Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2020, 20:50   #159
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację

Nazwać pogodę tego wieczora paskudną, to nic nie powiedzieć. Rzęsisty deszcz spływał z ciężkich ołowianych chmur, które zasnuwały całe niebo. Lodowaty wiatr dął z wielką siłą, zginając rozłożyste sosny i świerki, aż do samej ziemi. Ziemi, która przypominała bardziej cuchnące bagno lub świński chlew. Trzech książęcych żołdaków, brodząc po kostki w kleistym błocku, .trzymało nad głowami pochodnie. Kleista smoła skapywała z nich raz za razem. Niestety w takich warunkach tylko ona nadawała się do tego, żeby utrzymać ogień. Swąd palących się żagwi drapał w gardło i podrażniał oczy, które samoistnie zalewały się łzami.

W takich warunkach pięciu zdeformowanych mutantów kopało w ziemi i pokruszonej skale.
Nawet jednak oni nawykli do ciężkiej harówki mieli wielką trudność, aby podołać zadaniu jakie na nich nałożono. Rozmoknięta ziemia, co i rusz osuwała się czyniąc ich wysiłek niemal bezskutecznym. Ostre skały raniły ich dłonie do krwi, ale tylko dzięki temu, że sterta odrzuconych głazów rosła coraz wyżej, mieli szansę dokopać się do celu.

Wszyscy stojący wokół mieli nadzieję, że nie będzie za późno, że zasypani pod zwałami ziemi i skał nadal żyją. Po prawdzie szansa na to była nikła, ale na razie wszyscy wierzyli, że włożony trud się opłaci i że lada moment na powierzchnię zostaną wyciągnięci żywi ludzie.

- Mom! - krzyknął jeden z mutantów, wskazując jednocześnie zakrwawioną dłonią na wystającą spomiędzy skał i lepkiej ziemi, ludzką stopę.
- Odsuń się! - rozkazał oficer i sam wskoczył do wyrobiska i począł ostrożnie rozganiać ziemię, aby dostać się do pogrzebanego pod ziemią człowieka.


***
Zamek Kirchlagern
Lazaret


W małej sali, której okna wychodziły na zamkowy dziedziniec pachniało ziołami, ostrym alkoholem oraz ludzkim potem. Mirko i Dragan , dwaj konsyliarze na usługach księcia, spierali się o coś szeptem. Pięcioro ich pacjentów zażywało uzdrowicielskiego snu. Ciała ich były posiniaczone i podrapane, ale ku zdziwieniu wszystkich, którzy byli świadkami tąpnięcia w vukowej jaskini, żyli i nie odnieśli poważniejszych obrażeń.
Korneliusz Rokita, sekretarz i przyjaciel lorda Niclasa, w swoim dzienniku zapisał.

Cytat:
“Niepojęta jest doprawdy natura rzeczy. Dzień dzisiejszy po raz kolejny jest ku temu najlepszym dowodem. Któż bowiem mógłby przypuszczać, że pięciu przybyszy z Gusta Magla, przeżyje zawał w Vukowej Jamie.
Cud, to prawdziwy i istny dziw nad dziwy. Ziemia zatrzęsła się z wielką siłą i podziemny kompleks, walić się zaczął. Wstrząsy tak wielkie były, że nie tylko wejście do pieczary się zawaliło, ale także strop jednej z komnat się zapadł. Niewątpliwie przybysze nasi, to pile magle. Trza baczenie mieć na nich i każdy ruch obserwować.Ich pojawienie się na pewno nie jest przypadkowe i znakiem być musi. Pytanie tylko czego? Zły to, czy dobry omen.
Jakże by jednak nie było, to dzień ten przejdzie do historii i na długo zapisze się w pamięci okolicznych mieszkańców.
Ponoć już wieść się niesie o Wielkim Fuksie w Vukowej Jamie, a na naszych przybyszy wołają Cudowniki. Rzecz to zgoła niesamowita, wszak jeszcze przed chwilą śmierci ich chcieli. Wszak to przecież ci sami ludzie, co Marę z rąk śmierci wyrwali.”
Mirko i Dragan coraz głośniej się spierali i być może znowu doszłoby do rękoczynów, gdyby nie fakt, że oto Korneliusz Rokita pojawił się w drzwiach lazaretu.
- I jak tam nasi odgrzebańcy? - zapytał z lekkim uśmieszkiem sekretarz księcia.
Mirko i Dragan natychmiast wyprężyli się, jak struny ręce zaplótwszy za plecami.
- W porządku. W jak najlepszym porządku. - odparli niemal jednocześnie.
- Dobrze, to dobrze. Lord będzie się chciał z nimi zobaczyć, więc lepiej odłóżcie, to co tam kitracie za plecami. Niech chcemy, żeby nasi goście poskarżyli się, że coś im zginęło.
- Ale my nic….
- Dobra, dobra - uciął szybko wymówki konsyliarzy Rokita - Ja swoje powiedziałem i nie chciałbym, aby jutro kat musiał ostrzyć topór. Jasne?
- Ależ oczywiście, panie - odparł Dragan, kłaniając się nisko.

Głośna rozmowa sprawiła, że cudem ocaleni bohaterowie naszej opowieści, zaczęli się budzić jeden po drugim. W głowach mieli mętlik nie tylko spowodowany tym, co przeszli, ale także wywołany przez zioła, które zostały im podane.
- O! - zakrzyknął szczerze uradowany Korneliusz - Przebudzili się nasi Cudownicy. Wspaniale. Jak się czujecie moi drodzy państwo?
Natychmiast jednak uniósł dłoń w górę, chcąc uciąć wszelkie ewentualne próby odpowiedzi na jego pytanie.
- Widzę, że dobrze. Odpoczywajcie sobie. Należy się wam. Sen najlepiej leczy rany. Wieczorem, o ile oczywiście będziecie na siłach, książę chciałby się z wami spotkać na wieczerzy. Cieszę się zatem widząc was w dobrym zdrowiu. Wybaczcie mi jednak, ale muszę wracać do moich obowiązków. Jutro jest wielki dzień, a pierwsi goście już się zjawili. Do zobaczenia zatem, oby na wieczerzy.

Korneliusz Rokita ukłonił się wszystkim i wolno opuścił lazaret. Po jego wyjściu nastała dość niezręczna cisza. Mirko i Dragan zaczęli odkładać jakieś rzeczy na stół stojący pod ścianą. Po chwili stanęli na środku sali.
- My także już pójdziemy - rzekł Mirko.
- Gdybyście państwo czegoś potrzebowali, to wystarczyć krzyknąć. - dodał Dragan.
- Jesteśmy tuż obok, za ścianą. Przyjdziemy natychmiast.
- A teraz sen, sen i jeszcze raz sen. Sen to najlepszy lekarz.
- Do zobaczenia zatem.
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!
PeeWee jest offline