Noc minęła bohaterom wygodnie, w zasadzie to najwygodniej od wielu dni, ale za to niespokojnie. Warunki były naprawdę przyjemne – kryjówka zapewniała ciszę, suchość i ciepło, którego jesiennym dniom na zewnątrz coraz bardziej brakowało. Tym bardziej, że na zewnątrz rozpadał się całkiem spory deszcz. Ot, istna sielanka, którą psuł jedynie fakt, że gdzieś w okolicy kręci się banda trolli, gotowa rozszarpać i pożreć każdego, kogo tylko znajdzie. Chyba Mikel jako jedyny spał mocno, ale można to było wytlumaczyć ranami i zmęczeniem walką. Jace i Kharrick spędzili sporo czasu nad notatkami, na moment zapominając o gnębiących ich problemach. Laura i Hannskjald starali się przygotować odpowiednio do zbliżającej walki, zaś Rufus i Cirieo spali niespokojnie - jeden z ekscytacji, a drugi najpewniej męczony koszmarami.
Na szczęście, przez noc do niczego złego nie doszło i jedyną istotą, która odnalazła rankiem obozowisko, był liściasty przyjaciel druida. Maleńki zielony stworek, używający dużej skorupy orzecha niczym hełmu i kilku liści jako płaszcza, kręcił się po głównej sali, wymachując trzymaną gałązką i relacjonując w leśnym:
- Dwa trolle z psem poszły w las przed zmrokiem i wróciły z ciałem trzeciego, niedźwiedzia i jeszcze dwóch jeleni. Potem zjadły wszystko, nawet tego śmierdzącego trolla! Teraz siedzą już cały czas w środku, jeden cały czas na murze, a psy łażą po dziedzińcu. Próbowałem załatwić jednego, ale nawet mnie nie zauważył – ostatnie słowa powiedział z wyraźnym smutkiem - Chyba już w nic nie grają. Ta w długich szatach dużo krzyczała na resztę, jednemu nawet łapę urwała –
Poranek był bardzo chłodny, ale na szczęście przestało padać – deszcz mógłby utrudnić używanie ognia przeciwko obecnym „właścicielom” fortu Nunder.