Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2020, 20:50   #52
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Bękart spędził z ludźmi większość swojego życia. Na pewno zabił ich więcej niż skrzydlatych. Znał ich kulturę, obyczaje, wiedział jak wyglądają ich dzieci. Mężczyzna nigdy nie widział skrzydlatego maleństwa, jednak wiedział ile lat ma Kai, rozumiał, że skrzydlaci nie są strasznie starzy kiedy są dziećmi. To oznaczało, że dziewczynka powinna mieć mniej więcej tyle lat co ludzkie dziecko które przypominała. Leith wyczuł spojrzenie pociechy i pochwycił je. Mógł być robakiem dla skrzydlatych ale jeśli to było zwykłe dziecko to nie mrugnie pierwszy.
“Miło cię wreszcie poznać, Leith” - usłyszał głos w swojej głowie, który wydawał mu się dziwnie znajomy. Jakby już kiedyś go słyszał.
Leith odruchowo złamał piszczel pieczeni którą właśnie ściskał w ręku. Do faktu że ktoś wchodzi do twojej głowy ot tak, zwyczajnie nie potrafił się przyzwyczaić. Mężczyzna ułożył myśl: “To dla mnie dobrze czy źle?”
Dziewczynka prychnęła cicho śmiechem.
“A czy woda jest dobra czy zła? Z jednej strony bez niej nie możemy żyć, ale z drugiej - możemy utonąć.” - skąd on znał ten głos?
“Woda jest dobra, jest elementem natury. Ktoś kto uważa się za żywioł, maskuje jako dziecko i ogląda dzikusów z południa musi być pewnie panem tego miejsca. Nie wiem jak to robisz, ale byłaś w mojej głowie już wcześniej, to pamiętam.”
Twarz dziewczynki zmieniła się. Policzki nadęły się a oczy zwężyły, przywodząc na myśl obrażonego kotka.
“Nie jestem już dzieckiem, mam 11 lat! To dobrze, że mnie pamiętasz. I dobrze, że mnie posłuchałeś.”
“Nie wątpię, proszę nie wybuchaj mojej głowy, moja nic nie warta egzystencja jest jedyną jaką znam i wolałbym by się nie kończyła”
I znów uśmiech, i błysk psoty w oku.
“Nie zabije cię Leith, jesteś częścią przepowiedni. Tej samej, która opisała moje narodziny jako początek końca wojny. Z tym że tobie przypisano doprowadzenie do upadku całej rasy skrzydlatych.”
- A kiedy zjawi się królowa? - zapytała niecierpliwie Milena, wybijając Leitha z tego wewnętrznego dialogu.
- Przecież cały czas z nami jest - zaśmiała się jedna z jasnowłosych panien.
- Wybaczcie, to moje niedopatrzenie. - Rzekł Cassper, składając dłonie i kłaniając się - Skąd mieliście wiedzieć... Dla nas to zaś tak oczywiste, że nie pomyśleliśmy aby dokonać oficjalnej prezentacji.
Wstał, po czym chwycił małą dłoń dziewczynki i jej również pomógł wstać.
- Oto Królowa Aya II, żywa legenda, władczyni Dworu Snów i przewodniczka pozostałych Dworów.
- Przecież to dziecko! - wypalił Athos, a policzki Ayi stały się czerwone z powstrzymywanego gniewu.
- Aya nie jest już dzieckiem, ma 11 lat - wyrecytowała skośnooka, uśmiechając się ciepło do dziewczynki, czym ją udobruchała najwyraźniej.
Leith który już zdążył stresowo zapchać sobie usta wystawił przepraszająco dłoń w kierunku Mileny.
- Szanowna Pani wybaczy, szanownemu Athosowi, jestem pewien iż wciąż uważa cię za atrakcyjną… choć może nie aż tak młodą… - nim skończył mówić już miał coś znów w ustach i schował się odchylając na krześle tak, że Aurora zasłaniała go.
Poczuł jak niewidoczna noga kopie kant jego krzesła i... omal nie wywrócił się na ziemię. Na szczęście w ostatniej chwili udało mu się zachować równowagę. Na twarzy księżniczki przez chwilę zagościł delikatny, mściwy uśmiech.
- Musicie nam to wyjaśnić... - powiedziała wciąż zszokowana Milena.
- Nie zrozumcie nas źle - dodała Aurora - Przybyliśmy tu po odpowiedzi w sprawie, której nie podołał nikt z Dworu Wiatru. W dodatku, o ile dobrze liczę, Królowa, reinkarnacja pierwszej Ayi włada tymi ziemiami od... co najmniej trzydziestu lat.
- Wtedy nie miałam ciała - odezwała się swoim cieniutkim głosem dziewczynka - A sami wiecie, że nie jest łatwo o dziecię wśród skrzydlatych, szczególnie o dziecię bez duszy.
To był ten moment, kiedy politycy mogli sobie porozmawiać, a Leith mógł jeść, obserwować reakcję tubylców i słuchać ich komentarzy, poszukał też wzrokiem podejrzanego typka, którego mógł już wcześniej widzieć w strażnicy.
Nigdzie go jednak nie widział, jedynie tego - który w jakimś sensie przypominał mu tamtego gostka. Ale może to tylko z powodu włosów?
Sytuacja przy stole natomiast była dość burzliwa, ponieważ ani Aurora, ani Królowa nie jadły, Cassper wystosował propozycję, by panie udały się na kanapy i tam porozmawiały w spokoju.
- Jestem przeciwna, aby księżniczka miała sama... rozmawiać - rzekła nerwowym tonem Milena.
- No tak… ta młodzież… - Leith po przełknięciu żarcia miał nowe siły na komentarz pod adresem rudej - Ale skoro lud stolicy powierza rządy nastolatce, przedstawiciele urokliwej prowincji mogą chyba zaufać pięknej, choć jeszcze młodej, kilkusetletniej zaledwie latorośli… Wiem, że zapewne szanowna pani Milena nawet nie pamięta jak to jest mieć tak mało zer… - przeniósł wzrok na Aurorę - co rozkażesz księżniczko?
Ta stała znów poważna i napięta, a w tym swoim wyglądzie niezwykle elitarna, żeby nie powiedzieć banalnie - piękna. To ona wyglądała jak królowa, nie 11-letnia ruda dziewczynka ze skłonnością do nadwagi.
- Poradzę sobie. Tylko nie prowokuj nikogo. Staraj się zawierać raczej przyjaźnie - poleciła mu z bladym uśmiechem.
Następnie skierowała się wraz z Ayą i Cassprem w kierunku schodów.
- Nie podoba mi się to - mruknął ponuro Athos.
- Mnie również - wyjątkowo zgodził się z olbrzymem Kai.
Leith nie widział powodu by rozmawiać ze swoimi “krajanami” wszyscy już dawno pozjadali wszelkie rozumy i gdyby potrzebowali jego opinii, głośno by zagwizdali.
- Jeśli poczujecie się dziwnie słabo, przygotujcie się na najgorsze - przypomniał im tylko to co wiadomo było o ataku w strażnicy. Kai skinał głową. Athos zbył go, Milena zaś... poszła z kimś flirtować, zapewnie obmyślając plan kolejnego mokrego snu dla Leitha.
Bękart wykorzystał za to odejście Aurory do ruszenia się samemu z miejsca i lepszego wsłuchania się w miejscowe pogawędki. Wciąż zaintrygowany obecnością człowieka wśród skrzydlatych, skierował się w tamtą stronę.
Siedząca przy stole kobieta nie była już całkiem młoda. W ludzkiej rachubie, mogła mieć jakieś 30-35 lat. Ciemnowłosa, piwnooka - ładna, ale raczej zwyczajna. Na pewno siedzący obok skrzydlaty przyćmiewał ją swoją urodą i złocistymi, dłuższymi niż jej włosami. A jednak, gdy Leith się zbliżył, skrzydlaty otoczył ramieniem ludzka oblubienicę, jakby chciał ją chronić. Na szczęście wcześniej zawarte znajomości przydały się. Liv pomachała wesoło do bękarta.
- Leith, chodź do nas! Przedstawiam ci Evę, naszą nieocenioną bibliotekarkę oraz jej małżonka Biasha, specjalistę od wszystkiego, co pod ziemią.
- Skoro tak ładnie ich przedstawiłaś, może i nas powinnaś? - podpowiedział Diurd, tym razem nieco bardziej rozluźniony.
- A no tak, no więc Diurd prowadzi warsztat, a ja zajmuję się... hmmm, jak to powiedzieć? - kiedy Liv zastanawiała się, jej partner postanowił przyjść z pomocą:
- Szlajaniem i udawaniem, że coś robi, podczas gdy nic nie robi.
- Eeeej! Jestem tropicielem. I zbieraczem. I... weź się nie odzywaj co?
Usta Liv i Diurda złączyły się w namiętnym pocałunku. Para obok wydawała się jednak bardziej rozbawiona niż zażenowana.
- Miło cię poznać, Leith - odezwała się ludzka kobieta - A w czym ty się specjalizujesz?*
- Hmm - Leith nogą przysunął sobie krzesło na którym usiadł, a łapą kawałek jedzenia.
- Gdyby ktoś mógł mnie tak pięknie przedstawić, to by było zapewne kreatywne mordowanie ludzi i skrzydlatych, wszak przeżyłem w wojsku a potem jako gladiator, a tam poziom specjalizacji mierzy się po prostu w przeżyciu. Dziesięć lat byłem też górnikiem, znów jakbym miał sam podsumować w czym się specjalizuje to przeżywaniem kolejnego dnia, licząc ile mam lat, muszę przyznać, że jestem w tym raczej dobry…
- Miałeś barwne życie - podsumował Biash.
- I wciąż ma! - dodała Liv, która wcisnęła w dłoń Leitha jakiś kielich.
- No to toast za życie pełne przygód! - orzekła, unosząc w górę swoje naczynie.
Leith z ciekawością przyjrzał się całemu obrządkowi toastowania i skopiował gesty gdy było to konieczne.
- Wybacz, że się przyglądam… Eva - zaczął Leith choć oczywiście za nic nie przepraszał a jedynie powtarzał bezsensowny szyk wyrazów - jak to jest… że tu jesteś?
- A dlaczego miałoby jej tu nie być?! - warknął Biash, znów otaczając ukochaną ramieniem.
- Spokojnie, kochanie. Wiesz, o co chodzi. - Eva pogładziła go po dłoni, po czym zwróciła się do Leitha:
- Widzisz, nie wszystkie ziemie brały udział w wojnie. Są zakątki, gdzie skrzydlaci i ludzie żyją w pokoju od wielu setek lat. Oczywiście, to bardzo rzadkie miejsca, niemniej... spotkałam mojego męża w bibliotece, gdzie pracowałam, kiedy on przyszedł tam szukać planów architektonicznych górskich skarbców. Nie jest to więc jakaś... emocjonująca historia o życiu i śmierci. - Uśmiechnęła się lekko.
- Mmm - Leith słuchał obracając w ostrych jak nożyce palcach ogromny kawałek mięsiwa, którego kawałki dosłownie sypały się pod pazurami mężczyzny.
- Takie miejsca są pewnie nawet rzadsze od krain, gdzie ludzka kobieta może się edukować, baa… gdzie ludzie mogą się edukować. To powiedziawszy, świat to duże miejsce… - bękart zrobił przerwę na przełknięcie mięsa i popicie - I w tych krainach… nie jest przypadkiem tak, że ciemnokamienny skrzydlaty jest po prostu bogiem, może nawet bardzo “dobrym” i sprawiedliwym bogiem, ale wciąż, jakoś… “mistycznie” mądrzejszym?
O dziwo, słowa Leitha spotkały się raczej z sympatią niż poruszeniem.
- Taaak, często o tym rozmawiamy. - Przyznała Eva.
- Z jednej strony chcemy, by wszyscy byli traktowani na równi, lecz z drugiej - skrzydlaci zazwyczaj są bardziej “przydatni” na przykład w pracy na dworze, łatwiej się uczą, nabywają zdolności... a nawet jeśli nie łatwiej, mają na to więcej czasu, przez co siłą rzeczy tak - zasadniczo jesteśmy mądrzejsi. - Powiedziała Liv, znów dolewając Leithowi i wszystkim.
- Widzisz jaka jesteś wyjątkowa, kochanie? - mruknął Biash do swojej małżonki, a ta odpowiedziała mu buziakiem w policzek.
- Niestety, w praktyce wielu z nas zamiast poszerzać swoją wiedzę i umiejętności, woli popadać w hedonizm i degenerację - mruknął ponuro Diurd.
- No ale większość z ludzi też nie osiąga poziomu Evy, choć by mogli... - podpowiedziała Liv - Skupiają się tylko na prokreacji i przeżyciu, a mając nieco czasu na rozrywki, przeznaczają go na picie i po prostu siedzenie na tyłkach.
Leith wyssysał właśnie kość jakiegoś zwierzęcia.
- Skrzydlaci i ludzie są jednak wszędzie tacy sami - podsumował.
- Dlatego jesteśmy ciekawi ciebie - podjęła Liv - opowiedz nam jak zaczęło się między tobą a księżniczką.
- To chyba nie jest coś, o czym mógłbym mówić, przynajmniej raz trochę mniej miłościwe “bóstwo” próbowało wyszarpać mi takie informacje z głowy. To jest prywatność księżniczki i wolałbym aby tak pozostało. Mogę wam jednak powiedzieć, choć to chyba można nawet zauważyć, że księżniczka nie jest typowym… “południowcem”. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
- Co masz na myśli? - zapytała Liv, a Diurd dodał:
- Czasem wygląda jakby chciała wszystkich nas tu rozszarpać... choć widać, że potrafi nad sobą panować.
- Aurora jest… obrońcą. A bycie obrońcą wymaga pewnego, fanatycznego wręcz przekonania, że ci których się broni na to zasługują. To oczywiście może prowadzić do absurdalnych sytuacji. Tak czy siak, ten tutaj “wspaniały”: porządek i prawo musiały kiedyś jakoś powstać, a na swoim fundamencie musiały przecież pochować jakieś trupy tych “mniej oświeconych” którzy przecież też mieli swoje rodziny, jeśli rozumiecie o co mi chodzi.
- Taaa, choć obawiam się że obraz, który ma w głowie twoja księżniczka jest... NIECO wykoślawiony - powiedział Diurd, a Liv, jakby bojąc się spięcia, wyjaśniła:
- Ród Aurory zawsze stał po stronie konfliktu, stawiając skrzydlatych na pozycji panów, a ludzi widząc jako zwykłych niewolników.
- Mhm… - Leith mamrotał z pełnymi ustami.
- Nawet własną rasę traktują czasem jak bydło. Liczy się tylko ta cholerna magia - warknął Biash. Diurd skinął głową i wrócił do wątku.
Leith nie mógł nie uśmiechnąć się na wspomnienie wszystkich skrzydlatych których zarżnął na arenie, mruknął też coś pod nosem przypominając sobie o Mrru.
- Pewnie wiesz, że twoja księżniczka, jaka by mądra nie była, ma powody by nienawidzić ludzi. A pielęgnowanie krzywd nie służy obiektywizmowi, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. - Rzekł Biash.
- Hmm… - Leith zwęził wzrok.
Jakby na potwierdzenie jego słów, czy to wiedziony intuicja, czy jakmś innym instyktem, Leith spojrzał w kierunku schodów i kolumn. Zauważył pomiędzy nimi złocisty błysk, jakby ktoś odziany w złoto nadnaturalnie szybko wymykał się z imprezy, podążając w stronę głównego wejścia z sali.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline