Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2020, 22:59   #231
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Wcześniej...

(Gdy Dalacitus przemienił się w elfkę)
Kadir otaksował nagą elfkę dość lepkim spojrzeniem. Gwizdnął nawet wesoło i to pomimo trudu zmagania się z magią portalu.
Sięgnął pod szatę i wyciągnął niepozorną kostkę, która była poniekąd źródłem tego wszystkiego.
- Trzymaj. - zawołał i rzucił zabawkę w ręce Dalacitusa. Chciał zrobić jeszcze jakiś głupi żart, ale elfka spojrzała na niego tak przenikliwie...
- eh Em, wiesz... ja na prawdę chciałem ją ci oddać... i... no... przykro mi, że jej nie uratowałem... - Tu Kadir skinął głową w stronę wózka z ciałem siostry elfki - starałem się... - burknął. Wydawał się zły na siebie, choć nie wiadomo było, czy za to, iż przemówił jak do prawdziwej elfki, czy za to, że nie uratował tamtej, a może po prostu męczyły go zaklęcia.

- Potrzebuję czegoś więcej.... Muszę.... tak... to powinno zadziałać.- mamrotał czarodziej.
Kadir wyszedł z portalu i oddalił się w stronę swego pałacu. - Zaczekajcie na mnie, muszę... - Kadir zamilknął na chwilę. - Ach, za wiele by tłumaczyć. - machnął ręką.
Potem oddalił się wraz ze swoją świtą.
Ciężka brama opuściła się, pozwalając Kadirowi na wejście.
Jednak już po kilku krokach Kadir cmoknął niezadowolony. Potężna magia tutaj zgromadzona zakłócała by to co zamierzał.
Cofnął się zatem i ukląkł na piasku. Jego straż go otoczyła ochronnym kordonem.
Kadir zamknął oczy i rozpoczął zaśpiew.

Wiedział, że kluczem tutaj są emocje. I czuł się z tym źle. Uczucia były... były mu obce. Dawno wyblakły na przełomie wieków. A to teraz było problemem.
Kadir westchnął ciężko. Będzie musiał udawać. Tak. Będzie robił, to co zawsze. Uplecie tak doskonałe kłamstwo, iż oszuka sam siebie.
Bo czym wszak jest prawda? Tyko kłamstwem, w które wierzymy. Odbiciem w zwierciadle, które bierzemy za oryginał. Nie ma czegoś takiego jak prawda absolutna. Jest tylko interpretacja znanych nam, często nielicznych, faktów, zmieszanych z domysłami, przesłankami i dopełnione naszymi życzeniami.
Tak, uda mu się.

Najpierw Kadir poczuł słodki zapach Kiri. Świeży, młody, żywy i soczysty zapach. Nie potrafił go nazwać, lecz czuł go tak wyraźnie.
Zobaczył jej uśmiech. Tak. Pamiętał ten moment. Siedzieli na wierzy w fotelach i grai w planszową grę strategiczną.
W pewnym momencie Kiri wstała, przeciągnęła się rozkosznie niczym kotka i stanęła za Kadirem.
Starzec poczuł jej kojące dłonie na swych barkach. Masowała tak cudownie.
Kadir zamknął oczy, mógłby odpłynąć.
Jednak nagle dotyk zmalał, by zaniknąć zupełnie.
Kadir otworzył oczy. Widział jeszcze niewielkie wgniecenie w fotelu, gdzie Kiri jeszcze przed kilkoma chwilami siedziała.
Zapach, ten słodki cudowny zapach.... zanikał.
Kadir bał się obrócić za siebie. Wiedział, że Kiri już nie ma.
Próbował pochwycić się tego zapachu, przytulić go do siebie, Łapczywe i zachłannie zagarnąć go tylko dla siebie. Jednak zapach był nieuchwytny, wymykał się, zanikał, oddalał się.
Kadira ogarnął smutek. Zrobiło mu się zimno, mimo palącego słońca.
Nogi stały się ciężkie, jakby z lodu.
Powoli cały krajobraz zaczął się zmieniać. Słońce przygasło, nad ziemią pojawiła się szara mgła.
Gdzieś rozpłynął się jego pałac...
Kadir tęsknił tak bardzo. Za Kiri, jej uśmiechem, za słońcem... za ciepłem drugiego ciała...
Kadir rozejrzał się dookoła. Gdzieś we mgle, na skraju widoczności, dostrzegł kobiecą postać. Dziewczyna zatrzymała się, jakby wyczuła jego zrozpaczone spojrzenie. Lekko obróciła głowę, jakby spoglądała przez ramię. Kiri? Tak to musiała być ona.
Kadir uśmiechnął się, i lekkim krokiem ruszył w jej stronę.

Wtem nagle mgła dookoła zawirowała. Z pasm szarości uformowała się elfka, blada niczym upiór.
Rozwarła szeroko wargi, a z jej ust dobył się przerażający niemy krzyk.
Wicher dookoła wzmógł się, napędzany upiornym wyciem. Huragan szarpał szatami maga. Gęste tumany kurzu wzniosły się przyćmiewając niebo.
Kadir zupełnie stracił Kiri z oczu.

Jego pragnienie odzyskania swej własności... nie... nie wolno było mu tutaj tak myśleć. Potrzebował innej prawdy. Potrzebował emocji.
Lud powiadał, iż miłość była najpotężniejsza. Kadir postanowił to sprawdzić.
Poczuł ciepło. Tak, lepiej. Poczuł wiosenne promienie łechtające jego skórę. Poczuł zapach kwitnących kwiatów. Poczuł zapach młodej dziewczyny. Poczuł się młody i pełen wigoru. Jego serce zabiło szybciej, krew zagotowała się.
Tak, odczuł miłość. To było tak cudowne, tak odurzające uczucie.
Mrok rozświetliły świetliki pojawiające się dookoła niego. Nie nie świetliki. Motyle. Utkane z złotego blasku kolorowe motyle. Uniosły go w powietrze, z dala od upiornej elfki i tego strasznego huraganu.
Kadir zaczął mknąć przez przestworza, nie... zaczął gonić swą ukochaną! Czuł, jak z każdym uderzeniem serca zbliża się coraz bardziej.

Jednak inne uczucie poczęło się formować w przepastnej głębi szarości. Zazdrość. Tak stara i zimna jak morska głębia. Mgła zafalowała, wzrosła oplatając Kadira, chcąc go na wyłączność. Pasma szarości przekształciły się w twarde mury, zamykając i więżąc maga.

A jednak, miłość nie była aż tak potężna jak powiadano.

Kadir przywołał pychę. Tak potężną i tak wielką, iż zaczął rosnąć. Jego masa rozbiła mury z łatwością. Jednak Kadir nie skończył na tym. Teraz szarość była niczym więcej, jak małym robaczkiem u jego stup. Wystarczyło... Kadir uniósł nogę i opuścił ją, miażdżąc wszystko pod swymi podbitymi aksamitem butami. I jeszcze raz i jeszcze raz.

Jednak nagle jego stopa ugrzązła w czymś mokrym i lepkim. Kadir rozpoznał emocję. Melancholia. Ciągnęła go w dół. Zatapiał się w bagnie.

Kadir stawał się coraz lepszy w tej grze. Szybko się uczył. Przekonał sam siebie, iż odczuwa zazdrość. Lecz nie zimną, tylko gorącą. Dookoła niego buchnęły płomienie. Jego zazdrość buchała gorącem. pochłaniała wszystko na swej drodze. Bagno zaskwierczało i wyparowało w mgnieniu oka. Sama szara mgła zapłonęła, zwijając się i sycząc niczym nici pajęczyny, gdy przytknie się do niej otwarty płomień.

Jednak szarość nie dawała za wygraną. Pojawiła się bezgraniczna obojętność. Powietrze się cofnęło, płomienie się zadusiły. Kadir próbował zaczerpnąć tchu, lecz nie było czym oddychać.

Kadir przywołał toksyczną dumę. wzniosłą, uskrzydlającą.
Mag uniósł się w przestworzach na skrzydłach usłanych z żrących wyziewów, pozostawiając za sobą wijące się toksyczne opary Szara mgła skwierczała i topiła się tam, gdzie doszło do kontaktu.
Kadir miał nadzieję, że nie będzie mogła za nim podążyć przez opary. Mylił się.

Szarość obróciła jego dumę i ego przeciwko niemu samemu,
Kadir czuł się coraz potężniejszy, coraz potężniejszy, a co za tym szło coraz cięższy, z coraz większym trudem machał skrzydłami ,aż w końcu był zmuszony do lądowania, gdyż skrzydła nie były w stanie unieść już jego ego.

Kadir się wycofał z tego uczucia. W zamian skupił się na nieśmiałości. Na chęci zniknięcia. I rzeczywiście, jego ciało stało się niematerialne, był duchem bez ciała. Lekki niczym piórko. Jednak na tym nie skończył. Brnął dalej w to uczucie. Pojawiły się pęknięcia w rzeczywistości, z początku małe, jednak szybko się powiększyły. Dziury w rzeczywistości poczęły wsysać wszystko w nicość. Mgła kłębiła się, jakby chciała umknąć, była jednak bezsilna i była wsysana w bezdenną otchłań.
Kadir zaś śpieszył w stronę horyzontu, lekki, nieistniejący.

Szarość nie była jeszcze gotowa się poddać. Wywołała w Kairze smutek. Szloch sam wyrwał się z piersi maga. Oczy zapełniły się łzami, spływając strużkami po policzkach, mocząc jego wypielęgnowaną brodę.
Kadir stracił Kiri z oczu. Nie był w stanie niczego dostrzec poprzez łzy. Zawirowało mu przed oczyma, nie wiedział już, gdzie był dół a gdzie była góra.

Dość! Nie pozwoli na to. Kadir przywołał złość. Gniew. Iskry trzasnęły. A potem z jego oczu uderzyły pioruny. Łzy wyparowały natychmiast. Kadir otworzył usta i zawył wściekle. Z jego rąk, oczu i ust uderzały pioruny, biczując szarość swymi wściekłymi mackami.
Wreszcie cały przeistoczył się w grom i wystrzelił klucząc w kierunku Kiri.

Piorun uderzył prosto obok stojącej dziewczyny. Z kłębów dymu uformowała się postać Kadira.
Jednak... to nie była Kiri... nie ta, którą chciał odnaleźć. Obok niego stała elfka... i Kadir wiedział, że to właśnie ją miał odnaleźć.
Że to ją powinien sprowadzić z powrotem. Ale nie mógł tego dokonać samemu.


***


Kadir skierował swe myśli ku najpotężniejszej istocie, o jakiej wiedział, że przebywa w tej rzeczywistości. Przynajmniej powinna.
- Em, halo? Jeśli chcesz zamknąć te portale, to może pomożesz mi ją ściągnąć na pustynię?

- Halo? Hahna - zagrzmiał i zaszeptał głos pełen rozbawienia i smutku zarazem. - Ciekawe, że z ludźmi jakoś tak grzeczniej rozmawiasz Kairze. Chodź, pokażę ci coś.
- Ależ ja zawsze jestem bardzo grzeczny. - uśmiechnął się Kadir i momentalnie znalazł się gdzieś indziej. Stał przed czymś co było ledwo widoczne w szarości. Monument, tron o niepojętej wielkości, a na min kłębowisko emocji. One zaś wyglądały jak ich poczciwy, szalony, mrukliwy..? przewodnik.
- No cześć - powiedział z rozbawieniem pochylając się nad ludzikiem.

- Cześć, cóż za niespodzianka - Kadir ukłonił się dworsko. - Wreszcie zagadka rozwiązana, znam imię bezimiennego. - Kadir uśmiechnął się, choć oczywiście zdawał sobie sprawę, że imię modliszki zapewne nie jest prawdziwym i oryginalnym imieniem Bezimiennego.

- Powiedzmy - odpowiedział chór głosów. Jednym z nich był radosny głosik solnej istoty. - Mamy więc dwa portale i bardzo chcemy je zamknąć. Czy też już jeden zamknąć. Chcesz ściągnąć elfkę na pustynię, bo brak ci mocy. Zaspokój chwilę mojej bezbrzeżnej ciekawości, co sądzisz o mnie skoro już wiesz, że istnieje?

- Uważam, iż jesteś absolutnie cudowną istotą! - rzekł radośnie Kadir.
- I będę tym bardziej zachwycony, jeśli pomożesz sprowadzić elfkę, bo jak słusznie zauważyłeś, brak mi mocy, jestem wszak jedynie skromnym magiem, moja moc ledwo wznosi się ponad przeciętność. - Kadir ponownie się ukłonił.

- Podoba mi się!
- A mi nie.
- Lizus!
- Jego moc byłaby przydatna…
- Parszywy mag!
- Uniżony sługa Króla Czarownika!
- CISZA! - nagłą dysharmonię głosów przerwał, ten którego Kadir poznał jako Cha'klach'chę. Na moment emocje się uspokoiły.
- W zasadzie nie musisz mnie już przekonywać, bo zdecydowałem, że to zrobię. Nie mniej ciekawi mnie czy jeszcze coś. Jak wiele prawdziwego Kadira pozwolisz mi poznać? Bo pięknymi słowami możesz obłaskawiać swojego pana, mnie one są zbędne.

- Ależ znasz prawdziwego Kadira. Ja właśnie taki jestem, sympatyczny, przyjacielski, miód na ranę, troszczący się, skromny. Bywam czasem mądry, czasem głupi. Czasem odrobinę złośliwy, zwykle jednak wielkoduszny i hojny. Szczery, no, najczęściej. I skromny, Mówiłem już, że jestem też skromny? Pewnie znów zapomniałem.- Kadir uśmiechnął się szeroko.

- Zadufany na pewno - mruknął jeden z głosów znacznie cichszy od pozostałych.
- Uwielbienie do samego siebie się wręcz z niego wylewa.
- Zabawka cywilizacji.
- Jak śmiesz go obrażać?
- Hmmm… - zmęczony pomruk ponownie uciszył głosy. Modliszka pochylił się przeszywając spojrzeniem Kadira na wylot. Odbijał się w jego segmentowym oku.
- Gaduła - stwierdził. - Może by się Kalbasan przestał nudzić..?

- Owszem, to jedna z moich poważniejszych przywar. I niestety jedna z wielu. Podobno to dlatego, że matka porzuciła mnie na pustyni, gdy byłem mały i nie miałem z kim rozmawiać, i teraz nadrabiam. - Kadir zrobił wpierw zakłopotaną minę, by się natychmiast uśmiechnąć.

- Porzucony? Daleko zaszedłeś…
- Pewnie kłamie, ot co.
- Jak śmiesz!
- A co ty wiesz?
- Ależ wy nudni.
- A tak zmieniając temat, Kadirze, czy twój pan i władca tego malutkiego życia ma jakieś plany wobec nas? - zapytał jakiś kobiecy głos. W odbiciu oka pojawiła się kobieta o garbatym nosie, opalonej cerze i ciemnych falujących włosach. Była ubrana w nawet bogate szaty w kolorze fioletu ze złotymi zdobieniami. Jej ciemne oczy patrzyły z determinacją.

- Zapewne ma. Zapewne. - Kadir się uśmiechnął przepraszająco. - Zapytam go, gdy go spotkam następnym razem. O ile... będzie mi dane go ponownie spotkać.
 
Ehran jest offline