Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2020, 15:21   #61
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeśli mieli z goblinami walczyć, to zdecydowanie lepszym wyjściem byłoby to zrobić chroniąc się za palisadą. No ale rozkaz to rozkaz...
Gunnar wrócił do strażnicy, spakował swoje rzeczy i to, co zostało z sarniny, a potem zabrał dodatkowe futro, po czym osiodłał konia.
Ponownie sprawdził broń... i był gotów do drogi.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-01-2020, 11:56   #62
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Rozkaz był jasny: w drogę! Zebraliście się najszybciej, jak mogliście, zabierając ze sobą kilka futer i resztę zapasów sarniny, po czym wyruszyliście z cichej, martwej stanicy w pogoń za goblinami. Wierzchowce czuły się dobrze, widać im również odpoczynek w murach strażnicy wyszedł na dobre. Nowe siły tchnęły w was wiarę, że się uda! Być może lepszym wyjściem była by walka z zielonymi w stanicy, ale przecież nie mogliście być pewni, że wrócą. Biorąc pod uwagę, jak pewnie poruszali się na zachód, ich cel zdawał się być dla nich jasny.

Byliście żołnierzami, więc wypełnialiście żołnierski obowiązek. Broniliście tych, którzy sami nie potrafią się obronić. Ślady goblinów były idealnie widoczne na zmrożonym śniegu, nie trzeba było nawet wytężać wroku. Po chwili zniknęliście w przykrytym białą kołdrą lesie, podążając z wolna za tropem przeciwników. Tak, by trzymać się na odpowiednią odległość. Tamci nie wiedzieli, że za nimi jedziecie, co dawało wam pewną przewagę, ale na pewno nie w bezpośrednim starciu. Sierżant jednak otwratej walki ryzykować nie zamierzał.

Dawaliście z siebie wszystko, tropiąc gobliny. Las urwał się po niecałych dwóch godzinach jazdy, wyjechaliście na wznoszący się i opadający teren, upstrzony co jakiś czas niewielkimi zagajnikami. Jechaliście za śladami, jednak ani razu nie udało wam się dostrzec żadnego z zielonych. W końcu nadszedł wieczór, zatem obóz zdecydowaliście się rozbić przy jednym z większych pagórków, z którego całkiem dobrze było widać teren. Nie było tak zimno jak ostatnio, a sarnina dawała nadzieję. Czarny kot, który znów przyplątał się nie wiadomo skąd, stał się powodem żartów i uśmiechów.

Kolacja, warty, spać. Znów w namiotach, w zimnie, na niewygodnym, ubitym śniegu.


Poranek wstał spokojny, niemal bezwietrzny. Niebieskie niebo znaczyły białe chmury skrywające promienie słońca. Mroźnie. Bardzo mroźnie. Ale przynajmniej nie sypało. Pozbieraliście się i ruszyliście w drogę za zielonymi. Mijały kolejne godziny jazdy po śladach, mijaliście jary, wzniesienia, lasy, zagajniki. Znów nie było wam dane ujrzeć żadnego z goblinów. Co gorsza, pod wieczór pogoda pogorszyła się. Zaczęło wiać, niebskłon zasnuł całun ciemnych chmur. Rozbiliście kolejny obóz i w nocy się zaczęło.


Wróciła paskudna śnieżyca i przeszywający wiatr.

Już to przerabialiście i byliście przygotowani, wiedząc, jak reagować, co robić. Ale do rana zasnąć się nie dało. Rankiem zebraliście się, ruszając w dalszą drogę, ale szybko okazało się, że śnieg przykrył wszystkie ślady goblinów. Poza tym tak zacinał, że z ledwością mogliście dostrzec kompana podrożującego obok. Dokoła widzieliście tylko biel, która pokrywała dosłownie wszystko. Ruszyliście w drogę, ale szybko straciliście orientację w terenie. Wiatr raz wiał z jednej, raz z drugiej strony. Nie dało się określić, w którą stronę jechać. Śnieg siekał wasze twarze, nie pozwalał dobrze otworzyć oczu, rozeznać się w sytuacji.

Brnęliście przed siebie, a śnieżyca nie ustępowała. W takich warunkach minęło kolejnych kilka dni, podczas których staraliście się jedynie utrzymać przy życiu siebie i konie. Po dobrym nastroju i wierze w to, że uda się dopaść gobliny nie pozostał nawet ślad. Teraz liczyło się tylko przeżycie, a w takich warunkach nie było to łatwe. Nie wiedzieliście, ile dokładnie podróżowaliście i w którą stronę. Ostatkiem nadziei trzymaliście się myśli, że być może uda wam się dotrzeć do jakiejś wioski. Gobliny nie były już ważne, nie w taką pogodę.

W końcu padł koń Marcusa, więc mężczyzna zabrał się z Rupertem. Sam Kirchmair również nie czuł się dobrze i po kolejnych dwóch dniach na mrozie po prostu się nie obudził po nocy. Nie musieliście nawet stawiać kompanowi prowizorycznej mogiły, gdyż sypiący śnieg zrobi swoje. Osłabieni, otępiali i wymarznięci, ruszyliście w drogę. Być może to był już ostatni dzień waszego życia. Buran nie ustępował, nie było już nadziei. Rozpacz, dramat, zniechęcenie. Mróz i śnieg przebijajace się przez zasłony z ubrań.

Zmęczenie w końcu wygrywa, wszyscy po kolei tracicie świadomość, uwieszeni w siodłach swych rumaków, które jeszcze jakimś cudem prą naprzód. Najpierw poddała się Izabelle, za nią Cichy i Rupert. Najdłużej trzymali się Magnus, Gunnar i Otto, ale i ich ciała oraz umysły odmówiły posłuszeństwa. Nieważny jest śnieg, zimno. Nieważne jest wszystko. Teraz przyszedł czas na odpoczynek. W końcu nic już nie musicie...

A śnieg przykrywał wasze bezwładne ciała.


Obudziliście się niemal w tej samej chwili. Wasze spojrzenia dostrzegają drewno, ciemne drewno. Brak zimna. Przyjemny zapach zupy... Rozejrzeliście się. Wolno wracająca świadomość dała wam do zrozumienia, że znajdujecie się w jakiejś wiejskiej chacie. Przy piecu krzątała się jakaś starsza kobiecina, mieszając w garze. Przed płonącym kominkiem leżą wasze ubrania i rzeczy. Dopiero wtedy zdajecie sobie sprawę, że jesteście zupełnie nadzy, przykryci grubymi kocami. Czujecie mrowienie w palcach dłoni i stóp, jest wam ciepło i przyjemnie. Kobieta robiła, co mogła, by postawić was na nogi - co chwilę lała w was nieco gorzałki, by rozgrzać wasze ciała. Ostatnie rezerwy energii wpłynęły w was, pozwalając wstać, mówić i pytać, ale straszliwe, grożące kilkudniowym snem zmęczenie stało tuż na progu. Oczy wszystkich odmawiały posłuszeństwa, z trudem udawało wam się zachować resztki świadomości.

Nim zdążyliście o cokolwiek wypytać, drzwi na jednej ze ścian otworzyły się i do środka wszedł wysoki, brodaty mężczyzna, ubrany w ciemną koszulę. Rozmówił się cicho z kobieciną i stając na środku pomieszczenia, popatrzył po waszych twarzach.


- Mata szczenście, że was konie poniosły i żem was znalozł na obchodzie, bo inaczy to już byśta u Morra byli - powiedział głębokim głosem. - Uratowoł żem wam życie, a skoro żeśta żołnierze łostlandzkie, to nam pomożeta. Tak ponad dwa tygodnie bedzie, jak tu zbóje przyszły. Zanim się kto pokapowoł, co i jak i na widły wzioł tych skurwisynów, dzieciaki nam pobrali i w izbie rady wsiowej pozamykali. Tam je czymają i każdy jeden z wsioków wie, że jak na zbójów pójdzie, to łune dziecioki pozabijajom. Mój chłopok też tam je. Psie syny co wieczór przyłażą, co by żarcie brać, a i na kobitach naszych też se używają. - Wieśniak uderzył zaciśniętą pięścią w otwartą dłoń. - Jakby wos tu znalazły, to by nas pozabijały, dlatego działać musita szybko i uratować nasze dziecioki. Bo coś mie się widzi, że jak ciepło przyjdzie, to une i tak dziecioki zarżnom, a same czmychnom. Tak to możemy je jeszcze odratować. Cza to dzisiej zrobić i to w czasie dwóch mszy, bo późnij to one sie mogom pokapować, że wy żeśta tu som. To gadać tera prendko, czy wy pomożeta, czy nie. Bo jak nie, to do fortu możeta iść, na zachodzie jezd. Kuniki wasze w stajni żem przetrzymoł i nakarmił, czym mioł. - Zakończył mężczyzna, przyglądając się wam z nadzieją w oczach.

Pomimo odpoczynku w ciepłym łóżku, wciąż byliście wyczerpani. Najlepiej trzymał się Rzeźnik, najgorzej Izabelle, choć oczywiście nie narzekała. Trzeba było wam zadecydować, czy w obecnym stanie postawić się zbójom i uratować dzieci.
 
Ayoze jest offline  
Stary 10-01-2020, 20:29   #63
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Popełniali błąd za błędem i w końcu wypełnianie rozkazów dowództwa doprowadziło do tego, czego można się było spodziewać.
Z mrozem trudno było wygrać, jeśli nie siedziało się w ciepłej chacie i nie miało zapasów drewna i jedzenia.
Nic więc dziwnego, że w po kolejnej mroźnej nocy Marcus się nie obudził, a Gunnar był pewien, że nie tylko on ma świadomość tego, że kwestią godzin jest, by do Marcusa dołączyli kolejni. On sam ledwo trzyma się w siodle i nawet nie miał sił, by przeklinać dowództwo, zimę, gobliny i Otta.


Otworzył oczy.
Na królestwo Morra to zdecydowanie nie wyglądało. A słowa wypowiedziane przez nieznajomego potwierdziły pierwsze wrażenie.
Jakimś cudem udało się im ocalić życie. Jak na razie.

- Ilu jest tych wszystkich bandytów? - spytał. - Kiedy przyjdą po jedzenie? Ilu przylezie? Trzeba by ich zabić, przebrać się i wtedy wejść do tamtej chaty - zaproponował, spoglądając na Otto.
- Zdajecie sobie sprawę z tego - przeniósł wzrok na gospodarza - że mimo naszej pomocy dzieci mogą zginąć?
 
Kerm jest offline  
Stary 11-01-2020, 08:29   #64
 
Shiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Shiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputacjęShiv ma wspaniałą reputację
Początek pogoni za goblinami zapowiadał się całkiem dobrze, niestety potem wszystko się zesrało. Nie mogli przecież przewidzieć, że te cholerne śnieżyce wrócą i to jeszcze straszniejsze, niż wcześniej. Cichy momentami wmawiał sobie, że gobliny pewnie ich dostrzegły i to ich szaman wywołał tę paskudną burzę śnieżną, ale chyba po prostu chciał trzymać się czegoś, co będzie wytłumaczalne, zamiast polegać jedynie na tym, że pogoda ot tak po prostu się zepsuła. Bo takie załamania aury i w takim natężeniu nie zdarzały się w Ostalndzie często. Nie zamierzał jednak o tym rozmyślać, trzeba było zachować siły, by przeżyć.

Kolejne dni były jeszcze gorsze. Marcus i jego koń nie dali rady, kwestią czasu było, gdy śmierć dopadnie też pozostałych. Ebert pomodlił się krótko nad ciałem kompana, po czym ruszył z pozostałymi w dalszą drogę. Przecież musieli w końcu dotrzeć do jakiejś wioski, jakiejś chałupy, czy gospody, psia mać! Jego zdolności odnajdowania śladów na nic się zdawały przy takiej pogodzie, gdzie wszystko zlewało się w białą masę. A z dnia na dzień Volmar słabł i choć nie chciał dopuścić do siebie tej strasznej prawdy, to wiedział, że jego życie gaśnie.

Było mu zimno, ledwo mógł się ruszyć w siodle, nie chciało mu się ani gadać, ani pić, ani jeść. Już nawet nie miał znaczenia cel zadania, po prostu brnął pochylony na swym koniu, przykryty śniegiem, chcąc znaleźć się tylko w cieple. Nawet nie wiedział, kiedy odpłynął w ciemność, która była wybawieniem.


Powrót do rzeczywistości nie był przyjemny, ale przynajmniej było ciepło. Gdy otworzył oczy, świat wirował i dopiero po dłuższej chwili wszystko się ustabilizowało. Leżał w łóżku, przykryty kocami, wokół dostrzegł pozostałych. A więc jednak przeżyli! I choć czuł się paskudnie, to cieszył się, że żyje! Nieopodal zobaczył jakąś babinę kręcącą się przy piecu. Czy to ona ich uratowała? Nie mogło być, była za stara. Po chwili wszystko się wyjaśniło, gdy w izbie pojawił się nieznajomy mężczyzna.

Cichy przysłuchiwał się jego słowom, ziewając przeciągle. Organizm wciąż dopominał się o odpoczynek, ciało z trudem reagowało na żądania umysłu, ale przynajmniej nie pomarli tam, na tym zimnie, przykryci śniegiem aż do wiosny. Wieśniak opowiedział, że w siole mieli swoje problemy, z którymi zwiadowcy mieliby im pomóc. Ebert już podjął w myślach decyzję - miał zamiar odwdzięczyć się za uratowanie życia, pozostali pewnie mieli podobnie. I choć nie byli w optymalnej formie, nie można było zostawić tych dzieciaków na pastwę losu.

Gunnar wystrzelił z pytaniami, więc Volmar zabrał głos po nim.
- Jaką mają broń i gdzie konkretnie trzymają dzieci? Wyglądają na takich, co potrafią mieczem robić, czy to jakieś zwykłe chłystki? - Spytał. - Wiecie, że ledwo co żyjemy, prawda? Potrzebujemy gorącego, tłustego posiłku i chwili odpoczynku. Przydałyby się też nasze rzeczy, na golasa z nimi walczyć nie pójdziemy. - Wskazał podbródkiem suszące się ubrania i leżącą obok broń. - Gunnar dobrze mówi, żeby się tu zasadzić na tych, co po żarcie przyjdą, zajebać, przebrać się i pójść rozliczyć się z resztą. Bandyci się nas nie spodziewają, więc element zaskoczenia jest po naszej stronie. Co myślisz, Otto? - Spojrzał na sierżanta, już bez silenia się na oficjalne podejście.
 
Shiv jest offline  
Stary 12-01-2020, 17:38   #65
 
Ronin2210's Avatar
 
Reputacja: 1 Ronin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputację
Pościg za goblinami nie zapowiadał się źle z początku, lecz gdy kolejne dni przyniosły kolejne ochłodzenie i zamiecie, ślady zostały zatarte i cała drużyna znowu znalazła się w okowach zimy. Pierwszy nie wytrzymał nawałnicy koń Marcusa, a potem on sam. Na ile się dało pochowano towarzysza pod grubym śniegiem i ruszono w dalszą drogę. Otto dopisał drżącą z zimna ręką dobytek poległego Marcusa do pięćdziesięciu karli i miecza oficerskiego ze stanicy w tym samym dzienniku, który prowadził martwy sierżant.

***
Dnia <kleks> zmarł z zimmna sstarszy szeeregowy Marcus Kirhmair, pop<kleks> dnia pasdł padł pod nim koń. Mja chba ssiedemmnasty dzń od wyruzenia z fortu w pogoń za goblinami.
***

"Umarłem?" Otto rozejrzał się po pokoju z pod na wpół otwartych powiek, zauważył swoich ludzi za wyjątkiem Marcusa. "A więc umarł, przez mój rozkaz"
- Krwa! - zdławionym głosem burknął sierżant, ręce, nogi i twarz paliła go żywym ogniem, znak że bliski był je odmrozić.

Otto starał się usiąść na łóżku w czasie gdy reszta rozmawiała z gospodarzem, przysłuchiwał się opisowi sytuacji i szczególnie interesowało go ilu jest bandytów. Nie zamierzał wchodzić reszcie w słowo. Podszedł chwiejnie do rozłożonego ekwipunku i podniósł pistolet. Odciągnął kurek, sprawdzając czy nie zamókł proch, po czym rzucił go w stronę Gunnara. - Mam nadzieje że wiesz jak się strzela? - po czym podał mu też zapas prochu i kul Marcusa.

- Powiedz - zwrócił się do gospodarza. - Ilu masz ludzi gotowych iść z nami? - spytał zapinając sprzączkę u pasa, mocując do niego pochwę z mieczem i wkładając za niego dwa naładowane pistolety.

- Jestem Otto Hindelberg, sierżant zwiadu trzeciej chorągwi lekkiej jazdy Ostlandu, a to mój oddział, z kim mam przyjemność? - wyciągnął rękę w stronę gospodarza.
 
Ronin2210 jest offline  
Stary 13-01-2020, 01:23   #66
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Izabelle w czasie rozmowy pieczołowicie ogrzewała się przy ogniu i się przysłuchiwała. Gdy się poczuła na tyle dobrze, aby móc się w nią włączyć odezwała się do reszty - Na miejscu zasadzki znajdzie się miejsce, z którego mógłabym oplątać siecią jednego z bandytów?
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 13-01-2020, 11:18   #67
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Podróż była całkiem przyjemna biorąc pod uwagę warunki i niedawno zakończoną regenerację. Magnus był w najlepszym stanie z uwagi na zdrowie, które zwróciła mu magiczna mikstura. Kastner nie dał się ponieść emocjom dlatego rozplanował sobie podróż tak aby wytrzymać jak najdłuższą jazdę. Weteran musiał być przygotowany na pościg, który mógł trwać dobre kilka dni. Mężczyzna liczył na to, że żołnierze dognają zielonoskórych w kilka godzin, ale jego nadzieje okazały się płonne.


Zwiadowcy mogli liczyć na bezbłędne określenie kierunku wyprawy nieprzyjaciela dzięki świeżym, nie przysypanym śniegiem śladom. Pierwszego wieczoru, śmiejąc się z popisów czarnego sierściucha, nikt nie spodziewał się pogorszenia warunków. Magnus nie był jednak w stanie odpuścić sobie czujności i codziennej rutyny. Zajął pierwszą wartę będąc gotowym na wszystko…


Po piekielnie chłodnym poranku i przygotowaniu do drogi Magnus nie spodziewał się przyjemnego dnia. Mijane zagajniki, doliny i wzniesienia Kastner badał wzrokiem szukając zasadzki goblinów. Weteran musiał trochę odpuścić, bo jego czujność graniczyła z paranoją. Ślady wroga były nadal widoczne co zmieniło się po rozbiciu obozowiska. Śnieżyca zwiastowała przykrycie tropu i zgubienie zielonych. „Rzeźnik” w myślach rzucał mięsem nie mogąc pojąć jak można było mieć tyle pecha na jednej wyprawie. Nic tylko czekać aż znowu się zgubią…

Były gladiator był odporny fizyczne i psychicznie. Po wyruszeniu w drogę nie dawał po sobie poznać presji. Śnieg zacinał niemiłosiernie, wiatr wył, a monotonny, biały krajobraz usypiał czujność. Weteran starał się nie tracić werwy co jakiś czas schodząc i drepcząc obok swego wałacha. Początkowo Magnus dawał radę, ale godziny katorgi w końcu przeistoczyły się w dni. Zdawało się, że nikt już nie myślał o kryjącym się gdzieś nieprzyjacielu. Dla wszystkich bez wyjątków liczyło się przetrwanie, które zaczynało graniczyć z niemożliwym. Kastner stracił rachubę czasu starając się tylko przetrwać. Nie liczyło się jak długo parli naprzód dopóki to robili. Prawdziwy kryzys nadszedł kiedy padł koń Marcusa. Zwiadowca zdradzający zaawansowaną chorobę jechał ze strażnikiem jednak po minie Cadavera, który był wtedy najbliższym kompanem Kirchmaira szło wywnioskować, że Marcus zbliżał się do tragicznego końca. W końcu przyjaciela nie udało się dobudzić po nocy. Magnus klął na całe gardło. Nie omieszkał jednak zmówić modlitwy za przyjaciela, którego ciało zostało na tej białej pustyni.

Po wyruszeniu w drogę Magnus rzucił jeszcze raz wzrokiem na pozostałych. Kastner miał nadzieję jednak jasnym było, że ich siły były na wykończeniu. Weteran do samego końca miał w spojrzeniu te zadziorność mówiącą „Nic nie jest w stanie mnie złamać”. Była to jednak gra pozorów, bo psychika „Rzeźnika” odpuściła po ujrzeniu przykrego obrazu Izabelle, Ruperta i „Cichego” wiszących bezwładnie w siodłach niczym niesione przez konie kukły. Umysł Magnusa odmówił posłuszeństwa podsuwając jedynie tragiczne wizje śmierci. Weteran zawsze chciał poznać granice swojej wytrzymałości. W końcu jego niewypowiedziane marzenie się spełniło. Nie pocieszała go nawet myśl, że wytrzymał dłużej od wielu twardych jak stal towarzyszy…


Zapach zupy, faktura drewna, ciepło… Świadomość powoli wracała do „Rzeźnika”, który nie silił się na żadne słowa. Wojownik powoli wodził wzrokiem po otoczeniu nie otwierając oczu bardziej niż to było konieczne. Mężczyzna dostrzegł piec, starszą kobietę i gar, z którego uchodziły kłęby pary. Jego okrycie suszyło się przy kominku, z którego dochodziło przyjemne trzaskanie palonego drewna. Nagość, którą Magnus odkrył nie przeszkadzała mu zupełnie. Już jako gladiator wyzbył się tego rodzaju wstydu. Weteran był przykryty grubym kocem. Jego dłonie i stopy odzyskały pełną mobilność. Facet cieszył się, że obeszło się bez amputacji niemal tak samo radośnie jak z tego, że nadal żył.


Kobiecina w pewnym momencie podeszła do Magnusa wlewając mu miedzy wargi gryzący alkohol. Wojownik przełknął łapczywie prawie się dławiąc. Przyjemne ciepło rozeszło się po jego wnętrznościach. Kastner pokiwał z podziękowaniem głową jednak nadal nic nie powiedział. Wysoki brodacz, który nagle pojawił się w izbie przykuł wzrok każdego ze zwiadowców. Po krótkiej wymianie zdań z kobietą facet przemówił do żołnierzy wyjaśniając ich obecną sytuację. Okazało się, że to ten człowiek stał za wybawieniem Magnusa i pozostałych. Sam czyn był bezinteresowny, bo dowiedzieli się gdzie znajdą garnizon. Ba. Gość zajął się również ich końmi i mogliby ruszyć od razu… Gdyby nie bandyci przetrzymujący dzieci wioskowych i nadzieja w oczach mężczyzny. Zbóje nie dość, że miały zakładników to jeszcze żywiły się na koszt biednych wieśniaków. Kastner nie chciał niczego sugerować, ale miał nadzieję, że sierżant podejmie słuszną decyzję o zajęciu się problemem. Magnus chciał im pomóc i wiedział, że pozostali również mieli to w planach.

W kierunku faceta poleciała salwa pytań, która mogła okazać się ogłuszająca dla tego dobrego acz prostego człowieka. Kastner nie chciał mu dokładać ze spokojem czekając na jego odpowiedzi. W cały czas słabej dłoni wojownik warzył puklerz. Patrząc po twarzach pozostałych był w najlepszym zdrowiu chociaż daleko mu było do stanu idealnego. W obecnej kondycji ich załoga mogła mieć poważny problem nawet z garstką rabusiów. Musieli to rozegrać taktycznie, bo jak coś poszłoby nie tak to polałaby się nie tylko krew wioskowych dzieciaków…
 
Lechu jest offline  
Stary 13-01-2020, 17:43   #68
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Północ chyba jako jedyny był na tyle silny by ponieść w taką pogodę dwóch jeźdźców. Sam Rupert z całym ekwipunkiem ważył naprawdę sporo, do tego wszystkie rzeczy niezbędne na szlaku, a tu jeszcze jeden człek. Ale widać było, że na rumaku nie zrobiło to większego wrażenia. Ciężko było i tak, a poddawać się nie miał zamiaru.
Szkoda tylko, że pomimo wysiłku konia i Czarnego Strażnika Marcus i tak odszedł do Królestwa Morra. Zmarł spokojnie, we śnie. To była dobra śmierć. Dla wojownika lepsza byłaby w walce, jednak Marcusa wcale nie spotkała hańba. Śnieg szybko otulił jego ciało. Kopanie dołu w tej zmarzniętej na kamień ziemi, byłoby praktycznie niemożliwe. Nikt nie miał na to sił i ochoty. Stało się, jak się stało.


***

Podczas dalszej jazdy było czuć wyraźnie, że robi się źle. Bardzo. Ślady, za którymi jeszcze niedawno jechali tak pewnie, teraz zupełnie zniknęły. Rupert zachodził w głowę jak goblinom udawało się tak sprytnie i zwinnie jeździć podczas takich zamieci. Czy wszystko zawdzięczali magii szamana? Jakie były ich metody? Dla tego oddziału była to katorga. Ostatnia taka misja w życiu. Albo w ogóle ostatnia...


Cadaver ocknął się jako ostatni. Miał sen. Coś o dawnych czasach. Śniła mu się walka z nieumarłymi z Sylvani. Kiedy się obudził pamiętał tylko tyle. Nie mógł sobie przypomnieć z kim tam był, gdzie dokładnie, a tym bardziej co tam robili. Przypomniał sobie tylko, że obudził się, bo został ugodzony strzałą albo bełtem.
Czuł się lepiej. Słyszał swoich towarzyszy i gospodarza. Nie odzywał się, tylko pytał sam siebie. ~ Gdzie są moje rzeczy, gdzie Północ? ~ A odpowiedzi przychodziły same.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 15-01-2020, 07:24   #69
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Gospodarz uścisnął dłoń sierżanta.
- Bruno mnie wołajom, a to moja kobita, Helga - pokazał palcem na starszą kobietę, nalewającą parujący wywar do drewnianych misek. - Gulasz wom zrobiła, co byśta się chłopy rozgrzali. Dobrze, że nom pomożeta, cieszem siem. A że żeśta wojsko, to żem od razu rozpoznoł, za młodu też żem służył najjaśniejszemu panu, jeno w piechocie. A zbójów jest pińciu, to je mniej niż wos. A i jo z wami pójdem. Samymu śmiałości żem ni mioł, zwłaszcza, że żodyn wioskowy palcym nie kiwnie, bo siem boją ło dzieci. Ale jak żołnierze tu som, to i jo żem śmiałości nabroł. Babo, dej już tyn gulasz i skocz no mi do stodoły, wór co w rogu leży przynieś. Tylko uważej, bo tam cynne rzeczy som.

Kobieta bez słowa podała wam gorący gulasz, po czym zarzuciła na siebie płaszcz i wyszła tylnymi drzwiami z chaty, wpuszczając do środka kilka zbłąkanych płatków śniegu. Bruno kontynuował.
- Jak żem mówił, żodyn wsiok paluchem nie kiwnie. Nie pójdom z nami, bo siem bojom. Jestemy same w tym. A zbójce po żarcie różnie przychodzom. Czasym popołudniu, czasym pod wieczór, różnie. I różnie chodzom. Czasym parami, a czym nawet we trójke. Ni ma czasu, żeby tero na nich czekać. Zjedzta i poleziemy ich załatwić, zanim który siem zorientuje, żeśta w wiosce. Wtedy bedzie po ptokach. - Gospodarz pokręcił głową. Słuchaliście dalej, zajadając gorący gulasz. - Łuny przy mieczach som, żodnygo pancerza żem nie widzioł, w koszulach i płaszczach łażom. Zwykłe zbójniki, psia mać! Ale chłopy młode, wypoczynte i najedzone, to może być ich przewoga nad wami. Chałupa rady wsiowej na końcu głównej ścieżki je, przy studni. Cza by pińć chałup minąć i bedziemy na miejscu. Tam bandziory siedzom, a dziecioki w piwnicy czymają.

Po tych słowach drzwi chaty otworzyły się i w środku pojawiła się Helga, niosąc wypchany worek. Podała go Brunonowi, a wieśniak wyciągnął ze środka skórzany hełm i kaftan oraz miecz w pochwie.
- Zostało na pamiontke po służbie u najjaśniejszego. Dzisiej się przydo. - Uśmiechnął się krzywo i zaczął zakładać kaftan. - Radźta się szybko, co robimy, tu sie liczy każdo chwilo, cza działać, póki wos nie odkryli. Szarówka już za oknym, śnieg sypie, jak na moje, powinnimy przemknońć pod chałupami, a potem jebut, wpaść do środka i ich rozdupcyć. No chyba, że mota lepszy plan, to słuchom. - Gospodarz zapiął pas z mieczem pod wydatnym brzuchem.

Gorący, dobrze doprawiony gulasz i gorzałka działały cuda, ale mimo to wciąż nie byliście w dobrej formie. Dłonie z trudem zaciskały się na rękojeściach mieczy, z cięciwami łuków mógł być jeszcze większy problem. Trzeba by zapewne kilku dni solidnego odpoczynku, by wszystko wróciło do normy, jednak zdawaliście sobie sprawę, że na taki komfort nie mogliście sobie teraz pozwolić. Plusem był fakt, że mieliście przewagę - siedmiu na pięciu, chociaż umiejętności bojowych emerytowanego żołnierza mogliście się tylko domyślać.
 
Ayoze jest offline  
Stary 17-01-2020, 20:47   #70
 
Ronin2210's Avatar
 
Reputacja: 1 Ronin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputację
- “Wpaść do środka i rozdupcyć” to trochę mało wysublimowane rozwiązanie. - powiedział do pozostałych “Rzeźnik” po chwili spoglądając na gospodarza. - Bez obrazy, Herr Bruno. Jestem bardzo wdzięczny za okazaną pomoc. - pokiwał głową weteran idąc śladem mężczyzny i szykując się do bitki. - Najprostszym rozwiązaniem byłoby poczekać przy chacie i dostać się do środka kiedy bandyci otworzą ją aby wyjść po zapasy. Nie trzeba będzie się włamywać i robić rabanu na całą wieś. Jak dzieciaki są trzymane w piwnicy to zbóje nie zdążą im zrobić krzywdy zanim staniemy w szranki.
- Dokładnie, zgadzam się z Rzeźnikiem - powiedział Cichy, zakładając buty. - Element zaskoczenia mamy po swojej stronie, więc tak, jak mówi Magnus, można zakraść się pod chatę i w gotowości poczekać, aż sami nam drzwi otworzą. Noc idzie, to i po żarcie pewnie niedługo się wybiorą, żeby jakąś wieczerzę zjeść. A skoro twierdzisz, gospodarzu, że trzeba od razu dzieci odbić, to nie widzę innego, lepszego rozwiązania. Co wy myślicie? - Spojrzał po pozostałych, którzy jeszcze nie zajęli stanowiska. Gdy skończył się ubierać, zajął się dokończeniem gulaszu.
- Też sądzę, że lepiej by było, gdyby nie trzeba było drzwi rozwalać - powiedział Gunnar. - Okna mają zawarte i okiennicami zakryte? Wartownicy jacyś pilnują przed chatą? Jest w wiosce ktoś, kto ze strachu pobiegnie i bandytom doniesie, żeśmy się w wiosce zjawili?
- Łokna odkryte majom, ale jak bymy przeszli bokim obok chat, to nawet, jakby który paczoł, to by nos nie zoboczył. Wartowników żodnych nie wystawiajom, łune pewne siebie som, nawet chyba drzwiów nie zamykają na skobel. Przedwczoraj baniak łokowity od starygo Heinza zarekwirowały zbóje, to może i popite som, albo co - powiedział Bruno. - Wioskowe nie doniosom, bo żodyn nie widzioł, jak jo żem wos przytargoł od struny stodoły do chałupy. Jeno Helga wi, żeśta tu som, ale łuna nigdzie nie polezie, młodygo wypatruje, że my uratujemy - przekonywał gospodarz.
- Ja myślę inaczej. - głos zabrał Czarny Strażnik. - To tylko kilku banitów, którzy starają się związać koniec z końcem. Fakt, że wybrali zły sposób, ale to wciąż zapewne kilku chłopów z spalonych wiosek albo w najgorszym razie dezerterzy. Można spróbować przemówić im do łbów. Jeśli weźmiemy ich z zaskoczenia i coś pójdzie nie tak, ktoś z nich się wycofa, to może zrobić krzywdę dzieciom. Możemy z nimi pogadać. Jak zobaczą nas w pełnym rynsztunku, na koniach i zobaczą skąd idziemy, to może zmądrzeją. Wątpię, że będą chcieli umierać za kilka porcji jedzenia.
- Ale co nas obchodzi, że to banici którzy chcą związać koniec z końcem? Porwali dzieci, sterroryzowali wioskę. Ogniem wojujesz, to od ognia giniesz - powiedział Volmar. - Jesteśmy żołnierzami i takie rzeczy trzeba załatwiać po żołniersku. Może jak jeden, czy drugi padnie, to się reszta opamięta, ale jestem za tym, żeby zaatakować chatę. I bez koni, skoro to tylko parę domów dalej. Poza tym, jak my się zwiążemy z nimi walką, Bruno może lecieć do tej piwnicy, gdzie dzieci są trzymane. Otto, decyduj.
- Nic nas to nie obchodzi. Zwracam tylko uwagę na ich sytuację i to kim są, a kim jesteśmy my. Być może nie trzeba się niepotrzebnie narażać i nie trzeba narażać dzieci. Ale zgadzam się, niech sierżant decyduje. - Odpowiedział Rupert.
- Jak chcesz im przemówić do rozumu? - zapytała Izabelle Czarnego Strażnika - Za to co zrobili czeka ich szubienica! - a następnie zwróciła się do reszty rozmówców - A ja sądzę, że najlepiej będzie czekać gdzieś po drodze i urządzić zasadzkę. To powinno osłabić ich siły przed naszym szturmem.
- Powiedzieć by się poddali i oddali dzieci. Liczę na to, że się nas przestraszą. Mi osobiście wisi ich los. Jeśli wolicie iść walczyć to pójdę z wami. Jednak gdyby udało nam się ich przekonać do oddania dzieci i odejścia, to straty będą zerowe. - powiedział zupełnie spokojnie Rupert.
- Dobrze będzie zaczekać gdzieś przy chacie aż wyjdą po jedzenie i wpaść do środka z przeważającą przewagą, obezwładnimy tych kilku, którzy pozostaną w chacie, a nasz gospodarz wpierw zejdzie do dzieciaków. - dodał od siebie Otto przysłuchując się pomysłom swojego oddziału.
- Do piwnicy jest jakieś boczne wejście, albo okno lub zsyp na ziemniaki? - sierżant zwrócił się do gospodarza.
- Klapa w podłodze je, a jak klape sie uniesie, to schody na dół idom - powiedział Bruno. - Klape można tylko od góry zamknońć na skobel, to do dziecioków szybko bedzie sie można dostać. Moge iść do piwnicy na ochotnika.
- Mogę iść z tobą - odrzekła Izabelle - taki schowek to idealne miejsce do użycia mojej sieci.
Bruno tylko skinął głową zwiadowczyni na znak, że się zgadza.
- Chwila oddechu i wychodzimy, zasadzimy się i poczekamy aż wyjdą po jedzenie, potem wpadniemy do chaty. - dodał Otto na koniec.
 
Ronin2210 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172