Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2020, 16:02   #51
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Tak oto Leith dotarł do półpiętra i schodów prowadzących do kolejnego korytarza. Stała tam dwójka skrzydlatych - krótkowłosa kobieta i białowłosy mężczyzna z tatuażami. Oboje patrzyli na co, czego Leith nie widział. Było też coś między nimi... jakaś bliskość, choć nie wyglądali jakby mieli się parzyć. Mężczyzna obejmował kobietę, a ona wtulała się w niego, jakby... jakby po prostu sprawiało im to przyjemność.

[MEDIA]https://s6.ifotos.pl/img/09112685b_qaxsxqq.jpg[/MEDIA]

- Jesteś pewna?
- Jestem pewna.
- Na pewno jesteś pewna?
- Na pewno jestem pewna.
- Królowa urwie nam jaja.
- Tylko tobie, ja nie mam.
- Bardzo śmieszne... - para przekomarzała się bez świadomości, że ktoś ich obserwuje.
Leith przynajmniej na razie nie miał pojęcia czego kobieta jest pewna, możliwości było po prostu zbyt wiele. W pierwszej chwili pomyślał, że zwyczajnie będzie miała młode ale, skrzydlaci byli dziwaczni. Bękart starał się wypatrzyć, posłyszeć i wywęszyć z tubylców najwięcej jak się dało nim zostanie zauważony, bo prędzej czy później przecież zostanie.
Ich zapachy przenikały się, bezsprzecznie musieli więc być kochankami. Czuć było od nich woń jeziora, wiatru - musieli niedawno skądś wrócić. Niestety odkrycie o czym mówią było niemożliwe bez zejścia na dół.
Leith nie skradał się wcześniej, robienie tego teraz świadczyłoby jedynie o agresji. Schodził więc normalnie, czyli jeśli chodzi o niego, tak jak dziki kot. Część skrzydlatych od razu go wyczuwała, część nie, trudno było powiedzieć jak będzie z tym duetem.
Gdy tylko Bękart postawił stopę na pierwszym stopniu, białowłosy obejrzał się.
- To gość! Chowaj, chowaj, szybko! - powiedział do partnerki. Ta spojrzała na Leitha zdziwiona, wykonując przy tym jakiś gest dłonią.
- Aleeeeż tu nie ma nic do chowania. Dobry wieczór panu - uśmiechnęła się słodko, obracając przodem do Bękarta.
- Cześć! - rynął Leith zeskakując z reszty schodów tak by maksymalnie skrócić dystans, żaden poważny skrzydlaty nie nazwałby go “panem” więc musiał mieć do czynienia z tą “wolną, nie niewolniczą służbą”. - mieszkacie tutaj? - uśmiechnął się, nie wydawało mu się by to wyglądało dobrze, ale skrzydlaci i ludzie zawsze to robili kiedy udawali uprzejmość.
- Owszem - kobieta uśmiechnęła się szeroko, choć jej partner nie wykazywał podobnego entuzjazmu. Gwoli ścisłości trzeba dodać, że wrogości też nie wykazywał. Ot, typowa, zdrowa nieufność względem obcego.
- Ja jestem Liv, a to jest Diurd - przedstawiła ich krótkowłosa, po czym zlustrowała wzrokiem sylwetkę Leitha - Ty jesteś tym półkrwi skrzydlatym, prawda?
- Mhm - potwierdził Leith - to raczej trudno byłoby ukryć, choć nie spodziewałem się, że ktoś zwróci uwagę, tylko towarzyszę “wielkim panom”, co tu robicie?
- Aaaa nic - zachichotała Liv - coś przygotowaliśmy na ucztę. Wkrótce się dowiesz, jeśli przyjdziesz.
- Co rozumiesz przez wielkich panów? - zapytał Diurd głębokim głosem.
Leith patrzył na mężczyznę jeszcze zanim ten wydobył z siebie głos, bękart słyszał już bowiem jak ten głębiej nabiera powietrze by wyrzeźbić jakiś dźwięk.
- Oj… - machnął ręką - stary nawyk, po prostu jestem mieszańcem, nigdy nie należałem do żadnej grupy, ani też nikt nie chciał się do mnie przyznać. Nie jestem nawet skrzydlatym a co dopiero szlachcicem, do niedawna byłem niewolnikiem i teraz po tej “zmianie leksykalnej” nie bardzo wiem jak się nazwać, na dworze wiatru jest dużo sług, które żyją pewnie dłużej ode mnie, tak czy siak chyba najbardziej pasuje do tej grupy. A jak jest u was? słyszałem, że nawet nikt nie zabija was dla zabawy? ale jakieś drobne uszkodzenia czy gwałty chyba nie są problemem? wasza szlachta chyba też się nudzi po tych tysiącach lat? - Leith wykładał zagadnienia oczywiste w sposób przejrzysty i pozbawiony emocji.
Parka przyglądała mu się z rosnącym zdziwieniem. Gdy skończył mówić, spojrzeli na siebie. potem znów na Leitha, i znów na siebie.
- Żartujesz, prawda? - zapytała w końcu Liv.
- Tak myślałem, że to przesada - westchnął Leith - jak tam sezon walk gladiatorów? ile głów ściął wasz mistrz? - Bękart w dalszym ciągu mówił tak poważnie jak tylko można było mówić o poważnych tematach jak ranking trupów na arenie.
Dwójka skrzydlatych wciąż wyglądała na zszokowaną.
- U nas nie ma takich walk... - burknął Diurd.
- Są zawody sportowe, gdzie również walczymy w różnych kategoriach, ale... nigdy nie leje się tam krew. Matko Noc, nie myślałam, że nasze kultury tak bardzo się różnią... - strapiła się Liv.
- Hmm - Leith nawet nie musiał udawać zdziwienia gdyż odczuwał szczerość a twarzach swoich rozmówców. - Ludzie zawsze mówią, że północ mają barbarzyńską a południe oświecone, u skrzydlatych widać jest na odwrót, to tylko daje mi tytuł podwójnego barbarzyńcy bo przeszedłem z ludzkiej północy do skrzydlatego południa, cóż… jeśli szykujecie na tą ucztę coś do jedzenia to nie musicie się martwić przynajmniej o moje gusta, nie macie pojęcia co w życiu jadłem.
I kogo.
Bardzo jestem za to ciekawy więcej o waszej kulturze, tej tutaj, oświećcie mnie trochę?
- Hmmmm ale to tak ciężko... - Liv zastanawiała się chwilę, dlatego rozmowę podjął jej partner.
- U nas nie ma kastowości. Wszyscy jesteśmy równi, a uprzywilejowani w jakimś sensie czy bogatsi są ci, którzy są bardziej przydatni dla dworu.
- Jak chcesz, możemy pokazać ci bibliotekę, tam na pewno sporo się dowiesz. U nas nie cenzuruje się książek, a staramy się gromadzić dzieła ze wszystkich dworów. Jak coś pytaj o szczegóły Casspra albo Evę. Oni opiekują się zbiorami.
Wtem zabrzmiał gong, który odbijał się głucho od ścian kryształowego zamczyska.
- Jedzonko! - ucieszyła się Liv, po czym rzekła do Leitha - My musimy się jeszcze nieco ogarnąć. Trafisz stąd do głównego holu?
- Jeśli te korytarze nie zmieniają położenia to trafię, choćby po zapachu. Znacie te historie o dzikich zwierzętach które węszą ofiarę całymi kilometrami…? - uśmiechnął się po czym machnął ręką i ruszył w powrotną drogę.
- Do zobaczenia! - Liv pomachała za nim.

***
Posłowie z Dworu Wiatru dotarli do Sali Bankietowej bez przeszkód dzięki niewielkim, magicznym motylkom, które zawsze znajdowały się tam, gdzie mieli się skierować. Pomieszczenie to było ogromne i urządzone w sposób, jakiego Leith (i chyba także Aurora) nie widzieli.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/65/04/c2/6504c2ef03660acb59db31705dba8055.jpg[/MEDIA]

Szczególnie jednak dziwiła niewielka ilość biesiadników, którzy swobodnie poruszali się po sali, nie będąc szczególnie przywiązanymi do swoich miejsc. Jedni już jedli, inni rozmawiali. Brak etykiety i wyznaczonych dla szlachty miejsc niejako potwierdził to, czego Leith dowiedział się w trakcie swojej przechadzki, a co wydawało się zainteresować samą księżniczkę, gdy jej o tym opowiadał.
A oni chyba jeszcze nigdy nie wyglądali tak dostojnie...
Aurora założyła na tę okazję złotą suknię z głęboko wykrojonym dekoltem i trenem. Leith rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś z miejscowych kto pokazywałby równie mało materiału, nie miał bowiem złudzeń, że “ktoś” z ich własnej grupy miał nawet mniej… Stroje były różne - czasem odważne, czasem bardziej cnotliwe, Leith zauważył jednak, że miejscowi raczej zasłaniają niźli epatują swoimi kryształami, co było całkiem inne niż tendencja na Dworze Wiatru. Co do księżniczki zaś, nie tylko epatowała swoim kamieniem, umiejscowionym pomiędzy częściowo odsłoniętymi piersiami, ale nawet upięła włosy i założyła biżuterię, co - jak bękart wiedział - zdarzało się rzadziej niż święta na Dworze Wiatru. Stojąc teraz na szczycie schodów, wsparta o jego ramię i wyprostowana wyglądała doprawdy książęco, żeby nie powiedzieć - królewsko. Nawet Milena ze swoją finezyjną, czerwono-czarną kreacja nie przykuwała takiej uwagi. Pozostali panowie zresztą też ubrali się odświętnie, choć o ile do Kaia garnitur może pasował, o tyle Athos wyglądał w nim karykaturalnie. Nikt jednak się nie śmiał. Na widok gości książę Cassper podniósł się ze swojego miejsca, zamachał do nich i wskazał pięć wolnych miejsc po przeciwległej stronie stołu.
Leith naliczył w sali jakieś 30-32 osoby. Przy samym stole księcia znajdowało się ich zaledwie dziewięć: Cassper, siedząca po jego prawej stronie skośnooka piękność, po lewej stronie dziecko - dziewczynka w wieku może 10 ludzkich lat z nieco rozczochraną grzywą rudych włosów, dalej po lewej siedziała para poznanych przez Leitha skrzydlatych, obok nich ciemnowłosy mężczyzna i... ludzka kobieta, którzy również pachnieli jak para, po prawej zaś znajdowały się trzy jasnowłose kobiety, ewidentnie ze sobą spokrewnione (z czego jedna wydawała się starsza niż dwie pozostałe) i płowowłosy mężczyzna, przypominający Leithowi nieco napastnika ze strażnicy.
- Cieszę się, że jesteście - przywitał gości Cassper - siadajcie, czujcie się swobodnie, jedzcie i pijcie do woli.
Leith zerknął na Milenę tylko raz, kiedy miał nadzieję, że nie zauważyła. Miał nadzieję, że skrzydlata czuje zapach wszystkich tych “nieważnych” osób tak dobrze jak on i jeszcze człowieka… Bękart z zainteresowaniem strzygł uszami w nadziei na posłyszenie rozmów ludzkiej kobiety, interesowało go co ona tam robi, czyżby taka zabawka kogoś tutaj interesowała? jednak wszystko co mówili miejscowi było również dla mieszańca interesujące.
Niestety, wyglądało na to że uwaga osób w pobliżu skupiona jest przede wszystkim na Aurorze i jej kompanach. Leith musiał przyznać jednak, że język jakim się posługiwali, był niezwykle uprzejmy. Nikt ani razu nie nazwał go bękartem. “Półkrwi skrzydlaty, partner księżniczki” - tyle o sobie usłyszał. Co było zadziwiające, jego urodzenie w jakimś sensie poprawiało notowania księżniczki, ktoś na balkonie powiedział “ona nie może być zła, skoro nie wzięła go z uwagi na moc czy pochodzenie, może nawet zrozumie nauki królowej”.
Bo nie była - uświadomił sobie Leith przełykając kawałek mięsa. I to stanowiło dla niej największe zagrożenie. Mężczyzna od jakiegoś czasu podejrzewał, że sposób w jaki Aurora postrzega otaczający ją świat jest inny niż ten w jaki widzą go osoby z jej własnego otoczenia. I Leith nie myślał tu o sobie, bo to było oczywiste, ale o innych skrzydlatych. Nawet osoby takie jak Kira, Kai czy Kaspian widziały świat bardziej… realnie?
Wszyscy emisariuszeb tymczasem jedli w milczeniu, co było nieco krępujące do momentu, aż kilkoro skrzydlatych w rogu zaczęło grać na instrumentach. Co ciekawe, Leith widział wcześniej te osoby przy “pańskim stole”.
- Więc jak wam się tutaj podoba? Odpoczęliście po wczorajszej przeprawie? - zapytała uprzejmie skośnooka, kierując swoje słowa do bękarta, który aktualnie nie miał niczego w ustach.
Leith zmierzył kobietę wzrokiem.
- Jestem prostym stworzeniem, zaspokojenie moich potrzeb nie jest trudne a tak długo jak pozostaję przy mojej… partnerce, jestem spokojny. Dlatego na twoje pytanie lepiej odpowie sama księżniczka. - to powiedziawszy Leith zerknął na Aurorę.
I wtedy umarł. Co najmniej z tysiąc razy, zabity jej ciężkim spojrzeniem.
- Wszystko jest w należytym porządku - skwitowała krótko.
- Och, nawet więcej niż w należytym - zaświergotała Milena, uśmiechając się słodko - Wspaniałe pokoje. I macie niezwykle utalentowanych służących. Doprawdy, nie widziałam ani jednego, a każde moje pragnienie było spełnione zanim tak naprawdę zdążyłam je wypowiedzieć. Czy to sama królowa ich tak trenuje? Myślę, że przydałoby nam się kilka cennych rad w tej kwestii.
- Nie mamy służby. - Odparł z uśmiechem Cassper. Leith zauważył, że kilka osób, które słuchało ich rozmów, wymieniło znaczące spojrzenia. Mała dziewczynka przestała jeść i teraz z uwagą przyglądała się po kolei każdemu z gości.
- Jak to nie macie służby?
- Wszyscy mieszkańcy są zarazem pracownikami zamku. A ponieważ my dbamy o niego, on dba o nas.
- Dbacie o kogo, nie rozumiem... - Milena zmarszczyła piękne brwi.
- To zamek-mental - wyjaśniła towarzyszcze Aurora, nie chcąc dłużej ciągnąć tej farsy.
- Cooo?! - tym razem do Mileny przyłączył się Kai, okazując ogromne zdumienie.
- To fantastyczne! - zachwycił się młodzian.
Tymczasem siedząca po drugiej stronie dziewczynka skupiła wzrok na Leithcie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline