potem jeden przez drugiego zaczęli mówić. Z tego niewielkiego gwaru Marduk był w stanie wyciągnąć takie wypowiedzi jak: “Przecież planeta saiyan wybuchła, prawda?”, “Co on gada? Saiyanie wyginęli, co do jednego”, “Widziałeś ten ogon?”, “Co to za książe, o którym on gada?”, “W tej bazie będzie się można nieźle obłowić” i tak dalej. Jedynie osobnik z kapturem zdawał się nie brać udziału w dyskusji. Zamiast tego przypatrywał się pilnie więźniowi, a przynajmniej tak wynikało z postawy jego ciała, bo twarzy nie szło dostrzec.

- Gdzie jest ta baza? - spytał wreszcie mogatianin.

- -Wiem, że jest na tej planecie, ale jeszcze całej nie sprawdziliśmy - stwierdził Marduk, starając się zachować spokój i nie okazywać frustracji, którą odczuwał. Przynajmniej udało mu się wtrącić tamtych w konfuzję i nie rozmawiali chwilowo o zabiciu go….

- Niezbyt pomocna odpowiedź - skwitował mogatianin.

- Załatwmy go! Z tym drugim też sobie poradzimy - rzucił odważnie ten przypominający Nappę. - Z tego co wiemy to mogą być dwaj ostatni saiyanie. Reszta zdechła na ich planecie, to pewne. Ten szczur kłamie jak z nut.

- No nie wiem - odparł niepewnie beppanin. - Słyszałem jakieś pogłoski o imperium saiyan w południowej części galaktyki.

- To tylko nazwa - “Nappa” przewrócił oczami. - Nazwali się tak dla postrachu, z saiyanami nie mają niczego wspólnego. Zabijmy tego, a zostanie na tym świecie już tylko jeden - na twarzy mięśniaka pojawiła się żądza mordu.

- Uspokój się! - warknął beenzianin. - Tobie tylko zabijanie w głowie. To przez ciebie gnijemy na tej planecie. Gdybyś wtedy na Belzamie…

- Gdybym nie zrobił tego co zrobiłem, wszyscy gnilibyśmy teraz dwa metry pod ziemią! Uratowałem wasze nędzne życia, może w końcu to do was dotrze!

- Zamknąć się obaj!

Marduk był zaskoczony, słysząc głos kobiety. Ani chybi dobiegał od strony osobnika w kapturze. Co więcej kłócący się rzeczywiście zamilkli. Każdy z czwórki mężczyzn spoglądał teraz w kierunku ukrytej pod płaszczem kobiety, ale ta nie powiedziała już ani jednego słowa. Mogatianin powoli zwrócił się znów w stronę Marduka:

- Postawmy sprawę jasno. Twierdzisz, że nie chcesz naszej śmierci. Z kolei my, a przynajmniej większość z nas, nie chce zabijać ciebie. Oczywiście domyślasz się, że nie możemy cię ot tak wypuścić. Wraz ze swoim kumplem moglibyście nagle odkryć w sobie mordercze zapędy. Musimy mieć gwarancje. Gdy będziemy bezpieczni, wtedy i tylko wtedy możemy rozejść się w pokojowy sposób.

Marduk starał się jak najwięcej zrozumieć z rozmowy, która się wokół niego toczyła. O co chodziło z tym Imperium w południowej części Galaktyki? I kim była ta kobieta w kapturze, najwyraźniej pozostali darzyli ją szacunkiem?

-Jasne, widzę, że możemy się dogadać. Jeżeli dobrze zrozumiałem, to planowaliście i tak opuścić tę planetę? Czy jest na niej ktoś oprócz was?

- Nie, nie planowaliśmy, ale dzięki tobie i twojemu kumplowi, nie mamy innego wyjścia - odpowiedział mogatianin. - Gwarancje - ponaglił Marduka. - Co proponujesz? - spytał, samemu ignorując ostatnie pytanie saiyanina.

- Mogę tu zostać jako wasz więzień do momentu odlotu.. - stwierdził.
- Ewentualnie, jeśli mi wierzycie możecie po prostu mnie wypuścić i wtedy będę mógł powstrzymać mojego towarzysza by nie próbował mnie odbijać. W tej sytuacji nie będziemy mieć żadnego interesu w atakowaniu was. - Dodał po krótkiej pauzie.

- Nie macie innej możliwości kontaktu niż tylko spotkać się osobiście? - spytała, wciąż ukryta pod kapturem, kobieta.

-Mam komunikator, którym mogę połączyć się z Raditzem, moim towarzyszem, tylko musicie uwolnić mi rękę. - odparł Saiyanin.

- O tym możesz zapomnieć - skwitował mogatianin. - Gdzie masz ten komunikator?

- Jest tutaj - kobieta podeszła do więźnia i zdjęła z jego głowy skaner. - Jeśli twój przyjaciel okaże przynajmniej tyle rozsądku co ty, to wszystko będzie dobrze. W przeciwnym razie… - nie dokończyła. Po chwili odwróciła się i wyszła z namiotu. Pozostali ruszyli za nią.

- Lepiej żebym bym przy tej rozmowie... - mruknął Marduk, ale został zignorowany przez jego porywaczy. Nie miał wcale do końca wiary w rozsądek Raditza, ale przecież byli tu po to by odnaleźć bazę, a nie wszczynać wojnę….
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 05-01-2020 o 21:21.
Lord Melkor jest offline