Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2020, 20:07   #26
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Wystarczyło parę chwil bezruchu, żeby znowu poczuć dreszcze - te z zimna. Chłód nie ustępował, tak samo jak wiatr i deszcz, potęgujące wrażenie zamarzania żywcem. Słowa Sebastiana wlały jednak w nią energię, dały impuls do działania. Przestała niemrawo manewrować przy troczkach bagażu, wzdrygnęła się, a jej plecy się wyprostowały. Popatrzyła na olbrzyma raz jeszcze, tym razem ciesząc się z dzielącej ich odległości. Z jednej strony miły, szarmancki, z drugiej umiał widać sprawić aby na skórze pojawiły się ciarki nie mające nic wspólnego z podnieceniem.

Iść dalej? Zostać? Blondynka zacisnęła zęby, podnosząc się do pionu. Zgarnęła plecak, poprawiła kaptur i ruszyła za grupką. Dogoniła ostatniego, tego którego cień kładł się na ziemi mimo późnej pory.
- Donnelley? - spytała, zrównując się z nim krokiem.

Sebastian odwrócił twarz nie przerywając kroku:
- Co tam, Lika, Słoneczko? - zmierzył uważnie blondynkę - Ok wszystko?

Blondynka wzruszyła ramionami, udając że poprawia plecak aby wygodniej leżał na barkach.
- Nie, nie jest ok. Ale na razie nic z tym nie zrobimy - odpowiedziała cicho i nabrała powietrza, oglądając się za plecy na niknące w mroku sylwetki przy murze - Masz broń. Ile i jaką. To ważne.

- Nic nie poradzimy na nich.
- Sebastian wzruszył szerokimi ramionami rozpryskując kropelki spadającego deszczu bardziej intensywnie. Uśmiechnął się z niejakim politowaniem. Jak ktoś w tym świecie, jak on mógłby nie być uzbrojony.
- Mam broń, dziecinko. - spojrzenie brodacza powędrowało do rapiera - To nie są bezpieczne czasy by chodzić bez broni. Ty do tego karabinu masz co trzeba - stwierdził raczej niż spytał - Nie wyglądasz na słabiznę. - dorzucił w ramach komplementu z uśmiechem odsłaniającym zęby.

- Zwykle wędruję sama. Masz rację, czasy są niespokojne - Vasiljeva popatrzyła na drogę przed nimi i plecy dwóch kobiet - Nie chodzi o nich, to nasz najmniejszy problem. - zagryzła wargę, sapiąc cicho pod nosem zanim podjęła - Coś krąży dookoła, nie wiem co i nie pytaj skąd wiem. Czuję… tak mam i już - zamilkła na chwilę i splunęła w błoto - Trąci radami jak beczka… taka żółta. Z czarnym znakiem, z tymi trójkątami i kropką w środku - machnęła ręką żeby odgonić irytację - Nie podchodziło, krążyło. Na razie odeszło… dobrze że się rozdzielamy. Cokolwiek to jest, może się połasi na nieruchomy cel. Ograniczmy ilość światła...będzie ciężko. - w końcu spojrzała na brodacza, poważną, ściągniętą twarzą go racząc - Trzymaj broń w pogotowiu i nie daj się dopaść.

Donnelley roześmiał się cicho pod nosem. Ciepłym, niskim śmiechem, jakby nie imało się go żadne zmartwienie świata.
- Nie zamierzam, Złocista. Uwierz mi, nie zamierzam. Szczególnie teraz, gdy mam was trzy pod ochroną. - dodał uspokajając się. Kroczył koło Liki bez słowa kilka metrów.
- Te rady… to jakiś jeden ciąg? Czy kilka? Jak blisko podchodziło? Było tam… - zrobił ruch głową w stronę niewidocznego już rozwalonego domu.

- Nie jestem licznikiem Geigera… dobra. Możę i tak, ale nie żadnym zaawansowanym - blondynka skrzywiła się, a po chwili spoważniała, próbując wyjaśnić - Było… krążyło. Coś jak gwizdek w ciemności. Słyszysz go, ale nie wiesz czy jest zielony, różowy, w ciapki, albo drewniany. Nie wiesz też czy gwiżdże dorosły, dziecko. Kobieta, mężczyzna… albo wiatr - poprawiła kaptur - Na razie odeszło, powiem jeśli zacznie się zbliżać. Więc nas chronisz, od razu mi lepiej - uśmiechnęła się spod materiału.

- Dobrze. Liczę na ciebie, Lika - Sebastian położył szeroką dłoń na łopatce dziewczyny i odwracając ponownie brodatą twarz ku niej. W oczach błyszczało mu niejakie zaskoczenie:
- Oczywiście, że obronię. To moja rola. - stwierdził oczywistą oczywistość.
Odsunął się i ruszył dalej mrużąc oczy by dojrzeć dwie kobiety przed nimi.
- Nie ma innej opcji. Wyjdziemy stąd. Wszyscy.

Lika przytaknęła, ale nie odezwała się już. Wzięła do rąk karabin, na wszelki wypadek, albo żeby poczuć się pewnie. Wycofała się na ostatnią pozycję, co pewien czas zerkając ukradkowo to na Donneleya, to na Swann. Czasem też, zanim nie zrobiło się ciemno, oglądała plecy Alex. Pojedyncze ludzkie istoty zawsze są tylko narzędziami, których używa się, by ogół mógł przeżyć.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline