Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2020, 11:00   #71
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację

Dokończyliście gulasz, ubraliście się i chwyciliście za broń. Bruno zarzucił płaszcz i z obnażonym mieczem ruszył za wami na zewnątrz. Pogrążona w szarówce wioska zdawała się już spać, choć doskonale zdawaliście sobie sprawę, że ludzie w chałupach są po prostu wystraszeni i kryją się nie tylko przed mrozem i śniegiem, ale i przed bandytami. Jedynie w niektórych oknach widzieliście migotliwe, żółte światło rzucane przez rozpalony kominek bądź świece. Powietrze było ostre, śnieg sypał leniwie, wielkimi płatami. W porównaniu z zamiecią, jaką ostatnio przeżyliście, to było nic.

Lekko pochyleni przemykaliście między chałupami, aż w końcu Bruno palcem wskazał na spory, parterowy, drewniany dom pośrodku wioski. W oknach paliły się świece, jednak żadnego z banitów nie dostrzegliście ani przez chwilę. Najwyraźniej byli pewni swego, nie sprawdzając nawet, czy ktoś zbliża się do chaty. Przyczailiście się w przesmyku między dwoma budynkami nieopodal i zgodnie z rozkazem sierżanta czekaliście, aż bandyci ruszą na zbiórkę pożywienia. Co jakiś czas przeskakiwaliście z nogi na nogę, lub podskakiwaliście w miejscu, by się rozgrzać, zwłaszcza, że czekanie dłużyło się. W końcu, po niespełna pół godzinie oczekiwania usłyszeliście dwa głosy na głównej ścieżce, a chwilę potem zobaczyliście, do kogo należały.

Obaj mężczyźni okutani byli płaszczami, jeden z nich niósł latarnię, osłaniając płomień ręką, drugi w jednej dłoni dzierżył miecz, w drugiej dużą sakwę, do której najpewniej miał pakować pożywienie. Idąc przez wioskę rozmawiali, skupiając się na sobie, a nie otoczeniu.
- Nie kumam, dlaczego zawsze musimy zaczynać od dupy strony - mruknął ten z latarnią. - Nie lepiej byłoby zacząć od pierwszej z brzegu chaty?
- Nie, bo potem nie chce mi się targać tego ciężkiego wora przez całą wiochę z powrotem. A tak, dokładają nam po trochu i dopiero pod koniec jest ciężki
- odparł drugi.
- No jak chcesz - odrzekł kompan. - Jak myślisz, ile tu jeszcze posiedzimy?
- Aż mrozy nie puszczą. Niech nas wsioki karmią. Póki mamy dzieciaki, żaden palcem nie ruszy, żeby się sprzeciwić. Jurgen miał dobry plan
- zaśmiał się ten z mieczem.
- Ano, ma na czym czapę nosić - zawtórował mu towarzysz.

Minęli przesmyk, w którym się skryliście, nawet was nie zauważając.
- Bieremy ich? - Szepnął Bruno, patrząc po was. Uniósł miecz.
Trzeba było podjąć szybką decyzję, czy najpierw zajmujecie się dwoma banitami, którzy byli już odwróceni plecami i z wolna kierowali się przez śnieg na kraniec wioski, czy mieliście zamiar zakraść się do chaty, gdzie przebywali pozostali i najpierw odbić dzieci.
 
Ayoze jest offline