12 Martius 816.M41, kwatery Alecto Xan’Tai
Alecto klęczała przed płytką misą wyrzeźbioną z pojedynczego bloku przepięknego kryształu, wypełnioną do połowy gęstą żywiczną cieczą. Pogrążona od dobrej godziny w medytacji kobieta przygryzła w końcu usta, po czym ujęła w dłoń wręczony jej przez jednego z milczących służbitów nóż o pokrytej ochronnymi heksagramami klindze. Bez śladu wahania nacięła nim swój nadgarstek upuszczając do misy kilkanaście kropli krwi i śledząc je uważnie, kiedy wpadały do żywicznego płynu. Wszystkie rozmyły się w ułamku chwili przybierając fantazyjne trójwymiarowe kształty uformowane dzięki reakcji, która nie miała wiele wspólnego z procesami chemicznymi.
Jak wszyscy Nawigatorzy Domu Xan’Tai, Alecto potrafiła wieszczyć pomyślność tranzytu z własnej krwi, będącej dziedzicznym darem wlanym w żyły jej odległych przodków przez samego Boga-Imperatora. Upuszczana na żywicę pochodzącą z drzew rosnących jedynie w uchodzących za święte górach Valon Urr, krew białowłosej mutantki zastygała w pozornie chaotycznych wzorach skrywających tajemnice niedalekiej przyszłości.
Cichutki dźwięk kroków, szelest miękkich podeszw na marmurowej posadzce komnaty. Alecto oderwała wzrok od misy, spojrzała na niską kobietę w stroju służbitki Domu stojącą opodal z opuszczonymi pokornie oczami. Dostrzegając przyzwalający gest upstrzonej kroplami krwi dłoni, kobieta przemówiła ledwie słyszalnym szeptem.
- Prezbiter Boga-Maszyny życzy sobie spotkania, moja pani. Jest w przedsionku apartamentów.
- Czcigodny prezbiter niezawodnie pragnie poznać prognozy dla skoku przez Paszczę - odpowiedziała Alecto spoglądając z powrotem do wnętrza misy - Nakaż mu, aby się oddalił. Nie dokończyłam jeszcze wieszczenia. Nie mogę ryzykować popełnienia błędu w tak niebezpiecznym miejscu jak serce Wielkich Burz. Niech odejdzie wiedząc, że przedstawię swe prognozy kapitan Winter w trakcie dzisiejszego wieczornej odprawy na mostku.
Kobieta skinęła posłusznie głową, oddaliła się pośpiesznie. Alecto uniosła do ust wciąż krwawiący nadgarstek, possała w zamyśleniu ranę, potem oddała ceremonialny nóż swemu pomocnikowi.
- Spal zawartość misy - poleciła wstając z klęczek - Życzę sobie, aby przez następne kilka godzin nikt nie ważył się mnie niepokoić. Droga przez zatruty ogród pełna jest zdradliwych ścieżek. Muszę dołożyć starań, abyśmy je wszystkie ominęli.