Machavellian z ulgą odetchnął gdy sztylet znalazł się w cholewie buta. Zimne ostrze, które czuł na skórze, choć mogło zranić w tamtym momencie dodawało mu otuchy . Nigdy nie aspirował do miana rycerza w białej zbroi, ale jako, szlachetnie urodzony, z trudem godził się na to jak potraktowano jego towarzyszkę i niewiele brakowało by honor przeważył nad zdrowym rozsądkiem. Na szczęście dla nich wszystkich parszywe bękarty trzymali łapska przy sobie.
Szlachcic zastanawiał się teraz nad kolejnym ruchem. Sztylet z pewnością przetrzyma i odda komuś kto nim lepiej włada. Statek płynął w kierunku majaczącego na horyzoncie lądu. Czy przeznaczeniem ich podróży był jakiś targ niewolników? Tak czy inaczej, łatwiej uciec im będzie na lądzie niż ze statku. Machavellian liczył, że za chwilę znów zamkną ich wszystkim razem, i będzie mógł spokojnie porozmawiać z Katją a potem resztą, gdy oczywiście przetrzeźwieją.