Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2020, 21:49   #23
Vadeanaine
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Droga ciągnęła się pod górę, więc Igor nie dziwił się milczeniu. Zawszeć to trudniej było, a jeszcze we mgle, wlec nogi po stoku. Zmęczenie wgryzało się w mięśnie, oddech stawał się krótszy, a im kto bardziej niezwykły górskich szlaków - tym bardziej. Dobrze, że szli. Przynajmniej rozgrzewka na dobre by wyszła w lodowatym deszczu, tylko że drugi raz, trzeci i nawet czwarty... Szaman obejrzał się na szczyty drzew, za każdym razem jakoś żwawiej przyspieszając marszu. Bo zamiast cieplej od ruchu, to zimno mu się robiło, a w głowie coraz natrętniej kołatały bajania ledwo pamiętane z dzieciństwa, strachy na Lachy i niegrzecznych synków... Legendy o słowiańskich Pomurnikach. Raz taki człowieka ujrzy i już nie odpuści. A jeśli to prawda? Zakapturzona postać i dotknięcie czyichś oczu podnoszące włosy na karku. Zgadza się, u licha. Pojawiał się nie tam, gdzie by go spodziewać – Pomurnik – i ścigał... Zupełnie jak to widmo, po różnych stronach szlaku, w różnej odległości... Było. Ciągle było.

Szaman milczał. Niedowiarków już nie chciał martwić, zwłaszcza jak niewiele mógł na te strachy poradzić tu i teraz, kiedy człapali, dysząc z nadzieją na schronienie przed burzą.

Ruiny omszałej ściany i fundamentów wydały się przy tym Soroce ukojeniem, pomimo cmentarzyska rozrzuconych wokół zwierzęcych kości. Przeklęta amnezja... A byłby niemal przysiągł, że kiedyś widział chałupę. Tylko jak mógł ją widzieć? Gdzie i kiedy? Może to w cudzym życiu, w transie, nie własnym?

Zaczął grzebać przy ogniu, gdy Sullivanowie zabrali się do planowania szałasu. Usmolił brodę dmuchając w żar. Syknął gdy iskra prysnęła na wargi. Na pytanie o swoją robotę obejrzał się dziarsko.

- Cholera żesz, przeca mam w plecaku kawałek toporka.

Zdążył wyjąć zmajstrowaną własnymi rękami ni to siekierkę ni topór, którym równie dobrze można było ociosać świeże gałęzie i rozbić komuś łeb, nie nadawałaby się jednak do ścinania grubych drzew, chyba że żmudną łupaniną, na jaką nie mieli czasu. Ale nie zdążył użyć narzędzia, bo błysnęło i w świetle tej błyskawicy ujrzał... Coś.
Właściwie to czarną, spaloną sosnę w ciemnym na powrót gąszczu lasu, przy ruinach. Tego był pewien. Tylko, gdyby to była wyłącznie sosna...

- Kurwa mać! - zaklął dosadnie – Ma ktoś latarkę jeszcze? Zimnica z nieba na łby leci, a ci w gorącej wodzie kąpani. Kto ręczy, że wiocha od tych wszystkich dziwów będzie wolna, co? Jak tych samych pewnie, kurwa, włodarzy, co i cmentarz i gnilnia, do cholery!? Drzewek się łamać zachciało, to zamiast na szpicę lecieć, wziąłbyś pomógł tym, co ledwo człapią, człowieku! Poświećta kto... O tam! – wskazał ręką.
W drugiej jakoś mocniej ścisną siekierkę, aż kostki palców pobielały. Bo to, co zobaczył w krótkim blasku pioruna, w przeciwieństwie do swojskich resztek chałupy, już optymizmem nie napawało.

To coś było niemal gorsze od Pomurnika.
 
Vadeanaine jest offline