Słychać. Idzie jak wichura.
Lisek powoli ogon podwinął,
Nawet sprytem nic nie wskóra.
Cicho w liście się zawinął.
-Plan jest prosty jak sztacheta
Nie ma co się w oczy stawiać,
Jeśli trafi nam się taka heca,
Pozwól wtedy mi przemawiać.
A tym czasem borsuk butny
Przekomarzał się z bobrami
-Koszę chwasty po raz setny
Odrosną i tak parami.
Lepsza praca u Augiasza
Tam to tylko gnój by wybrać.
Krzak byś ściął, ba! Solą zraszał,
Poodrasta jak ta hydra!
Piękny mój dom jak królewna.
Tylko się wydaje mały.
Mówiłem że ściany z drewna?
Chodziło mi o kryształy!
Bobry nic na to nie rzekły,
Niech se borsuk zdrów pogada.
Im nadzieje już uciekły.
Nawet łapa w grunt zapada.
Sam ten fakt wzbudził zdziwienie,
że ta norka jeszcze stoi.
Mokro nieco w tym terenie.
Próchno w drzwiach obaw nie koi.
Borsuk klucz włożył do zamka,
A rozmachem, bo to moda.
W ręku pozostała klamka,
Z dziury wystrzeliła woda.
Lis przyglądał się tej akcji,
O nich było tyle strachu?
Wyściubił łeb z za akacji.
-Próżny alarm mały brachu.