Halvar obudził się i usiadł na swoim posłaniu. Zaciskał zęby i wpatrywał się w ścianę. Był jeszcze bardziej nieobecny niż tamtego dnia, gdy usłyszał jakaś przepowiednię. W końcu wstał i przeszedł się po lazarecie.
Podchodził do każdego z towarzyszy. Kładł im rękę na ramieniu. Ściskał dłonie. Obejmował. O Uśmiechał się. Wszystko bez wyraźnego powodu. Nawet do barbarzynki podszedł i się uśmiechnął. Wtedy wypuścił powietrze z płuc a jego szeroka klatka opadła pod rozsznurowaną koszulą. - Jak ja się cieszę, że wszyscy żyjecie. Czy może ktoś nam przynieść wina? W gardle mi zaschło! - Krzyknął. W końcu powiedzieli, że wystarczy krzyknąć.
Po chwili znów zwrócił się w stronę swych przyjaciół. - Gdzie nasza broń? Moja zbroja? Musimy dokończyć to co zaczęliśmy. Zabić Vuka. To potwór.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |