Arnold Przekonywanie d20(-4 trudny)= 2 sukces
Arnold
Niewysoki, rudowłosy dowódca oddziału poczynił uspokajający ruch ręką, na co jego ludzie lekko opuścili kusze. Nadal wyczuć się jednak dało napięcie i wielki pośpiech. Najwyraźniej sprawa, z którą do nich przybyli była wielkiej wagi.
- Panicz z rodu von Thorhrlnów, jak mnieman - wskazał szlachcica, a następnie flagę powiewającą na maszcie, dając do zrozumienia, skąd zna jego nazwisko rodowe. Najwyraźniej ktoś z jego załogi musiał być dobrze poinformowany, wszak (bardzo nieliczny obecnie) ród Arnolda, nie należał do najbardziej znanych w tej okolicy.
- Jestem Kastor Liebrig, kapitan straży rzecznej jego Kanclerskiej Mości. Cokolwiek, Panie, czekało na ciebie w Reitwein, obecnie jest niedostępne. Miasto zostało zamknięte dla przyjezdnych.
Jego czoło zmarszczyło się w wyrazie zimnej determinacji.
- Ale, sądząc po waszej opowieści, już to wiecie. - dodał, sugerując wyraźnie, że ten fakt będzie miał swoje konsekwencje.
- Niestety, nie mogę was teraz puścić wolno. Rozprzestrzenienie się informacji, o tym, co stało się w Reitwein, mogłoby wywołać panikę. Ale to nie koniec...
Widać było, że przez parę chwil ważył w myślach jakąś ideę, ale w końcu dał znak i kusze znowu się podniosły, towarzysze Arnolda położyli dłonie na orężu. Atmosfera stała się gęsta.
- Niestety, w tej poważnej sytuacji, która stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa całej prowincji, zmuszony jestem też przeszukać i zarekwirować łódź Jaśnie Pana. I to jak najprędzej. Ścigamy uciekinierów z kwarantanny, potencjalnych nosicieli zarazy, a dwie łodzie pozwolą nam przeszukać szybciej tutejszą linię brzegową. Wiemy, że nie dopłynęli do Remer, spotkaliśmy się bowiem z drugą łodzią patrolową przybywającą z tamtego kierunku, więc musieli schować barkę gdzieś w obfitych zaroślach w tej okolicy. Zapada już zmrok, nie mamy więc czasu do stracenia. Po wykonaniu zadania wasz dobytek w miarę możliwości zostanie wam zwrócony i będziecie mogli ubiegać się o odszkodowanie od Urzędu Kanclerskiego.
Jeden z opatulonych szmatami towarzyszących mu ludzi wskazał znów Borysa.
- Prawda. - dodał, patrząc ponuro na Kislevitę, zaś tamten odpowiedział mu mroźnym, pełnym pogardy spojrzeniem, wyraźnie poirytowany tym, że z jakiegoś niezrozumiałego dla niego powodu znalazł się w centrum uwagi.
- Zatrzymamy też waszego załoganta. Dołączy do innych odczekujących kwarantannę na obrzeżach Reitwein. - Szto? - zawarczał kozak, zaciskając gniewnie dłoń i niemal chwytając za topór.