Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2020, 16:33   #140
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Działania, jakie podjął Tladin, były (zdaniem Karla) pozbawione sensu, ale szlachcic nie zamierzał tracić czasu na dyskusje. Skinął na pozostałych i ruszył w stronę wiszącego kształtu.

Niewielka grupka wyszła ze spalonego, drewnianego domu w jakiego mrocznym wnętrzu się schronili. Pojedyncza, brzęcząca ogniwkami kolczugi, masywna sylwetka skierowała się w stronę bramnej barykady a pozostali w przeciwną, w głąb głównej ulicy jaka pewnie wiodła do centrum miasta.

Ale nie szli aż tak daleko. Wystarczyło przejść może jeden budynek dalej. To też był drewniany budynek i też spalony. Zalatywał spalenizną oraz zamiast dachu miał rozgwieżdżone niebo. Był jednak piętrowy i z okna piętra coś wisiało. Musieli podejść praktycznie do samej ściany i zadrzeć głowy do góry aby mieć szansę na zidentyfikowanie tego czegoś.

- Na rogi Taala - szepnął Uwe ze słyszalną obawą w głosie który może pierwszy rozpoznał co to tam wisi albo po prostu pierwszy to skomentował. Pozostali też sapnęli z wrażenia albo przeżegnali się na odgonienie złego losu. Z bliska już zapach padliny mieszał się z ostrym, drażniącym zapachem spalenizny, zdradzał co to może być tam zwisające z podsufitowej belki. Nawet parę kroków dalej spalenizna zagłuszała padlinę ale z bliska w nozdrza bił ten specyficzny, lepki zaduch śmierci. Z bliska też dało się rozpoznać humanoidalny kształt zawieszony głową w dół. Tylko bez głowy. I bez ramion. Wisiał jak połeć świńskiej tuszy u rzeźnika. Aż ciarki przechodziły po plecach. W tym widoku było coś niepokojącego. Coś straszniejszego niż po prostu zwykłe zwłoki obrońców jakie padły w bitwie.

Wszyscy drgnęli gdy doszedł ich jakiś zgrzyt od strony bramy. Ale to chyba pozostawiony tam Tladin pracował nad drogą ewentualnego odwrotu. Dzieliło ich może z pół setki kroków więc widzieli cień jego krępej sylwetki gdy coś tam przestawiał i przesuwał. Zgrzytliwy dźwięk wyrwał się w tej nocnej ciszy na tle już standardowych stuków, brzęków i zgrzytnięć jakie powstawały podczas tej pracy.

- On nam ściągnie na kark kłopoty. A nie jesteśmy w tym mieście sami. Chyba słyszałem bębny i jakieś wrzaski - szepnął trwożliwie Tido spoglądając na krępą sylwetkę jaka pracowała przy barykadzie.

W tym czasie Tladin zdążył obejść barykadę aby zbadać jej stan. Na tyle na ile po ciemku się dało. Doszedł do wniosku, że niziołki znalazły chyba jedyną drogę jaką można było w miarę dyskretnie dostać się pod barykadą. Może to przejście było już wcześniej a może udrożniły je niziołki. Poza tym do swobodnego przemieszczania nie było za bardzo opcji. Nie było szans aby ruszyć któryś z obciążonych i wyładowanych wozów zakleszczonych z innymi wozami. Chociaż znalazł jedno miejsce gdzie był tylko styk jednego z wozów z drugim. Przejście było zawalone skrzynkami i beczkami. Gdyby je usunąć byłoby przejście przez które powinno dać się przecisnąć.

Napastnicy zapewne wlali się przez te wypełnione wozy. Byli bardziej skoczni i mobilni. Chyba mogli wskoczyć na ten czy inny wóz bo niektóre były częściowo puste. A te worki, skrzynie i inne bambetle leżały na bruku ulicy. Teraz można było wspiąć się przez burtę takiego częściowo opróżnionego wozu. No ale zwłaszcza dla niziołka czy obciążonego pancerzem khazada nie byłoby to za bardzo szybsze niż czołganie się pod tunelem niziołków. Chociaż tego sposobu można było spróbować w więcej niż jedną osobę na raz. Ale w razie pościgu i tak trzeba było przez krytyczny moment wspinać się na tą burtę wystawiając na atak całkowicie bezbronne plecy. A potem czekało ich kolejne wąskie gardło w bramie gdzie była kolejna kumulacja pobojowiska. A po bramie dość długi jak na bieganie odcinek raczej otwartego terenu aż do mrocznej ściany lasu gdzie nie było raczej co liczyć na kryjówkę. Zresztą kryjówka w lesie przed zwierzoludźmi? Elf by się uśmiał.

- Ktoś kogoś bardzo nie lubił - powiedział, bardzo cicho, Karl. - Ale nie ma co tu stać i patrzeć. Musimy iść dalej i się przekonać, co jest źródłem hałasu.
Dając dobry przykład ruszył dalej, starając się zachowywać jak najciszej.

* * *

Po ciemku trudno było wyczytać grymas czyjejś twarzy czy niemą mowę spojrzenia. Ale krzątający się wokół częściowo rozwalonej barykady krasnolud brzmiał jak zaproszenie do kłopotów. Chyba dla wszystkich. Bo nikt nie zaprotestował na pomysł Karla aby ruszyć dalej. Już gdy nie widzieli Tladina słyszeli jeszcze za plecami jak coś tam przesuwa, gmera albo metaliczne odgłosy jego kolczugi.

Przed sobą mieli za to ulicę. Sądząc po odgłosach jakie wydawały buty pewnie wybrukowaną. Ale też skoro szła od bramy to pewnie była jakaś główniejsza w tym mieście. W nocy jak to w nocy, było ciemno. Nawet w mieście. Chociaż o tej porze to jeszcze powinny się świecić światła w gospodach, zamtuzach i tawernach nawet jeśli bogobojni obywatele miasta już spali odpoczywając po kolejnym znojnym dniu ku chwale dobrych bogów i imperatora. A teraz było tutaj przeraźliwie cicho. Panowała trupia cisza. I trupi zaduch wymieszany z drażniącym swądem spalenizny. Do tego mijane budynki nosiły ślady splądrowania, trupy ludzi, koni, zwierzoludzi i wołów leżały na ulicach a kto i co leżało w mrokach zdewastowanych domów nie szło zgadnąć.

Chociaż co niektórzy nie mieli oporów aby sprawdzić. Najpierw para niziołków przystawała aby przeszukać chociaż niektóre ciała ludzi leżące na ulicy a widząc, że co jakiś czas pakują coś do toreb czy kieszeni dołączył do nich i Uwe. Zaczęli też rozglądać się po mijanych domach. Czasem znikali w mroku jakiegoś domostwa. W końcu dołączył też do nich i Ragnis mrucząc coś, że przecież w końcu ich główna zapłata to właśnie miały być łupy.

Pozostali chyba starali się nie zwracać uwagi na te ciała ludzi których coraz więcej znajdywali zawieszonych. Na nielicznych przerwach, za okna, za belki stropowe, za jakieś haki i co tylko się dało. Niczym jakieś straszliwe, okrutne trofea albo makabryczne ozdoby. Właściwie to tych ciał mieszkańców tego miasta było jakby coraz mniej. A tych zawieszonych coraz więcej. Wisiały te ciała za ręce, za nogi, za głowy niczym jakieś tusze u rzeźnika. Jedne wyżej, pod samym dachem albo na piętrze. Te trzeba było sobie darować z przeszukaniem albo wchodzić na piętro by je przeszukać. Ale te niżej zawieszone były już w zasięgu ręki. Mimo wszystko było to dość odstręczające i nawet towarzysze Karla darowali sobie sprawdzanie każdego napotkanego ciała.

Inna sprawa, że się zbliżali. I do centrum miasta. I chyba do źródła dźwięków. Gdyż teraz już nie było wątpliwości, że słychać odgłosy jakiejś zabawy. Jakieś rogi, bębny, porykiwania. I krzyki. Niepokojąco ludzkie krzyki i wrzaski.

- Co to jest? - szepnął Tido zatrzymując się w pewnym momencie. To też zatrzymało pozostałych. Zaczęli nasłuchiwać i wpatrywać się w mrok. Ewidentnie już można było być pewnym, że nie byli w tym mieście sami. Ale nie było jeszcze pewne czy sąsiedzi już zorientowali się, że mają nocnych gości czy nie.

- Światło? - Barlo mruknął niepewnie po chwili wpatrywania się w głąb ulicy. Na ulicy było pełno gratów. Od trupów koni po przewrócone beczki i wyrzucone z mieszkań meble. Ale nie było nigdzie światła. A teraz na ścianie jednego z budynków chyba coś jakby był odblask ognia. Może z ogniska a może z czegoś innego. Pewnie gdzieś z bocznej ulicy skoro odbijał się na froncie jednego z domów przy ulicy jaką szli do tej pory. I odblask było dość słaby ale w tych ciemnościach dał się jednak dojrzeć. O ile to wzrok po nocy i w tej denerwującej sytuacji nie płatał figli.

- Może. - Uwe nie był chyba taki pewny. Ale też wpatrywał się w ten poblask. Po czym zaniepokojonym ruchem zaczął rozglądać się w głąb bocznych ulic i tej z jakiej przyszli. Tej bramy, barykady i Tladina już nie widzieli od jakiegoś czasu. Słychać też chyba już nie było tego krasnoluda.

- Tam się chyba coś rusza. - Tido przełknął ślinę i wskazał palcem przed siebie. Ale przed siebie to było wzdłuż ulicy więc niewiele to pomagało. Pozostali też starali się coś dojrzeć a Karl chyba nawet wiedział o co bystrookiemu niziołkowi chodzi. Też to widział. Jakiś ruch. Przy ścianie po prawej. Kilka domów dalej. Gdyby nie ten słaby poblask to pewnie by tego nie zauważył. Ale wyglądało jak jakaś ciemna plama. Niepokojąco podłużna w pionie. Jak człowiek czy coś podobnego. Tylko nie sięgała ziemi więc jakby się nad nią unosiła zaraz przy tej ścianie. Nie wyglądało na to by się przemieszczała. Ale też jaki ruch tam dał się dojrzeć.

- Może ktoś stanął na jakiejś skrzynce... - powiedział cicho Karl. - A nuż spotkamy kogoś, kto nie jest orkiem czy innym minotaurem... Chodźmy. A potem musimy się przekonać, kto się tak dobrze bawi - dodał z nieco mniejszym entuzjazmem.

- Nie widzę tam żadnej skrzynki - szepnął Tido. Reszta chyba miała jeszcze mniejsze pojęcie co tam na drugim krańcu ulicy się dzieje. Ale po chwili wahania ruszyli w stronę tego czegoś. Mijali kolejne domy, czerniące się otwory okien i drzwi, kolejne truchła i graty leżące na bruku. Ten się potknął, tamten, Karl coś rozgniótł a ktoś inny coś kopnął. Ale zbliżali się do narożnika. Po paru domach dało się zorientować, że po lewej jest chyba jakaś większa przestrzeń. Pewnie plac czy coś podobnego.

A to coś co było zawieszone chyba przy oknie na pierwszym piętrze. Więc wisiało razem z innymi kształtami wiszącymi podobnie. Chyba kolejne ciało sądząc po kształcie czarnej plamy. Po dwa z każdego okna budynku. Dół wisiał mniej więcej na poziomie okien parteru. Ale po nocy nie dało się rozpoznać szczegółów.

Za to na pewno dało się poznać szczegóły nocnej biesiady. Przynajmniej na słuch. Wyglądało na to, że gdzieś tam, po lewej, na tym placu czy co to tam było, ktoś sobie biesiadował. Palił ognisko czy było tam inne źródło światła które rozświetlało okolicę. Biły bębny, dęły rogi, wrzeszczały jakieś nieludzkie gardła. Ludzkie zresztą też. Sądząc po odgłosach właśnie ludzie byli przedmiotem jakiejś okrutnej zabawy. Ktoś tam się darł co chwilę jakby go żywcem obdzierano ze skóry.

No ale był pewien problem. By sprawdzić ten ruchomy kształt zawieszony między parterem a piętrem frontu domu trzeba by wyjść na ten plac. Chociaż to coś nie ruszało się cały czas. Zwłaszcza jak się szło to trudno było być pewnym czy to ruch czy tylko omamy. No a jakby tam podejść no to wtedy było ryzyko, że ci na placu mogą dostrzec takiego delikwenta. A odgłosy z placu były tak straszne, że nikt z grupki Karla nie kwapił się aby wyjrzeć za ten róg i sprawdzić co tam się dzieje.

- Bierzecie dupę w troki - powiedział bardzo cicho Karl. - Już wiemy, że w mieście są wrogowie. Nieważne, jakiej rasy. Ja tam rzucę okiem i ruszam za wami.

Miał zamiar poczekać, aż kompani odejdą parę kroków, a później ostrożnie wyjrzeć zza rogu. Bynajmniej nie po to, by godzinami przypatrywać się całej scenie, liczyć wrogów i zapamiętywać wszystkie szczegóły. Jeden rzut oka, a zaraz potem zrobić w tył zwrot i miarę cicho i w miarę szybko podążyć w stronę bramy.
 
Kerm jest offline