| - Nawet całkiem, całkiem - Kotecek obgryzał udo z Baby Ja... Tfu! Znaczy się - z Urbana. Chatka paliła się całkiem przyzwoicie, szczególnie po podprowadzeniu benzynki z pobliskiego CPNu i odcedzeniu kartofelków przez Chomika. Przy okazji wydało się gdzie zniknął drużynowy zapas spirytusu...
- Coś tu sadzą jedzie, chyba coś się jara; nie ma dymu bez ognia, mówiła mi stara... - Bartłomiej zanucił kołysankę z dzieciństwa.
Klex zaś siedział i gibał się to w przód, to w tył, puszczając mydlane bańki nosem i mrucząc "zdrowaś mario" wspak, które od czasu do czasu przekładał "Scyzorykiem" Liroya. Słowem, trwała sielanka i nikt nie przewidywał rzeczy które wkrótce miały się wydarzyć.
Zrazu polana na której siedzieli rozświetliła się trupim blaskiem, a na jej środku pojawił się portal. Portal był różowego koloru, i miał drewnianą ramkę na której wymalowane były czerwone maki i żółte pokemony, które wesoło uśmiechały się do Filonka. Wokoło zakwitły stokrotki, a resztki Urbana poczęły, podrygując poruszać się wokół ogniska.
- Mama! - ramię Urbana zidentyfikowało Żółwika jako kogoś wartego zainteresowania.
- A kysz, poszedł, maro nieczysta - Żółwik powstał na łapy i począł sie badawczo przyglądać portalowi.
Nagle portal zadymił, zasyfił i ze środka wyskoczyły trzy postacie. Pierwsza przypominała skrzyżowanie ziemniaka z Jerzym Urbanem, zaś dwie pozostałe... Były żywymi kopiami Żółwika i Kotecka - chociaż dość niedokładnymi.
- O ku[rna] - podsumował swoją obserwację Żółwik.
- Buuuuuurppp - potwierdził Bartłomiej - Co jest? - obrócił główkę - O kur[na]...
- PUMPALALA! - ryknął ziemniak i wywinął braeka na kaczym łbie - Jestem Ziemniak Mocy! Jam jest ziemniak mocy musicie więc mnie słuchać! - dodał widząc, że pan Klex korzystając z okazji, że nie ma go w scenariuszu poszedł na stronę odcedzić kartofelki. Widocznie mu się to jakoś jedno z drugim skojarzyło.
- Pumpa... Skąd masz to zioło, baranie?! - Żółwik rzucił się na Bartłomieja - Od Ruskich?!Zobacz! Zobacz tylko co to nam z łbami porobiło! - pokazał ręką na zaskoczonego ziemniaka i jego towarzyszy - No zobacz, jak ja wyglądam! Nie dość że sam z siebie wyszedłem, to wyglądam jak nienarodzony płód Curta Cobaina!
- Ernest jeeestem - zagadał Żółw towarzyszący Ziemniakowi, słusznie dedukując, że to o nim mowa.
- Ty zamknij mordę! - Filonek pogroził mu płetwą - Bo stracę cierpliwość!
- Czekaj, czekaj... - Kotecek podniósł się z pozycji leżącej, i zmienił wewnętrzny management zarządzania krwią, przekierowując jej większość do organu zwanego mózgiem. - Dlaczego ten kot jest płci żeńskiej?!
- Mmmmrrraaauuu... Chyba nie macie problemów ze wzwodem? - miauknęła Kotecka.
- O rany, nie wiem co to jest i skąd to jest, ale jest jeszcze bardziej po[kopane] od Ciebie - łza współczucia stoczyła się po Żółwikowym dziobie.
- Wiem - mruknął Bartłomiej - Kiedyś czytałem program telewizyjny, i tam był taki serial, i były takie akcje, że się przenosili między wymiarami i...
- ... I mówisz, że oni są jednymi z tych wszystkich możliwości jakie mieliśmy w życiu? Że na przykład, Księżna nie zaprowadziła mnie do logopedy, i gadałbym tak jak ten tutaj, albo że Kotecek zrobiłby sobie wreszcie operację zmiany płci, a Twoja matka wykonała na sobie skrobankę łyżką kuchenną i Cię nie ma na świecie?..
- W zasadzie to chodziło mi tylko o to, że ten serial był tanią podróbką i skasowali go po dwóch odcinkach, ale Twoja wersja jest równie piękna - mruknął Bartłomiej.
- Wiem, wiem! - z lasu wypadł Klex - To jest deja vu! Błąd w Martixie, rozumiecie?! Morfeusz po nas idzie, by wyzwolić nas spod jarzma maszyn... Au! - Bartłomiej sprzedał profesorowi kosę. Klex, potraktowany tym środkiem znieczulającym natychmiast się uspokoił. Żółwik zaś z wrażenia aż przysiadł na ogonie i począł się tępo wpatrywać w gości.
- No dobra, co z nimi robimy? - Kotecek znudził się trzygodzinną obserwacją własnych kopii.
- Bo ja wiem? Wyglądają jakby im się baterie skończyły. Jak te króliczki duracella, kapisz - Bartłomiej zaczął kiwać łapkami i wydawać bzyczące dźwięki udając króliczki duracella.
- No, nie mają po prostu pomysłu co zrobić - Filonek rzucił kamieniem w głowę swojego sobowtóra. Kamień uderzył wydając pusty dźwięk po czym upadł na ziemię i potoczył się kilka dobrych metrów - Sam widzisz. Pusto.
- Może im internet odcieli? - miauknął Kotecek.
- Raczej im jaja odcięli! - zarechotał parszywie Bartłomiej.
- Wypraszam sobie - powiedziała Kotecka i załadowała wibrator - Mówicie przy damie.
- Słodki Jezu, to nie na moje serce - Kotecek złapał się za klatkę piersiową - Toż to normalnie Sodoma i Gomora i jeszcze dobry kawałek Mokotowa...
- Nie dygaj, bra, zaraz będzie po bólu - Bartłomiej wyciągnął spod dresu swój ulubiony kij bejzbolowy, z podpisem samego Radka Majdana. Kij dzięki temu zyskał +10 do ataku z zaskoczenia, +20 do krytycznego uderzenia, a w dodatku przy użyciu na facetach powstawał efekt dody - rosły im cycki na strunach głosowych, i zanikała prostata. Niektórzy także przy okazji głuchli. Bartłomiej już przymierzał się do wykonania ciosu, gdy nagle błysnęło, huknęło i zajechało siarką.
Oto na śnieżnobiałym włochatym plemniku na polanę wjechała Księżna Almenino. Długie elfie uszy ciągnęły się z gracją za jej jestestwem. Plemnik wierzgnął, zarżał i zamachał witką brzęcząc przy tym swą szczerozłotą uprzężą. Almenino przedefilowała wokół "gości" mierząc ich wzrokiem, po czym zatrzymała się tuż przed ziemniakiem.
- Pyro! Tej! - jej głos był lodowaty - Każdy kto moje twory naraża na zbezczeszczenie, kto pomysłu innego się czepia, kto z istot cudzych korzysta dla osiągnięcia sławy i chwały, ten winien pozbawion być wolności osobistej do lat trzech, bez możliwości zwolnienia warunkowego. Albowiem chwalebne jest korzystanie z dobrych wzorców, zali po wcześniejszym złożeniu ofiary Zeusowi, panowi Olimpu i księżnej Dianie, jego oblubienicy. Ktoś zaś czyni inaczej, skazan jest na potępienie - plemnik parsknął tutaj paskudnie, spluwając flegmą (?) - Dobra, koniec smrodka dydaktycznego. Rozpier[dzielcie] ich. - rzekła do Filonka i jego przybocznych.
- Nyeee, nyeee, błagam, już nie będę - Ziemniak Mocy był żywcem krojony i nadziewany na patyki. Bartłomiejowi zachciało się frytek. W godzinę nie pozostało po nim nic, prócz wielkich uszu, które pan Klex zwinął za pazuchą i które wkrótce posłużyły do stworzenia przezeń Alojzego Bąbla... Ale to już inna historia. Kotecka została własnoręcznie zapakowana przez jej męską wersję i wysłana w paczce Servisco do chińskiej restauracji - gdzie z pewnością zyska wiele ciekawych wrażeń na tle seksualnym. W końcu, kto tam wie tych chińczyków? Może jedzenie ich pociąga? Zaś Żółwik... Żółwik wymyślił dla swojego sobowtóra coś specjalnego...
- Graj gno[mie] - Żółwik trzasnął przywiązanego do pala Ernesta po dziobie - Ustawiaj tą bierkę bo Cię znowu przypalę! Czy może drugą płetwę mam Ci odciąć i posypać solą?! - mijała już czterdziesta godzina ustawiania bierek.
- Wcale nie jesteście takimi dobrymi sobowtórami. Widzisz, ja jestem mistrzem grania w bierki, i w kibel. A ty? Szkoda gadać - Żółwik skrzywił się na samą myśl.
- Ja juużżż niee mogęęęe...
- Będziesz grał aż zdechniesz! Aż zdechniesz! Aż Ci flaki uszami wyjdą! - iskra szaleństwa pojawiła się w żółwikowych oczkach, a błyskawica przecięła nieboskłon pozostawiając u Czytelnika mroczne wrażenie... - Bo kto powiela niepotrzebnie byty
Kto powtórzył pomysł, ba, kto zrobił harem
Na tego ja wykładam, lecz wiedzcie moi mili
Że nic go nie uchroni przed plagiatora mianem - mruknęła księżna patrząc na scenę rzezi niewiniątek, po czym spięła plemnika, rzekła:
- Wio, Flafi! - i odjechała stępa w stronę zachodzącego Słońca.
__________________ There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Ostatnio edytowane przez Chrapek : 01-09-2007 o 18:18.
|