Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-01-2020, 16:02   #51
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Tak oto Leith dotarł do półpiętra i schodów prowadzących do kolejnego korytarza. Stała tam dwójka skrzydlatych - krótkowłosa kobieta i białowłosy mężczyzna z tatuażami. Oboje patrzyli na co, czego Leith nie widział. Było też coś między nimi... jakaś bliskość, choć nie wyglądali jakby mieli się parzyć. Mężczyzna obejmował kobietę, a ona wtulała się w niego, jakby... jakby po prostu sprawiało im to przyjemność.

[MEDIA]https://s6.ifotos.pl/img/09112685b_qaxsxqq.jpg[/MEDIA]

- Jesteś pewna?
- Jestem pewna.
- Na pewno jesteś pewna?
- Na pewno jestem pewna.
- Królowa urwie nam jaja.
- Tylko tobie, ja nie mam.
- Bardzo śmieszne... - para przekomarzała się bez świadomości, że ktoś ich obserwuje.
Leith przynajmniej na razie nie miał pojęcia czego kobieta jest pewna, możliwości było po prostu zbyt wiele. W pierwszej chwili pomyślał, że zwyczajnie będzie miała młode ale, skrzydlaci byli dziwaczni. Bękart starał się wypatrzyć, posłyszeć i wywęszyć z tubylców najwięcej jak się dało nim zostanie zauważony, bo prędzej czy później przecież zostanie.
Ich zapachy przenikały się, bezsprzecznie musieli więc być kochankami. Czuć było od nich woń jeziora, wiatru - musieli niedawno skądś wrócić. Niestety odkrycie o czym mówią było niemożliwe bez zejścia na dół.
Leith nie skradał się wcześniej, robienie tego teraz świadczyłoby jedynie o agresji. Schodził więc normalnie, czyli jeśli chodzi o niego, tak jak dziki kot. Część skrzydlatych od razu go wyczuwała, część nie, trudno było powiedzieć jak będzie z tym duetem.
Gdy tylko Bękart postawił stopę na pierwszym stopniu, białowłosy obejrzał się.
- To gość! Chowaj, chowaj, szybko! - powiedział do partnerki. Ta spojrzała na Leitha zdziwiona, wykonując przy tym jakiś gest dłonią.
- Aleeeeż tu nie ma nic do chowania. Dobry wieczór panu - uśmiechnęła się słodko, obracając przodem do Bękarta.
- Cześć! - rynął Leith zeskakując z reszty schodów tak by maksymalnie skrócić dystans, żaden poważny skrzydlaty nie nazwałby go “panem” więc musiał mieć do czynienia z tą “wolną, nie niewolniczą służbą”. - mieszkacie tutaj? - uśmiechnął się, nie wydawało mu się by to wyglądało dobrze, ale skrzydlaci i ludzie zawsze to robili kiedy udawali uprzejmość.
- Owszem - kobieta uśmiechnęła się szeroko, choć jej partner nie wykazywał podobnego entuzjazmu. Gwoli ścisłości trzeba dodać, że wrogości też nie wykazywał. Ot, typowa, zdrowa nieufność względem obcego.
- Ja jestem Liv, a to jest Diurd - przedstawiła ich krótkowłosa, po czym zlustrowała wzrokiem sylwetkę Leitha - Ty jesteś tym półkrwi skrzydlatym, prawda?
- Mhm - potwierdził Leith - to raczej trudno byłoby ukryć, choć nie spodziewałem się, że ktoś zwróci uwagę, tylko towarzyszę “wielkim panom”, co tu robicie?
- Aaaa nic - zachichotała Liv - coś przygotowaliśmy na ucztę. Wkrótce się dowiesz, jeśli przyjdziesz.
- Co rozumiesz przez wielkich panów? - zapytał Diurd głębokim głosem.
Leith patrzył na mężczyznę jeszcze zanim ten wydobył z siebie głos, bękart słyszał już bowiem jak ten głębiej nabiera powietrze by wyrzeźbić jakiś dźwięk.
- Oj… - machnął ręką - stary nawyk, po prostu jestem mieszańcem, nigdy nie należałem do żadnej grupy, ani też nikt nie chciał się do mnie przyznać. Nie jestem nawet skrzydlatym a co dopiero szlachcicem, do niedawna byłem niewolnikiem i teraz po tej “zmianie leksykalnej” nie bardzo wiem jak się nazwać, na dworze wiatru jest dużo sług, które żyją pewnie dłużej ode mnie, tak czy siak chyba najbardziej pasuje do tej grupy. A jak jest u was? słyszałem, że nawet nikt nie zabija was dla zabawy? ale jakieś drobne uszkodzenia czy gwałty chyba nie są problemem? wasza szlachta chyba też się nudzi po tych tysiącach lat? - Leith wykładał zagadnienia oczywiste w sposób przejrzysty i pozbawiony emocji.
Parka przyglądała mu się z rosnącym zdziwieniem. Gdy skończył mówić, spojrzeli na siebie. potem znów na Leitha, i znów na siebie.
- Żartujesz, prawda? - zapytała w końcu Liv.
- Tak myślałem, że to przesada - westchnął Leith - jak tam sezon walk gladiatorów? ile głów ściął wasz mistrz? - Bękart w dalszym ciągu mówił tak poważnie jak tylko można było mówić o poważnych tematach jak ranking trupów na arenie.
Dwójka skrzydlatych wciąż wyglądała na zszokowaną.
- U nas nie ma takich walk... - burknął Diurd.
- Są zawody sportowe, gdzie również walczymy w różnych kategoriach, ale... nigdy nie leje się tam krew. Matko Noc, nie myślałam, że nasze kultury tak bardzo się różnią... - strapiła się Liv.
- Hmm - Leith nawet nie musiał udawać zdziwienia gdyż odczuwał szczerość a twarzach swoich rozmówców. - Ludzie zawsze mówią, że północ mają barbarzyńską a południe oświecone, u skrzydlatych widać jest na odwrót, to tylko daje mi tytuł podwójnego barbarzyńcy bo przeszedłem z ludzkiej północy do skrzydlatego południa, cóż… jeśli szykujecie na tą ucztę coś do jedzenia to nie musicie się martwić przynajmniej o moje gusta, nie macie pojęcia co w życiu jadłem.
I kogo.
Bardzo jestem za to ciekawy więcej o waszej kulturze, tej tutaj, oświećcie mnie trochę?
- Hmmmm ale to tak ciężko... - Liv zastanawiała się chwilę, dlatego rozmowę podjął jej partner.
- U nas nie ma kastowości. Wszyscy jesteśmy równi, a uprzywilejowani w jakimś sensie czy bogatsi są ci, którzy są bardziej przydatni dla dworu.
- Jak chcesz, możemy pokazać ci bibliotekę, tam na pewno sporo się dowiesz. U nas nie cenzuruje się książek, a staramy się gromadzić dzieła ze wszystkich dworów. Jak coś pytaj o szczegóły Casspra albo Evę. Oni opiekują się zbiorami.
Wtem zabrzmiał gong, który odbijał się głucho od ścian kryształowego zamczyska.
- Jedzonko! - ucieszyła się Liv, po czym rzekła do Leitha - My musimy się jeszcze nieco ogarnąć. Trafisz stąd do głównego holu?
- Jeśli te korytarze nie zmieniają położenia to trafię, choćby po zapachu. Znacie te historie o dzikich zwierzętach które węszą ofiarę całymi kilometrami…? - uśmiechnął się po czym machnął ręką i ruszył w powrotną drogę.
- Do zobaczenia! - Liv pomachała za nim.

***
Posłowie z Dworu Wiatru dotarli do Sali Bankietowej bez przeszkód dzięki niewielkim, magicznym motylkom, które zawsze znajdowały się tam, gdzie mieli się skierować. Pomieszczenie to było ogromne i urządzone w sposób, jakiego Leith (i chyba także Aurora) nie widzieli.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/65/04/c2/6504c2ef03660acb59db31705dba8055.jpg[/MEDIA]

Szczególnie jednak dziwiła niewielka ilość biesiadników, którzy swobodnie poruszali się po sali, nie będąc szczególnie przywiązanymi do swoich miejsc. Jedni już jedli, inni rozmawiali. Brak etykiety i wyznaczonych dla szlachty miejsc niejako potwierdził to, czego Leith dowiedział się w trakcie swojej przechadzki, a co wydawało się zainteresować samą księżniczkę, gdy jej o tym opowiadał.
A oni chyba jeszcze nigdy nie wyglądali tak dostojnie...
Aurora założyła na tę okazję złotą suknię z głęboko wykrojonym dekoltem i trenem. Leith rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś z miejscowych kto pokazywałby równie mało materiału, nie miał bowiem złudzeń, że “ktoś” z ich własnej grupy miał nawet mniej… Stroje były różne - czasem odważne, czasem bardziej cnotliwe, Leith zauważył jednak, że miejscowi raczej zasłaniają niźli epatują swoimi kryształami, co było całkiem inne niż tendencja na Dworze Wiatru. Co do księżniczki zaś, nie tylko epatowała swoim kamieniem, umiejscowionym pomiędzy częściowo odsłoniętymi piersiami, ale nawet upięła włosy i założyła biżuterię, co - jak bękart wiedział - zdarzało się rzadziej niż święta na Dworze Wiatru. Stojąc teraz na szczycie schodów, wsparta o jego ramię i wyprostowana wyglądała doprawdy książęco, żeby nie powiedzieć - królewsko. Nawet Milena ze swoją finezyjną, czerwono-czarną kreacja nie przykuwała takiej uwagi. Pozostali panowie zresztą też ubrali się odświętnie, choć o ile do Kaia garnitur może pasował, o tyle Athos wyglądał w nim karykaturalnie. Nikt jednak się nie śmiał. Na widok gości książę Cassper podniósł się ze swojego miejsca, zamachał do nich i wskazał pięć wolnych miejsc po przeciwległej stronie stołu.
Leith naliczył w sali jakieś 30-32 osoby. Przy samym stole księcia znajdowało się ich zaledwie dziewięć: Cassper, siedząca po jego prawej stronie skośnooka piękność, po lewej stronie dziecko - dziewczynka w wieku może 10 ludzkich lat z nieco rozczochraną grzywą rudych włosów, dalej po lewej siedziała para poznanych przez Leitha skrzydlatych, obok nich ciemnowłosy mężczyzna i... ludzka kobieta, którzy również pachnieli jak para, po prawej zaś znajdowały się trzy jasnowłose kobiety, ewidentnie ze sobą spokrewnione (z czego jedna wydawała się starsza niż dwie pozostałe) i płowowłosy mężczyzna, przypominający Leithowi nieco napastnika ze strażnicy.
- Cieszę się, że jesteście - przywitał gości Cassper - siadajcie, czujcie się swobodnie, jedzcie i pijcie do woli.
Leith zerknął na Milenę tylko raz, kiedy miał nadzieję, że nie zauważyła. Miał nadzieję, że skrzydlata czuje zapach wszystkich tych “nieważnych” osób tak dobrze jak on i jeszcze człowieka… Bękart z zainteresowaniem strzygł uszami w nadziei na posłyszenie rozmów ludzkiej kobiety, interesowało go co ona tam robi, czyżby taka zabawka kogoś tutaj interesowała? jednak wszystko co mówili miejscowi było również dla mieszańca interesujące.
Niestety, wyglądało na to że uwaga osób w pobliżu skupiona jest przede wszystkim na Aurorze i jej kompanach. Leith musiał przyznać jednak, że język jakim się posługiwali, był niezwykle uprzejmy. Nikt ani razu nie nazwał go bękartem. “Półkrwi skrzydlaty, partner księżniczki” - tyle o sobie usłyszał. Co było zadziwiające, jego urodzenie w jakimś sensie poprawiało notowania księżniczki, ktoś na balkonie powiedział “ona nie może być zła, skoro nie wzięła go z uwagi na moc czy pochodzenie, może nawet zrozumie nauki królowej”.
Bo nie była - uświadomił sobie Leith przełykając kawałek mięsa. I to stanowiło dla niej największe zagrożenie. Mężczyzna od jakiegoś czasu podejrzewał, że sposób w jaki Aurora postrzega otaczający ją świat jest inny niż ten w jaki widzą go osoby z jej własnego otoczenia. I Leith nie myślał tu o sobie, bo to było oczywiste, ale o innych skrzydlatych. Nawet osoby takie jak Kira, Kai czy Kaspian widziały świat bardziej… realnie?
Wszyscy emisariuszeb tymczasem jedli w milczeniu, co było nieco krępujące do momentu, aż kilkoro skrzydlatych w rogu zaczęło grać na instrumentach. Co ciekawe, Leith widział wcześniej te osoby przy “pańskim stole”.
- Więc jak wam się tutaj podoba? Odpoczęliście po wczorajszej przeprawie? - zapytała uprzejmie skośnooka, kierując swoje słowa do bękarta, który aktualnie nie miał niczego w ustach.
Leith zmierzył kobietę wzrokiem.
- Jestem prostym stworzeniem, zaspokojenie moich potrzeb nie jest trudne a tak długo jak pozostaję przy mojej… partnerce, jestem spokojny. Dlatego na twoje pytanie lepiej odpowie sama księżniczka. - to powiedziawszy Leith zerknął na Aurorę.
I wtedy umarł. Co najmniej z tysiąc razy, zabity jej ciężkim spojrzeniem.
- Wszystko jest w należytym porządku - skwitowała krótko.
- Och, nawet więcej niż w należytym - zaświergotała Milena, uśmiechając się słodko - Wspaniałe pokoje. I macie niezwykle utalentowanych służących. Doprawdy, nie widziałam ani jednego, a każde moje pragnienie było spełnione zanim tak naprawdę zdążyłam je wypowiedzieć. Czy to sama królowa ich tak trenuje? Myślę, że przydałoby nam się kilka cennych rad w tej kwestii.
- Nie mamy służby. - Odparł z uśmiechem Cassper. Leith zauważył, że kilka osób, które słuchało ich rozmów, wymieniło znaczące spojrzenia. Mała dziewczynka przestała jeść i teraz z uwagą przyglądała się po kolei każdemu z gości.
- Jak to nie macie służby?
- Wszyscy mieszkańcy są zarazem pracownikami zamku. A ponieważ my dbamy o niego, on dba o nas.
- Dbacie o kogo, nie rozumiem... - Milena zmarszczyła piękne brwi.
- To zamek-mental - wyjaśniła towarzyszcze Aurora, nie chcąc dłużej ciągnąć tej farsy.
- Cooo?! - tym razem do Mileny przyłączył się Kai, okazując ogromne zdumienie.
- To fantastyczne! - zachwycił się młodzian.
Tymczasem siedząca po drugiej stronie dziewczynka skupiła wzrok na Leithcie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 07-01-2020, 20:50   #52
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Bękart spędził z ludźmi większość swojego życia. Na pewno zabił ich więcej niż skrzydlatych. Znał ich kulturę, obyczaje, wiedział jak wyglądają ich dzieci. Mężczyzna nigdy nie widział skrzydlatego maleństwa, jednak wiedział ile lat ma Kai, rozumiał, że skrzydlaci nie są strasznie starzy kiedy są dziećmi. To oznaczało, że dziewczynka powinna mieć mniej więcej tyle lat co ludzkie dziecko które przypominała. Leith wyczuł spojrzenie pociechy i pochwycił je. Mógł być robakiem dla skrzydlatych ale jeśli to było zwykłe dziecko to nie mrugnie pierwszy.
“Miło cię wreszcie poznać, Leith” - usłyszał głos w swojej głowie, który wydawał mu się dziwnie znajomy. Jakby już kiedyś go słyszał.
Leith odruchowo złamał piszczel pieczeni którą właśnie ściskał w ręku. Do faktu że ktoś wchodzi do twojej głowy ot tak, zwyczajnie nie potrafił się przyzwyczaić. Mężczyzna ułożył myśl: “To dla mnie dobrze czy źle?”
Dziewczynka prychnęła cicho śmiechem.
“A czy woda jest dobra czy zła? Z jednej strony bez niej nie możemy żyć, ale z drugiej - możemy utonąć.” - skąd on znał ten głos?
“Woda jest dobra, jest elementem natury. Ktoś kto uważa się za żywioł, maskuje jako dziecko i ogląda dzikusów z południa musi być pewnie panem tego miejsca. Nie wiem jak to robisz, ale byłaś w mojej głowie już wcześniej, to pamiętam.”
Twarz dziewczynki zmieniła się. Policzki nadęły się a oczy zwężyły, przywodząc na myśl obrażonego kotka.
“Nie jestem już dzieckiem, mam 11 lat! To dobrze, że mnie pamiętasz. I dobrze, że mnie posłuchałeś.”
“Nie wątpię, proszę nie wybuchaj mojej głowy, moja nic nie warta egzystencja jest jedyną jaką znam i wolałbym by się nie kończyła”
I znów uśmiech, i błysk psoty w oku.
“Nie zabije cię Leith, jesteś częścią przepowiedni. Tej samej, która opisała moje narodziny jako początek końca wojny. Z tym że tobie przypisano doprowadzenie do upadku całej rasy skrzydlatych.”
- A kiedy zjawi się królowa? - zapytała niecierpliwie Milena, wybijając Leitha z tego wewnętrznego dialogu.
- Przecież cały czas z nami jest - zaśmiała się jedna z jasnowłosych panien.
- Wybaczcie, to moje niedopatrzenie. - Rzekł Cassper, składając dłonie i kłaniając się - Skąd mieliście wiedzieć... Dla nas to zaś tak oczywiste, że nie pomyśleliśmy aby dokonać oficjalnej prezentacji.
Wstał, po czym chwycił małą dłoń dziewczynki i jej również pomógł wstać.
- Oto Królowa Aya II, żywa legenda, władczyni Dworu Snów i przewodniczka pozostałych Dworów.
- Przecież to dziecko! - wypalił Athos, a policzki Ayi stały się czerwone z powstrzymywanego gniewu.
- Aya nie jest już dzieckiem, ma 11 lat - wyrecytowała skośnooka, uśmiechając się ciepło do dziewczynki, czym ją udobruchała najwyraźniej.
Leith który już zdążył stresowo zapchać sobie usta wystawił przepraszająco dłoń w kierunku Mileny.
- Szanowna Pani wybaczy, szanownemu Athosowi, jestem pewien iż wciąż uważa cię za atrakcyjną… choć może nie aż tak młodą… - nim skończył mówić już miał coś znów w ustach i schował się odchylając na krześle tak, że Aurora zasłaniała go.
Poczuł jak niewidoczna noga kopie kant jego krzesła i... omal nie wywrócił się na ziemię. Na szczęście w ostatniej chwili udało mu się zachować równowagę. Na twarzy księżniczki przez chwilę zagościł delikatny, mściwy uśmiech.
- Musicie nam to wyjaśnić... - powiedziała wciąż zszokowana Milena.
- Nie zrozumcie nas źle - dodała Aurora - Przybyliśmy tu po odpowiedzi w sprawie, której nie podołał nikt z Dworu Wiatru. W dodatku, o ile dobrze liczę, Królowa, reinkarnacja pierwszej Ayi włada tymi ziemiami od... co najmniej trzydziestu lat.
- Wtedy nie miałam ciała - odezwała się swoim cieniutkim głosem dziewczynka - A sami wiecie, że nie jest łatwo o dziecię wśród skrzydlatych, szczególnie o dziecię bez duszy.
To był ten moment, kiedy politycy mogli sobie porozmawiać, a Leith mógł jeść, obserwować reakcję tubylców i słuchać ich komentarzy, poszukał też wzrokiem podejrzanego typka, którego mógł już wcześniej widzieć w strażnicy.
Nigdzie go jednak nie widział, jedynie tego - który w jakimś sensie przypominał mu tamtego gostka. Ale może to tylko z powodu włosów?
Sytuacja przy stole natomiast była dość burzliwa, ponieważ ani Aurora, ani Królowa nie jadły, Cassper wystosował propozycję, by panie udały się na kanapy i tam porozmawiały w spokoju.
- Jestem przeciwna, aby księżniczka miała sama... rozmawiać - rzekła nerwowym tonem Milena.
- No tak… ta młodzież… - Leith po przełknięciu żarcia miał nowe siły na komentarz pod adresem rudej - Ale skoro lud stolicy powierza rządy nastolatce, przedstawiciele urokliwej prowincji mogą chyba zaufać pięknej, choć jeszcze młodej, kilkusetletniej zaledwie latorośli… Wiem, że zapewne szanowna pani Milena nawet nie pamięta jak to jest mieć tak mało zer… - przeniósł wzrok na Aurorę - co rozkażesz księżniczko?
Ta stała znów poważna i napięta, a w tym swoim wyglądzie niezwykle elitarna, żeby nie powiedzieć banalnie - piękna. To ona wyglądała jak królowa, nie 11-letnia ruda dziewczynka ze skłonnością do nadwagi.
- Poradzę sobie. Tylko nie prowokuj nikogo. Staraj się zawierać raczej przyjaźnie - poleciła mu z bladym uśmiechem.
Następnie skierowała się wraz z Ayą i Cassprem w kierunku schodów.
- Nie podoba mi się to - mruknął ponuro Athos.
- Mnie również - wyjątkowo zgodził się z olbrzymem Kai.
Leith nie widział powodu by rozmawiać ze swoimi “krajanami” wszyscy już dawno pozjadali wszelkie rozumy i gdyby potrzebowali jego opinii, głośno by zagwizdali.
- Jeśli poczujecie się dziwnie słabo, przygotujcie się na najgorsze - przypomniał im tylko to co wiadomo było o ataku w strażnicy. Kai skinał głową. Athos zbył go, Milena zaś... poszła z kimś flirtować, zapewnie obmyślając plan kolejnego mokrego snu dla Leitha.
Bękart wykorzystał za to odejście Aurory do ruszenia się samemu z miejsca i lepszego wsłuchania się w miejscowe pogawędki. Wciąż zaintrygowany obecnością człowieka wśród skrzydlatych, skierował się w tamtą stronę.
Siedząca przy stole kobieta nie była już całkiem młoda. W ludzkiej rachubie, mogła mieć jakieś 30-35 lat. Ciemnowłosa, piwnooka - ładna, ale raczej zwyczajna. Na pewno siedzący obok skrzydlaty przyćmiewał ją swoją urodą i złocistymi, dłuższymi niż jej włosami. A jednak, gdy Leith się zbliżył, skrzydlaty otoczył ramieniem ludzka oblubienicę, jakby chciał ją chronić. Na szczęście wcześniej zawarte znajomości przydały się. Liv pomachała wesoło do bękarta.
- Leith, chodź do nas! Przedstawiam ci Evę, naszą nieocenioną bibliotekarkę oraz jej małżonka Biasha, specjalistę od wszystkiego, co pod ziemią.
- Skoro tak ładnie ich przedstawiłaś, może i nas powinnaś? - podpowiedział Diurd, tym razem nieco bardziej rozluźniony.
- A no tak, no więc Diurd prowadzi warsztat, a ja zajmuję się... hmmm, jak to powiedzieć? - kiedy Liv zastanawiała się, jej partner postanowił przyjść z pomocą:
- Szlajaniem i udawaniem, że coś robi, podczas gdy nic nie robi.
- Eeeej! Jestem tropicielem. I zbieraczem. I... weź się nie odzywaj co?
Usta Liv i Diurda złączyły się w namiętnym pocałunku. Para obok wydawała się jednak bardziej rozbawiona niż zażenowana.
- Miło cię poznać, Leith - odezwała się ludzka kobieta - A w czym ty się specjalizujesz?*
- Hmm - Leith nogą przysunął sobie krzesło na którym usiadł, a łapą kawałek jedzenia.
- Gdyby ktoś mógł mnie tak pięknie przedstawić, to by było zapewne kreatywne mordowanie ludzi i skrzydlatych, wszak przeżyłem w wojsku a potem jako gladiator, a tam poziom specjalizacji mierzy się po prostu w przeżyciu. Dziesięć lat byłem też górnikiem, znów jakbym miał sam podsumować w czym się specjalizuje to przeżywaniem kolejnego dnia, licząc ile mam lat, muszę przyznać, że jestem w tym raczej dobry…
- Miałeś barwne życie - podsumował Biash.
- I wciąż ma! - dodała Liv, która wcisnęła w dłoń Leitha jakiś kielich.
- No to toast za życie pełne przygód! - orzekła, unosząc w górę swoje naczynie.
Leith z ciekawością przyjrzał się całemu obrządkowi toastowania i skopiował gesty gdy było to konieczne.
- Wybacz, że się przyglądam… Eva - zaczął Leith choć oczywiście za nic nie przepraszał a jedynie powtarzał bezsensowny szyk wyrazów - jak to jest… że tu jesteś?
- A dlaczego miałoby jej tu nie być?! - warknął Biash, znów otaczając ukochaną ramieniem.
- Spokojnie, kochanie. Wiesz, o co chodzi. - Eva pogładziła go po dłoni, po czym zwróciła się do Leitha:
- Widzisz, nie wszystkie ziemie brały udział w wojnie. Są zakątki, gdzie skrzydlaci i ludzie żyją w pokoju od wielu setek lat. Oczywiście, to bardzo rzadkie miejsca, niemniej... spotkałam mojego męża w bibliotece, gdzie pracowałam, kiedy on przyszedł tam szukać planów architektonicznych górskich skarbców. Nie jest to więc jakaś... emocjonująca historia o życiu i śmierci. - Uśmiechnęła się lekko.
- Mmm - Leith słuchał obracając w ostrych jak nożyce palcach ogromny kawałek mięsiwa, którego kawałki dosłownie sypały się pod pazurami mężczyzny.
- Takie miejsca są pewnie nawet rzadsze od krain, gdzie ludzka kobieta może się edukować, baa… gdzie ludzie mogą się edukować. To powiedziawszy, świat to duże miejsce… - bękart zrobił przerwę na przełknięcie mięsa i popicie - I w tych krainach… nie jest przypadkiem tak, że ciemnokamienny skrzydlaty jest po prostu bogiem, może nawet bardzo “dobrym” i sprawiedliwym bogiem, ale wciąż, jakoś… “mistycznie” mądrzejszym?
O dziwo, słowa Leitha spotkały się raczej z sympatią niż poruszeniem.
- Taaak, często o tym rozmawiamy. - Przyznała Eva.
- Z jednej strony chcemy, by wszyscy byli traktowani na równi, lecz z drugiej - skrzydlaci zazwyczaj są bardziej “przydatni” na przykład w pracy na dworze, łatwiej się uczą, nabywają zdolności... a nawet jeśli nie łatwiej, mają na to więcej czasu, przez co siłą rzeczy tak - zasadniczo jesteśmy mądrzejsi. - Powiedziała Liv, znów dolewając Leithowi i wszystkim.
- Widzisz jaka jesteś wyjątkowa, kochanie? - mruknął Biash do swojej małżonki, a ta odpowiedziała mu buziakiem w policzek.
- Niestety, w praktyce wielu z nas zamiast poszerzać swoją wiedzę i umiejętności, woli popadać w hedonizm i degenerację - mruknął ponuro Diurd.
- No ale większość z ludzi też nie osiąga poziomu Evy, choć by mogli... - podpowiedziała Liv - Skupiają się tylko na prokreacji i przeżyciu, a mając nieco czasu na rozrywki, przeznaczają go na picie i po prostu siedzenie na tyłkach.
Leith wyssysał właśnie kość jakiegoś zwierzęcia.
- Skrzydlaci i ludzie są jednak wszędzie tacy sami - podsumował.
- Dlatego jesteśmy ciekawi ciebie - podjęła Liv - opowiedz nam jak zaczęło się między tobą a księżniczką.
- To chyba nie jest coś, o czym mógłbym mówić, przynajmniej raz trochę mniej miłościwe “bóstwo” próbowało wyszarpać mi takie informacje z głowy. To jest prywatność księżniczki i wolałbym aby tak pozostało. Mogę wam jednak powiedzieć, choć to chyba można nawet zauważyć, że księżniczka nie jest typowym… “południowcem”. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
- Co masz na myśli? - zapytała Liv, a Diurd dodał:
- Czasem wygląda jakby chciała wszystkich nas tu rozszarpać... choć widać, że potrafi nad sobą panować.
- Aurora jest… obrońcą. A bycie obrońcą wymaga pewnego, fanatycznego wręcz przekonania, że ci których się broni na to zasługują. To oczywiście może prowadzić do absurdalnych sytuacji. Tak czy siak, ten tutaj “wspaniały”: porządek i prawo musiały kiedyś jakoś powstać, a na swoim fundamencie musiały przecież pochować jakieś trupy tych “mniej oświeconych” którzy przecież też mieli swoje rodziny, jeśli rozumiecie o co mi chodzi.
- Taaa, choć obawiam się że obraz, który ma w głowie twoja księżniczka jest... NIECO wykoślawiony - powiedział Diurd, a Liv, jakby bojąc się spięcia, wyjaśniła:
- Ród Aurory zawsze stał po stronie konfliktu, stawiając skrzydlatych na pozycji panów, a ludzi widząc jako zwykłych niewolników.
- Mhm… - Leith mamrotał z pełnymi ustami.
- Nawet własną rasę traktują czasem jak bydło. Liczy się tylko ta cholerna magia - warknął Biash. Diurd skinął głową i wrócił do wątku.
Leith nie mógł nie uśmiechnąć się na wspomnienie wszystkich skrzydlatych których zarżnął na arenie, mruknął też coś pod nosem przypominając sobie o Mrru.
- Pewnie wiesz, że twoja księżniczka, jaka by mądra nie była, ma powody by nienawidzić ludzi. A pielęgnowanie krzywd nie służy obiektywizmowi, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. - Rzekł Biash.
- Hmm… - Leith zwęził wzrok.
Jakby na potwierdzenie jego słów, czy to wiedziony intuicja, czy jakmś innym instyktem, Leith spojrzał w kierunku schodów i kolumn. Zauważył pomiędzy nimi złocisty błysk, jakby ktoś odziany w złoto nadnaturalnie szybko wymykał się z imprezy, podążając w stronę głównego wejścia z sali.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 08-01-2020, 06:50   #53
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Skrzydła Leitha wystrzeliły z impetem do góry natychmiast podrywając całe jego ciało z krzesła w kierunku przeciwnym do parkietu. Mężczyzna rzucił się za swoją księżniczką.
Dogonił ją jednak dopiero w korytarzu, gdzie znajdowały się ich pokoje.
- Ja... muszę odpocząć - powiedziała Aurora, najwyraźniej walcząc z jakimiś myślami i emocjami, bo unikała wzroku Leitha.
- Jasne, to odpoczywaj. - powiedział Leith nie zamierzając jednak opuszczać skrzydlatej na krok. - gdzieś tutaj może być ten rudzielec, mam nadzieję, że nie zapomniałaś, ja nie.
- Nie zapomniałam, rozmawiałam o nim z Królową - powiedziała z westchnieniem - Potrzebuję przestrzeni Leith. Musimy pogadać, ale... daj mi trochę czasu.
- Mhm… wiesz, ja w ogóle nie muszę nic mówić, mówię tylko dlatego, że wy to robicie, mogę po prostu siedzieć albo stać i patrzeć… czy ci nic nie jest.
- Myślę, że jedna ściana nie zrobi ci wielkiej różnicy, więc możesz iść do swojego pokoju.
- Mm… - bękart wymruczał z niezadowolenia ale nie próbował napierać już bardziej - nie jeśli to ściana z cegieł, taka łatwiej się kruszy niż kamienie - marudził człapiąc gdzie mu polecono.
Aurora odprowadziła go bladym uśmiechem, po czym sama zniknęła w swojej komnacie.
Leith kopnął łóżko przesuwając je od ściany, przy której miał zamiar siedzieć. Już na podłodze, mężczyzna oczyścił umysł przygotowując się na krótką drzemkę.
- Leith? - usłyszał za sobą zdziwiony głos księżniczki, jakby ta stała dosłownie parę kroków. Gdy obejrzał się szybko, coś zafalowało kątem oka, a ściana wyglądała jak wcześniej.
- Tak? - odpowiedział natychmiast macając, nie, drapiąc ścianę. Kiedy jego dłoń dotknęła tapety, ta - choć wciąż tam była - stała się przeźroczysta, podobnie jak cała ściana. Bękart zobaczył wystrój pokoju Aurory, a co najistotniejsze - ją samą. Księżniczka miała na sobie tylko szlafrok, najwyraźniej szykując się do kąpieli. Teraz podeszła do ściany i także jej dotknęła.
- Ściana małżeńska... no tak, to inteligentny zamek, pewnie postawił ją specjalnie dla nas. - Głos księżniczki był wyraźny, jakby żadna przegroda nie istniała.
- Mm… to raczej nie jest problem, nie jestem “czarodziejem” jeśli zamknę oczy to cię nie zobaczę jeśli o to ci chodzi.
- Chyba wystarczy, że nie będziemy jej dotykać, wtedy znów stanie się normalna. Ale... chodź tutaj na chwilę, dobrze? Przyłóż dłonie tam, gdzie moje.
Mężczyzna wykonał polecenie.
- Naśladuj, proszę, ruchy moich palców. - poinstruowała go księżniczka powoli przesuwając dłonie po powierzchni. Leith kopiował jej ruchy na ile potrafił swoimi szponiastymi łapami. Kiedy w pewnym momencie, gdy dotarli do linii, którą wcześniej narysowali na przezroczystej powierzchni, wytyczony obszar rozbłysł po czym zniknął, zostawiając otwór na około metr wysokości i szerokości. Aurora przełożyła przez niego głowę, zaglądając do pokoju Bękarta.
- Znów źle traktowałeś meble - powiedziała, zauważając krzywy kąt, pod jakim stało łóżko i zarysowany od kopnięcia kant.
- Jestem pewien, że ktoś mnie tu kopnie wystarczająco mocno by dać zadośćuczynienie tutejszym prawom - westchnął przyglądając się dziurze w ścianie jakby obawiał się, że otwór nagle się zamknie ucinając księżniczce głowę. Mężczyzna pociągnął nosem obok Aurory - pachniesz świeżo, kąpiel jest więc na mięśnie?
- Tak, chciałam się rozluźnić... - cofnęła się, po czym przyjrzała Leithowi - Chcesz... mi towarzyszyć? - zapytała.
- Jasne, potrafię nawet robić masaże, myślałem, że wiesz.
- Skąd miałam wiedzieć? - zapytała, odsuwając się, by Leith mógł przejść przez dziurę w magicznej ścianie. - Nauczyli cię tego... w burdelu?
Leith przegramolił się przez ścianę.
- Tam też - wyjaśnił bękart - przecież ciało jest rozległe. Ale umiałem je robić znacznie wcześniej, przecież jakoś trzeba dochodzić do siebie jeśli nie można czarować a w dalszym ciągu jest się poobijanym. Umiem nawet składać kości wiesz.
- Dobrze wiedzieć - skomentowała księżniczka i podeszła do balii. Chwilę jakby zawahała się, po czym bez zbędnych ceregieli po prostu zdjęła z siebie szlafrok i całkiem naga wskoczyła do kąpieli. Jak zauważył Leith przez te kilka chwil - jej ciało było nie tak zmysłowe jak na przykład ciało Mileny - bardziej atletyczne. Bynajmniej jednak nie pozbawione wdzięków. Jasna skóra była gładka i pozbawiona owłosienia jak u ludzi, nie była jednak całkiem idealna - gdzieniegdzie można było dostrzec blizny i ślady po jakichś większych urazach. Wokół lewego uda Aurory oplatał się zaś wytatuowany wąż, zjadając swój własny ogon.
Leith nie uważał siebie ani za człowieka, ani za skrzydlatego ani nawet za mężczyznę. Po prostu był, sam w swoim rodzaju. Nie był obojętny na kształty samic obu gatunków, jednak ciągła walka o przetrwanie zepchnęła takie żądze u bękarta na dość daleki plan. To sprawiało, że sam kształt kobiecego ciała nie odbierał mu jeszcze rozumu, Leith zwracał jeszcze uwagę na zapachy i dźwięki, więc potrafił łatwo rozpoznać, czy ktoś choć nagi, “jest zainteresowany”. W jego życiu, z osób które spotkał, przeważnie żadna “nie była”. Pomijając oczywiście zdegenerowane skrzydlate które miał wątpliwą przyjemność spotkać. Dlatego kiedy patrzył teraz na Aurorę patrzył przede wszystkim na… nie wrogą sobie istotę, istotę która nie tylko nigdy nie zrobiła mu krzywdy ale też kilka razy mu pomogła. Mężczyzna nie potrafił w zasadzie inaczej tego nazwać, może po prostu nie znał tylu słów? Leith przysiadł bliżej balii i położył na ramionach księżniczki nie szpony a opuszki swoich wielkich palców.
Drgnęła, lecz po chwili rozluźniła się nieco. Mimo wyczulonych zmysłów, Leith nie umiał odgadnąć jak to jest z ochotą u księżniczki. Czuł, że nie jest jej całkiem obojętny, bo jej ciało reagowało na niego, tak jak wtedy, gdy trzymali się za ręce. A jednak nigdy żadnym gestem czy słowem skrzydlata nie potwierdzała tej ochoty. Teraz także po prostu siedziała w bali, nie odtrącając mężczyzny, ale też nie patrząc na niego.
Leith w dalszym ciągu miał w zasadzie żadne doświadczenie z kobietami, bo kurestwo nie obejmowało w ogóle takich zagadnień jak “emocje”.
Mężczyzna skupił się po prostu na robieniu gruntownego masażu starając się przy tym zbadać każdy mięsień księżniczki. W ten sposób budowała się także jego ciekawość jej ciała, bo musiał przyznać, że nigdy nie dotykał kobiety tak umięśnionej.
Chyba sprawiało jej to przyjemność, bo odsunęła się nieco od krawędzi bali, ułatwiając dostęp Leithowi do całych pleców.
- Vasco - odezwała się dość niespodziewanie - ten rudy dupek ze strażnicy miał na imię Vasco.
- Miał? - dopytał mężczyzna nie do końca rozumiejąc czy czas przeszły jest tu jakąś wskazówką czy nie. Dłonie bękarta tymczasem ugniatały już dolną część kręgosłupa i powoli przesuwały się ku bokom w stronę brzucha.
- Prawdopodobnie wciąż ma.
- Mmm… wydawało mi się, że widziałem kogoś podobnego na przyjęciu, ale tutaj jest, hmm… tyle niespodzianek, że mogłem się pomylić. - wyznał odsuwając się od pleców i przechadzając się o pokoju tak, by stanąć teraz naprzeciw Aurory, Leith spojrzał w dół na wystające z balii kolana kobiety i mając na uwadzę ich pozycję zanurzył dłonie w poszukiwaniu stóp, od których zamierzał rozpocząć kolejną fazę masażu.
Odgadując o co mu chodzi, Aurora zmieniła pozycję i kładąc się na łokciach, oparła stopy o skraj wanny.
- Wiem o kogo ci chodzi. To jego kuzyn z Dworu Ognia. Vasco jest banitą i... jest strzaskany, to znaczy, że jego klejnot, no cóż, został wyzuty z magii, a sam Vasco choć przeżył to, czego większość nie przeżywa, nie ma teraz żadnych mocy.
- To nie było problemem dla żadnego człowieka z którym walczyliście, czy choćby dla mnie. Wystarczy czekać na jedną okazję i jej nie zmarnować. - mówił Leith licząc w dłoniach wszystkie kosteczki śródstopi księżniczki.
Ta na moment przymknęła oczy, wyraźnie odprężając się, po czym mówiła dalej:
- Vasco był tutaj na dworze kilka miesięcy temu, ponoć szukając azylu. Królowa przyjęła go, lecz zamiast to docenić, rudy lis okradł jej skarbiec. Zwinął artefakt, nad którym Aya pracowała wówczas. W efekcie stał się posiadaczem bańki anty-magicznej, której moc, no cóż, oparta jest na mocy Królowej, czyli można powiedzieć, że... jest nie do złamania. Jedyny więc sposób, by dorwać tego gnojka, to zrobić to tradycyjnie. Wytropić i zabić. I tu jest ta część, która ci się raczej nie spodoba... - westchnęła, po czym zabrała stopy. - Może chcesz wejść? Miejsca jest sporo, a... myślę, że i tobie przyda się nieco rozluźnienia mięśni.
Leith kiwnął głową i wgramolił się do balii. Oczywiście… miał na sobie to w czym planował się zdrzemnąć to znaczy po prostu nie miał na sobie butów… Nie przejmując się tym ani trochę bękart usiadł obok księżniczki.
- Dlaczego miałoby nie podobać mi się zabicie kogoś kto próbował mnie udusić? - uniósł brew.
- Bo potrzebujemy do tego Ulva. Naprawdę mógłbyś się rozebrać, wiesz?
- Mmrrr… a to niby czemu? - spytał Leith rozbierając się, więc definitywnie chodziło o pierwszą część jej wypowiedzi.
Księżniczka chwilę obserwowała go, po czym odwróciła wzrok, jakby nie chciała zawstydzać Leitha. Albo siebie. Absurdalność tego zachowania najwyraźniej dotarła do Aurory, bo po chwili znów patrzyła na Leitha.
- Artefakt nie tylko niweluje magię w pobliżu Vasco, ale także ostrzega go, gdy ta się zbliża. To oznacza, że nie tylko musimy z nim walczyć tradycyjnie, ale także tropić go. A żeby go wytropić... no cóż, potrzebny nam zapach. Jedyną osobą, którą znam, która potrafiłaby wydobyć z pamięci coś tak subtelnego jak doznania węchowe jest właśnie Ulv. To oznacza, że musi towarzyszyć nam w wyprawie i... oznacza coś jeszcze... - Aurora przygryzła wargę, po czym mokrą dłonią pogładziła ramię Leitha, jakby chcąc dodać mu odwagi - Jesteś jedyną osobą, od której Ulv może wyciągnąć zapach Vasco, co oznacza, że znów będziesz musiał go wpuścić, niestety.
Krępującą ciszę zakłócało tylko trzeszczenie drewnianej balii w miejscach gdzie zaciskały się na niej szpony Leitha.
- Mhm… - zgodził się wreszcie mężczyzna przez zaciśnięte zęby, kwestia Ulva zostanie wkrótce rozwiązana, bękart nie miał złudzeń, że tym razem nie będzie się już musiał zastanawiać czy skrzydlatego trzeba zabić czy nie…
Aurora przysunęła się bliżej, siadając teraz między udami mężczyzny. Jej dłoń przesunęła się na jego policzek, gdy spoglądali sobie w oczy.
- Przepraszam. Gdyby chodziło tylko o mnie, pewnie bym powiedziała, że to gra nie warta świeczki, że moglibyśmy powiedzieć Tuli, że niczego nie znaleźliśmy, ale... tu chodzi o śmierć sześciu strażników. Każdego z nich uczyłam, z każdym trenowałam... naprawdę zależy mi żeby ich pomścić. I żeby ten rudy dupek nie dorwał już nikogo więcej.
Leith skupił wzrok. Nie wyczuwał fałszu, w sumie nigdy go od niej nie wyczuwał.
- Nie jesteśmy z tego dworu… to miłe co mówisz, oczywiście i tak Ulv znalazłby co tam chce, ale doceniam uprzejmość, naprawdę.
- Jesteś… - Leith poruszał twarzą starając się dobrać odpowiednie słowo po czym uśmiechnął się krzywo: - szlachetna.
Nagle chlapnęła mu prosto w twarz.
- To bardzo szlachetne z mojej strony, co? - zapytała z krzywym uśmiechem.
Leith złapał księżniczkę za kostkę u nogi którą pociągnął do góry zanurzając tym samym głowę kobiety w balii.
- Bardziej niż to - burknął z rozbawieniem.
Tego chyba potrzebowała. A może to był efekt rozluźniającego masażu. Wydostawszy głowę na powierzchnię, księżniczka wybuchnęła śmiechem, po czym rzuciła się całym ciałem na głowę Leitha z zamiarem podtopienia go.
- Znaj więc swoje miejsce! - rzuciła w ferworze plusków i odgłosu wylewającej się na wszystkie strony wody.
Leith pozwolił się zanurzyć. Mógł wytrzymać prawie dziesięć minut, choć przy ograniczonym ruchu, bękart otworzył oczy i rozejrzał się po swoich “opcjach” na ciele księżniczki. Jego dłonie uchwyciły kobietę za żebra, ustami zaś bękart przywarł do jej brzucha. Pozbawił się większości powietrza, ale “dźwięk” przy tym był dość zabawny…
Po raz pierwszy usłyszał jak Aurora piszczy. Księżniczka próbowała odczepić go od swojego ciała, rzucając się na wszystkie strony, aż... pod wpływem tych harców nawet magiczna balia nie wytrzymała, pękając spektakularnie. Choć woda, która przy okazji się rozlała, od razu wyparowywała, Aurora i Leith nadzy, turlali się właśnie po rozrzuconych wszędzie połamanych deskach. Księżniczka przy tym wciąż próbowała oswobodzić swój brzuch.
Leith wylądował ich na swoich łokciach, w jednym z nich zadomowiły się teraz jakieś drzazgi ale mężczyzna nie widział potrzeby by wyjmować ich w najbliższym czasie, sam śmiał się trochę z całej sytuacji, powoli przesuwał usta do góry pod jedną rękę księżniczki, gdzie skóra ciasno opinała kości a łaskotki były największe.
- Przestaaaań - zażądała bez przekonania. Spróbowała wydostać się spod Leitha, przewracając się na bok i zmuszając go tym samym do zmiany pozycji. Teraz jej pośladki ocierały się o wewnętrzną stronę uda mężczyzny. Aurora wciąż miała na twarzy uśmiech, jednak wzrok, jakim obdarzyła Leitha wyraźnie świadczył o tym, że jest świadoma tej bliskości. Zapach jej ciała - świeżego, wilgotnego od wody dosłownie niemal mieszał w głowie.
Leith chłonął ją zmysłami, nie miał nie szczerych zamiarów, przecież tylko się bawili. Mężczyzna czuł, że jego towarzyszka jest szczęśliwa i chciał by ta chwila trwała. Dlatego mężczyzna nie przestawał zaczepiać ciała księżniczki swoimi ustami, ocierać się kłami nawet, podczołgał się też na łokciach wyżej, tak, że Aurora, nie mogła tak po prostu “uciec”.
Mocowali się bez słów, powarkując i śmiejąc się na zmianę. Księżniczka doprawdy tym razem była na przegranej pozycji i nie miała szans na ucieczkę... okazało się jednak, że zamiast uciekać, postanowiła przejść do kontrataku. Leith poczuł nagle jak na jego wargi napierają miękkie, gorące usta księżniczki.
- Mmmm… - Leith z którego woda ciekła jak z rynny odpowiedział bardzo delikatnie na tak, miękką pieszczotę, swoimi własnymi ustami. By mieć większą swobodę, bękart rozpiął skrzydła i teraz nie podpierał się już na łokciach, lecz właśnie na nich. w dłonie natomiast wziął ostrożnie głowę księżniczki, zaplatając pazury w jej złote loki. Choć pocałunek był wyjątkowo delikatny, szczególnie biorąc pod uwagę inne sparingi tej dwójki, trwał długo. W tym czasie ręce Aurory zdążyły opleść szyję mężczyzny, opierając na nim ciężar swojego ciała. Kiedy w końcu oderwała usta i spojrzała na niego badawczo, wciąż byli bardzo blisko, skryci pod płaszczem czarnych skrzydeł.
- Ja... wiesz, że nie musisz tego robić. Nigdy bym nie mogła czegoś takiego od ciebie oczekiwać. Nie... nie czuj się zobowiązany, jeśli ci się niepodoba... czy coś - szeptała wyjątkowo chaotycznie.
- Ej… - Leith powiedział bardzo cicho poruszając płatkami nosa - jesteś piękna taka jaka jesteś, nie zrobię ci krzywdy, chcę być twoim… przyjacielem - szukał odpowiedniego słowa w przerwach między pocałunkami. Obniżył też wysokość swojego brzucha.
Wargi księżniczki znów przylgnęły do jego warg, tym razem pewniej, z jakąś nową zachłannością i ciekawością, poznając dokładnie fakturę jego ust. Leith poczuł jak napięcie odpływa powoli z jej ciało, które jakby bardziej teraz przylegało do jego własnego ciała. Twardniejące sutki łaskotały go teraz w pierś.
- Nie martw się, nie można mnie tak łatwo skrzywdzić. - szepnęła, gdy znów oderwała wargi, by złapać oddech.
Leith drżał w zasadzie przy każdym dźwięku jaki opuszczał usta księżniczki, tak dostrojone było teraz jego ciało do jej. Mężczyzna ocierał się teraz swoim ciałem o biodra kobiety, jedną dłonią przejechał w dół wzdłuż jej ciała aż do ud, przesuwając przy tym długie palce. Poczuł jak skóra napręża się pod tym dotykiem, a Aurora na moment zastyga, by następnie jedną nogą otoczyć biodra Leitha i jeszcze bardziej przylgnąć do niego. Wygłodniałe usta przesunęły się teraz na jego policzek, brodę, szyję... badając coraz to nowe obszary.
Leith gładził teraz tą pięknie umięśnioną nogę, aż po pośladek i głębiej. W tym samym czasie uniósł siebie i Aurorę trochę wyżej na skrzydłach tak, że para w zasadzie już nie leżała na podłodze. Księżniczka poddawała mu się z ufnością, skupiając teraz całą uwagę na lekko szpiczastym, ani to ludzkim, ani skrzydlatym uchu.
- Chcę cię poznać, Leith - szepnęła doń gorącym oddechem - Takiego, jakim jesteś. Nawet za cenę bólu…
Mężczyzna znów cały zadrżał gdy tylko księżniczka się odezwała. Dłoń i przedramię bękarta wciąż delikatnie, lecz pewniej objęło okalające go biodro księżniczki. Skrzydła mężczyzny na moment jakby poddały się ich ciężarowi tylko po to by za moment wystrzelić parę do pionu. Komnata Aurory, choć przestronna, nie była zaprojektowana do fruwania… i gdy Leith zatrzepotał skrzydłami elementy wystroju latały po wszystkich ścianach. Zupełnie się tym nie przejmując, mężczyzna wylądował siebie i splecioną zeń księżniczkę na jej łożu. Leith siedział skrzyżnie trzymając skrzydlatą za biodra.
- Żadnego bólu… - Leith przymknął oczy przygryzając wargę i opuszczając księżniczkę na siebie w chirurgiczną precyzją i w bardzo ostrożnym tempie.
Jęknęła cicho, wprost do jego ucha, na moment zastygając i celebrując każdą chwilę pogłębiającego się między nimi połączenia. A potem nastąpił wybuch namiętności. Aurora wpiła się wygłodniałym pocałunkiem w wargi Leitha, obejmując dłońmi jego twarz. Biodrami zaś docisnęła się mocniej do lędźwi kochanka, by po chwili znów je unieść. I choć to on decydował o tempie, w jakiś sposób księżniczka za każdym razem albo przeciągała moment pełnego zespolenia, albo przedłużała go, doprowadzając zmysły ich obojga do szaleństwa.
Leith jęczał głośno, całymi płucami. Starał się by jego ciało pieściło Aurorę tak wewnątrz jak i na zewnątrz. Całował ją, gładził, nigdy nie gryzł, choć jego zęby czy pazury nadawałyby się znacznie lepiej do takiego właśnie kontaktu. Pod jego dotykiem, czując go w sobie, skrzydlata doszła zadziwiająco szybko. Poznał to po drżeniu jej ciała, które nagle wtuliło się w niego tak mocno, jakby faktycznie pragnęło zespolenia.
A gdy Leith poczuł, że jego ciało dało Aurorze prawdziwe, nie udawane i szczere szczęście, z jego własnego oka popłynęła łza radości. Delikatnie przytrzymał jej głowę, objął skrzydłami jej plecy i wypełnił ją wilgocią. Całowała jego usta dopóki ostatni dreszcz nie opuścił jego ciała. Dopiero wtedy pozwoliła sobie odsunąć się i opaść na łóżko. Złote ślepia wciąż jednak przyglądały mu się spod na wpół przymkniętych powiek.
Tak samo jak przyglądał się jej Leith, który leżał na boku przekręcony w jej stronę zasłaniając księżniczkę skrzydłem.
Przytuliła się do niego, dłonią powoli, już bez tej nerwowości badając spoconą, wciąż jeszcze rozgrzaną skórę.
- Pytałeś czemu jestem nieszczęśliwa - szepnęła, a jej palce jakoś tak bezwiednie zaczęły badać blizny i szramy Leitha, na które natrafiły. - Obawiam się, że na moim miejscu każdy by był. Każdy kto zachował choć odrobinę sumienia. Nazwałeś mnie szlachetną, ale... jestem potworem, Leith, źródłem wielu tragedii i zakończonych żywotów. Nie mogę pozbyć się świadomości, że gdybym się nie urodziła, ten świat byłby jednak nieco lepszym miejscem.
- Może - zgodził się Leith - ale nie dla mnie. - powiedział tak, że nie wiadomo było czy chodzi o bycie potworem, lepszy świat, czy może obie te rzeczy.
- Trzydzieści pięć lat temu... - Aurora zaczęła snuć opowieść, wciąż poznając blizny na ciele bękarta - wojna trwała, bo trwała od wiele setek lat, ale to była ta spokojniejsza fasa, ograniczająca się do niewielkich aktów przemocy pomiędzy sąsiadującymi miasteczkami i... większej ilości grożenia pięścią niż faktycznego mordobicia. Dworem Wiatru rządziła moja babka Tova - władczyni i generał zarazem. Ja... ja byłam jej oficerem. Tak samo jak Raff, mój partner. Jedyny partner, jakiego miałam... - podniosła spojrzenie na twarz Leitha - zanim ty się pojawiłeś.
Leith słuchał gładząc skórę Aurory.
- Byliśmy z poselstwem u Nieskalanego, ludzkiego króla wówczas, który później mianował się cesarzem całej rasy. Ja i Raff. To były twarde negocjacje, ale posłowie byli wcześniej nietykalni... mimo to... otruli nas. Wyzuli z magii, torturowali, okaleczali... psychicznie i fizycznie. Nie dlatego, że czegoś od nas chcieli się dowiedzieć, po prostu... bawili się nami - głos jej się załamał, dlatego odetchnęła głęboko, przerywając na moment opowieść.
Leith nie musiał więcej słuchać, wiedział jak wygląda świat, w spadku po przodkach dano mu też mroczną wyobraźnię, a cień zawsze towarzyszył istotom które przelewały tak dużo krwi jak choćby on. Mężczyzna położył jej dłoń na policzku, palcem dotknął ust.
- Potrafię sobie odpowiedzieć resztę, wszystko co powiesz na głos ktoś mógłby sobie przypomnieć z mojej głowy.
Aurora zawahała się, jakby słowa Leitha wpłynęły na to, co miała powiedzieć. Przytuliła policzek do jego dłoni.
- Tu jednak nie chodzi tylko o mnie. Kiedy po prawie roku Raff... strzaskał swój klejnot, a ja uciekłam, moja matka i babka... oszalały z wściekłości. To one namówiły skrzydlatych do otwartej walki, to ich złość i chęć zemsty, a więc to w sumie ja spowodowałam, że armie ludzi i skrzydlatych zaczęły walczyć ze sobą na taką skalę. Zginęły setki tysięcy... bo zamiast poddać się czy sczeznąć gdzieś po cichu, wróciłam do domu. - Ostatnie słowa wypowiedziała łkając cicho.
Leith podparł się na łokciu, odgarnął włosy z jej twarzy, pochylił się nad nią, powąchał. Cała drżała z… bólu? jak bardzo delikatna potrafiła być ta silna przecież istota. Delikatna, nigdy słaba. Leith rozumiał tą różnicę. Mężczyzna nie miał pojęcia jak pomóc na ból kobiety ale wyszedł z założenia, że skoro dygocze to trzeba ją przytulić, tak też zrobił.
To wystarczyło, by znów go pocałowała, a cały świat stracił na znaczeniu. Kochali się znów, długo i namiętnie, a łzy mieszały się z potem. Przez cały czas trwania ich miłosnego aktu, Leith trzymał w dłoni twarz księżniczki, a ona wtulała się w jego ogromną, szponiastą łapę, jakby to była najbezpieczniejsza rzecz na świecie. Kiedy zaś ponownie opadli zdyszani na poduszki, znacznie spokojniejsza Aurora, zapytała:
- A ty Leith? Też przeklinasz dzień swoich narodzin, czy masz na to jakiś... sposób? Widziałam twoją złość, gdy byłam w twojej głowie. Jest jak lawa, utrzymywana w korycie, ale wciąż gorąca, buchająca, czekająca, by wyrwać się i spopielić wszystko. Czyż nie?
- To prawda - przyznał - złość to nie nienawiść, jest… czysta. Nienawiść, zemsta… tak nie da się… to za dużo cienia. Staram się prowadzić proste życie, skupiać złość na tych którzy robią mi krzywdę, tak jest łatwiej. - Spojrzał na Aurorę - moja matka miała by inne życie gdyby mnie nie było, ale na przekór wszystkiego jednak mnie miała. To był jej wybór, to nie przeze mnie jej życie było chujowe, choć beze mnie mogło nie być, rozumiesz? ci wszyscy ludzie, którzy mi dokuczali, krzywdzili, to oni wybrali swój los, to oni zabili się moimi rękami. Ich bliscy cierpieli przez własne wybory zainwestowania uczuć w potwory. Ludzie… i ich narzekanie na władzę, królów, rządy, to ich wina, brak wyboru, bierność, to też jest jest wybór. Ty i twój przyjaciel, nie znęcał się nad wami jeden człowiek, nie dwóch, ilu było tam strażników? ile osób wiedziało co się działo ale nic z tym nie zrobiło? bo ich to nie dotyczy? bo “nic nie mogą zrobić” och… mogą… ich bierność, bierność rodzin którym opowiedzieli co działo się w pracy, bierność. ich wszystkich doprowadziła do ciebie. I kiedy oni wszyscy ginęli przez ten wybór ty ich nawet żałujesz. - wyłożył.
- Masz racje, choć wyborem niektórych była jedynie pewna śmierć, więc nie dziwię się, że tak zdecydowali. Nikt nie chce umierać, Leith. Ja też nie chciałam wtedy, dlatego zrobiłam wszystko by się wyrwać. Nawet nie żałowałam Raffa, bo jego śmierć pozwoliła mi umknąć mojej... - westchnęła cicho, wtulając się w jego ciało i muskając wargami obojczyk.
- Żyję, ale mam świadomość tego, jaki jest koszt mojego życia. I dlatego cieszę się że jestem skrzydlatą, że mam moc, którą coś mogę zdziałać, coś dobrego. Wiem, że to naiwne, ale... tak to sobie właśnie tłumaczę.
Leith uśmiechnął się blado.
- byłaś żołnierzem zanim umarł Raff, twój kamień jest ciemny ale nie zostałaś wielką uzdrowicielką. Jesteś po to, żeby walczyć po prostu walcz za coś co jest tego warte. Wiele rzeczy nie jest, większość istot też nie. Ale jeśli coś w twoim sercu jest, wtedy podpal świat jeśli trzeba. Nikt nie chce umierać to prawda, ale też nikt nie chce być biedny, pytanie co każdy może zrobić żeby nie umierać? żeby nigdy nie umrzeć trzeba zrobić... wszystko! dla większości to za dużo, ale tych kilku może żyć wiecznie, nawet jeśli będzie to wieczne potępienie.
Aurora słuchała jego słów z uwagą. Nawet potem milczała jakiś czas, przyglądając się jego twarzy, jakby chciała zapamiętać każdy jej szczegół, każdą niedoskonałość - Leith wiedział przecież jak wygląda i jak bardzo różni się od pięknych i gładkich skrzydlatych. Nawet od niej - wojowniczki.
- Czyli... - przekrzywiła lekko głowę - nie mamy co marzyć o spokojnej starości, co?
- Ty jesteś wojownikiem, ja mordercą. Mogę żyć bez walki i być szczęśliwy robiąc nic. Ale czy ty? jeśli tak chodźmy na jakąś wyspę.
Uśmiechnęła się.
- Wiesz, że nie mogę. Pytanie brzmi raczej, dlaczego ty tego nie zrobiłeś? Nawet teraz. Mogłeś przenieść się na wyspę, a nie lecieć ze mną do tego zimnego królestwa szalonej nastolatki.
- Hmm - Leith bawił się jej włosami - Wiesz, twoja matka zaproponowała mi pracę, nie oszukała mnie w kwestii zasad czy konsekwencji. Rzucenie jej nie wydawało się… - mężczyzna zastanowił się nad słowem - właściwe. Z czasem moją pracą stałaś się ty, nie mogłem cię zostawić… - pomyślał - samej. Zresztą rudy wszedł też na moją listę do zabicia. A no właśnie… ciągle muszę wykończyć ileś tam osób a ta lista zawsze też może się w międzyczasie powiększyć. - mężczyzna przerwał wywód gdy coś sobie uświadomił, pogładził Aurorę po twarzy - wiesz… ja staram się myśleć jak najmniej, po prostu czuć i robić to co jest właściwe. Ty jesteś przyjacielem, nie chcę cię zostawiać, nie chcę żebyś była smutna. Jeśli chcesz tylko patrzeć jak świat umiera mogę patrzyć się z tobą. Jeśli chcesz go podpalić, podpalę go z tobą.
Westchnęła.
- Moja matka jest mądra, choć wiele rzeczy robi w niewłaściwy, irytujący sposób... - tym razem westchnienie przerodziło się w ziewnięcie. Na zewnątrz, za oknem, zamajaczyła już pierwsza łuna poranka. Aurora przeciągnęła się leniwie, po czym znów spojrzała na Leitha i zapytała. - Chcesz... zostać?
- Jeśli mnie nie wygonisz to zasnę na kilkadziesiąt minut a potem będę leżał i czekał aż się obudzisz. - wyjaśnił.
- Możemy spać na zmianę. - Zaproponowała, wtulając się w jego skórę, choć z pewnością jedwabna kołdra była milsza w dotyku.
- Mhm, w porządku.
Aurora spojrzała na niego, jakby oczekując czegoś więcej, po czym naciągnęła na siebie kołdrę i zamknęła oczy.
- Obudź mnie w takim razie za jakieś dwie godziny. Chyba, że będziesz miał kryzys, to wcześniej. - Powiedziała, zamykając oczy.
Leith oczywiście nie mógł mieć pojęcia o co się rozchodziło księżniczce bo niby skąd. Mieszaniec skupił przez następne dwie godziny uwagę na dźwiękach i woniach otoczenia oraz oczywiście na oddechu Aurory.

Gdy ten czas minął a tempo oddechu kobiety się nie zmieniało, Leith pewny był, że kobieta nie obudzi się sama. Leżąc mężczyzna wyciągnął daleko skrzydło by podrapać księżniczkę w stopę.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 08-01-2020, 09:00   #54
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Nim zdołał wychwycić, że Aurora się budzi, oberwał mocnym podbródkowym. To był odruch, niemalże bezwarunkowy, a na pewno “bezwybudzeniowy”.
- Matko Noc, przepraszam! - księżniczka dopiero teraz obudziła się na tyle, by zorientować się kto jest obok.
Leith przełknął znajomy smak własnej krwi.
- Mrr… za mocno na pobudkę, za słabo na ogłuszenie - podsumował marudząc i przygotowując się do drzemki.
Aurora pogłaskała go po bolącym miejscu, po czym sama usiadła na łóżku z podkulonymi kolanami, ubrana w swoją zwyczajną zbroję.
Pewnych komend nigdy nie trzeba było Leithowi powtarzać, na przykład “jedz” czy “śpij” Mężczyzna jednak nie liczył na pobudkę, planował obudzić się w przeciągu pół godziny. Kiedy to zrobił, księżniczka siedziała w tej samej pozycji.
- Chcesz spać? - spytał Leith na “dzień dobry”.
- Nie muszę, ale ty możesz jeszcze pospać. Nawet nie ma południa.
- Później, większość tubylców ponoć śpi. Można trochę… pozwiedzać. Chętnie zobaczę ten “raj”...
- Dobry pomysł, no to chodźmy... tylko może się ubierz? - zaproponowała Aurora, nie kryjąc uśmiechu.
- Mhmm - wymruczał Leith człapiąc do dziury w ścianie, przez którą przecisnął swój goły tyłek by chwilę później stanąć przed szafą i wyciągnąć jakieś “miejscowe” ciuchy.
Aurora czekała na niego cierpliwie na korytarzu, przyglądając się ścianom i badając je dłońmi.
- Ciekawe czy na nas naskarży... pewnie tak. - Mruknęła, gdy Leith dołączył do niej. - Mogę nas ukryć, ale... królowa i tak nas przejrzy, jeśli będzie chciała.
Leith pokręcił głową.
- Wystarczyłoby gdybyś nie szczękała zbroją tylko założyła coś miejscowego - zaproponował.
Księżniczka w odpowiedzi tylko prychnęła, ale jej ubranie faktycznie zmieniło się. Zniknęła nieodołączna niemal zbroja, a na jej miejsce pojawiły się czarne, luźne spodnie (Leith zastanawiał się skąd kojarzy ich nazwę - alladynki) i krótka, pozbawiona rękawów bluzka.
- Czuję się naga - poskarżyła się skrzydlata, po czym zapytała - Ty chyba już trochę pozwiedzałeś. Dokąd więc idziemy?
- Może biblioteka? podobno są tam ciekawe książki. Zresztą, czy nie chcesz zobaczyć więcej tego miejsca gdzie poddani i ich panowie żyją razem w “harmonii”? - Leith mówił raczej ironicznie - może przyniesiesz kilka pomysłów ze stolicy na swoją prowincję, wasza przyszła wysokość… - Leith czmychnął do przodu by nie dostać po głowie…
Tym razem jedyne co usłyszał w odpowiedzi, to furgot stroszonych skrzydeł. Aurora po prostu zaczęła za nim lecieć, nawet nie machając skrzydłami, tylko lewitując w powietrzu.
Leith zerknął za siebie i tylko pokręcił głową. Cóż, księżniczka po prostu musiała zachowywać się jak księżniczka…
- No tak, nie krępuj się i nie rzucaj się w oczy.
- To że ty mnie widzisz, nie znaczy, że inni też będą mnie widzieli. Zresztą nałożyłam zaklęcie maskującę również na ciebie. Poza tym, jakby powiedziała twoja ulubiona znajoma, Milena, to że z kimś sypiam, nie znaczy, że muszę z nim dyskutować.
- Brak dyskusji zawsze jest mile widziany… - przypomniał Leith. - chodziło mi o pewną przewidywalność, każdy spodziewa się, że ktoś twojego pokroju będzie używał potężnych, efektownych czarów do maskowania czy ochrony. Kto spodziewałby się natomiast, że przemkniesz zupełnie normalnie? przecież to jest zbyt szalone by ktoś poważnie wziął to pod uwagę.
- Zapominasz o jednym, mój drogi towarzyszu. Ktoś żywy może nas zobaczyć, lub nie. Przejrzeć magię, lub nie. A ten zamek... patrzy cały czas. On nie śpi, nie odwraca wzroku, nie męczy się. Prawdopodobnie więc jest świadomy twojej obecności z uwagi tylko na ciężar twojego cielska, które naciska na ten śliczny dywan przy każdym kroku. - Odfuknęła, kiedy tak przemieszczali się plątaniną podobnych do siebie korytarzy.
- Ja nigdy o niczym nie zapominam. Po prostu o wielu rzeczach nie wiem. Za to ty wiesz o wielu rzeczach, a że kto z kim przystaje… - Leith droczył się człapiąc przez dwór.
Tym razem magicznie wyczarowany but trafił prosto w czerep bękarta.
- Hmmm czy to nie tutaj chciałeś dotrzeć? - wskazała ogromne drzwi w przylegającym korytarzu. Oczywiście, mogło za nimi znajdować się wszystko, aczkolwiek przypominające lekko wygięte zwoje papirusu klamki dawały pewną nadzieję, że oto dotarli do biblioteki.
- Ej, wasza książęca mość, może cię to zdziwi, ale niektóre mieszańce nigdy nie widziały biblioteki… - powiedział bękart kierując się ku drzwiom.
- Przecież nie kwestionuję twojego wyboru - powiedziała, podlatując do wielkich drzwi i przyglądając się z uwagą ich zdobieniom.
- To jest ładne albo coś? - Leith spytał o opinię Aurorę, na dworze wiatru cały czas łapał się na tym, że coś było sztuką…
- Ładne jak ładne, ale jeśli dajmy na to, jakiś niemiły bibliotekarz założył pułapkę ogniową na zbyt żądnych wiedzy czytelników, którzy przyłażą tu w godzinach zamknięcia - chyba chcielibyśmy to wiedzieć, nie?
Leith westchnął, no ale co poradzić, tam gdzie sam nie mógł musiał zdać się na księżniczkę.
- Mhm… czy może wiesz czy jakiś niemiły bibliotekarz założył pułapkę ogniową na tych to drzwiach?
- Och, miło że pytasz... sprawdźmy to! - I jak gdyby nigdy nic nacisnęła obie klamki, otwierając na oścież drzwi.
Leith w uderzenie serca padł na ziemię i przykrył głowę łapami.
Aurora tymczasem po prostu przekroczyła próg i weszła do środka.
- Czysto!
Leith najpierw podniósł uszy, potem dłoń z twarzy a dopiero wtedy wzrok na Aurorę.
- Mhm… - wymruczał, poderwał się na nogi i poczłapał za kobietą rozglądając się ciekawie.
Pomieszczenie do którego trafił miało mnóstwo naw i odnóg, toteż nie dało się ogarnąć jego wielkości. Jedno było pewne - wszędzie znajdowały się książki. Setki, tysiące, dziesiątki tysięcy książek na każdym z niezliczonej ilości regałów.
[MEDIA]http://www.banktapet.pl/pictures/2012/0717/1/library-fantasy-art-books-artwork-4000x2500-wallpaper-566623.jpg[/MEDIA]
W centralnej części zaś, czyli tam, gdzie trafili, znajdowało się coś jeszcze - jakiś magiczny, wirujący ponad zdobioną podstawą okrąg, czy bardziej obręcz. A może kilka obręczy? Trudno było powiedzieć, bowiem cud ten cały czas iskrzył i ruszał się.
- Wygląda na to, że mają magicznego bibliotekarza na etacie. - Stwierdziła Aurora.
Leith założył ręce.
- Na to wygląda… - powiedział i zrobił pauzę po czym spytał - a co to takiego?
- To taki wujek Google.
- Możesz powiedzieć mu czego szukasz, a on podsunie ci książki, które najbliższe są twoim oczekiwaniom. - Wyjaśniła Aurora, po czym sama podeszła do wirującej strefy.
- Szukam czegoś o Dworze Wiatrów.
- Literatura piękna czy literatura faktu? - zapytał dziwny, jakby dochodzący z jakiegoś zamkniętego pomieszczenia kobiecy głos.
Leithowi aż włosy zjeżyły się na karku. To było tak… nienaturalne, głos bez osoby, nie w śnie lecz na jawie.
- Literatura faktu - zdecydowała Aurora.
- Fauna i flora, gospodarka, społeczeństwo, obyczaje...
- Społeczeństwo - księżniczka nie czekała do końca wyliczania.
- Aspekt historyczny, teraźniejszy czy domniemany przyszły?
- Domniemany przyszły.
- Znalazłam dwie pozycje, które spełniają pani oczekiwania, proszę chwileczkę zaczekać.
Sferyczny byt zawirował mocniej, a po chwili z jakichś odległych regałów dosłownie wyfrunęły dwie książki, które spoczęły teraz przed Aurorą na niewielkim stoliku.
- Życzę miłej lektury. - Rzekł uprzejmie magiczny bibliotekarz.
Leith przyglądał się ciekawie wychylając głowę zza pleców Aurory.
- Domniemany przyszły? przepowiednie znaczy?
- A bo ja wiem... zaraz się przekonamy. - To rzekłszy usiadła w głębokim fotelu z jedną z ksiąg.
- O nie, wierszowane... to będzie droga przez mękę. - skomentowała.
Leith popatrzył na nią nie bardzo rozumiejąc. Żartowała? to była jakaś przenośnia? Ostrożnie wziął w dłonie drugą pozycję i usiadł na fotelu obok. Otworzył, zajrzał do środka.
Niestety, języka, w jakim była napisana, nawet nie rozpoznawał.
Mężczyzna odetchnął, przynajmniej nie będzie musiał przechodzić męki, jak Aurora. Oczywiście jak na razie nie wyczuł cierpienia po zachowaniu czy oddechu kobiety więc może jednak żartowała… Leith ostrożnie zamknął książkę i położył ją delikatnie na stoliku koło fotela na którym siedziała księżniczka.
Zawsze trzeba od czegoś zacząć. Bękart podszedł do bibliotekarza.
- Szukam nauka czytania, kaligrafia, język współczesny, poziom podstawowy, wybierz jedną pozycję.
Obręcz, czy też obręcze znów zawirowały, tworząc wielki błysk, po czym gdzieś z lewej nawy przyleciała do Leitha duża formatowo, choć niezbyt gruba książka w brązowej okładce. Dzięki swojej dotychczasowej nauce Leith był w stanie odszyfrować tytuł “ELEMENTARZ”.
- Życzę przyjemnej lektury. - Rzekł magiczny bibliotekarz.
Leith uśmiechnął się z zadowoleniem, to był wyjątkowo szczwany uśmiech. Z tym samym pietyzmem co wcześniej mężczyzna usiadł koło Aurory i otworzył książkę… Jeśli spodziewał się, że księżniczka jakoś skomentuje jego wybór, to musiał się rozczarować. Skrzydlata siedziała w swoim fotelu z książką na kolanach i zwieszoną głową.
Leith początkowo nadstawiał uszu by upewnić się, czy Aurora jednak nie cierpi lecz szybko jego umysł został całkowicie zaabsorbowany lekturą…
W większości były to podstawy, które Leith posiadł w toku samodzielnego zgłębiania książek, jednak uporządkowane i powiązane ze sobą w logiczne zależności, dzięki czemu Leithowi łatwiej było pewne zabiegi zrozumieć. Wciągnęło go to tak bardzo, że nawet nie zauważył iż w przeciwieństwie do niego, jego towarzyszka nie przewraca stron, tylko siedzi wciąż w jednej, tej samej pozycji.
“Już czas Leith” - nagle odezwał się znajomy głos w jego głowie. Ten sam, który słyszał na przyjęciu i... ten sam, który słyszał w snach o wzburzonym morzu.
- Czas byś złożył ofiarę świątyni Matki Nocy i wypełnił przepowiednię. - Dopowiedziała już normalnym głosem, stojąca na jednym z balkoników Aya.
Leith zrobił wielkie oczy i uniósł uszy. Tak zaaferował się lekturą, że zupełnie nie zdawał sobie sprawy z czyjejś jeszcze poza Aurorą obecności.
- Eeee… ym… - mężczyzna spojrzał z pytaniem malującym się na twarzy, to na jedną, to na drugą skrzydlatą.
Księżniczka wciąż nie reagowała na nic, podczas gdy Królowa-dziewczynka zaczęła schodzić po schodach, idąc w jego kierunku. Jak zauważył mimochodem Leith, ubrana była raczej do snu w luźną, rozkloszowaną koszulę z gwiazdkami i księżycem, która sięgała jej do kolan.
Leith natychmiast poczuł niepokój.
- Aurora? dobrze się czujesz? - spytał machając jej dłonią przed oczami i nerwowo zerkając na zbliżającą się nastolatkę.
Księżniczka oddychała spokojnie, nie roztaczając wokół zapachu niepokoju czy bólu. To dlatego Lith nie zauważył wcześniej co się z nią dzieje, choć po prawdzie mógł zwrócić uwagę na wyjątkowo miarowy oddech.
- Śpi. Nic jej nie będzie. Obudzi się wypoczęta, kiedy do niej wrócisz. A teraz chodźmy, musimy zdążyć przed zachodem słońca. - Powiedziała z powagą rudowłosa, pyzata dziewczynka, stając obok bękarta. teraz gdy on siedział, a ona stała mieli wzrok na tej samej wysokości mniej więcej.
Stres i adrenalina sprawiały, że Leith myślał w obłędnym tempie. Ocenił swoje opcje.
- Zrobię co chcesz, wierzę, że nie chcesz zrobić nam krzywdy. Skoro ją… uśpiłaś, chyba mogę zabrać ją ze sobą? nie chcę jej tu zostawić, ktoś może jej poderżnąć gardło.
- Obawiam się, że tam, dokąd musisz iść, nikt nie może ci towarzyszyć, nawet ja. Mogę ci jednak obiecać, że księżniczka jest teraz pod moją protekcją i włos jej z głowy nie spadnie.
Leith poruszał nerwowo oczami, miotał się. Nie wiedział jak z tego wybrnąć. To nawet nie chodziło o to czy ufał królowej. Jego zimna, fatalistyczna logika podpowiadała mu, że przecież nie ma innej opcji. Jednak Leith po prostu nie ufał magii, szczególnie teraz, po zdarzeniu w strażnicy.
- Długo to potrwa…? - zapytał wreszcie. Mężczyzna darował sobie straszenie czy biadolenie o tym jaki będzie zrozpaczony, wściekły czy wkurwiony jak coś stanie się Aurorze. Co miał niby straszyć królową? niby jak? Znów skrzydlaci robili z nim co chcieli w imię swoich wybujałych idei... “Kurwa kurwa kurwa….” - tyle można było wyczytać teraz z jego głowy.
- To zależy od Ciebie. - Odparła Aya z psotnym uśmiechem.
- Mrr… w takim razie to nie potrwa długo… - westchnął coraz bardziej poirytowany całą sytuacją Leith.
Okno w bibliotece nagle otworzyło się na oścież, a za plecami dziewczyny pojawiły się skrzydła - białe i pierzaste, jak u Aurory. Tylko zamiast dwóch par...aż trzy pary.
- Leć za mną - poleciła, wzbijając się w powietrze i kierując do okna.
Leith spojrzał jeszcze tęsknie na Aurorę po czym bełkocząc pod nosem jakieś przekleństwa rzucił się w lot za królową nastolatek…
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 09-01-2020, 16:56   #55
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Leith leciał zaraz za księżniczką i nie przeszkadzał mu w tym ani lekki strój, ani ogólnie panująca zamieć, która zapewne za sprawą magii Ayi omijała obszar wokół nich, jakby znajdowali się w magicznej bańce. Królowa miała racje, nie lecieli długo. Wylądowali po jakimś kwadransie na progu zbudowanej z czarnego, gładkiego kamienia świątyni. Budowlę przysypał częściowo śnieg, toteż łatwo było domyślić się po braku jakichkolwiek odcisków stóp, że... nie ma tu zbyt wielu bywalców.
[media]https://i.pinimg.com/originals/4d/6f/45/4d6f454c284bc0b78ca7211a4f436aa4.jpg[/media]
Rudowłosa dziewczynka wskazała na wielkie, ciężkie odrzwia.
- No dalej, idź. Napij się z wielkiej misy i dolej do niej swoją krew. A z nadejściem zmroku poznasz swoją prawdziwą moc. - zachęcała go.
Leith nie miał wątpliwości co do szaleństwa Ayi, tak jak nie miał wątpliwości co do szaleństwa wszystkich skrzydlatych. Tak, Aurora też była świrnięta, po prostu była jego przyjacielem, ale to nie sprawiało że jej stan psychiczny się polepszał. Leith nie kłamał gdy wcześniej dzisiejszego dnia powiedział księżniczce, że nigdy niczego nie zapomina. Pamiętał jak o czymś podobnym do słów królowej mówił Kai. Co prawda w opowieści o “rytuałach” chłopaka była mowa o Ojcu Dniu, ale reszta była w zasadzie ta sama. Leith wyszedł z założenia, że tubylcy mają po prostu fiksację na punkcie nocy i tak dalej, stąd lokalny obrządek był trochę inny. Bękart nie miał wątpliwości, że całe “czary mary” nic nie zmieni. Kai dalej wyglądał tak samo, jego kark nie wydał się Leithowi ani trochę mocniejszy po całej tej inicjacji, dzieciak wciąż był dzieciakiem. Zapewne królowa zwyczajnie robiła to wszystko w myśl tej swojej pojednawczej filozofii, dziś Leith a w przyszłym roku pewnie ta cała Eva.

Leith odsunął drzwi na wkurwie, brał udział w jakiś dziecięcych zabawach kiedy na życie Aurory czyha jakiś mańjak…
W środku panowała ciemność tak gęsta, że wydawała się materialna. Co gorsza, gdy tylko Leith przekroczył próg świątyni, drzwi zamknęły się za nim, odbierając tę odrobinę światła, dzięki której widział. Choć przywykł do kopalnianych warunków, mrok który był tutaj zdawał się gęstszy i ciemniejszy niż w najgłębszych kopalnianych korytarzach. Było cicho i czarno. I nic poza tym.
Leith zamknął oczy poświęcił dobrych kilka chwil na przyzwyczajeniu uszu do akustyki miejsca.
W ten sposób udało mu się wyłowić odległy, delikatny dźwięk, coś jakby kapanie z naczynia.
Leith bezdźwięcznie zdjął buty, chciał zmaksymalizować swoje odczuwanie powierzchni po której miał się poruszać. Uniósł też wysoko skrzydła by móc nimi ocenić wysokość sklepienia, zupełnie jak jakiś owad operujący czułkami. Podłoga była gładka i zimna niczym marmur, zaś jakkolwiek się starał nie potrafił żadnym ze skrzydeł dotknąć ani sufitu, ani ścian. Był sam pośrodku ciemności. Bardzo ostrożnie ruszył w kierunku słyszanych dźwięków.
Kapanie było rzadkie i bardzo ciche, jakby wciąż znajdował się daleko. Obawiał się też, że może o coś zahaczyć, ale na swej drodze nie spotkał ani jednej przeszkody.
- Jak to jest, dziecię przepowiedni - usłyszał nagle głos, który dochodził jednocześnie zewsząd i znikąd, należał do kobiety i do mężczyzny, do jednej osoby i do całego chóru - nie wierzysz we mnie, a przyszedłeś złożyć mi pokłon?
Leith zatrzymał się, poruszył nosem. Nie czuł jednak żadnego zapachu, żadnej obecności. Nic.
- Nie jestem jednym z twoich zdegenerowanych skrzydlatych kultystów - wycedził. Czuł jak narasta w nim złość. Był sam, w całkowitych ciemnościach, spowity jakąś kolejną magią, nie było nadziei, tylko wszechogarniająca entropia. I jednym sojusznikiem w kolejnej morowej sytuacji była właśnie złość.
- Jestem ślepy na twoje magiczne sztuczki, twoi “wierni” jak widać wolą podesłać ci mnie, może sami boją się tutaj wejść? Powiedz mi dlaczego właśnie ja miałbym w ciebie wierzyć? czy kiedykolwiek coś dla mnie zrobiłeś?
Odpowiedział mu bulgot, jakby coś śmiało się, zanurzone pod wodą.
- A jeśli powiem, że tak, czy mi uwierzysz? Czy mnie pokochasz? Tak bardzo nie chcesz być sterowany, że stanowisz idealne narzędzie. On by tego nie zrozumiał, ale ja to widzę. Dziecię proroctwa, powiedz mi zatem, czy chciałbyś zabić boga?
Leith obracał głową w całkowitych ciemnościach, w karykaturze szukania kierunku. Tutaj mrokiem można było oddychać.
- Jeśli ktoś chce mnie dręczyć, zginie i nie obchodzi mnie jak siebie nazywa, Nic nie trwa wiecznie i wszystko kiedyś musi zginąć, więc czemu właśnie nie przeze mnie? co sprawia, że ktoś ma być nietykalny?
- W jednym się tylko mylisz, dziecię. Jedno jest pewne i wieczne. Zmiana.
Po tych słowach gdzieś po lewej, jakieś dwadzieścia metrów przed Leithem oświetlone delikatnym, światłem tysięcy małych połyskujących niczym gwiazdy kamieni, pojawiło się napełnione po brzegi naczynie. Płyn wewnątrz lewitującej misy był ciemny i gęsty.
Leith ostrożnie otworzył oczy, w tych ciemnościach wyczuł światło nawet przez zamknięte powieki. Jego nos poruszał się nieustannie, ciekawy cieczy pchał stopy ku naczyniu.
To musiała być krew, o której mówili mu Kai i Aya. O dziwo, mimo iż t niezwykła zupa musiała znajdować się tu od lat, nie wydawała się zepsuta, nie śmierdziała bardziej niż ta, którą Leith kosztował czasem w trakcie walki. Bóstwo czy cokolwiek to było zamilkło, oczekując na coś.
Mężczyzna objął czarę i przechylił ją do swoich ust. Leith lubił smak krwi i mimo całego szaleństwa otaczającego tą tutaj sytuację w jakiej właśnie się znajdował (przez knowania i intrygi skrzydlatych rzecz jasna!) najzwyczajniej w świecie rozkoszował się myślą zaspokojenia pragnienia w taki a nie inny sposób.
Gęsty, ciepławy płyn ściekał niespiesznie do jego gardła. Serce jakby od razu zaczęło mocniej bić.
- Oto spełnia się przepowiednia, dziecię stało się mężczyzną. - mruczał gdzieś z oddali bezosobowy głos. - Nadchodzi era upadku rasy, miecz przeznaczenia. Ty nim teraz jesteś, Leith. A gdy już wypełnisz swe powołanie, gdy stracisz wszystko, wszystko mając, wrócisz do mnie. Oko za oko. Ząb za ząb. Życie za życie. Śmierć... za śmierć.
Bękart poczuł ja krwista macka, czy raczej kolec, przebija go od wewnątrz. Ostrze z posoki przebiło się przez jego ciało dokładnie w miejscu, gdzie na piersi umieszczony był od urodzenia matowy kamień. Kamień został roztrzaskany. Leith padł na kolana. Czuł, że umiera.
Mężczyzna próbował łapać powietrze w płuca, które nie chciały go przyjąć, wydać dźwięk z gardła, które nie chciało go wypuścić. Chciał zobaczyć coś oczami, które nie chciały patrzeć, usłyszeć uszami które przestały słuchać. Wszystko przestawało istnieć, znikało…
“Nie” przypomniał sobie mężczyzna, mimo iż krew w jego głowie stała zamiast płynąć. Nic poza nim samym w tym momencie nie znikało. Tylko on sam. Dookoła zaś znajdowały się potwory. Potwory pastwiące się nad nim przez całe życie. Pastwiły się jeszcze przed jego narodzinami, od samej chwili poczęcia. Pastwią się i teraz w momencie śmierci.
Nie, nie da im tej satysfakcji, nie da im nic, jeśli chcą wyrwać z niego ostatnie fragmenty życia, będą musieli zrobić to kawałek po kawałku, Nie będzie ich błagać o życie, nie będzie ich błagać o śmierć. To nie będzie łatwe umieranie, jeśli chcą go zabić będą musieli to robić centymetr po centymetrze…
Chwycił za wystający z piersi krwawy kolec i wpompowując całą swoją wściekłość w ramiona, wyszarpnął, krzycząc przy tym z ogromnego bólu. Odrzucił zdradliwy twór, który zamiast dać mu siłę, dał mu tylko nowy ogrom cierpienia. Wyrzucił go na bok, wolną dłonią chwytając się za pierś. Był słaby, tak potwornie słaby... Przymknął na moment oczy.
“Każda rewolucja ma swoje ofiary” - powiedziała doń jakaś mglista wizja.
“Musisz wybrać do której rasy należysz” - odezwała się inna.
A potem z tej mgły wyłoniła się twarz. W złocistych oczach zobaczył autentyczne przerażenie.
“Leith, coś ty zrobił... Ty... Ty mnie zabijasz.”
Dreszcz przeszył ciało bękarta. Z okrągłej dziury na środku sączyła się krew. O dziwo jednak nie wyciekała poza palce mężczyzny, lecz tworzyła coś na kształt bańki. Leith dotknął tego dziwnego tworu pazurem i... poczuł jak mury, które postawiła wokół jego jestestwa Aurora pękają. Wszystko w nim sypało się, upadało, robiąc miejsce czemuś nowemu, znacznie potężnemu. Ryk wściekłości wyrwał się z gardła bękarta, trzęsąc całą świątynią.
Mrok zaczął mętnieć, jakby odsuwać się od niego. Wciąż było ciemno w pomieszczeniu, ale teraz wreszcie miało ono jakiś kształt - ściany, podłogę, sufit - wszystko wykute w czarnym kamieniu.
W środku nie było żadnych sprzętów, nawet feralnej misy, a jedyną osobą był Leith, który nagle uświadomił sobie, że wcale nie umiera. Bąbel krwi na jego piersi zastygł tak, jak zastyga lawa, tworząc twardą skorupę.
Kiedy mężczyzna dotknął tworu ponownie, zewnętrzna warstwa ukruszyła się, ukazując ciemnokrwisty, połyskujący kamień mocy.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 09-01-2020, 17:10   #56
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Leith potrząsnął energicznie głową, jakby spodziewał się, że coś w niej zachlupie,a może, że z uszu czy nosa coś wyleci. Mężczyzna niespokojnie wytężał swoje zmysły, znów coś mu zrobili, Leith oglądał swoje ciało, po czym przypomniał sobie ostatnie nawiedzające go mary.
“Aurora!” Mieszaniec rzucił się biegiem w stronę wyjścia.
Właściwie to nie był bieg, po prostu w jednej chwili znalazł się przy drzwiach, a w następnej był już przy księżniczce w bibliotece, tam gdzie ją zostawił. Aurora spała wciąż spokojnie z książką na nogach i opadniętą głową.
- Hmmm… - coś mu się tutaj nie zgadzało… Czy ta teleportacja to jakaś następna zabawa królowej? Leith Pochylił się nad Aurorą przy klękając przy fotelu.
- Aurora? - Delikatnie poruszył ramionami księżniczki. Zerkając mimochodem na swoje łapska pochlapane chyba własną krwią, porwane ubranie. Mężczyzna rozejrzał się i… wytarł ramiona w gustowną tapicerkę eleganckiego fotela. Wyglądało to trochę kretyńsko, szczególnie gdy później próbował wygładzić swoje porwane ubranie. Bękart był niemal pewien, że królowa uśpiła księżniczkę tylko po to by uwzględnić go w jakiś chorych zabawach, wolał wszystkiego od razu nie tłumaczyć jeśli nie musiał.
- Aurora obudź się!
Skrzydlata drgnęła, przestraszona i spojrzała na niego wielkimi oczami. Znów prawy sierpowy został wycelowany w jego podbródek, lecz tym razem Leith uniknął ciosu bez problemu.
- Leith? Co się... zasnęłam?
Mężczyzna poczuł jak sto kilo ton stresu spada z niego kiedy księżniczka odzyskała przytomność.
- Musimy stąd wiać, tu nie jest dla ciebie bezpiecznie, chodź!
Pozwoliła mu się chwycić za rękę i wstała posłusznie, jednocześnie lustrując otoczenie.
- Czemu? Co... co ci się stało? Leith! Jesteś ranny? - spojrzała na strzępy koszuli, które miał na piersi.
- Cosiestao, cosiestao… - Leith był zdenerwowany - dziecko w koronie się stało, chciała się pobawić i cię uśpiła, tu nie jest dla ciebie bezpiecznie, jesteśmy na łasce nieobliczalnej małolaty, spadamy! - ponaglał i tylko zdawkowo dodał - Nic mi nie jest, chodź już, zanim znowu czegoś będzie chciała.
- Och, jesteś niewdzięczny Leith. Ja tylko pomogłam ci się przebudzić. - Usłyszał od strony okna znajomy głosik.
- Po prostu nie rób nam krzywdy! - Leith powiedział trochę głośniej niż zamierzał z uwagi na zdenerwowanie - czemu nie możesz zostawić nas w spokoju?
- Leith... - Aurora położyła mu dłoń na ramieniu.
- W spokoju? Przecież sami do mnie przyszliście po moją radę - Aya mówiła słodkim głosikiem, powoli zlatując do nich. - A teraz pomogłam ci się przebudzić. Czemu uważasz, że chcę skrzywdzić ciebie lub twoją księżniczkę?
- Przebudzić? - Aurora dopiero teraz zrozumiała o czym mówi królowa. Odgarnęła strzępy koszuli z piersi mężczyzny, bo zobaczyć ciemny, krwisto-czarny klejnot wtopiony w jego skórę. - Och...
Odskoczyła, jak oparzona.
- Nic mi nie jest… - Leith zamachał uspokajająco łapami odczytując zachowanie Aurory jako reakcję na jego pochlapany krwią stan, po czym spojrzał na królową - eee, tak, oczywiście, pewnie. Dziękuję? cokolwiek uważasz, wasza wysokość. Księżniczka dostała chyba już tą radę - Leith przeniósł wzrok na Aurorę - prawda?
“Nie wiem, co tu się dzieje, ale nie możemy zostawić pozostałych. Ani jej zdenerwować.” - usłyszał w głowie głos księżniczki.
- Ależ nie denerwujecie mnie. - Odparła Aya bez trudu wychwytując przekaz Aurory. - Po prostu jestem zdziwiona. I oczywiście, możecie odejść, kiedy tylko zechcecie. Myślałam Leith, że tego pragniesz...
“Mogę ci powiedzieć, jak ich wszystkich unieszkodliwić. Bez zabijania” - dokończyła dziewczynka w umyśle mężczyzny.
Leith przyłożył palce do skroni, och jak on nie cierpiał głosów w swojej głowie. Gdyby umiał to robić nieźle by nabluzgał każdemu swojemu dotychczasowemu “rozmówcy”
- Nie rób jej nic.. - zaczął ostrożnie jakby język był dla niego czymś nieoczywistym - Bez jej wiedzy. - uściślił i dodał jeszcze skromnie: - Proszę.
- Och Leith - westchnęła Aya ostentacyjnie - nie zamierzałam przecież.
“Ale uważaj, słabe punkty, to nic dobrego, a twoim jest ona.”
“życie jest dość proste” pomyślał Leith nie spodziewając się bynajmniej by ktoś go słuchał. Czy może… nie zważając na to. “Robisz mi krzywdę, giniesz, nie robisz mi krzywdy, ja ci jej nie robię, jesteś moim przyjacielem, jestem twoim. Do momentu aż czegoś nie spierdolisz. I zawsze ktoś coś pierdoli…”
- Jesteście tu zawsze mile widziani. Zostawię was teraz.
“Twoim przeznaczeniem jest pogrom rasy skrzydlatych. Jeśli będziesz zainteresowany...”
“Nie jestem taki jak oni, jak żaden jeden on czy ona, każdy w końcu uświadamia sobie, że nie myślę tak jak przypuszczał, przeważnie w uświadamia to sobie w chwili śmierci”
- Wiecie, gdzie mnie szukać.
Leith wciąż napięty skłonił nerwowo głowę nie chcąc narazić siebie czy towarzyszki na gniew suwerenki.
To rzekłszy, zniknęła. Aurora znów podeszła do Leitha i ostrożnie położyła palec na jego krwawym klejnocie.
- Taki ciemny... nigdy nie widziałam aż takiej przemiany. Musisz być... potężny.
- Mmm… to bardzo miłe, ale wiesz… może najpierw kąpiel? - uniósł brew starając się zrobić z tego żart. Skrzydlaci zawsze mieli fioła na punkcie tych kamieni, będzie musiał ciągle go teraz chować… - idziemy?
- Em... tak, jasne.
Ruszyła za nim, zerkając co rusz z ukosa to na jego twarz, to na kamień, jakby miała tysiąc pytań, ale jednak powstrzymywała się.
- Królowa jest chyba raczej dobrym panem - tłumaczył trochę pokrótce idąc w stronę ich komnat - pewnie lepiej tu się żyje niż w twoim domu, bez urazy… - sprawdził kontrolnie czy nie leci w niego żaden cios - ale jak wy wszyscy myśli, że wie wszystko najlepiej, a że jest najsilniejsza, to nikt nigdy nie może powiedzieć jej że się myli - odwrócił się jeszcze raz - nie mówię, że się myli, tylko, że samo obcowanie z kimś tak potężnym, który wszystko wie najlepiej nie jest bezpieczne - odwrócił się znów nie zatrzymując - rozumiesz, prawda?
Skinęła głową.
- Tylko... chyba nie powinieneś tego tak po sobie pokazywać. - Powiedziała Aurora, gdy doszli do ich korytarza.
- Mhm… jasne, masz rację - Leith wciąż poruszał się w nerwowym ukropie, przed drzwiami do pokojów odwrócił się by stanąć twarzą w twarz z Aurorą, uśmiechnął się, odgarnął jej lok. Naprawdę cieszył się, że nic jej się nie stało. W tym miejscu wpadał w straszną paranoję.
Ona jednak bardziej niż jego czułością zdawała się zaaferowana kryształem.
- Co my im powiemy? To... całkowicie zmieni postać rzeczy, wiesz? To... czyni nas jedną z najpotężniejszych par w historii. Choć oczywiście najpierw musimy dowiedzieć się jaki jest twój talent.
Leith pacnął się w czoło, chwycił Aurorę za rękę i czmychnął ich za drzwi jej pokoju.
- Jak to co im powiemy, pani strateg? nic! na mnie i tak nikt nie zwraca uwagi, przynajmniej w “domu” - dla Leitha świadomość, że oto jest “obywatelem” Dworu Wiatru wciąż była zabawna ale… starał się. - Po prostu nie będę się publicznie rozbierał… wszyscy raczej tylko na tym skorzystają.
- Za duże ryzyko, ale jeśli... nie chcesz się afiszować...
Nagle pod dotykiem jej palca wskazującego kamień zaczął blednąć do dawnej, matowo-różowawej barwy.
- To tylko iluzja, ale tak mała, że nawet moja matka może ją przeoczyć. - Wyjaśniła.
Leith uśmiechnął się
- Wiedziałem, że coś wymyślisz! - mężczyzna wyraźnie się uspokoił choć wciąż był napięty, chyba dopiero gdy pozbędzie się rudzielca wreszcie odetchnie.
Cofnęła rękę, uśmiechając się blado.
- Wiesz, że... mogłeś zginąć? Gdyby Matka Noc zobaczyła w tobie więcej człowieka niż skrzydlatego... mogłaby ciebie uznać za swoją ofiarę, a nie tylko twoją krew.
Leith wypuścił z siebie powietrze.
- Właśnie o tym mówię… Królowa wszystko wie najlepiej i oczywiście “wiedziała” że nic mi nie będzie. A gdyby jednak była w błędzie to nie ona ponosiłaby konsekwencje własnej pomyłki. Tak to właśnie jest jak ktoś bawi się w boga, wasza py… - powstrzymał się, spuścił wzrok. Uśmiechnął się dopiero po jakimś czasie.
- Nie potrzebowałem jakiś ciemnych kamieni żeby znaleźć twoją przyjaźń, nie zauważyłem też by wszyscy “potężni” mieli ich wielu.
Skinęła głową, nieco bardziej rozluźniona, choć jednocześnie wciąż czujna i napięta. Leith zauważył jak często teraz chwyta swoją koszulkę i próbuje ją naciągnąć. Przez lata zbroja musiała stać się dla księżniczki jak druga skóra. Nie przywykła do lekkich ubrań, a co dopiero epatowania kobiecymi kształtami.
- Dziś przy kolacji poinformuję oficjalnie królową, że wracamy do siebie. Musimy jak najszybciej podjąć śledztwo, przecież. - Powiedziała.
Leith skinął głową, wycierał teraz ręce w to co zostało z jego spodni. Wolałby uciekać stąd natychmiast ale to nie on podejmował tu decyzje.
- Zdrzemnąłbym się, chyba, że chcesz zdrzemnąć się razem to najpierw się umyję.
- Ja się chyba już dość wyspałam. I raczej nie zasnę po tym, co... się wydarzyło. Połóż się, będę trzymać wartę.
Leith uśmiechnął się do swoich myśli, udało mu się uniknąć kąpieli, był królem życia!
- Tylko kilkadziesiąt minut… - powiedział opadając niemal bez życia na podłogę koło ściany, emocje wreszcie z niego opadały pozostawiając tylko zmęczenie, zamknął oczy i stracił przytomność.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 10-01-2020, 18:38   #57
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obudził go szelest materiału, pocierającego jego szyję, nogę i plecy. Powoli do świadomości zaspanego Leitha docierały kolejne fakty:
1. Nie leżał już na ziemi, tylko na łóżku
2. Był nagi
3. Za oknem było już ciemno
4. O jego skórę ocierały się jakieś niewielkie, pieniące się gąbki, których nikt jednak nie trzymał w dłoni.
- Pora wstawać, partnerze - usłyszał głos Aurory. Kiedy spojrzał w tamtym kierunku, zobaczył stojąca przed wielkim zwierciadłem księżniczkę w czarnej, jakby utkanej z pajęczyn, koronkowej sukni. Skrzydlata przyglądała się sobie z grymasem niezadowolenia.
“Zbroja byłaby lepsza” - mówiło jej spojrzenie.
- Nigdy tego nie zrozumiem… - Ton głosu mężczyzny mógł dawać do zrozumienia, że zgadza się z Aurorą - ja wiem, że jesteś niebezpieczna, ale czy ubranie nie powinno tego podkreślać? dawać do zrozumienia tym którzy nie wiedzą, że nie chcą się dowiedzieć? dlaczego ubrania zawsze mają być… - zastanowił się nad słowem - no niepraktyczne po prostu. Przecież gdy szukacie kochanków też wygodniej byłoby nie mieć nic na sobie.
- Mnie nie pytaj, nigdy nie byłam dobra w rozumieniu obyczajów. - Obejrzała się nań akurat w momencie, gdy jedna z gąbek wślizgnęła się z trudem między uda Leitha. Na twarzy Aurory pojawił się lekki uśmiech.
Leith powoli wstał. Przeciągnął się, obejrzał. Czuł się… normalnie, a dzięki magii Aurory też tak wyglądał. Mimo to małe gąbeczki wciąż za nim podążały, szorując jakieś maleńkie odpryski krwi.

- Te gąbki to nie moje dzieło, chyba zamek uznał sam, że trzeba cię wyszykować na kolację. Ubierzesz się sam, czy ci pomóc? - Aurora wydawała się być w dużo lepszym humorze niż wcześniej.
- Mhm… - Leith zwęził oczy. Nigdy nie mógł być pewien czy Aurora przypadkiem się z nim nie droczy. - Szafa pewnie już coś wymyśliła. - powiedział sięgając do drzwi wspomnianego mebla i wyciągając pierwszy lepszy komplet zupełnie na “ślepo”.
- Zapomniałem zapytać jak twoja wczorajsza lektura? moja była dość odkrywcza muszę przyznać. - Leith był kryształowo szczery.
- Bla bla bla księżna Dworu Wiatru taka straszna bla bla bla zostanie ukarana bla bla bla... w sumie do puenty żadnej nie doszłam. - Aurora przyglądała mu się, gdy zakładał na siebie dopasowane, ciemne ubranie. Tego wieczora oboje mieli być czarnymi owcami.
Mężczyzna jak nigdy dopilnował by być dokładnie zapiętym pod szyją.
- Tym razem więcej zjem… - powiedział zupełnie poważnie.


***

Uczta była długa i nudna, ale za to jedzenie wyśmienite. Poza kilkoma opowieściami i pytaniami ze strony nowych znajomych Leitha - Liv i Diurda, prym w konwersacji wiodła Milena, śmiejąc się, kokietując księcia i rozpowiadając jakieś plotki na temat innych dworów. Po prawdzie tylko Cassper kojarzył osoby o których mówiła, więc grono odbiorców było dość zawężona. No i była też Aurora, ale ona wolała skupić się na jedzeniu, najwyraźniej biorąc sobie uwagę Leitha do serca. Królowa o dziwo, nie poświęcała im zbyt wiele uwagi, wdając się w chichotliwą rozmowę ze swoimi damami dworu i Kaiem, który jakimś cudem stał się ich ulubieńcem. Młodzież paplała, starzy jedli lub plotkowali - nie było tak źle.

Po wielu niezbyt szczerych “O nie, już nas opuszczacie”, “Zostańcie jeszcze”, “Będzie nam was brakować”, emisariusze Dworu Wiatru zostali wyposażeni w podarki i wypuszczeni pod ochroną Casspra i Biasha do portalu. A może skrzydlaci mieli nie tyle chronić ich, co upewnić się, że obcy opuszczą ich ziemie? W ramach pożegnalnego podarku Leith otrzymał srebrny pierścień z tym niezwykłym, przypominającym rozgwieżdżone niebo kamieniem, który składał się na wystrój zamku.
- Dbaj o swoją księżniczkę - powiedziała mu na odchodne Aya tym swoim cieniutkim głosikiem, wręczając prezent. - Jest teraz naprawdę kimś ważnym.
- Mhm - Leith skłonił się Królowej pomny jej potęgi oraz faktu iż ostatecznie nikomu nic się nie stało.
Aurora zaś dostała kolię również w tym samym stylu oraz wymieniła kilka słów z królową na osobności - to znaczy w ich głowach. Bękart poznawał to już po wyrazie twarzy księżniczki, gdy konwersowała z kimś bez głosu. Doprawdy sporo już o sobie wiedzieli.
- Zatem żegnajcie, niech wam się wiedzie! - głos Casspra wyrwał Leitha ze wspomnień. Oto stali już przed portalem, a książę i Biash zbierali się właśnie do opuszczenia ich.
Leith wiedział, że od rozmów jest kto inny, on był po prostu po to by robić minę do wspólnej gry.
Aurora poczekała aż mężczyźni oddalą się, z jakiejś przyczyny nie chciała otwierać przy nich portalu. Dopiero potem zaczęła wyczarowywać przejście do Dworu Wiatru.
- Idę ja, potem Leith, Milena, Kai i Athos. - zarządziła, po czym weszła w portal.
I wtedy coś się stało. Leith usłyszał tylko jak księżniczka wstrzymuje powietrze, jakby się zachłysnęła, po czym... magiczne przejście zniknęło.
Leith zastrzygł uszami, rozejrzał się po pozostałych oczekując jakiejś sensownej reakcji czy wyjaśnienia.
Wszyscy wyglądali na poruszonych.
- To pułapka! - Athos stwierdził oczywistość.
- Mileno, musisz wyczarować nowy portal! - wykrzyknął Kai.
- Pani Mileno - poprawiła go odruchowo skrzydlata, marszcząc brwi i zaczynając czarowanie.
Leith poruszał nerwowo palcami, oczywiście nie ufał Milenie, to mogła być równie dobrze jej sprawka. Leith czekał więc aż wiedźma wyczaruje swój portal. Iskrzyło, portal otwierał się, lecz miejsce, które widzieli przez jego powierzchnię nie było Dworem Wiatru.
- Coś zakrzywia pole magnetyczne - warknęła Milena, po czym wyczarowała portal jeszcze raz, z tym samym skutkiem.
- Matko Noc, gdzie wylądowała księżniczka? - martwił się na głos Kai.
- Musimy ją ochronić! - Athos znów rzucił truizmem.
Leith przewrócił oczami.
- Tak się składa, że mogę sprawdzić… - wyciągnął perłę - Od Aurory na taką sytuację, ale przeniesie na dwór tylko mnie. Sprawdzę czy tam jest, jeśli nie, wrócę i wyruszymy razem… - Uśmiechnął się podle do Mileny zgniatając perłę.
- Panie Athos, “pilnujcie” pani Mileny… - powiedział wymownie i zniknął na wyspę, stamtąd w lot na dwór, jeśli Królowa miała racje to będzie szybka podróż…
O dziwo, tym razem olbrzym spojrzał nań przyjaźnie, z nadzieją. Skinął głową.
Bękart zgniótł perłę i rzucił przed siebie. Otworzył się portal, prowadzący na wyspę.
Po przejściu, Leith natychmiast poderwał się do lotu z myślą o dworze wiatru, konkretnie o miejscu z którego wyruszyli. W ten sposób znalazł się na głównym tarasie, gdzie kilka par ciekawskich oczu od razu zostało weń wycelowanych. Księżniczki jednak nigdzie nie było widać.
-AaaaaauuuurrrooooorA! -wydarł się na całe gardło bękart jakby to był okrzyk bojowy plemienia barbarzyńców. Następnie jego wściekłe oczy skupiły się na najbliższej istocie.
- Księżniczka?! przybyła przed chwilą?! straż!!!! Aurora!
Zapanowało poruszenie, lecz nim ktokolwiek tak naprawdę zdążył coś zrobić, obok pojawił się portal z morskiej piany. Po chwili wyleciała z niego skrzydlata z dwoma parami skrzydeł, od stóp do głów obryzgana krwią. W dłoni dzierżyła srebrny, również zakrwawiony miecz.
Aurora rozejrzała się, po czym wylądowała przed Leithem.
Leith pociągnął penisa nosem.
- O już jesteś. Co się stało? - mężczyzna przeszedł do konkretów ignorując gapiów.
- Zasadzka. Portal został skierowany w inne miejsce. Ale nie ma mowy o przypadku, nie weszłabym tam, gdybym nie widziała naszego dworu. To oczywiście była iluzja, ale... przygotowana specjalnie dla nas. - Mówiła mocnym, nieco tylko zdyszanym głosem.
- Potrzebuje broni, dużo broni - zaczął wciąż w konkretnym tonie - Milena otworzyła następny portal i mówi że coś jej zakrzywia i otwiera gdzie indziej. Tak to wygląda. Kłamie?
- Broń znajdziesz w zbrojowni... znaczy tej garderobie koło mojej sypialni. Możesz brac co chcesz. - Powiedziała Aurora dłonią ścierając posokę z twarzy. Na tarasie wylądowała właśnie Kira i... zjawił się Ulv. Ilość gapiów rosła z chwili na chwilę.
- Niby ostrzegali nas, że pole magnetyczne w ich krainie bywa psotne, ale... to była ewidentna pułapka. Z drugiej strony, jeśli Milena ma ten sam problem... nie wiadomo.
Wtem dosłownie metr od księżniczki pojawił się ognisty portal. Na taras weszła przez niego Milena, potem Athos i Kai.
- Księżniczko! - wykrzyknął olbrzym, a Kai dodał.
- Och, jesteś ranna?
Dopiero teraz Leith uświadomił sobie, że czuje zapach krwi nie tylko wrogów Aurory, ale także jej samej.
Leith ocenił czy Aurora zaraz mu nie zemdleje, przez wściekłość i adrenalinę zupełnie nie zwrócił uwagi na jej rany, wszak na swoje też nigdy nie zwracał jeśli wciąż mógł chodzić czy walczyć.
- Z kim walczyłaś? rudzielec?
- To draśnięcie - odparła Aurora Kaiowi, po czym zwróciła się do Leitha - Skrzydlaci. Mieli maski. Nie znałam jednak ich zapachów. Walczyli magią.
- Czy oni... - Kai chciał o coś spytać, lecz umilkł.
Na taras sfrunęła Tula. Księżna rozejrzała się niespiesznie. Przez chwilę jej wzrok zatrzymał się też na Leithcie, jakby badając go, kusząc, by wyznał prawdę…
Leith odruchowo zrobił krok do tyłu i pochylił głowę. Tak samo jak nie chciał zajść za skórę Królowej, nie chciał zajść też księżnej. Księżnej która go tu zatrudniła. Na dobre i złe ale jednak.
Jego myśli już odpływały już w pewien “prywatny” obszar. Leith do tego stopnia podejrzewał Milenę o udział w spisku, że już zaczął planować jak ją zabije. Oczywiście, to były jedyne myśli o rudowłosej, jakie w ogóle przychodziły mu do głowy.
- To pewnie ta królowa - powiedział Kai.
- Pani Milena wzięła mnie do sypialni - wyznał Athos.
- To mogła być Milena - Leith dopiero po chwili zorientował się, że to jego głos powiedział te słowa.
Rzeczona rudowłosa skrzywiła się.
- Aurora, Milena - odezwała się Księżna - lećcie ze mną.
I nie czekając na nic, wzleciała ku górze. Milena podążyła za nią bez zwłoki. Aurora zresztą też, zerkając tylko na Leitha, nim wzbiła się w powietrze.
Leith rozejrzał się, spojrzał na Athosa, wzruszył ramionami po czym “powoli” ruszył ku garderobie która wcale nie jest zbrojownią… Zebrani na tarasie tymczasem przywarli do Kaia i Athosa, poszukując informacji na temat wydarzeń, które właśnie miały miejsce. Tylko jedna para oczu wciąż skupiona była na Leithcie, odprowadzając go dopóki nie zniknął z pola widzenia. Ulv. Ulv coś w nim zauważył.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 10-01-2020, 20:08   #58
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Aurora nie żartowała, nazywając swoją garderobę małą zbrojownią. Co więcej, niewielki metraż pomieszczenia został w jakiś magiczny sposób powiększony i... Leith miał wrażenie, że znalazł się w wielkim sklepie z prezentami. Było tu... chyba wszystko, co mogło zrobić komuś krzywdę.
Leith nigdy nie widział Aurory używającej nawet części tych rzeczy, aczkolwiek z uwagi iż sie tutaj znajdowały zakładał, że nawet jeśli nie były wszystkie “w jej stylu” to przynajmniej rozumiała co można z nimi zrobić albo już widziała je w robocie. Z Leithem było trochę inaczej. Ponad połowy tych rzeczy nigdy nie widział. On, weteran wojny. Jednak jego umysł miał smykałkę do mordu. Rzut oka czy dwa pozwalały mu znaleźć praktyczne zastosowanie dla każdego przedmiotu, tak długo jak przez “praktyczne zastosowanie” rozumiało się zabijanie. Leith szybko wypatrzył na przykład kamizelkę, będącą niczym innym jak “wieszakiem” na ostrza. Siatkę wykonaną ze stalowych (chyba) linek zakładało się jak koszulę. W tą metalową pajęczynę można było wczepiać sztylety i inne krótkie ostrza. Przy kilkunastu wyglądało to jak jakaś kująca zbroja. Urocze. Leith zgarnął też całą masę linek, łańcuchów, łańcuszków, cierni, przedmioty te wpinał w ubranie, zawieszał na szyi, ramionach. Zgarnął też jakieś większe ostrza (dwa) oraz naprawdę duży miecz. Te ostatnie przedmioty, będące w stylu Aurory jaką znał, były oczywiście ślicznie wykonane. Sam Leith jednak nie przywiązywał do sztukaterii takiego znaczenia. Broń była mocna i ostra, to mu wystarczało.
Kiedy uzbroił się już po zęby, rozległo się pukanie do drzwi komnaty.
Komnata nie była nawet jego więc Leith jakoś specjalnie nie fatygował się by podejść do drzwi. Nie ukrywał też jednak odgłosów swojej tu bytności.
Po chwili też drzwi otworzyły się same, a do środka wszedł Kaspian w otoczeniu lewitujących talerzy.
- Dobry wieczór - przywitał się uprzejmie, zatrzymując się naprzeciw uchylonych drzwi od garderoby - Księżniczka prosiła, żeby pan cytuję “nie robił nic głupiego”. Kiedy zaś spytałem jak tego dokonać udzieliła mi instrukcji, aby dać panu dużo jedzenia, co też uczyniłem.
Leith poruszył nosem.
- Mmmm… Kaspian… gdyby wszyscy skrzydlaci byli tak mądrzy jak księżniczka, nie miewałbym tylu bólów głowy po magicznym tej głowy jebaniu… - powiedział zerkając na jedzenie a w myślach dodając “a kilku skrzydlatych pewnie dalej by żyło”
Skrzydlaty tylko skłonił się dystyngowanie, po tym jak wszystkie półmiski wylądowały na stole.
- Księżniczka powiedziała też, by jej pan nie oczekiwał. Zwołano naradę strategiczną, na której ona jako generał musi być obecna do końca.
- Mmrrrr… - Leith miał automatycznie złe przeczucia, ale jak już zdążył zauważyć, rolą mężczyzny na dworze wiatru było cierpliwie czekać na powrót pani, nie kwestionować jej decyzji i wspierać w każdej gównianej sytuacji jaka z tego wynika. - Dobra, Kaspian zanieś jedzenie do jaśnie paninej łaźni. Tam będę na nią czekać bo jak wróci to będzie pewnie zła czy coś…
Kaspian spojrzał na niego, po czym bez słowa wyszedł z komnaty sypialnianej, a w ślad za nim podążyły lewitujące półmiski.
Leith zaś tylko pomyślał o tym miejscu… by się tam znaleźć. Zawsze myślał szybko, ale wszystko co można robić dobrze, da się robić lepiej. Mężczyzna zamierzał pchać szybkość ponad wszelkie granice.
- Och! - zareagował na jego widok Kaspian, gdy po otworzeniu drzwi spotkał się oko w oko z Leithem, stojącym już w łaźni księżniczki. Po chwili twarz służącego wróciła do normy.
- Ciekawa sztuczka. - skomentował, po czym zajął się doglądaniem talerzy, by wszystkie wylądowały na stoliku obok basenu. Niedługo potem woda w zbiorniku zaczęła parować od ciepła.
Leith machnął łapą.
- Sekrety księżniczki… - wyjaśnił swoje nagłe pojawienie się. Po czym założył nożyczaste rękawice które znalazł w zbrojowni i zadzwonił nimi uśmiechając się złowieszczo do Kaspiana.
- Tym można świetnie wyrwać komuś serce, ale do rozciachania tej pieczeni też się nadaje! - stwierdził Leith zerkając na jedną z tac.
- Tylko proszę się w tym nie kąpać - rzekł Kaspian, który wrócił do swojego zimnego profesjonalizmu - Czy mogę w czymś jeszcze pomóc?
Leith pokręcił przecząco głową i zajął się jedzeniem. Nim jednak skrzydkaty wyszedł, bękart jeszcze mu powiedział:
- Podobałoby ci się u królowej, Kaspian.

Leith zjadł, zrobił krótką drzemkę i znowu zjadł. Dla zabicia czasu zaczął “pojawiać się” w różnych pomieszczeniach skrzydła Aurory, oczywiście tylko tam, gdzie nie spodziewał się nikogo zastać. Szukał czegoś do poczytania, czynność tą bowiem chciał ćwiczyć. Poruszał w palcach kolejno wszystkimi ostrzami jakie zabrał pozwalając by jego mięśnie zapamiętały ich wyważenie.
Kiedy Aurora wreszcie wróciła, na widnokręgu widać było już łunę poranka. Księżniczka najwyraźniej przeszła przez portal, bo jej obecność Leith odkrył w chwili, gdy skrzydlata rzuciła się na swoje łóżko, by odpocząć.
Leith z pewnym zadowoleniem stwierdził, że przeliczył się z kobiecą potrzebą kąpieli po byle gównie. Aurora pachniała mu rzezią i nie było w tym nic, co mogłoby komukolwiek przeszkadzać!
Leith poczłapał do niej i usiadł na podłodze opierając się o kant łóżka. Zupełnie jak psiak.
- Tak źle? - spytał.
- Ktoś mnie zaatakował drugi raz - mówiła Aurora z twarzą w poduszkach. Na sobie miała zwyczajową zbroję i tylko w okolicy szyi dało się dostrzec kilka zaschniętych kropel krwi. - Matka nie przyjmuje już tłumaczenia, że to przypadek. Dla nie ten, kto atakuje mnie, atakuje cały dwór. Więc jest... no jak w ulu, który ktoś kopnął. I rzucił nim. I jeszcze raz kopnął.
- Mhm… wojna? - Leith zapytał tak, jakby mówił coś w stylu “pójść do studni po wodę?”
- Wojnę trzeba komuś wytoczyć. - Mruknęła księżniczka. - Udało mi się powstrzymać matkę od nalotu na królową dopóki nie wyjaśnimy tej sprawy z rudzielcem. No ale to priorytet teraz, więc nie poganiam cię, ale... idź proszę do Ulva w sprawie tego cholernego zapachu. Oczywiście, nie musisz teraz, ale... no jakoś niedługo.
Leith mruknął z niezadowoleniem.
- Mógłbym odkładać to w nieskończoność… dlatego już wolę mieć to za sobą. - powiedział i dodał już w myślach “oraz raz na zawsze określić gdzie stoi dla mnie ten dupek”. Leith wstał. Nie mówił “zaraz” czy “niedługo wrócę” bo nie było pewności, że tak się stanie.
Księżniczka podniosła głowę i posłała mu zmęczony, ale pokrzepiający uśmiech. Leith jeszcze nie zdążył podejść do drzwi, a jego uszu już dobiegło ciche pochrapywanie. W tej sytuacji bękart pomyślał od razu o wyjściu z kompleksu księżniczki i “powolny” przelot ku apartamentom Ulva rozpoczął dopiero stamtąd.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 11-01-2020, 20:45   #59
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Po chwili poszukiwań Leithowi udało się dolecieć na ten sam taras, z którego ostatnio trafił do “komnat” Ulva. Wszędzie znajdowały się irytujące lustra i szyby, a poruszanie między nimi utrudniał fakt, że na dworze wciąż panuje półmrok odchodzącej nocy. Mimo to drzwi były otwarte, a gdzieś z wnętrza docierał do oczu bękarta poblask światła lampy. Widać gospodarz jeszcze się nie położył.
Leith nie zachowywał się specjalnie głośno, ani specjalnie cicho. Aspirujący do rangi co najmniej bóstwa skrzydlaty nie powinien mieć problemu z zauważeniem mieszańca. Czyż nie? Bękart kierował się ku światłu.
Jęki, które dochodziły do jego uszu, raczej nie pozostawiały złudzeń co do tego, czym zajmuje się właśnie Ulv.
Dla Leitha pojęcia pruderii czy wstydu nie istniały. Dla Ulva chyba też nie. Bękart nie zwalniał kroku.
Głosy były zniekształcone, odbijając się od szyb, ale Leith potrafił coraz lepiej odróżnić słowa.
- ... idzie...
- ... wiesz kto...
- <głośne jęknięcie> ...nie może... stanie...
- A jeśli... dojdziesz...
- Ja nie, och...
Dalsza wymiana konwersacji została przerwana przez głośne sapanie, mlaskanie i stukot jakichś mebli. Bękart wiedział, że jest już niedaleko.
Leith poruszał nosem, choć jakieś kadzidełka drażniły jego węch, nie powinien mieć problemu ze znalezieniem właścicieli głosów. Z drugiej strony, z tymi wszystkimi czarami nigdy się nie wiedziało. Mężczyzna szedł dalej.
W ten sposób dość niespodziewanie znalazł się w dużej sali luster. Ściany, sufit, podłoga - wszystko zrobione było z luster, przez co normalny człowiek tracił orientację. Jedynymi punktami zaczepienia było kilka mebli i... ogromne, czarne łóżko na samym środku. Zgodnie z oczekiwaniami Leith dostrzegł na nim Ulva, który narzucając mocne tempo brał w posiadanie kogoś w pozycji na pieska. Jego “ofiara” głowę miała spuszczoną, a dośc długie , włosy zasłaniały oblicze.
Pamiętając dobrze o niebezpieczności i dupkowatości osoby przed którą właśnie stał, Leith skłonił głowę.
- Witaj Leith - przywitał się Ulv, nie przerywając stosunku, wręcz przeciwnie, zmieniając tempo co chwila, czym najwyraźniej doprowadzał kochanka (tak, to był mężczyzna!) do szaleństwa.
Leith nigdy nie widział czegoś takiego, ale to mógł powiedzieć o wielu rzeczach. Malująca się przed jego oczami scena nic dla niego nie znaczyła. Skoro Ulv lubił kał? to jeszcze nie były szczyty degeneracji, wiele zwierząt wręcz tarzało się w ekskrementach. Torturą specjalnie wyrafinowaną to też nie mogło być, choć Leith widział pewną wartość w prostocie, wykorzystaniu własnego ciała oraz, możliwości upokorzenia ofiary. Mężczyzna przekręcił głowę, uświadomił sobie, że można tego używać jak gwałtu.
- Zaraz się tobą zajmę, poczekaj proszę chwilkę - wysapał z uśmiechem dominujący skrzydlaty.
- Mhm, jasne. - odparł mieszaniec zakładając ręce i przyglądając się mężczyznom.
Coś w tym szczuplejszym, drżącym pod naporem Ulva mężczyźnie wydawało się bękartowi znajome. Większość męskich skrzydlatych wszak była zbudowana atletycznie, tak jak sam gospodarz tej sypialni, ten tutaj jednak był drobniejszy, wyglądał na podrostka, a jego czupryna wydawała się skądinąd znajoma.
- No dalej, miałeś się przywitać. - powiedział z uśmiechem Ulv, spowalniając nagle ruchy bioder. Jego kochanek jęknął, prawie załkał z upokorzenia, jednak po chwili podniósł głowę i spod na wpół przymkniętych powiek, zerknął na nowoprzybyłego.
To był Kai!
- Leeeith... - pojękiwał, starając się opanować nieco głos, podczas gdy z kącika jego ust kapała ślina. A może nie ślina?
- Leeeith... musisz na mnie patrzeć... tylko tak... on pozwoli... mi dojść... Leith... patrz.... - stękał żałośnie.
Leith w pewnym sensie odetchnął. Każdy skrzydlaty był zdegenerowany, choć wielu na swój własny sposób. Pytanie Leitha nigdy więc nie brzmiało “czy” ale “jak”. Dobrze, że Kai był po prostu uzależniony od ciała. To oczywiście po kilkuset latach może wyewoluować w coś makabrycznego ale cóż… prędzej czy później i tak tak to się kończyło.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Pewnie, czemu nie, Patrzeć się na coś konkretnego, może w oczy? - zaproponował.
- No dalej Kai, pokaż jakie masz ładne oczy - podchwycił Ulv, który złapał teraz chłopaka za uda i podniósł bez specjalnego wysiłku tak, że młodzieniec musiał usiąść na nim, nabijając się mocniej na jego męskość. Kai krzyknął głośno, dochodząc i obwieszczając to dość spektakularna fontanną nasienia w kierunku Leitha. Odległość między nimi była jednak “bezpieczna”.
Leith złapał się za czoło.
- A! to “ten” zapach… - Odkrywczo zareagował na rozwiązanie “zagadki” nurtującej jego myśli ostatnie kilka sekund.
- Nie skojrzałeś? - zapytał Ulv podnosząc się z łóżka - Czyżbyś miał z tym problemy? Wiesz, mogę ci pomóc... - to mówiąc skierował się do innego wyjścia z sypialni, dając znać gestem dłoni Leithowi, by podążył za nim.
Kai zaś drżąc i łkając opadł na łóżko, chowając twarz w zmierzwionej kołdrze. Ulv zupełnie go ignorował.
- Wszystko inaczej pachnie u siebie a inaczej u innych - ciągnął temat Leith, gdyż zapachy były akurat czymś, czemu poświęcał sporo uwagi, zawsze się nimi posiłkował znacznie bardziej niż większość spotkanych w czasie życia ludzi czy skrzydlatych, podobnie było ze słuchem. - To tak jak z własnym głosem, gdybyś mógł go usłyszeć, wydałby ci się inny niż sam o nim myślisz. - mówił bękart podążając za Ulvem.
- Nie, nie wydałby. - odparł Ulv prowadząc ich do znajomego już pomieszczenia z basenem. - Ale rozumiem twoją niedoskonałość. - dodał wspaniałomyślnie i nie patrząc na Leitha, wskoczył do basenu, by po chwili podpłynąć do brzegu i oprzeć się o niego na łokciach.
- Zatem co cię do mnie sprowadza poza twoim nosem?
Leith westchnął, nie próbował nawet ukrywać niechęci, o po pierwsze nie rozumiał czemu, po drugie Ulv i tak by to przejrzał.
- Polecono mi pokazać ci do wglądu wspomnienia zapachu tego rudzielca… - wyrecytował czując jak w nerwach wpływa już na niego adrenalina.
- No tak... tylko JA potrafię go przecież uchwycić na tyle rzetelnie z twoich prostych wspomnień, by odtworzyć nutę zapachową i dać trop psom gończym. Choć w tym przypadku mówić chyba należy o suce, skoro to Aurora ma się tym zająć…
Leith kiwnął głową
- Choć koło tej konkretnej suki biega jeden kundel to jakby nie patrzeć pańska wnikliwa diagnoza jest jak zwykle poprawna, szlachetny panie. - Leith chyba nie wyłapał w słowach Ulva szczególnych podtekstów, albo po prostu tak wybrał.
Przeciągając się w wodzie, skrzydlaty zaśmiał się.
- I to coraz lepiej tresowany kundel. A teraz jeszcze dojdę ja do waszej radosnej wyprawy, chyba że... - zawiesił znacząco głos.
- chyba, że Aurora albo łaskawie panująca Księżna zechce inaczej, oczywiście, Choć skąd ja miałbym to wiedzieć. - powiedział gładko Leith, nie odpowiadając oczywistej, pierwszej myśli która przyszła mu do głowy “chyba, że nie dożyjesz”.
Ulv znów wybuchnął śmiechem.
- Ach, gdzie moja gościnność. Może chcesz dołączyć? Albo zamówić wina dla nas? - i nie czekając na odpowiedź dodał - Nie martw się, nie będę trzymał cię dłużej niż to konieczne. Właściwie, wiedząc, że nie jestem twoim ulubionym kompanem, mam dla ciebie pewną propozycję. Ty zrobisz coś dla mnie, a ja zamiast tłuc się za wami pół świata wyposażę cię w przedmiot nasączony zapachem rudzielca. Co ty na to?
- To byłaby zapewne niezwykle ciekawa czy chojna propozycja, gdybym był upoważniony do jej podejmowania - zauważył Leith. Sam naprawdę nie był pewien, bo oczywiście znalazł czas by w mig się nad tym zastanowić, czy woli mieć Ulva obok, “na oku” czy mieć u nogi jakiś przeklęty, magiczny przedmiot.
- Nie składałbym ci jej, gdybyś nie był. Ale widzę, że lubisz moje towarzystwo jednak bardziej niż to okazujesz. Kto wie, może nawet zamienimy się miejscami i to ja będę patrzył na twoje figle z księżniczką. Tak, tak, wiem, że to zrobiliście. Swoją drogą, jak myślisz, jeśli w trakcie przejmę twoją świadomość, to kto będzie ją pukał tak naprawdę - ty czy ja?
- Hmm… - Leith podrapał się po brodzie. - Jeśli księżniczka by sobie tego życzyła, pewnie tak. W przeciwnym wypadku musiałbym zapewne bronić jej prywatności za cenę życia - westchnął Leith zachowując obojętny ton, zaś w głowie rozważał już całą sytuację i tak… “cena życia” miała nie być jego. - Jeśli zaś chodzi o wasze pytanie, szlachetny panie, to należało by też zgłębić ewentualność, w której wtedy to księżniczka zdezintegruje moją osobę. Czy ból filetowanego, wybuchającego mięsa będzie wtedy odczuwalny dla waszmości tak samo jak na przykład orgazm? - uniósł brew.
- Nie, to trochę inny rodzaj bodźca, choć równie silny. - odparł Ulv wyczarowując koło siebie tace z karafką i dwoma kielichami. Do jednego z nich nalał wina. - Nie byłby to pierwszy raz, kiedy Aurora próbuje zrobić mi krzywdę. Doprawdy, pocieszna z niej istota, choć znacznie mroczniejsza, niż ci się wydaje. No ale nie zmienia to faktu, że nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Leith znudził się staniem, więc usiadł na brzegu basenu.
- Jestem trochę nieśmiały - zaczął - może najpierw załatwimy sprawę tych wspomnień i wtedy będzie mi się łatwiej zdecydować na ten wybór. Ja też mam dla szanownego pana propozycję, której może, chciałby pan wysłuchać.
- No dobrze... - Ulv upił trochę po czym odstawił kielich - w takim razie skup się i przypomnij sobie tamto spotkanie z rudą zdzirą. Nie, nie chodzi o Milenę. Powoli, starając się wyłapywać jak najwięcej szczegółów. Nie musisz koncentrować się na jego zapachu, po prostu się nie spiesz i staraj się przypomnieć sobie jak najwięcej. Możesz mówić o tym, co widzisz w głowie, lub nie. po prawdzie to nie ma znaczenia. Twoje zasoby lingwistyczne już poznałem. Jak będziesz gotowy, zamknij oczy i do dzieła.
Leith był gotowy zanim tu przyleciał a potem przyszedł. Na ile można było oczywiście być gotowym na macki Ulva. Bękart uważał swój umysł za dość uporządkowane miejsce którym potrafił logicznie kierować. Tak długo jak przeklęta magia skrzydlatych nie wywracała go do góry nogami. Dlatego mężczyzna po prostu skupił się na tym, na czym miał się skupić i całkowicie oczyścił swój umysł z innych myśli, jedyne inne emocje czy fantazje jakim pozwolił gdzieś tam przepływać były wizje mordowania osób z jego listy takich jak Mileny, gladiatorskich gnojków a nawet jeszcze paru ludzi, oraz bliżej nie sprecyzowaną złość.
Z niewiadomych przyczyn na jego umysł nacierała też wizja Ulva, biorącego w posiadanie Kaia. Czy nie robił tego teraz z jego głową? Czy nie penetrował jego wrażliwych, posiadających resztki intymności sfer?
- Nie fantazjuj, tylko skup się.Vasco i tylko Vasco. - Powiedział skrzydlaty w którymś momencie.
Leith poruszył pod powiekami gałkami ocznymi, wykonując polecenie skrzydlatego.
Trwało to jeszcze trochę. Tym razem nie czuł macek w swojej głowie, co w sumie było o tyle niepokojące, że nie potrafił zlokalizować świadomości Ulva.
- No dobra. Skończyliśmy. Słucham twojej propozycji.
Leith machnął ręką.
- Dostałem już to co chciałem. Dlatego wydaje mi się sensowne by zrobić to samo dla ciebie, szlachetny panie. Czy wolisz wyruszyć z Aurorą i zdobyć szansę na szlachetną śmierć, za księżniczkę, księżną i ojczyznę. Lub po prostu śmierć. Czy też wolisz dać to magiczne coś - Leith nie krył nawet swojej ignorancji ale kontynuował wywód - zrobię co ci bardziej odpowiada.
Ulv znów uśmiechnął się szeroko.
- Będę czekał na wezwanie. To wszystko, Leith. Jeśli tamta beksa wciąż jest w moim łóżku, weź go proszę ze sobą. Muszę zmienić pościel.
Leith skłonił głowę ale zrobił przepraszającą minę, sztuczną, ale jego wygląd pozwalał tylko na określoną ilość czy rodzaj emocji jakie można było emitować.
- Zawołam go oczywiście, ale nie mogę go jakoś specjalnie przymuszać. Szlachetny pan rozumie, robię tylko to co każe mi księżniczka… - skłonił się i ruszył do wyjścia to jest przez sypialnie gdzie ponoć wciąż mógł być Kai.
Adepta medycyny nie było tam jednak. Leith nie niepokojony przez nikogo dotarł do wyjścia, to jest do tarasu.
Z którego spokojnie odfrunął w kierunku kompleksu księżniczki. Aurora zdecyduje co o tym myśli. Bękart zrobił kółko wokół miasta. Przeleciał nad szkołą gladiatorów, areną. Nawet jeśli tamtejsze gnojki o nim zapomniały, on nie zapomniał o nich.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 13-01-2020, 08:18   #60
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Kiedy w końcu bękart zawitał na tarasie aurorowego kompleksu, przeszedł się pod drzwi, otworzył je i… wszedł do od razu sypialni księżniczki.
Spała wciąż na łóżku. Zdążyła jednak zmienić pozycje i “zniknąć” swoją zbroję, zostawiając jedynie kuse majteczki.
Leith potrafił zachowywać się cicho kiedy chciał.
Teraz chciał.
Delikatnie obszedł łóżko z każdej strony, obwąchał ciało Aurory, w końcu przysiadł przy jej nogach. Zdjął z dłoni wszystkie ostre “narzędzia” i zaczął masować kobiecie stopy.
- Mmmm - wymruczała w poduszkę, po czym chyba przypomniała sobie, gdzie Leith był, bo podniosła głowę i spojrzała na niego oceniająco - Jak poszło?
- Nie zrobił mi krzywdy - powiedział Leith z ulgą i dość zadowolonym tonem, po czym dodał - albo zrobił to tak, że jeszcze się nie zorientowałem. Hmm… - zamyślił się mężczyzna wciąż masując stopy księżniczki - wspominał coś o wchodzeniu w moją głowę żeby cię przelecieć, więc jakbym nagle miał wielką ochotę przyczepić się do twojego tyłka, jak zaobserwowałem, Ulv robił z tyłkiem Kaia, to nie wybuchaj od razu mojej głowy… jest szansa, że niechcący uszkodzisz partnera własnej matki. Bogowie miejcie ją w opiece, rzecz jasna. - wciąż masował stopy.
Aurora uśmiechnęła się lekko, przeciągając przy okazji tak, że przez moment Leith mógł zobaczyć chyba każdy mięsień pod jej jasną skórą.
- Kai tam był? Biedaczek, ale... to jego wybór. Co do ciebie, jesteś chyba teraz dość potężny, żeby zbudować ściany wokół swojego umysłu, których Ulv nie sforsuje. Mogę cię tego nauczyć.
Leith przekrzywił głowę i zastrzygł uszami.
- Jak to nauczyć? czarów? - jego dłonie przeniosły się już na wysokość piszczeli kobiety. Bękart nie mógł nie zauważyć swoich nowych zdolności, tego całego “przeskakiwania” oraz zwiększonej szybkości. Ale jakoś ciągle nie dochodziło do niego to całe gadanie o “potędze” Może powinien zacząć traktować to poważniej? - poruszam się teraz… szybciej, szybciej myślę, metabolizuje i tak dalej ale jak miałbym coś “budować?”
- Mężczyznom jest trudniej uczyć się innych aspektów mocy niż ich indywidualny talent - Aurora mówiła bez wywyższania się, po prostu tonem informacji - ale jest to jak najbardziej możliwe. Widziałeś ile rzeczy potrafi Kaspian, choć teoretycznie jego talentem jest kreowanie odzienia. Mogę spróbować nauczyć cię stawiać ściany, tak jak na początku sama to zrobiłam wokół twojego umysłu.
To rzekłszy podniosła się, usiadła i przysunęła bliżej Leitha w taki sposób, że teraz jej stopy zarzucone były na jego uda.
- Zamknij oczy. - poinformowała księżniczka, która albo nic sobie nie robiła z faktu, iż jest półnaga, albo celowo ignorowała go.
Leith natomiast lubił ją nagą. Czy dlatego, że ona była kobietą? Pewnie tak, choć on widział to jako bardziej naturalną, prawdziwą Aurorę. Jej ciało było pięknie wyrzeźbione, stare blizny świadczyły o doświadczeniu, a zaschnięta, wciąż nie zmyta krew wrogów, o praktyce. Księżniczka pachniała mu, a to nawet pomagało mu się zrelaksować i otworzyć umysł na wiedzę. Leith zamknął oczy jak poleciła mu Aurora.
Przez chwilę nic się nie działo, aż Leith poczuł, że być może nic się juz nie stanie, jednak Aurora nalegała.
- Odpręż się, staraj się o niczym nie myśleć.
Kiedy spełnił to polecenie, na jego umysł zaczęła napierać wizja sześciennej, czarnej komnaty z ogromnym ciemno-krwistym klejnotem na środku. Kiedy bękart dał się wchłonąc tej wizji, zobaczył w środku również Aurorę. Tutaj znów była ubrana w swoją zbroję.
- To moja wizualizacja - wyjaśniła - Z czasem stworzysz pewnie własną. Przede wszystkim jednak musisz stworzyć swój obraz. łatwiej jest działać na umysł, gdy postrzegasz go jako coś zewnętrznego, a czynnik działania jako swoją kreację. Hmmm... nie wiem czy to zrozumiałe. Po prostu - wyobraź sobie siebie. W miarę możliwości z rękami i nogami.
Usta Leitha ścisnęły się w skupieniu w czasie gdy jego uwaga tonęła w mętnym jeziorze własnego umysłu. Mężczyzna wiedział oczywiście jak wygląda ale, nigdy nie przywiązywał specjalnej uwagi do swojej aparycji. Może dlatego postawione przez Aurorę zadanie wydawało mu się trudniejsze?
A może po prostu to było trudne.
Leith rozpoczął więc zagęszczać cień w rogach “pomieszczenia” w którym znajdowała się już księżniczka (czy jej jak to określiła “wizualizacja”) Mężczyzna wytężał mentalne siły i po jakimś czasie, cztery cienie zaczęły jawić się smugami czarnego dymu, niemal już namacalnego. Bękart nawet zadbał, by dym posiadał na tym etapie woń prawdziwej spalenizny: wyraźny i żrący. Usta mężczyzny musiały chyba wydawać jęki nadludzkiego wysiłku, gdy mężczyzna zmuszał wolą dymy o odczepienia się kątów pomieszczenia i podążania ku jednemu, wspólnemu punktowi po lewicy zwizualizowanej Aurory. Leithowi wydawało się, że to trwa całe wieki, ale wreszcie czarne kłęby połączyły się w jeden, smolisty słup. Teraz, zapachowi towarzyszyła też temperatura, żar pieca. Dym falował, i wnet do zapachu i temperatury dołączyły i skwierczące dźwięki paleniska. Teraz nastał moment największej koncentracji, Leith siedzący w sypialni przy łóżku Aurory nabierał powiatrza w tak głęboko, że aż pękały mu pęcherzyki w płucach. W komnacie jego umysłu natomiast czarny dym zdawał się zasysać do wewnątrz, pozostawiając za sobą przykulonego, podpierającego się na jednym kolanie i zbierającego do wstania
[media]https://i.pinimg.com/564x/ab/21/bf/ab21bfb15946d56255a330efe34de44e.jpg[/media]
potwora.
- Mmmmm…. - postać starała się jeszcze wymodulować głos którym można by budować zdania.
Aurora z ciekawością obserwowała jego poczynania.
- Większość decyduje się na swoje alterego, zwykle upiększone. To ciekawa koncepcja. Przypomina trochę moją matkę. No dobrze, podejdź bliżej. - powiedziała, wskazując kryształ.
- Wyobraź sobie, że ten kryształ to twój umysł, albo... zrób własną wizualizację dla niego.
Leith… bo przecież to był Leith, chwilę spędził jeszcze na zadomawianiu się w wizualizacji, a następnie skupił się na kolejnym poleceniu Aurory.
Leith nawet w swojej “eterycznej” postaci wykonywał gesty typowe dla materialnego świata. Mężczyzna wyciągnął swoje szpony do przodu i zaczął obracać nimi jakby coś lepił czy rzeźbił. Nie miał pojęcia, czy to coś zmienia ale jemu samemu łatwiej było wtedy pracować nad własną wyobraźnią.Chyba dlatego też Aurora poleciła mu zbudować własna postać z rękami i nogami.
Jego umysł nie był żadnym kryształem, był mętną, lepką cieczą. Można było w nią wdepnąć, przejść przez nią, ale jej ślad pozostawał. Pozostawał w postaci zapachu, plamy i żrącej wysypki, w dającej się w gangrenę. Dla niego to nie był ciemnokrwisty kryształ, to była ciemna, sczerniała, krystalizująca się z zepsucia krew, której nieregularny kształt falował w powietrzu niczym ameba.
- Będzie ciężej go osłaniać, ale... spróbujmy. Pomyśl, że nie chcesz bym go widziała. Zbuduj osłonę. To może być naczynie, może być worek, mur - cokolwiek, w co wierzysz, że uniemożliwi mi patrzenie.
Mężczyzna ogarnął spojrzeniem pomieszczenie. Skoro umysł był dla skrzydlatych (czy w ogóle istot magicznych) punktem w przestrzeni, który można było odwiedzić, najechać czy bronić “murami” można było traktować go jak każdy inny element materii. Wizualizacja Leitha stała bez ruchu bardzo długo, mężczyzna próbował różnych sposobów na odpowiednie ubranie swoich zamiarów w obrazy.
W końcu, wkoło “ameby” zaczął materializować się rój małych istotek, szczurów, nietoperzy, larw, ropuch. Wszystkie zaczęły sączyć z krwawej kałuży, sprawiając, że plama zepsutej krwi zaczęła się zmniejszać. W rzeczywistości jednak, ponieważ była to przecież ciecz, jedynie przelewała się do ciał szkodników, śmiertelnie zatruwając je przy tym, Gdy plama całkiem znikła, zwizualizowane stworzenia rozpierzchły się po całym pomieszczeniu, pochowały w kąty, szczeliny, które nagle stały się widoczne. Szczury zaczęły spółkować ze zdrowymi osobnikami, zarażając je nieświadomie “zepsutą krwią” przenosząc chorobę dalej, w czasie gdy orginalni nosiciele umierali. Inne gryzonie czy larwy karmiły się tymi ciałami, wszystkie istotki były maleńskie, ale było ich mnóstwo, a tylko jakaś część w danym czasie nosiła w sobie “zarazę”.
Aurora przyglądała się tej scenie z oszołomieniem, a może i fascynacją nawet.
- Ciekawe... choć ryzykowne.
W jednej chwili pochwyciła przelatującego obok nietoperza i... zjadła. Słychać był chrupanie malutkich kosteczek, po czym nienaturalnie duży “gul” przesunął się wewnątrz ciała księżniczki do jej żołądka.
- Tak oto część ciebie stała się moja. Nie jest to chyba najlepsze zabezpieczenie. - Skwitowała.
Leith, który od samego początku rozmyślał nad tą ewentualnością starał się skupić na stanie wizualizacji księżniczki. Często próbując kogoś zamordować ryzykował do punktu w którym sam mógł zginąć. Na tym polegała cała jego filozofia. Śmierć była niczym w porównaniu z terrorem. Trzeba było być przygotowanym na to, by nie cofnąć się przed niczym, niczym by osiągnąć cel. Zdobywanie twierdzy jest przewidywalne do momentu w którym zakłada się, że obrońca robi wszystko by samemu przeżyć, by zabezpieczyć swoją egzystencję za wszelką cenę, przecież po to tworzy się twierdze w pierwszej kolejności. Leith nie chciał umierać. Jednak jego sposób rozumowania był inny. Jeśli ktoś decydował się z nim walczyć, bękart nie cofał się przed niczym, by uśmiercić tą osobę. Nawet za cenę własnego życia.
To robił od zawsze: sam nie szukał zwady ale gdy już ktoś na niego nastawał, nie cofał się przed niczym by być najbardziej uprzykrznym przeciwnikiem jak to tylko możliwe
Leitha bardzo ciekawiło, czy zjedzenie tak ukształtowanego umysłu w jakimś stopniu zatruje jedzącego, gdyż to właśnie było jego intencją.
Księżniczka patrzyła nań z uśmiechem, po czym nagle zgięła się w pół. Zakrztusiła. Jej ciałem wstrząsnęły torsje, po czym... wydała z siebie paskudne, zupełnie niearystokratyczne beknięcie.
- Ugh... że też to musiało być akurat twoje wspomnienie z tego burdelu... - skrzywiła się, po czym dodała. - To była malutka część ciebie, sam w to wierzysz, a ja jestem tu cała i chcę cię dostać. Zgadnij, kto wygra - malutki nietoperz czy skrzydlata z czarnym kamieniem? Musisz wymyślić coś lepszego.
Leith kiwnął swoją smolistą głową. Żeby czegoś się nauczyć, coś trzeba poświęcić. Skupił się raz jeszcze, wyciągnął przedsię dłoń i patrzył jak wszystkie szkodniki wiją się w agonii ich małe ciałka pękają a krwawa plama znów zlewa się w całość. Tym razem, bękart zastanowił się nad czymś innym. Zmienił temperaturę pomieszczenia, która rosła i rosła aż plama zaczęła skwierczeć i zamieniać się w eter. Teraz Leith był wszędzie i nigdzie. Wystarczyło jednak tylko zrobić jeden wdech by poparzyć sobie płuca, a że i oczy trzeba było mrużyć, nie można nawet było być pewnym, że wciągnie się ciemną strużkę umysłu bękarta.
Aurora skrzywiła się, zatykając usta dłonią.
- To... dobre, ale czy jesteś w stanie wierzyć, że nawet bez twojej świadomości zagrożenia cię ochroni? - odezwała się, nie otwierając ust.
- Nie wiem - powiedział awatar Leitha, który nie miał problemów z oddychaniem samym sobą, sama zresztą wizualizacja powstała przecież z dymu i żaru. - robię to drugi raz w życiu, a pierwszy był chwilę wcześniej. Każdy potężny skrzydlaty robi to od setek czy tysięcy lat. Więc nie ważne tak naprawdę jak “potężny” jestem. brak doświadczenia i tak mnie zabije jeśli mam grać według zasad. Nic się nie zmieniło, wciąż muszę być… “kreatywny” jeśli mam mieć jakąkolwiek szansę. Ale chętnie przyjmę twoje nauki.
- Większość skrzydlatych, mimo swojego wieku, nie ma tak plastycznej wyobraźni jak ty. Nie czuj więc, że jesteś na pozycji przegranej, bo... no właśnie, tutaj jest ważne jak się czujesz, jak bardzo w siebie wierzysz. Potężniejsza magia może roztrzaskać zaklęcie słabszej, ale w tym obszarze to twoja siła ducha ma znaczenie. Wyjdźmy...
To rzekłszy wizualizacja Aurory po prostu rozsypała się w pył.
Leith postał jeszcze moment w swoim alterego w otoczeniu i oddychając swoim umysłem. Uśmiechnął się. Skąd brało się tu to ciepło? oczywiście z jego wściekłości.
Bękartowi zajęło całkiem sporo czasu “wyjście” bo podobnie jak “wejście” nie było ono, przynajmniej za pierwszym razem, takie oczywiste. Bez Aurory, mógłby tak pobłądzić nawet dłużej.

W końcu otworzył oczy. Aurora siedziała naprzeciw niego, gładząc palcami jego ręce i dłonie, jej nogi zarzucone były na jego, toteż prawie siedziała na mężczyźnie. Czuł jej ciepło, czuł jej materialność, zapach... czuł znów wszystkie swoje zmysły.
- Chcesz odpocząć, czy spróbujemy jeszcze czegoś? - zapytała, uśmiechając się ciepło.
“Odpocząć”... Leith zastanowił się nad słowami kobiety. Sam nie czuł się zmęczony ale przez ostatnie kilkanaście godzin chuja robił. Czego nie można było powiedzieć o Aurorze.
- Czy to cię w jakimś stopniu osłabia? w sensie, tak jak hmm, trening? bo chyba powinnaś zbierać siły. - zauważył wracając do masażu nóg kobiety, teraz już ud.
- Nie, to mnie nie męczy. Ja tylko odtwarzam obrazy, to ty wykonujesz pracę, bo jesteś demiurgiem. No dobrze, to jeśli czujesz się na siłach... wejdź we mnie. W mój umysł - sprecyzowała, uciekając wzrokiem na bok.
Niezależnie od tego jak i w jakim sensie miał wchodzić w Aurorę, Leith wkładał w to niepoprawną ilość ostrożności. Dlatego trwało to trochę…
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172