Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2020, 06:50   #53
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Skrzydła Leitha wystrzeliły z impetem do góry natychmiast podrywając całe jego ciało z krzesła w kierunku przeciwnym do parkietu. Mężczyzna rzucił się za swoją księżniczką.
Dogonił ją jednak dopiero w korytarzu, gdzie znajdowały się ich pokoje.
- Ja... muszę odpocząć - powiedziała Aurora, najwyraźniej walcząc z jakimiś myślami i emocjami, bo unikała wzroku Leitha.
- Jasne, to odpoczywaj. - powiedział Leith nie zamierzając jednak opuszczać skrzydlatej na krok. - gdzieś tutaj może być ten rudzielec, mam nadzieję, że nie zapomniałaś, ja nie.
- Nie zapomniałam, rozmawiałam o nim z Królową - powiedziała z westchnieniem - Potrzebuję przestrzeni Leith. Musimy pogadać, ale... daj mi trochę czasu.
- Mhm… wiesz, ja w ogóle nie muszę nic mówić, mówię tylko dlatego, że wy to robicie, mogę po prostu siedzieć albo stać i patrzeć… czy ci nic nie jest.
- Myślę, że jedna ściana nie zrobi ci wielkiej różnicy, więc możesz iść do swojego pokoju.
- Mm… - bękart wymruczał z niezadowolenia ale nie próbował napierać już bardziej - nie jeśli to ściana z cegieł, taka łatwiej się kruszy niż kamienie - marudził człapiąc gdzie mu polecono.
Aurora odprowadziła go bladym uśmiechem, po czym sama zniknęła w swojej komnacie.
Leith kopnął łóżko przesuwając je od ściany, przy której miał zamiar siedzieć. Już na podłodze, mężczyzna oczyścił umysł przygotowując się na krótką drzemkę.
- Leith? - usłyszał za sobą zdziwiony głos księżniczki, jakby ta stała dosłownie parę kroków. Gdy obejrzał się szybko, coś zafalowało kątem oka, a ściana wyglądała jak wcześniej.
- Tak? - odpowiedział natychmiast macając, nie, drapiąc ścianę. Kiedy jego dłoń dotknęła tapety, ta - choć wciąż tam była - stała się przeźroczysta, podobnie jak cała ściana. Bękart zobaczył wystrój pokoju Aurory, a co najistotniejsze - ją samą. Księżniczka miała na sobie tylko szlafrok, najwyraźniej szykując się do kąpieli. Teraz podeszła do ściany i także jej dotknęła.
- Ściana małżeńska... no tak, to inteligentny zamek, pewnie postawił ją specjalnie dla nas. - Głos księżniczki był wyraźny, jakby żadna przegroda nie istniała.
- Mm… to raczej nie jest problem, nie jestem “czarodziejem” jeśli zamknę oczy to cię nie zobaczę jeśli o to ci chodzi.
- Chyba wystarczy, że nie będziemy jej dotykać, wtedy znów stanie się normalna. Ale... chodź tutaj na chwilę, dobrze? Przyłóż dłonie tam, gdzie moje.
Mężczyzna wykonał polecenie.
- Naśladuj, proszę, ruchy moich palców. - poinstruowała go księżniczka powoli przesuwając dłonie po powierzchni. Leith kopiował jej ruchy na ile potrafił swoimi szponiastymi łapami. Kiedy w pewnym momencie, gdy dotarli do linii, którą wcześniej narysowali na przezroczystej powierzchni, wytyczony obszar rozbłysł po czym zniknął, zostawiając otwór na około metr wysokości i szerokości. Aurora przełożyła przez niego głowę, zaglądając do pokoju Bękarta.
- Znów źle traktowałeś meble - powiedziała, zauważając krzywy kąt, pod jakim stało łóżko i zarysowany od kopnięcia kant.
- Jestem pewien, że ktoś mnie tu kopnie wystarczająco mocno by dać zadośćuczynienie tutejszym prawom - westchnął przyglądając się dziurze w ścianie jakby obawiał się, że otwór nagle się zamknie ucinając księżniczce głowę. Mężczyzna pociągnął nosem obok Aurory - pachniesz świeżo, kąpiel jest więc na mięśnie?
- Tak, chciałam się rozluźnić... - cofnęła się, po czym przyjrzała Leithowi - Chcesz... mi towarzyszyć? - zapytała.
- Jasne, potrafię nawet robić masaże, myślałem, że wiesz.
- Skąd miałam wiedzieć? - zapytała, odsuwając się, by Leith mógł przejść przez dziurę w magicznej ścianie. - Nauczyli cię tego... w burdelu?
Leith przegramolił się przez ścianę.
- Tam też - wyjaśnił bękart - przecież ciało jest rozległe. Ale umiałem je robić znacznie wcześniej, przecież jakoś trzeba dochodzić do siebie jeśli nie można czarować a w dalszym ciągu jest się poobijanym. Umiem nawet składać kości wiesz.
- Dobrze wiedzieć - skomentowała księżniczka i podeszła do balii. Chwilę jakby zawahała się, po czym bez zbędnych ceregieli po prostu zdjęła z siebie szlafrok i całkiem naga wskoczyła do kąpieli. Jak zauważył Leith przez te kilka chwil - jej ciało było nie tak zmysłowe jak na przykład ciało Mileny - bardziej atletyczne. Bynajmniej jednak nie pozbawione wdzięków. Jasna skóra była gładka i pozbawiona owłosienia jak u ludzi, nie była jednak całkiem idealna - gdzieniegdzie można było dostrzec blizny i ślady po jakichś większych urazach. Wokół lewego uda Aurory oplatał się zaś wytatuowany wąż, zjadając swój własny ogon.
Leith nie uważał siebie ani za człowieka, ani za skrzydlatego ani nawet za mężczyznę. Po prostu był, sam w swoim rodzaju. Nie był obojętny na kształty samic obu gatunków, jednak ciągła walka o przetrwanie zepchnęła takie żądze u bękarta na dość daleki plan. To sprawiało, że sam kształt kobiecego ciała nie odbierał mu jeszcze rozumu, Leith zwracał jeszcze uwagę na zapachy i dźwięki, więc potrafił łatwo rozpoznać, czy ktoś choć nagi, “jest zainteresowany”. W jego życiu, z osób które spotkał, przeważnie żadna “nie była”. Pomijając oczywiście zdegenerowane skrzydlate które miał wątpliwą przyjemność spotkać. Dlatego kiedy patrzył teraz na Aurorę patrzył przede wszystkim na… nie wrogą sobie istotę, istotę która nie tylko nigdy nie zrobiła mu krzywdy ale też kilka razy mu pomogła. Mężczyzna nie potrafił w zasadzie inaczej tego nazwać, może po prostu nie znał tylu słów? Leith przysiadł bliżej balii i położył na ramionach księżniczki nie szpony a opuszki swoich wielkich palców.
Drgnęła, lecz po chwili rozluźniła się nieco. Mimo wyczulonych zmysłów, Leith nie umiał odgadnąć jak to jest z ochotą u księżniczki. Czuł, że nie jest jej całkiem obojętny, bo jej ciało reagowało na niego, tak jak wtedy, gdy trzymali się za ręce. A jednak nigdy żadnym gestem czy słowem skrzydlata nie potwierdzała tej ochoty. Teraz także po prostu siedziała w bali, nie odtrącając mężczyzny, ale też nie patrząc na niego.
Leith w dalszym ciągu miał w zasadzie żadne doświadczenie z kobietami, bo kurestwo nie obejmowało w ogóle takich zagadnień jak “emocje”.
Mężczyzna skupił się po prostu na robieniu gruntownego masażu starając się przy tym zbadać każdy mięsień księżniczki. W ten sposób budowała się także jego ciekawość jej ciała, bo musiał przyznać, że nigdy nie dotykał kobiety tak umięśnionej.
Chyba sprawiało jej to przyjemność, bo odsunęła się nieco od krawędzi bali, ułatwiając dostęp Leithowi do całych pleców.
- Vasco - odezwała się dość niespodziewanie - ten rudy dupek ze strażnicy miał na imię Vasco.
- Miał? - dopytał mężczyzna nie do końca rozumiejąc czy czas przeszły jest tu jakąś wskazówką czy nie. Dłonie bękarta tymczasem ugniatały już dolną część kręgosłupa i powoli przesuwały się ku bokom w stronę brzucha.
- Prawdopodobnie wciąż ma.
- Mmm… wydawało mi się, że widziałem kogoś podobnego na przyjęciu, ale tutaj jest, hmm… tyle niespodzianek, że mogłem się pomylić. - wyznał odsuwając się od pleców i przechadzając się o pokoju tak, by stanąć teraz naprzeciw Aurory, Leith spojrzał w dół na wystające z balii kolana kobiety i mając na uwadzę ich pozycję zanurzył dłonie w poszukiwaniu stóp, od których zamierzał rozpocząć kolejną fazę masażu.
Odgadując o co mu chodzi, Aurora zmieniła pozycję i kładąc się na łokciach, oparła stopy o skraj wanny.
- Wiem o kogo ci chodzi. To jego kuzyn z Dworu Ognia. Vasco jest banitą i... jest strzaskany, to znaczy, że jego klejnot, no cóż, został wyzuty z magii, a sam Vasco choć przeżył to, czego większość nie przeżywa, nie ma teraz żadnych mocy.
- To nie było problemem dla żadnego człowieka z którym walczyliście, czy choćby dla mnie. Wystarczy czekać na jedną okazję i jej nie zmarnować. - mówił Leith licząc w dłoniach wszystkie kosteczki śródstopi księżniczki.
Ta na moment przymknęła oczy, wyraźnie odprężając się, po czym mówiła dalej:
- Vasco był tutaj na dworze kilka miesięcy temu, ponoć szukając azylu. Królowa przyjęła go, lecz zamiast to docenić, rudy lis okradł jej skarbiec. Zwinął artefakt, nad którym Aya pracowała wówczas. W efekcie stał się posiadaczem bańki anty-magicznej, której moc, no cóż, oparta jest na mocy Królowej, czyli można powiedzieć, że... jest nie do złamania. Jedyny więc sposób, by dorwać tego gnojka, to zrobić to tradycyjnie. Wytropić i zabić. I tu jest ta część, która ci się raczej nie spodoba... - westchnęła, po czym zabrała stopy. - Może chcesz wejść? Miejsca jest sporo, a... myślę, że i tobie przyda się nieco rozluźnienia mięśni.
Leith kiwnął głową i wgramolił się do balii. Oczywiście… miał na sobie to w czym planował się zdrzemnąć to znaczy po prostu nie miał na sobie butów… Nie przejmując się tym ani trochę bękart usiadł obok księżniczki.
- Dlaczego miałoby nie podobać mi się zabicie kogoś kto próbował mnie udusić? - uniósł brew.
- Bo potrzebujemy do tego Ulva. Naprawdę mógłbyś się rozebrać, wiesz?
- Mmrrr… a to niby czemu? - spytał Leith rozbierając się, więc definitywnie chodziło o pierwszą część jej wypowiedzi.
Księżniczka chwilę obserwowała go, po czym odwróciła wzrok, jakby nie chciała zawstydzać Leitha. Albo siebie. Absurdalność tego zachowania najwyraźniej dotarła do Aurory, bo po chwili znów patrzyła na Leitha.
- Artefakt nie tylko niweluje magię w pobliżu Vasco, ale także ostrzega go, gdy ta się zbliża. To oznacza, że nie tylko musimy z nim walczyć tradycyjnie, ale także tropić go. A żeby go wytropić... no cóż, potrzebny nam zapach. Jedyną osobą, którą znam, która potrafiłaby wydobyć z pamięci coś tak subtelnego jak doznania węchowe jest właśnie Ulv. To oznacza, że musi towarzyszyć nam w wyprawie i... oznacza coś jeszcze... - Aurora przygryzła wargę, po czym mokrą dłonią pogładziła ramię Leitha, jakby chcąc dodać mu odwagi - Jesteś jedyną osobą, od której Ulv może wyciągnąć zapach Vasco, co oznacza, że znów będziesz musiał go wpuścić, niestety.
Krępującą ciszę zakłócało tylko trzeszczenie drewnianej balii w miejscach gdzie zaciskały się na niej szpony Leitha.
- Mhm… - zgodził się wreszcie mężczyzna przez zaciśnięte zęby, kwestia Ulva zostanie wkrótce rozwiązana, bękart nie miał złudzeń, że tym razem nie będzie się już musiał zastanawiać czy skrzydlatego trzeba zabić czy nie…
Aurora przysunęła się bliżej, siadając teraz między udami mężczyzny. Jej dłoń przesunęła się na jego policzek, gdy spoglądali sobie w oczy.
- Przepraszam. Gdyby chodziło tylko o mnie, pewnie bym powiedziała, że to gra nie warta świeczki, że moglibyśmy powiedzieć Tuli, że niczego nie znaleźliśmy, ale... tu chodzi o śmierć sześciu strażników. Każdego z nich uczyłam, z każdym trenowałam... naprawdę zależy mi żeby ich pomścić. I żeby ten rudy dupek nie dorwał już nikogo więcej.
Leith skupił wzrok. Nie wyczuwał fałszu, w sumie nigdy go od niej nie wyczuwał.
- Nie jesteśmy z tego dworu… to miłe co mówisz, oczywiście i tak Ulv znalazłby co tam chce, ale doceniam uprzejmość, naprawdę.
- Jesteś… - Leith poruszał twarzą starając się dobrać odpowiednie słowo po czym uśmiechnął się krzywo: - szlachetna.
Nagle chlapnęła mu prosto w twarz.
- To bardzo szlachetne z mojej strony, co? - zapytała z krzywym uśmiechem.
Leith złapał księżniczkę za kostkę u nogi którą pociągnął do góry zanurzając tym samym głowę kobiety w balii.
- Bardziej niż to - burknął z rozbawieniem.
Tego chyba potrzebowała. A może to był efekt rozluźniającego masażu. Wydostawszy głowę na powierzchnię, księżniczka wybuchnęła śmiechem, po czym rzuciła się całym ciałem na głowę Leitha z zamiarem podtopienia go.
- Znaj więc swoje miejsce! - rzuciła w ferworze plusków i odgłosu wylewającej się na wszystkie strony wody.
Leith pozwolił się zanurzyć. Mógł wytrzymać prawie dziesięć minut, choć przy ograniczonym ruchu, bękart otworzył oczy i rozejrzał się po swoich “opcjach” na ciele księżniczki. Jego dłonie uchwyciły kobietę za żebra, ustami zaś bękart przywarł do jej brzucha. Pozbawił się większości powietrza, ale “dźwięk” przy tym był dość zabawny…
Po raz pierwszy usłyszał jak Aurora piszczy. Księżniczka próbowała odczepić go od swojego ciała, rzucając się na wszystkie strony, aż... pod wpływem tych harców nawet magiczna balia nie wytrzymała, pękając spektakularnie. Choć woda, która przy okazji się rozlała, od razu wyparowywała, Aurora i Leith nadzy, turlali się właśnie po rozrzuconych wszędzie połamanych deskach. Księżniczka przy tym wciąż próbowała oswobodzić swój brzuch.
Leith wylądował ich na swoich łokciach, w jednym z nich zadomowiły się teraz jakieś drzazgi ale mężczyzna nie widział potrzeby by wyjmować ich w najbliższym czasie, sam śmiał się trochę z całej sytuacji, powoli przesuwał usta do góry pod jedną rękę księżniczki, gdzie skóra ciasno opinała kości a łaskotki były największe.
- Przestaaaań - zażądała bez przekonania. Spróbowała wydostać się spod Leitha, przewracając się na bok i zmuszając go tym samym do zmiany pozycji. Teraz jej pośladki ocierały się o wewnętrzną stronę uda mężczyzny. Aurora wciąż miała na twarzy uśmiech, jednak wzrok, jakim obdarzyła Leitha wyraźnie świadczył o tym, że jest świadoma tej bliskości. Zapach jej ciała - świeżego, wilgotnego od wody dosłownie niemal mieszał w głowie.
Leith chłonął ją zmysłami, nie miał nie szczerych zamiarów, przecież tylko się bawili. Mężczyzna czuł, że jego towarzyszka jest szczęśliwa i chciał by ta chwila trwała. Dlatego mężczyzna nie przestawał zaczepiać ciała księżniczki swoimi ustami, ocierać się kłami nawet, podczołgał się też na łokciach wyżej, tak, że Aurora, nie mogła tak po prostu “uciec”.
Mocowali się bez słów, powarkując i śmiejąc się na zmianę. Księżniczka doprawdy tym razem była na przegranej pozycji i nie miała szans na ucieczkę... okazało się jednak, że zamiast uciekać, postanowiła przejść do kontrataku. Leith poczuł nagle jak na jego wargi napierają miękkie, gorące usta księżniczki.
- Mmmm… - Leith z którego woda ciekła jak z rynny odpowiedział bardzo delikatnie na tak, miękką pieszczotę, swoimi własnymi ustami. By mieć większą swobodę, bękart rozpiął skrzydła i teraz nie podpierał się już na łokciach, lecz właśnie na nich. w dłonie natomiast wziął ostrożnie głowę księżniczki, zaplatając pazury w jej złote loki. Choć pocałunek był wyjątkowo delikatny, szczególnie biorąc pod uwagę inne sparingi tej dwójki, trwał długo. W tym czasie ręce Aurory zdążyły opleść szyję mężczyzny, opierając na nim ciężar swojego ciała. Kiedy w końcu oderwała usta i spojrzała na niego badawczo, wciąż byli bardzo blisko, skryci pod płaszczem czarnych skrzydeł.
- Ja... wiesz, że nie musisz tego robić. Nigdy bym nie mogła czegoś takiego od ciebie oczekiwać. Nie... nie czuj się zobowiązany, jeśli ci się niepodoba... czy coś - szeptała wyjątkowo chaotycznie.
- Ej… - Leith powiedział bardzo cicho poruszając płatkami nosa - jesteś piękna taka jaka jesteś, nie zrobię ci krzywdy, chcę być twoim… przyjacielem - szukał odpowiedniego słowa w przerwach między pocałunkami. Obniżył też wysokość swojego brzucha.
Wargi księżniczki znów przylgnęły do jego warg, tym razem pewniej, z jakąś nową zachłannością i ciekawością, poznając dokładnie fakturę jego ust. Leith poczuł jak napięcie odpływa powoli z jej ciało, które jakby bardziej teraz przylegało do jego własnego ciała. Twardniejące sutki łaskotały go teraz w pierś.
- Nie martw się, nie można mnie tak łatwo skrzywdzić. - szepnęła, gdy znów oderwała wargi, by złapać oddech.
Leith drżał w zasadzie przy każdym dźwięku jaki opuszczał usta księżniczki, tak dostrojone było teraz jego ciało do jej. Mężczyzna ocierał się teraz swoim ciałem o biodra kobiety, jedną dłonią przejechał w dół wzdłuż jej ciała aż do ud, przesuwając przy tym długie palce. Poczuł jak skóra napręża się pod tym dotykiem, a Aurora na moment zastyga, by następnie jedną nogą otoczyć biodra Leitha i jeszcze bardziej przylgnąć do niego. Wygłodniałe usta przesunęły się teraz na jego policzek, brodę, szyję... badając coraz to nowe obszary.
Leith gładził teraz tą pięknie umięśnioną nogę, aż po pośladek i głębiej. W tym samym czasie uniósł siebie i Aurorę trochę wyżej na skrzydłach tak, że para w zasadzie już nie leżała na podłodze. Księżniczka poddawała mu się z ufnością, skupiając teraz całą uwagę na lekko szpiczastym, ani to ludzkim, ani skrzydlatym uchu.
- Chcę cię poznać, Leith - szepnęła doń gorącym oddechem - Takiego, jakim jesteś. Nawet za cenę bólu…
Mężczyzna znów cały zadrżał gdy tylko księżniczka się odezwała. Dłoń i przedramię bękarta wciąż delikatnie, lecz pewniej objęło okalające go biodro księżniczki. Skrzydła mężczyzny na moment jakby poddały się ich ciężarowi tylko po to by za moment wystrzelić parę do pionu. Komnata Aurory, choć przestronna, nie była zaprojektowana do fruwania… i gdy Leith zatrzepotał skrzydłami elementy wystroju latały po wszystkich ścianach. Zupełnie się tym nie przejmując, mężczyzna wylądował siebie i splecioną zeń księżniczkę na jej łożu. Leith siedział skrzyżnie trzymając skrzydlatą za biodra.
- Żadnego bólu… - Leith przymknął oczy przygryzając wargę i opuszczając księżniczkę na siebie w chirurgiczną precyzją i w bardzo ostrożnym tempie.
Jęknęła cicho, wprost do jego ucha, na moment zastygając i celebrując każdą chwilę pogłębiającego się między nimi połączenia. A potem nastąpił wybuch namiętności. Aurora wpiła się wygłodniałym pocałunkiem w wargi Leitha, obejmując dłońmi jego twarz. Biodrami zaś docisnęła się mocniej do lędźwi kochanka, by po chwili znów je unieść. I choć to on decydował o tempie, w jakiś sposób księżniczka za każdym razem albo przeciągała moment pełnego zespolenia, albo przedłużała go, doprowadzając zmysły ich obojga do szaleństwa.
Leith jęczał głośno, całymi płucami. Starał się by jego ciało pieściło Aurorę tak wewnątrz jak i na zewnątrz. Całował ją, gładził, nigdy nie gryzł, choć jego zęby czy pazury nadawałyby się znacznie lepiej do takiego właśnie kontaktu. Pod jego dotykiem, czując go w sobie, skrzydlata doszła zadziwiająco szybko. Poznał to po drżeniu jej ciała, które nagle wtuliło się w niego tak mocno, jakby faktycznie pragnęło zespolenia.
A gdy Leith poczuł, że jego ciało dało Aurorze prawdziwe, nie udawane i szczere szczęście, z jego własnego oka popłynęła łza radości. Delikatnie przytrzymał jej głowę, objął skrzydłami jej plecy i wypełnił ją wilgocią. Całowała jego usta dopóki ostatni dreszcz nie opuścił jego ciała. Dopiero wtedy pozwoliła sobie odsunąć się i opaść na łóżko. Złote ślepia wciąż jednak przyglądały mu się spod na wpół przymkniętych powiek.
Tak samo jak przyglądał się jej Leith, który leżał na boku przekręcony w jej stronę zasłaniając księżniczkę skrzydłem.
Przytuliła się do niego, dłonią powoli, już bez tej nerwowości badając spoconą, wciąż jeszcze rozgrzaną skórę.
- Pytałeś czemu jestem nieszczęśliwa - szepnęła, a jej palce jakoś tak bezwiednie zaczęły badać blizny i szramy Leitha, na które natrafiły. - Obawiam się, że na moim miejscu każdy by był. Każdy kto zachował choć odrobinę sumienia. Nazwałeś mnie szlachetną, ale... jestem potworem, Leith, źródłem wielu tragedii i zakończonych żywotów. Nie mogę pozbyć się świadomości, że gdybym się nie urodziła, ten świat byłby jednak nieco lepszym miejscem.
- Może - zgodził się Leith - ale nie dla mnie. - powiedział tak, że nie wiadomo było czy chodzi o bycie potworem, lepszy świat, czy może obie te rzeczy.
- Trzydzieści pięć lat temu... - Aurora zaczęła snuć opowieść, wciąż poznając blizny na ciele bękarta - wojna trwała, bo trwała od wiele setek lat, ale to była ta spokojniejsza fasa, ograniczająca się do niewielkich aktów przemocy pomiędzy sąsiadującymi miasteczkami i... większej ilości grożenia pięścią niż faktycznego mordobicia. Dworem Wiatru rządziła moja babka Tova - władczyni i generał zarazem. Ja... ja byłam jej oficerem. Tak samo jak Raff, mój partner. Jedyny partner, jakiego miałam... - podniosła spojrzenie na twarz Leitha - zanim ty się pojawiłeś.
Leith słuchał gładząc skórę Aurory.
- Byliśmy z poselstwem u Nieskalanego, ludzkiego króla wówczas, który później mianował się cesarzem całej rasy. Ja i Raff. To były twarde negocjacje, ale posłowie byli wcześniej nietykalni... mimo to... otruli nas. Wyzuli z magii, torturowali, okaleczali... psychicznie i fizycznie. Nie dlatego, że czegoś od nas chcieli się dowiedzieć, po prostu... bawili się nami - głos jej się załamał, dlatego odetchnęła głęboko, przerywając na moment opowieść.
Leith nie musiał więcej słuchać, wiedział jak wygląda świat, w spadku po przodkach dano mu też mroczną wyobraźnię, a cień zawsze towarzyszył istotom które przelewały tak dużo krwi jak choćby on. Mężczyzna położył jej dłoń na policzku, palcem dotknął ust.
- Potrafię sobie odpowiedzieć resztę, wszystko co powiesz na głos ktoś mógłby sobie przypomnieć z mojej głowy.
Aurora zawahała się, jakby słowa Leitha wpłynęły na to, co miała powiedzieć. Przytuliła policzek do jego dłoni.
- Tu jednak nie chodzi tylko o mnie. Kiedy po prawie roku Raff... strzaskał swój klejnot, a ja uciekłam, moja matka i babka... oszalały z wściekłości. To one namówiły skrzydlatych do otwartej walki, to ich złość i chęć zemsty, a więc to w sumie ja spowodowałam, że armie ludzi i skrzydlatych zaczęły walczyć ze sobą na taką skalę. Zginęły setki tysięcy... bo zamiast poddać się czy sczeznąć gdzieś po cichu, wróciłam do domu. - Ostatnie słowa wypowiedziała łkając cicho.
Leith podparł się na łokciu, odgarnął włosy z jej twarzy, pochylił się nad nią, powąchał. Cała drżała z… bólu? jak bardzo delikatna potrafiła być ta silna przecież istota. Delikatna, nigdy słaba. Leith rozumiał tą różnicę. Mężczyzna nie miał pojęcia jak pomóc na ból kobiety ale wyszedł z założenia, że skoro dygocze to trzeba ją przytulić, tak też zrobił.
To wystarczyło, by znów go pocałowała, a cały świat stracił na znaczeniu. Kochali się znów, długo i namiętnie, a łzy mieszały się z potem. Przez cały czas trwania ich miłosnego aktu, Leith trzymał w dłoni twarz księżniczki, a ona wtulała się w jego ogromną, szponiastą łapę, jakby to była najbezpieczniejsza rzecz na świecie. Kiedy zaś ponownie opadli zdyszani na poduszki, znacznie spokojniejsza Aurora, zapytała:
- A ty Leith? Też przeklinasz dzień swoich narodzin, czy masz na to jakiś... sposób? Widziałam twoją złość, gdy byłam w twojej głowie. Jest jak lawa, utrzymywana w korycie, ale wciąż gorąca, buchająca, czekająca, by wyrwać się i spopielić wszystko. Czyż nie?
- To prawda - przyznał - złość to nie nienawiść, jest… czysta. Nienawiść, zemsta… tak nie da się… to za dużo cienia. Staram się prowadzić proste życie, skupiać złość na tych którzy robią mi krzywdę, tak jest łatwiej. - Spojrzał na Aurorę - moja matka miała by inne życie gdyby mnie nie było, ale na przekór wszystkiego jednak mnie miała. To był jej wybór, to nie przeze mnie jej życie było chujowe, choć beze mnie mogło nie być, rozumiesz? ci wszyscy ludzie, którzy mi dokuczali, krzywdzili, to oni wybrali swój los, to oni zabili się moimi rękami. Ich bliscy cierpieli przez własne wybory zainwestowania uczuć w potwory. Ludzie… i ich narzekanie na władzę, królów, rządy, to ich wina, brak wyboru, bierność, to też jest jest wybór. Ty i twój przyjaciel, nie znęcał się nad wami jeden człowiek, nie dwóch, ilu było tam strażników? ile osób wiedziało co się działo ale nic z tym nie zrobiło? bo ich to nie dotyczy? bo “nic nie mogą zrobić” och… mogą… ich bierność, bierność rodzin którym opowiedzieli co działo się w pracy, bierność. ich wszystkich doprowadziła do ciebie. I kiedy oni wszyscy ginęli przez ten wybór ty ich nawet żałujesz. - wyłożył.
- Masz racje, choć wyborem niektórych była jedynie pewna śmierć, więc nie dziwię się, że tak zdecydowali. Nikt nie chce umierać, Leith. Ja też nie chciałam wtedy, dlatego zrobiłam wszystko by się wyrwać. Nawet nie żałowałam Raffa, bo jego śmierć pozwoliła mi umknąć mojej... - westchnęła cicho, wtulając się w jego ciało i muskając wargami obojczyk.
- Żyję, ale mam świadomość tego, jaki jest koszt mojego życia. I dlatego cieszę się że jestem skrzydlatą, że mam moc, którą coś mogę zdziałać, coś dobrego. Wiem, że to naiwne, ale... tak to sobie właśnie tłumaczę.
Leith uśmiechnął się blado.
- byłaś żołnierzem zanim umarł Raff, twój kamień jest ciemny ale nie zostałaś wielką uzdrowicielką. Jesteś po to, żeby walczyć po prostu walcz za coś co jest tego warte. Wiele rzeczy nie jest, większość istot też nie. Ale jeśli coś w twoim sercu jest, wtedy podpal świat jeśli trzeba. Nikt nie chce umierać to prawda, ale też nikt nie chce być biedny, pytanie co każdy może zrobić żeby nie umierać? żeby nigdy nie umrzeć trzeba zrobić... wszystko! dla większości to za dużo, ale tych kilku może żyć wiecznie, nawet jeśli będzie to wieczne potępienie.
Aurora słuchała jego słów z uwagą. Nawet potem milczała jakiś czas, przyglądając się jego twarzy, jakby chciała zapamiętać każdy jej szczegół, każdą niedoskonałość - Leith wiedział przecież jak wygląda i jak bardzo różni się od pięknych i gładkich skrzydlatych. Nawet od niej - wojowniczki.
- Czyli... - przekrzywiła lekko głowę - nie mamy co marzyć o spokojnej starości, co?
- Ty jesteś wojownikiem, ja mordercą. Mogę żyć bez walki i być szczęśliwy robiąc nic. Ale czy ty? jeśli tak chodźmy na jakąś wyspę.
Uśmiechnęła się.
- Wiesz, że nie mogę. Pytanie brzmi raczej, dlaczego ty tego nie zrobiłeś? Nawet teraz. Mogłeś przenieść się na wyspę, a nie lecieć ze mną do tego zimnego królestwa szalonej nastolatki.
- Hmm - Leith bawił się jej włosami - Wiesz, twoja matka zaproponowała mi pracę, nie oszukała mnie w kwestii zasad czy konsekwencji. Rzucenie jej nie wydawało się… - mężczyzna zastanowił się nad słowem - właściwe. Z czasem moją pracą stałaś się ty, nie mogłem cię zostawić… - pomyślał - samej. Zresztą rudy wszedł też na moją listę do zabicia. A no właśnie… ciągle muszę wykończyć ileś tam osób a ta lista zawsze też może się w międzyczasie powiększyć. - mężczyzna przerwał wywód gdy coś sobie uświadomił, pogładził Aurorę po twarzy - wiesz… ja staram się myśleć jak najmniej, po prostu czuć i robić to co jest właściwe. Ty jesteś przyjacielem, nie chcę cię zostawiać, nie chcę żebyś była smutna. Jeśli chcesz tylko patrzeć jak świat umiera mogę patrzyć się z tobą. Jeśli chcesz go podpalić, podpalę go z tobą.
Westchnęła.
- Moja matka jest mądra, choć wiele rzeczy robi w niewłaściwy, irytujący sposób... - tym razem westchnienie przerodziło się w ziewnięcie. Na zewnątrz, za oknem, zamajaczyła już pierwsza łuna poranka. Aurora przeciągnęła się leniwie, po czym znów spojrzała na Leitha i zapytała. - Chcesz... zostać?
- Jeśli mnie nie wygonisz to zasnę na kilkadziesiąt minut a potem będę leżał i czekał aż się obudzisz. - wyjaśnił.
- Możemy spać na zmianę. - Zaproponowała, wtulając się w jego skórę, choć z pewnością jedwabna kołdra była milsza w dotyku.
- Mhm, w porządku.
Aurora spojrzała na niego, jakby oczekując czegoś więcej, po czym naciągnęła na siebie kołdrę i zamknęła oczy.
- Obudź mnie w takim razie za jakieś dwie godziny. Chyba, że będziesz miał kryzys, to wcześniej. - Powiedziała, zamykając oczy.
Leith oczywiście nie mógł mieć pojęcia o co się rozchodziło księżniczce bo niby skąd. Mieszaniec skupił przez następne dwie godziny uwagę na dźwiękach i woniach otoczenia oraz oczywiście na oddechu Aurory.

Gdy ten czas minął a tempo oddechu kobiety się nie zmieniało, Leith pewny był, że kobieta nie obudzi się sama. Leżąc mężczyzna wyciągnął daleko skrzydło by podrapać księżniczkę w stopę.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline