Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2020, 21:06   #25
Cane
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację
12 Martius 816.M41, sala audiencyjna Winter


Zważywszy na to jak niewiele czasu Barca dostał na przygotowanie odpowiedniego pomieszczenia, Winter nie miała żadnych podstaw ku temu, aby narzekać na lokalizację bądź wystrój sali. Kilkadziesiąt godzin wcześniej była to pomniejsza komnata hydroponiczna, usytuowana dwa piętra poniżej mostka i cztery sekcje użytkowe od apartamentów samej kapitan. Dobrani przez sekretarza Percivala załoganci usunęli z pomieszczenia większość zbiorników z florą, pozostawiając jedynie te ustawione w narożnikach komnaty. W zbiornikach tych umieszczone zostały ozdobne drzewka z tropikalnych lasów Junosu, uprowadzone na polecenie Christo z ogrodu Alecto Xan’Tai. Biegli w swoim fachu dekoratorzy umieścili na ścianach sali nowe panele wykonane z kupionego na stacji ciemnego drewna, po czym ozdobili je powtarzanym w regularnych odstępach motywem czarnego kruka. Będący emblematem rodu Coraxów ptak został umiejętnie ustylizowany na podobieństwo Imperialnego Orła, różniąc się od niego jedynie kształtem skrzydeł oraz brakiem drugiej głowy.

Umieszczony na niewielkim podwyższeniu masywny fotel z syntetycznej skóry, skonstruowany z lśniącego chromu, aluminium i ceramitu, sprawiał majestatyczne wrażenie nie tylko swoimi rozmiarami, ale przede wszystkim pozłacaną imperialną Aquilą umocowaną u szczytu oparcia. Nieco z jego boku, po prawicy tronu, na półtorametrowym statywie tkwiła żerdź z wypolerowanego czarnego metalu: miejsce spoczynku Vindexa, cybernetycznego familiara Winter. Przybywający przed oblicze dziedziczki goście siłą rzeczy musieli dzielić swoją uwagę pomiędzy zasiadającą na fotelu panią Błysku, jej pieknego i śmiertelnie niebezpiecznego metalowego jastrzębia oraz ogromny portret Gunnara Coraxa zawieszony na ścianie ponad tronem, spoglądający na swoją córkę z surową ojcowską troską.

Wypolerowana metalowa posadzka przykryta została tłumiącymi dźwięki kroków matami, biegnącymi od głównego wejścia do tronowego podwyższenia. Umiejętnie zawieszone baterie halogenów zapewniały pomieszczeniu doskonale oświetlenie, a odpowiednio dobrane boazerie akustykę, dzięki której słowa Winter miały docierać do każdego zakątka sali.

Komnata audiencyjna była zrealizowanym w zawrotnym tempie projektem seneszala, a zarazem powodem, dla którego przywódca pielgrzymów z Venerisa musiał czekać prawie dobę na dostąpienie zaszczytu spotkania z dziedziczką Glejtu Coraxów.

Barca zawzięcie protestował przeciwko przyjmowaniu obcoświatowca w prywatnych apartamentach Winter. Co więcej, deklarował też zdecydowany sprzeciw wobec pomysłu zorganizowania audiencji na mostku okrętu: obcy człowiek przebywający w najważniejszym pomieszczeniu Błysku jawił mu się zbyt wielkim zagrożeniem. To dlatego z pomocą swego wiernego Percivala oraz techadeptow Ramireza w ciągu szesnastu godzin stworzył w hydroponicznej auli salę audiencyjną godną kapitan Corax.

Umieszczone pod jedną ze ścian komnaty gabloty stanowiły dla Winter zagadkę, kiedy późnym wieczorem wizytowała tętniące życiem i wibrujące hałasem gorączkowych robót pomieszczenie. Teraz, na chwilę przed ceremonialnym wprowadzeniem Hyperiosa do sali, raz jeszcze przesunęła po nich spojrzeniem.

Zatopione w blokach idealnie przejrzystej syntetycznej żywicy, oświetlone snopami światła padającego z niewielkich reflektorków, w pozłacanych ramach gablot unosiły się pozornie lewitujące w powietrzu obiekty.

Fragment poszycia kapsuły abordażowej pochodzącej z rajdera zniszczonego przez Błysk na Pobojowisku. Elektronotes zawierający kopię kapitańskiego logu znalezionego na pokładzie Harvesta. List intencyjny Domu Modar zawierający podziękowania za odzyskanie ciała jednej z ich utraconych córek i deklarujący wolę ściślejszej współpracy. Zakrzywiony energetyczny miecz wyrwany z zakrwawionej dłoni przywódcy degeneratów odkrytych na merszancie Saulów.

Pierwsze trofea zdobyte przez Winter w roli kapitana Błysku. Zapewne mało znaczące i być może nawet ocierające się o śmieszność w porównaniu z kolekcjami bardziej znaczących Wolnych Kupców, ale Christo dołożył wiele starań, aby prezentowały się okazale i dostojnie tworząc zalążek zbioru mającego budzić w przyszłości powszechny podziw i zazdrość.

Dwaj żołnierze otworzyli zewnętrzne drzwi sali i wpuścili do środka przywódcę uwięzionych w Port Wander pielgrzymów. Winter zlustrowała bacznym spojrzeniem ubranego w schludny strój mężczyznę. Średniego wieku i wzrostu, o długich włosach ozdobionych wstążkami i malutkimi dzwoneczkami. Fryzura ta wydawała się zupełnie nie pasować do wyprasowanego i pachnącego świeżością uniformu gościa, całkowicie pozbawionego stosownych dystynkcji i emblematów. Oliwkowy mundur Hyperiosa sprawiał wrażenie starannie reperowanego, chociaż nie dało się nie zauważyć - chociażby po kroju ubrania - że miał już za sobą lata świetności.

Były żołnierz, najpewniej członek Sił Obrony Planetarnej Venerisa, który po zakończeniu służby kontraktowej postanowił zostać niosącym Boże Słowo kolonistą. Jeden z setek tysięcy mieszkańców Calixisu opuszczających przeludnione i zatrute przemysłowymi toksynami ojczyste planety, poszukujących sposobu na rozpoczęcie nowego życia w miejscach, gdzie oni sami mogli przesądzać o swym losie, a nie ich bezwzględni i nieczuli na ludzkie krzywdy możnowładcy.

W pełnej oczekiwania ciszy Vindex wydał przeciągły skrzek. Winter siedziała w fotelu wyprostowana i z dumnie wysuniętym podbródkiem. Czterech noszących wypolerowane czarne karapaksy członków ochrony stało po obu stronach podniesienia. Miejsce po prawicy dziedziczki, w bezpiecznej odległości od Vindexa, zajmował stojący w rozkroku seneszal, tego dnia ku zaskoczeniu Winter noszący na biodrze pistoletową kaburę. Miejsce po przeciwnej stronie tronu zajmował Ahallion. Prócz tej dwójki w sali znajdował się również Asef Barat, sekretarz Winter. Z uprzejmym, niemal dobrotliwym uśmiechem pod perfekcyjnie wymodelowanymi wąsami czekał aż ich gość przejdzie na wyznaczone miejsce.

- Lady Winter Corax, dziedziczka rodu Corax, córka Gunnara Corax, kapitan Błysku i Szeptu Cieni, eksplorator Pobojowiska, protegowana lorda Umboldta, sojusznik Domów Modar i Saul - ton sekretarza szlachcianki brzmiał dumnie, podkreślając każde słowo.

Protokół nakazywał, aby sekretarz przeszedł w tym momencie do prezentacji czekającego cierpliwie gościa, Hyperios złamał jednak nieoczekiwanie etykietę i ku zdumieniu wszystkich przypadł na prawe kolano kłaniając się nisko zasiadającej na tronie dziedziczce.

-To dla mnie ogromny zaszczyt, pani! - wyrzucił z siebie nie ważąc się podnieść wzroku.

- Witam na pokładzie Błysku Cieni. Witam w mym domu, Hyperionie. Domu, którym podzielę się z tobą i twymi pielgrzymami. - Winter uśmiechnęła się lekko i łaskawie skinęła głową. Dłonie złożone luźno na udach, wyprostowana szlachecko sylwetka i chłód bijący od brunetki kontrastowały ze zdawało się cieplejszymi słowami - Jego Czcigodność Ahallion wspominał o trudach na jakie narażony byłeś ty i twa trzoda. Dzięki jego wstawiennictwu, pomogę w dotarciu do celu prawdziwie potrzebującym.

- Pani, to dla mnie zaszczyt - powtórzył długowłosy pielgrzym podnosząc w końcu wzrok - Jego świątobliwości arcykapłan Ahallion okazał nam ogromną łaskę. Będziemy się za niego modlić po kraniec naszego życia. Za jej czcigodność również. Od wielu miesięcy czekaliśmy, aż Bóg-Imperator wysłucha naszych próśb i ześle nam swego anioła. I zesłał.

Mężczyzna z ogoloną głową drgnął na dźwięk swego imienia. Poruszał się powoli odziany w długie liturgiczne szaty, w kolorach bieli, czerwieni i błękitu. Ozdoby czy raczej wymagane modlitwy zapisane na licznych pergaminach szeleściły przy każdym jego drgnięciu. Wsparty na ceremonialnym złotym i zwieńczonym Aquilą pastorale, przyglądał się całej ceremonii i wystąpieniu Hyperiona. Wsłuchiwał w jego słowa i obietnice. Odchrząknął głośno. Zanim przemówił spojrzał na Winter i seneszala jakby szukając przyzwolenia, jednak ten występ zdawało się był pozostawiony całkowicie w jego rękach. Dokładnie jak ustalili wcześniej. Odchrząknął ponownie tylko potęgując ciszę, która zaległa.
- Nie jestem aniołem. Jestem tylko wiernym i lojalnym sługą Imperatora w służbie rodu Corax. Tak jak i ty bracie. Jeśli ktoś zasługuje na to miano to tylko jedna osoba tutaj. - kapłan odwrócił się w stronę pani kapitan i skinął głową w jej stronę skaniajác sie lekko.
- Lady Winter pozwoliła mi w swej wielkiej łasce uczynić mnie odpowiedzialnym za waszą małą trzódkę w trakcie naszej wspólnej podróży. - Ahalion uczynił kilka kroków w kierunku byłego gwardzisty.
- Powiedz mi Hyperionie wierzysz w łaskę Imperatora? - kilka następnych kroków i brodacz praktycznie górował nad przyklękniętym rozmówcą.

- Błagam o nią w modlitwach każdego dnia, magnificencjo - odpowiedział Hyperios - Albowiem Bóg-Imperator nagradza swymi łaskami tych, którzy nie przestają w niego wierzyć.

Misjonarz uśmiechnął się. Miał uczucie, że polubi Hyperiona i jego zaangażowanie. Przykucnął przy pasterzu pielgrzymów. Ściszył głos.
- Modlitwa. Słowa. Jego spojrzenie widzi tylko to. Nic więcej. Wiara. Dowody. Gdyby spojrzał. Zobaczyłby słowa. Tylko.
Ahalion poklepał Hyperiona po ramieniu.
- Wstań żołnierzu. Pokażę ci twój nowy dom.
Ahalion wstał i zwrócił się bezpośrednio do Winter Corax.
- Pani. Za twoim przyzwoleniem, oprowadzę tego duszpasterza po naszym okręcie.

- Tak zrób, Kapłanie. - Winter skinęła krótko głową wytatułowanemu misjonarzowi i zamilkła uznając audiencję za zakończoną.

Kapłan wyciągnął dłoń w stronę Hyperiona by pomóc mu wstać. Duchowny miał zarezerwowany cały dzień tylko dla tej jednej osoby. Chciał się dowiedzieć o mężczyźnie jak najwięcej zdoła, w między czasie opowiadając mu o swojej własnej misji na pokładzie Błysku Cieni i możliwościach jakie przedstawiała przynależność do rodu Corax. Rodu, który tak bardzo potrzebował przecież takich ludzi jak on.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius
Cane jest offline