Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2020, 11:18   #67
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Podróż była całkiem przyjemna biorąc pod uwagę warunki i niedawno zakończoną regenerację. Magnus był w najlepszym stanie z uwagi na zdrowie, które zwróciła mu magiczna mikstura. Kastner nie dał się ponieść emocjom dlatego rozplanował sobie podróż tak aby wytrzymać jak najdłuższą jazdę. Weteran musiał być przygotowany na pościg, który mógł trwać dobre kilka dni. Mężczyzna liczył na to, że żołnierze dognają zielonoskórych w kilka godzin, ale jego nadzieje okazały się płonne.


Zwiadowcy mogli liczyć na bezbłędne określenie kierunku wyprawy nieprzyjaciela dzięki świeżym, nie przysypanym śniegiem śladom. Pierwszego wieczoru, śmiejąc się z popisów czarnego sierściucha, nikt nie spodziewał się pogorszenia warunków. Magnus nie był jednak w stanie odpuścić sobie czujności i codziennej rutyny. Zajął pierwszą wartę będąc gotowym na wszystko…


Po piekielnie chłodnym poranku i przygotowaniu do drogi Magnus nie spodziewał się przyjemnego dnia. Mijane zagajniki, doliny i wzniesienia Kastner badał wzrokiem szukając zasadzki goblinów. Weteran musiał trochę odpuścić, bo jego czujność graniczyła z paranoją. Ślady wroga były nadal widoczne co zmieniło się po rozbiciu obozowiska. Śnieżyca zwiastowała przykrycie tropu i zgubienie zielonych. „Rzeźnik” w myślach rzucał mięsem nie mogąc pojąć jak można było mieć tyle pecha na jednej wyprawie. Nic tylko czekać aż znowu się zgubią…

Były gladiator był odporny fizyczne i psychicznie. Po wyruszeniu w drogę nie dawał po sobie poznać presji. Śnieg zacinał niemiłosiernie, wiatr wył, a monotonny, biały krajobraz usypiał czujność. Weteran starał się nie tracić werwy co jakiś czas schodząc i drepcząc obok swego wałacha. Początkowo Magnus dawał radę, ale godziny katorgi w końcu przeistoczyły się w dni. Zdawało się, że nikt już nie myślał o kryjącym się gdzieś nieprzyjacielu. Dla wszystkich bez wyjątków liczyło się przetrwanie, które zaczynało graniczyć z niemożliwym. Kastner stracił rachubę czasu starając się tylko przetrwać. Nie liczyło się jak długo parli naprzód dopóki to robili. Prawdziwy kryzys nadszedł kiedy padł koń Marcusa. Zwiadowca zdradzający zaawansowaną chorobę jechał ze strażnikiem jednak po minie Cadavera, który był wtedy najbliższym kompanem Kirchmaira szło wywnioskować, że Marcus zbliżał się do tragicznego końca. W końcu przyjaciela nie udało się dobudzić po nocy. Magnus klął na całe gardło. Nie omieszkał jednak zmówić modlitwy za przyjaciela, którego ciało zostało na tej białej pustyni.

Po wyruszeniu w drogę Magnus rzucił jeszcze raz wzrokiem na pozostałych. Kastner miał nadzieję jednak jasnym było, że ich siły były na wykończeniu. Weteran do samego końca miał w spojrzeniu te zadziorność mówiącą „Nic nie jest w stanie mnie złamać”. Była to jednak gra pozorów, bo psychika „Rzeźnika” odpuściła po ujrzeniu przykrego obrazu Izabelle, Ruperta i „Cichego” wiszących bezwładnie w siodłach niczym niesione przez konie kukły. Umysł Magnusa odmówił posłuszeństwa podsuwając jedynie tragiczne wizje śmierci. Weteran zawsze chciał poznać granice swojej wytrzymałości. W końcu jego niewypowiedziane marzenie się spełniło. Nie pocieszała go nawet myśl, że wytrzymał dłużej od wielu twardych jak stal towarzyszy…


Zapach zupy, faktura drewna, ciepło… Świadomość powoli wracała do „Rzeźnika”, który nie silił się na żadne słowa. Wojownik powoli wodził wzrokiem po otoczeniu nie otwierając oczu bardziej niż to było konieczne. Mężczyzna dostrzegł piec, starszą kobietę i gar, z którego uchodziły kłęby pary. Jego okrycie suszyło się przy kominku, z którego dochodziło przyjemne trzaskanie palonego drewna. Nagość, którą Magnus odkrył nie przeszkadzała mu zupełnie. Już jako gladiator wyzbył się tego rodzaju wstydu. Weteran był przykryty grubym kocem. Jego dłonie i stopy odzyskały pełną mobilność. Facet cieszył się, że obeszło się bez amputacji niemal tak samo radośnie jak z tego, że nadal żył.


Kobiecina w pewnym momencie podeszła do Magnusa wlewając mu miedzy wargi gryzący alkohol. Wojownik przełknął łapczywie prawie się dławiąc. Przyjemne ciepło rozeszło się po jego wnętrznościach. Kastner pokiwał z podziękowaniem głową jednak nadal nic nie powiedział. Wysoki brodacz, który nagle pojawił się w izbie przykuł wzrok każdego ze zwiadowców. Po krótkiej wymianie zdań z kobietą facet przemówił do żołnierzy wyjaśniając ich obecną sytuację. Okazało się, że to ten człowiek stał za wybawieniem Magnusa i pozostałych. Sam czyn był bezinteresowny, bo dowiedzieli się gdzie znajdą garnizon. Ba. Gość zajął się również ich końmi i mogliby ruszyć od razu… Gdyby nie bandyci przetrzymujący dzieci wioskowych i nadzieja w oczach mężczyzny. Zbóje nie dość, że miały zakładników to jeszcze żywiły się na koszt biednych wieśniaków. Kastner nie chciał niczego sugerować, ale miał nadzieję, że sierżant podejmie słuszną decyzję o zajęciu się problemem. Magnus chciał im pomóc i wiedział, że pozostali również mieli to w planach.

W kierunku faceta poleciała salwa pytań, która mogła okazać się ogłuszająca dla tego dobrego acz prostego człowieka. Kastner nie chciał mu dokładać ze spokojem czekając na jego odpowiedzi. W cały czas słabej dłoni wojownik warzył puklerz. Patrząc po twarzach pozostałych był w najlepszym zdrowiu chociaż daleko mu było do stanu idealnego. W obecnej kondycji ich załoga mogła mieć poważny problem nawet z garstką rabusiów. Musieli to rozegrać taktycznie, bo jak coś poszłoby nie tak to polałaby się nie tylko krew wioskowych dzieciaków…
 
Lechu jest offline