Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2020, 08:18   #60
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Kiedy w końcu bękart zawitał na tarasie aurorowego kompleksu, przeszedł się pod drzwi, otworzył je i… wszedł do od razu sypialni księżniczki.
Spała wciąż na łóżku. Zdążyła jednak zmienić pozycje i “zniknąć” swoją zbroję, zostawiając jedynie kuse majteczki.
Leith potrafił zachowywać się cicho kiedy chciał.
Teraz chciał.
Delikatnie obszedł łóżko z każdej strony, obwąchał ciało Aurory, w końcu przysiadł przy jej nogach. Zdjął z dłoni wszystkie ostre “narzędzia” i zaczął masować kobiecie stopy.
- Mmmm - wymruczała w poduszkę, po czym chyba przypomniała sobie, gdzie Leith był, bo podniosła głowę i spojrzała na niego oceniająco - Jak poszło?
- Nie zrobił mi krzywdy - powiedział Leith z ulgą i dość zadowolonym tonem, po czym dodał - albo zrobił to tak, że jeszcze się nie zorientowałem. Hmm… - zamyślił się mężczyzna wciąż masując stopy księżniczki - wspominał coś o wchodzeniu w moją głowę żeby cię przelecieć, więc jakbym nagle miał wielką ochotę przyczepić się do twojego tyłka, jak zaobserwowałem, Ulv robił z tyłkiem Kaia, to nie wybuchaj od razu mojej głowy… jest szansa, że niechcący uszkodzisz partnera własnej matki. Bogowie miejcie ją w opiece, rzecz jasna. - wciąż masował stopy.
Aurora uśmiechnęła się lekko, przeciągając przy okazji tak, że przez moment Leith mógł zobaczyć chyba każdy mięsień pod jej jasną skórą.
- Kai tam był? Biedaczek, ale... to jego wybór. Co do ciebie, jesteś chyba teraz dość potężny, żeby zbudować ściany wokół swojego umysłu, których Ulv nie sforsuje. Mogę cię tego nauczyć.
Leith przekrzywił głowę i zastrzygł uszami.
- Jak to nauczyć? czarów? - jego dłonie przeniosły się już na wysokość piszczeli kobiety. Bękart nie mógł nie zauważyć swoich nowych zdolności, tego całego “przeskakiwania” oraz zwiększonej szybkości. Ale jakoś ciągle nie dochodziło do niego to całe gadanie o “potędze” Może powinien zacząć traktować to poważniej? - poruszam się teraz… szybciej, szybciej myślę, metabolizuje i tak dalej ale jak miałbym coś “budować?”
- Mężczyznom jest trudniej uczyć się innych aspektów mocy niż ich indywidualny talent - Aurora mówiła bez wywyższania się, po prostu tonem informacji - ale jest to jak najbardziej możliwe. Widziałeś ile rzeczy potrafi Kaspian, choć teoretycznie jego talentem jest kreowanie odzienia. Mogę spróbować nauczyć cię stawiać ściany, tak jak na początku sama to zrobiłam wokół twojego umysłu.
To rzekłszy podniosła się, usiadła i przysunęła bliżej Leitha w taki sposób, że teraz jej stopy zarzucone były na jego uda.
- Zamknij oczy. - poinformowała księżniczka, która albo nic sobie nie robiła z faktu, iż jest półnaga, albo celowo ignorowała go.
Leith natomiast lubił ją nagą. Czy dlatego, że ona była kobietą? Pewnie tak, choć on widział to jako bardziej naturalną, prawdziwą Aurorę. Jej ciało było pięknie wyrzeźbione, stare blizny świadczyły o doświadczeniu, a zaschnięta, wciąż nie zmyta krew wrogów, o praktyce. Księżniczka pachniała mu, a to nawet pomagało mu się zrelaksować i otworzyć umysł na wiedzę. Leith zamknął oczy jak poleciła mu Aurora.
Przez chwilę nic się nie działo, aż Leith poczuł, że być może nic się juz nie stanie, jednak Aurora nalegała.
- Odpręż się, staraj się o niczym nie myśleć.
Kiedy spełnił to polecenie, na jego umysł zaczęła napierać wizja sześciennej, czarnej komnaty z ogromnym ciemno-krwistym klejnotem na środku. Kiedy bękart dał się wchłonąc tej wizji, zobaczył w środku również Aurorę. Tutaj znów była ubrana w swoją zbroję.
- To moja wizualizacja - wyjaśniła - Z czasem stworzysz pewnie własną. Przede wszystkim jednak musisz stworzyć swój obraz. łatwiej jest działać na umysł, gdy postrzegasz go jako coś zewnętrznego, a czynnik działania jako swoją kreację. Hmmm... nie wiem czy to zrozumiałe. Po prostu - wyobraź sobie siebie. W miarę możliwości z rękami i nogami.
Usta Leitha ścisnęły się w skupieniu w czasie gdy jego uwaga tonęła w mętnym jeziorze własnego umysłu. Mężczyzna wiedział oczywiście jak wygląda ale, nigdy nie przywiązywał specjalnej uwagi do swojej aparycji. Może dlatego postawione przez Aurorę zadanie wydawało mu się trudniejsze?
A może po prostu to było trudne.
Leith rozpoczął więc zagęszczać cień w rogach “pomieszczenia” w którym znajdowała się już księżniczka (czy jej jak to określiła “wizualizacja”) Mężczyzna wytężał mentalne siły i po jakimś czasie, cztery cienie zaczęły jawić się smugami czarnego dymu, niemal już namacalnego. Bękart nawet zadbał, by dym posiadał na tym etapie woń prawdziwej spalenizny: wyraźny i żrący. Usta mężczyzny musiały chyba wydawać jęki nadludzkiego wysiłku, gdy mężczyzna zmuszał wolą dymy o odczepienia się kątów pomieszczenia i podążania ku jednemu, wspólnemu punktowi po lewicy zwizualizowanej Aurory. Leithowi wydawało się, że to trwa całe wieki, ale wreszcie czarne kłęby połączyły się w jeden, smolisty słup. Teraz, zapachowi towarzyszyła też temperatura, żar pieca. Dym falował, i wnet do zapachu i temperatury dołączyły i skwierczące dźwięki paleniska. Teraz nastał moment największej koncentracji, Leith siedzący w sypialni przy łóżku Aurory nabierał powiatrza w tak głęboko, że aż pękały mu pęcherzyki w płucach. W komnacie jego umysłu natomiast czarny dym zdawał się zasysać do wewnątrz, pozostawiając za sobą przykulonego, podpierającego się na jednym kolanie i zbierającego do wstania
[media]https://i.pinimg.com/564x/ab/21/bf/ab21bfb15946d56255a330efe34de44e.jpg[/media]
potwora.
- Mmmmm…. - postać starała się jeszcze wymodulować głos którym można by budować zdania.
Aurora z ciekawością obserwowała jego poczynania.
- Większość decyduje się na swoje alterego, zwykle upiększone. To ciekawa koncepcja. Przypomina trochę moją matkę. No dobrze, podejdź bliżej. - powiedziała, wskazując kryształ.
- Wyobraź sobie, że ten kryształ to twój umysł, albo... zrób własną wizualizację dla niego.
Leith… bo przecież to był Leith, chwilę spędził jeszcze na zadomawianiu się w wizualizacji, a następnie skupił się na kolejnym poleceniu Aurory.
Leith nawet w swojej “eterycznej” postaci wykonywał gesty typowe dla materialnego świata. Mężczyzna wyciągnął swoje szpony do przodu i zaczął obracać nimi jakby coś lepił czy rzeźbił. Nie miał pojęcia, czy to coś zmienia ale jemu samemu łatwiej było wtedy pracować nad własną wyobraźnią.Chyba dlatego też Aurora poleciła mu zbudować własna postać z rękami i nogami.
Jego umysł nie był żadnym kryształem, był mętną, lepką cieczą. Można było w nią wdepnąć, przejść przez nią, ale jej ślad pozostawał. Pozostawał w postaci zapachu, plamy i żrącej wysypki, w dającej się w gangrenę. Dla niego to nie był ciemnokrwisty kryształ, to była ciemna, sczerniała, krystalizująca się z zepsucia krew, której nieregularny kształt falował w powietrzu niczym ameba.
- Będzie ciężej go osłaniać, ale... spróbujmy. Pomyśl, że nie chcesz bym go widziała. Zbuduj osłonę. To może być naczynie, może być worek, mur - cokolwiek, w co wierzysz, że uniemożliwi mi patrzenie.
Mężczyzna ogarnął spojrzeniem pomieszczenie. Skoro umysł był dla skrzydlatych (czy w ogóle istot magicznych) punktem w przestrzeni, który można było odwiedzić, najechać czy bronić “murami” można było traktować go jak każdy inny element materii. Wizualizacja Leitha stała bez ruchu bardzo długo, mężczyzna próbował różnych sposobów na odpowiednie ubranie swoich zamiarów w obrazy.
W końcu, wkoło “ameby” zaczął materializować się rój małych istotek, szczurów, nietoperzy, larw, ropuch. Wszystkie zaczęły sączyć z krwawej kałuży, sprawiając, że plama zepsutej krwi zaczęła się zmniejszać. W rzeczywistości jednak, ponieważ była to przecież ciecz, jedynie przelewała się do ciał szkodników, śmiertelnie zatruwając je przy tym, Gdy plama całkiem znikła, zwizualizowane stworzenia rozpierzchły się po całym pomieszczeniu, pochowały w kąty, szczeliny, które nagle stały się widoczne. Szczury zaczęły spółkować ze zdrowymi osobnikami, zarażając je nieświadomie “zepsutą krwią” przenosząc chorobę dalej, w czasie gdy orginalni nosiciele umierali. Inne gryzonie czy larwy karmiły się tymi ciałami, wszystkie istotki były maleńskie, ale było ich mnóstwo, a tylko jakaś część w danym czasie nosiła w sobie “zarazę”.
Aurora przyglądała się tej scenie z oszołomieniem, a może i fascynacją nawet.
- Ciekawe... choć ryzykowne.
W jednej chwili pochwyciła przelatującego obok nietoperza i... zjadła. Słychać był chrupanie malutkich kosteczek, po czym nienaturalnie duży “gul” przesunął się wewnątrz ciała księżniczki do jej żołądka.
- Tak oto część ciebie stała się moja. Nie jest to chyba najlepsze zabezpieczenie. - Skwitowała.
Leith, który od samego początku rozmyślał nad tą ewentualnością starał się skupić na stanie wizualizacji księżniczki. Często próbując kogoś zamordować ryzykował do punktu w którym sam mógł zginąć. Na tym polegała cała jego filozofia. Śmierć była niczym w porównaniu z terrorem. Trzeba było być przygotowanym na to, by nie cofnąć się przed niczym, niczym by osiągnąć cel. Zdobywanie twierdzy jest przewidywalne do momentu w którym zakłada się, że obrońca robi wszystko by samemu przeżyć, by zabezpieczyć swoją egzystencję za wszelką cenę, przecież po to tworzy się twierdze w pierwszej kolejności. Leith nie chciał umierać. Jednak jego sposób rozumowania był inny. Jeśli ktoś decydował się z nim walczyć, bękart nie cofał się przed niczym, by uśmiercić tą osobę. Nawet za cenę własnego życia.
To robił od zawsze: sam nie szukał zwady ale gdy już ktoś na niego nastawał, nie cofał się przed niczym by być najbardziej uprzykrznym przeciwnikiem jak to tylko możliwe
Leitha bardzo ciekawiło, czy zjedzenie tak ukształtowanego umysłu w jakimś stopniu zatruje jedzącego, gdyż to właśnie było jego intencją.
Księżniczka patrzyła nań z uśmiechem, po czym nagle zgięła się w pół. Zakrztusiła. Jej ciałem wstrząsnęły torsje, po czym... wydała z siebie paskudne, zupełnie niearystokratyczne beknięcie.
- Ugh... że też to musiało być akurat twoje wspomnienie z tego burdelu... - skrzywiła się, po czym dodała. - To była malutka część ciebie, sam w to wierzysz, a ja jestem tu cała i chcę cię dostać. Zgadnij, kto wygra - malutki nietoperz czy skrzydlata z czarnym kamieniem? Musisz wymyślić coś lepszego.
Leith kiwnął swoją smolistą głową. Żeby czegoś się nauczyć, coś trzeba poświęcić. Skupił się raz jeszcze, wyciągnął przedsię dłoń i patrzył jak wszystkie szkodniki wiją się w agonii ich małe ciałka pękają a krwawa plama znów zlewa się w całość. Tym razem, bękart zastanowił się nad czymś innym. Zmienił temperaturę pomieszczenia, która rosła i rosła aż plama zaczęła skwierczeć i zamieniać się w eter. Teraz Leith był wszędzie i nigdzie. Wystarczyło jednak tylko zrobić jeden wdech by poparzyć sobie płuca, a że i oczy trzeba było mrużyć, nie można nawet było być pewnym, że wciągnie się ciemną strużkę umysłu bękarta.
Aurora skrzywiła się, zatykając usta dłonią.
- To... dobre, ale czy jesteś w stanie wierzyć, że nawet bez twojej świadomości zagrożenia cię ochroni? - odezwała się, nie otwierając ust.
- Nie wiem - powiedział awatar Leitha, który nie miał problemów z oddychaniem samym sobą, sama zresztą wizualizacja powstała przecież z dymu i żaru. - robię to drugi raz w życiu, a pierwszy był chwilę wcześniej. Każdy potężny skrzydlaty robi to od setek czy tysięcy lat. Więc nie ważne tak naprawdę jak “potężny” jestem. brak doświadczenia i tak mnie zabije jeśli mam grać według zasad. Nic się nie zmieniło, wciąż muszę być… “kreatywny” jeśli mam mieć jakąkolwiek szansę. Ale chętnie przyjmę twoje nauki.
- Większość skrzydlatych, mimo swojego wieku, nie ma tak plastycznej wyobraźni jak ty. Nie czuj więc, że jesteś na pozycji przegranej, bo... no właśnie, tutaj jest ważne jak się czujesz, jak bardzo w siebie wierzysz. Potężniejsza magia może roztrzaskać zaklęcie słabszej, ale w tym obszarze to twoja siła ducha ma znaczenie. Wyjdźmy...
To rzekłszy wizualizacja Aurory po prostu rozsypała się w pył.
Leith postał jeszcze moment w swoim alterego w otoczeniu i oddychając swoim umysłem. Uśmiechnął się. Skąd brało się tu to ciepło? oczywiście z jego wściekłości.
Bękartowi zajęło całkiem sporo czasu “wyjście” bo podobnie jak “wejście” nie było ono, przynajmniej za pierwszym razem, takie oczywiste. Bez Aurory, mógłby tak pobłądzić nawet dłużej.

W końcu otworzył oczy. Aurora siedziała naprzeciw niego, gładząc palcami jego ręce i dłonie, jej nogi zarzucone były na jego, toteż prawie siedziała na mężczyźnie. Czuł jej ciepło, czuł jej materialność, zapach... czuł znów wszystkie swoje zmysły.
- Chcesz odpocząć, czy spróbujemy jeszcze czegoś? - zapytała, uśmiechając się ciepło.
“Odpocząć”... Leith zastanowił się nad słowami kobiety. Sam nie czuł się zmęczony ale przez ostatnie kilkanaście godzin chuja robił. Czego nie można było powiedzieć o Aurorze.
- Czy to cię w jakimś stopniu osłabia? w sensie, tak jak hmm, trening? bo chyba powinnaś zbierać siły. - zauważył wracając do masażu nóg kobiety, teraz już ud.
- Nie, to mnie nie męczy. Ja tylko odtwarzam obrazy, to ty wykonujesz pracę, bo jesteś demiurgiem. No dobrze, to jeśli czujesz się na siłach... wejdź we mnie. W mój umysł - sprecyzowała, uciekając wzrokiem na bok.
Niezależnie od tego jak i w jakim sensie miał wchodzić w Aurorę, Leith wkładał w to niepoprawną ilość ostrożności. Dlatego trwało to trochę…
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline