Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2020, 16:23   #10
Prince_Iktorn
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację


Kerian krzyknal - JEST WSROD WAS LOWCA? PRZYPROWADŹCIE GO DO MNIE! ZAPŁACĘ ZA NIEGO PODWÓJNIE! - zwrócił się, do swojego zarządcy, dopilnujcie żeby go dogadał się jakoś z naszymi przepatrywaczami i powiedzial co wiedzial na temat pustek, świeże informacje to podstawa. Dorzucę mu pięć feniksów z własnej kiesy jeśli informacje okażą się przydatne. Mam też pytanie... Stać nas na, dobrego, prawnika zdolnego poprowadzić sprawy rodu? To chyba już znaczny wydatek ... nie chcę żeby finansowo stała nam się krzywda. Porozmawiamy o tym później w gronie rodzinnym. Teraz ruszamy ku przygodzie.


- Oczywiście, już do nich idę.
Zarządca Gilliam szybkim krokiem skierował się do posterunku Pośredników przy bramie głównej. Po drodze skinął na zwiadowców, którzy udali się razem z nim.


Kerian już wsiadając do ciężarówki uslyszal glos szlachcianki i jakos wzdrygnął się, nie bardzo było mu w smak rozmawianie o sprawach rodu tuz przed wazna wyprawa, a juz napewno nie przy obecności tych wszystkich ludzi. Jednak starał się zachować zimna krew. - Pani, zawsze jest czas na rozmowę w tak zacnym towarzystwie. Wybaczcie tylko mój niewyjściowy strój. Nie chce uchybiać etykiecie. - Podszedł do szlachcianki odrobinę się poprawiając i starając się nie patrzeć w swoje odbicie w lustrze hełmu.

Choć przez chwilę Sir Kerian miał ochotę powitać hrabiankę tak jak zasługiwała na to z uwagi na swoje stanowisko, w ostatniej chwili powstrzymał się. Nie bez powodu nosiła strój wędrowca z Pustkowi, ukrywała też twarz pod zawojem. Ukrywała się i błąd w zachowaniu mógłby zdradzić jej tożsamość.


- Mam nadzieje, że nie będzie przeszkadzał nam ten ferwor. Pewnie nie mało trudu kosztowało was zaskoczenie mnie w tym stanie. Chcialbym wiec zapytac cóż takiego ważnego jest do omówienia? Zdaje się, że mam jeszcze trochę czasu nim sprawa mego rodu sie zlozy na losy całej planety, a pokątnie i cesarstwa. Nie zrozumcie mnie, też źle. Chciałbym nie dzielić jeszcze skóry na żywym niedźwiedziu, bo te bywają bardzo niebezpieczne.
Kerian uśmiechnął się najsympatyczniej jak mógł sobie pozwolić.

Kobieta patrzyła na niego a w oczach hrabianki widać było podniecenie i zaciekawienie. Ukłoniła się przed Kerianem, delikatnym gestem ręki powstrzymując jego reakcję.

- Chciałabym ci pomóc Kerianie.

Przez chwilę spogladała w stronę miasta.

- Mój ojciec nie wie o tym, że tu jestem, moja obecność tutaj nie ma związku z jego planami i umową z twoim wujem. Chcę ci pomóc, bo uważam, że jakkolwiek sprawa ta zostanie rozwiązana, musimy się postarać aby wynikło z tego dobro dla wszystkich. Oferuję ci moją pomoc, moją oraz Oda.

Wskazała na stojącego obok, milczącego Kozzaka.

- Chcę abyśmy pojechali z wami i brali udział w twojej ekspedycji. Nie musisz się o mnie obawiać, potrafimy o siebie zadbać. Co więcej, jeśli się zgodzisz, to sądzę że mogę uratować ci życie, a przynajmniej uchronić od sporych kłopotów jeszcze zanim przejedziemy sto metrów za bramą miasta.



Kerian spojrzał na rozciągające się za bramą miasto ruin. Cienki strumyk uchodźców podążał w stronę miasta. Slumsy, ruiny zniszczonych przedmieść Węzła, wznosiły się w niebo wyblakłymi szkieletami budynków, zamieszkałymi jedynie przez żebraków i obcych.


Troche zdzwiony odwaga i pewnoscia siebie hrabianki nie stracil animuszu. - Nie mówię nie, jednak w kwestii organizowania wyprawy zdalem sie na mojego zarządcę i on zadecyduje czy jest miejsce w ciężarówce (?) zdolne zaspokoić wasze potrzeby, najwyżej nie pojedzie z nami dwóch żołnierzy, ale chcialbym nadmienic, ze to bedzie niebezpieczna wyprawa i nie wiem czy macie tego do końca świadomość. To będzie trudne taktycznie przedsięwzięcie. Szukać jednego, chronić was i się odganiać od pustynnych stworzeń. Kerian rozejrzał się za swoim zarządca, który jakoś znikł z pola widzenia. - No i wasz ojciec czy nie ma nic przeciwko takim wyprawom na których można stracić życie. Trzeba być gotowym na wszystko. Więc słowo hrabiny, że uda wam się przezyć? Dobrze się zastanówcie. - Kerian spojrzał głęboko w oczy hrabianki chcąc wyczytać jej zamiary i wyprostował się dumnie kładąc dłoń na rękojeści miecza. - Mam nadzieje tylko na wasz zdrowy rozsądek.

Hrabianka spokojnie wytrzymała spojrzenie Keriana.
- Ja sama potrafię dać sobie radę a Odo, cóż, on wystarczy za mały oddział. Miejsca nie potrzebujemy dużo, tyle co dwójka twoich ludzi. Mój ojciec wie że czasami wyjeżdżam na dłużej i zapewniam cię, że nie będzie robił problemów. A co do ryzyka, to ryzykujemy zawsze, prawda? Ale ale, oto wraca twój zarządca.

Istotnie, zarządca Gilliam zbliżał się szybkim krokiem w towarzystwie grupki wędrowców. Gestem dał znać aby poczekali i zbliżył się do szlachcica.
- Panie Keiranie, opłaciłem im wejście do miasta w zamian za informacje. Po pierwsze, na północ od Węzła, przy wzgórzach, a więc tam, gdzie jedziemy, podobno pojawiły się jakieś… zwierzęta, które znalazły sobie leże w rozpadlinie powstałej po trzęsieniu ziemi. Tak więc jeśli pojedziemy północną drogą, to będziemy musieli jakoś sobie z nimi poradzić, zanim wejdziemy do kompleksu. Podobno bestie są niebezpieczne, wybiły grupę wędrowców z Pustkowi, którzy próbowali dostać się do naszej instalacji. A to kto?

Zapytał i zamarł, gdy zobaczył stojącą obok Hrabiankę. Przeprosiwszy damę, odciągnął Keriana na bok, aby porozmawiać z nim w towarzystwie doktora. Gdy Kerian zdał relację z rozmowy z Yalą, doktor i zarządca zamyślili się. Po chwili rozgorzała przytłumiona dyskusja.


- Panie Kerianie, nie powinniśmy ich zabierać. Po pierwsze, oni mogą zginąć, a wtedy Hrabia nas zabije. Po drugie, ten Kozzak. On jest warty w walce więcej niż wszyscy nasi ludzie w ekspedycji razem wzięci. Ona na pewno też potrafi walczyć. Co będzie, jeśli gdzieś po drodze postanowią przejąć kompleks dla siebie i usunąć świadków, czyli nas? I co to za gadanie o uratowaniu życia na samym początku wyjazdu? Ona wie coś, o czym nie mówi.

- Dramatyzujesz Gilliamie - odezwał się doktor Kynes - właśnie dlatego powinniśmy ich zabrać. Jeśli będzie źle, to jej ojciec może przysłać pomoc. Na razie może nie ma ludzi aby zająć kompleks, ale dla ratowania córki na pewno kogoś znajdzie. A ten Kozzak, jeśli jest tak dobry jak mówisz, to jego dołączenie podwoi nasze możliwości. Sam mówiłeś o bestiach przy naszej drodze na miejsce, prawda? Do samochodów jeszcze się zmieszczą i nikomu nie będzie ciasno...



Kerian chwile się przysłuchiwał rozmowie, aż wreszcie podjął decyzje: - Hrabina pojedzie, a martwić się będziemy później co z tym fantem zrobić. Być może bale ją znudziły i chce zwyczajnie się zabawić. - westchnienie - Interesują mnie te bestie, one były człekokształtne czy bardziej podobne do jakiś psowatych, czy jeszcze czegoś innego? Kto to wie? Ja rozumiem, że zaraz wiele osób będzie chciało tam się znaleźć i często przypadkowi ludzie szukają szczęścia, ale informacja wydaje się dosyć przerażająca. Mam nadzieję, że sobie z nimi poradzimy. Nasi ludzie są wyposażeni w dobra bron? Może trzeba będzie się rozdzielić i pilnować wejścia przed rabusiami. Spróbujcie jeszcze porozmawiać z tymi wędrowcami, - Sięgnął do sakiewki i wyjął z niej garść feniksów. - Może to im jakoś odświeży pamięć. - Podał monety zarządcy. W każdym razie ja wracam do hrabiny. Kerian obrócił się i uśmiechem podszedł do kobiety. - Podjąłem decyzje, że jedziecie, pod pewnymi warunkami. To znaczy, że JA zawsze mam racje, bo przewodzę i nie kwestionuje się moich decyzji, a twój ochroniarz jest traktowany na równi z moimi ludźmi. Jak mój zarządza się upora z czymś to to ruszamy, nie ma co tracić czasu. Muszę jeszcze rzucić okiem na mapy i przemyśleć coś w samochodzie.

Zarządca Gilliam skinał głową i z pieniędzmi powrócił do wędrowców. Yala i Odo nie mieli żadnych bagaży, poza niewielkimi tobołkami przerzuconymi przez plecy. Na słowa Keriana, hrabianka uśmiechnęła się.
- Widzę, że twoi ludzie są prawie gotowi. Dobrze zrobiłeś, że nas przyjąłeś. Z Odo nie będą nam groźne żadne bestie.
Ochroniarz hrabianki nie odezwał się nawet słowem, ani skinieniem głowy nie dawał znaku że słucha rozmowy.



Przygotowania trwały krótko, jak się okazało, ludzie Gilgarów byli dość dobrze przygotowani. Racje żywnościowe, narzędzia, broń, leki, wszystko to zostało rozdzielone po równo pomiędzy poszczególne samochody. Po długiej chwili z plamy cienia w której znajdował się punkt strażniczy, przybył zarządca. Potworów tak naprawdę nie widział nikt, oprócz jednego człowieka, któremu udało się przeżyć próbę wejścia do kompleksu. Niestety na skutek ran wdała się choroba i człowiek ten zmarł na pustkowiach zanim uchodźcy dotarli do Węzła. Jedyne co mogli powiedzieć wędrowcy którzy go znaleźli, to urywki pogrążonego w gorączce umysłu.
“Tysiące zębów z każdej strony”, “ściany, ściany ociekające plugastwem” czy najgorsze co mógłby usłyszeć podróżnik przemierzający Pustkowia: “strzeżcie się wody - w wodzie jest śmierć”. Wszystko co mówił umierający, zarządca Gillaim przekazał Hrabiemu.

- Zapowiada się ciekawie! - Hrabianka z uśmiechem odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk włosów..
- Teraz zgodnie z umową, ja pomogę tobie, Kerianie. Chłopcze, chodź tutaj! Gdy zwróciła się z wezwaniem do Costy, młodego poobiajnego Pozyskiwacza, jej głos przybrał nagle zupełnie inny ton i barwę. Stał się twardy, rozkazujący, niemal podświadomie wymuszał posłuszeństwo. Nawet Kerian drgnął, zaskoczony nagłą zmianą kobiety.



Costa podszedł, podejrzliwie spoglądając na nią i na stojącego tuż obok Odo.
- O co chodzi? - zapytał, wkładając ręce do kieszeni kombinezonu.
- Kerianie, to nie jest Costa, tylko Bryann Wylhyms. Razem z bliźniaczą siostrą, Bryanne Wylhyms, należy do Gildii Pozyskiwaczy. A ściślej rzecz biorąc, jego siostra należała do Gildii do wczoraj, gdy została zamordowana przez Syndykat Sirocco, na rynku małego bazaru na północ od portu gwiezdnego.

Głos hrabianki był spokojny, rzeczowy, wyprany z emocji. W przeciwieństwie do niej Costa, a w zasadzie Bryann, był wyraźnie zszokowany. Jego twarzy malowało się kompletne zaskoczenie, które przeszło w zmieszanie i strach. Słowa hrabianki słyszeli wszyscy wokół. Żołnierze Gilgarów spoglądając na siebie odkładali pakunki, które ładowali do pojazdów, jeden ze zwiadowców wziął w ręce długi karabin, jeszcze zawinięty w pokrowiec. Wzrok chłopaka skakał dookoła, przez chwilę można było sądzić, że spróbuje skoczyć na dziewczynę, ale w tym samym momencie Odo lekko się poruszył. Ruch nie był wielki, ot niewielkie przesunięcie stopy ale Kerian i inni spoglądający na Kozzaka bardziej poczuli niż zobaczyli zmianę jaka zaszła w jego zachowaniu. Rozluźnienie i ospałość zniknęły, w tej chwili napięcie niemal od niego biło. Niesamowicie intensywne wrażenie, że całe jego ciało to jedna napięta sprężyna, gotowa do błyskawicznego działania przy najmniejszej prowokacji.
Ten jeden ruch Oda zatrzymał Bryanna. Rozejrzawszy się jeszcze na boki, zwiesił ramiona, zrezygnowany.
- Twoja siostra zginęła, zabita przez Czarny Deszcz?- cicho spytał doktor.
- Tak. Nie. Przez Sirocco. Przez was. - chrapliwie szepnął chłopak.
- Co zrobiłeś z Costą? Miałem umowę z Gildią. - zapytał Gilliam.
- Nic. Po tej nocy rozmawialiśmy co powinniśmy zrobić, upiliśmy się i pobiliśmy w siedzibie Gildii. Zostawiłem go nieprzytomnego w pokoju noclegowni Gildii. Żył kiedy wychodziłem.
- Gildii to się nie spodoba. - zarządca spoglądał na chłopaka z mieszaniną żalu i niechęci w oczach.
- Po co tu jesteś? - spokojny głos Yali sprowadził rozmowę na właściwe tory.
- Nie wiem. Chodzą plotki o skarbie Gilgarów na północ od Węzła. A Sirocco zniknęli. Wszyscy albo prawie wszyscy. Wynieśli się gdzieś, może są właśnie tam.
- Chcesz zemsty? - Kynes spytał współczująco.
- Chcę sprawiedliwości! - krzyk chłopaka był tak nagły, że pobliskie ptaki poderwały się do lotu, kilku żołnierzy drgnęło, a zwiadowca uniósł odwinięty z pokrowca karabin do oka.
- Oni ją przywiązali, zostawili na śmierć, ale wy nic nie zrobiliście! Byliście tam i nic nie zrobiliście! Wy , wy… Szlachciury, frekowe sathryjskie ścierwa! Hoi, spada, krauski na kaftanie a w pikawie myszak! Spietrali sie sebasów Sirocco…
Po tym wybuchu opuścił ręce, głowę i osunął się na kolana. Drżał i widać było lecące na ziemię łzy. Doktor Kynes podszedł i przyklęknął przy młodzieńcu, a zawinięta w szmaty Hrabianka zbliżyła się do Keriana.
- Dowiedziałam się, że dziewczyna z placu miała brata bliźniaka. Ten tu był bardzo podobny do niej, tylko imię się nie zgadzało. Trochę zablefowałam i jak widać, trafiłam. Jakiś pomysł co z tym zrobić?
Spytała, a z jej oczu zniknęła figlarność, zastąpiona powagą.


Kerian chciał coś powiedzieć, wytłumaczyć, że to nie tak, że się starał, ale jego mina już mówiła wszystko, więc zrezygnował z wszelkich tłumaczeń i powiedział - Dajcie temu człowiekowi jakieś relanium widocznie go potrzebuje. Zwrócił się do poszkodowanego i zaczął: - Robimy wszystko co możemy, by chronić życia naszych bliskich, przykro mi, że nie znałem twojej siostry, ale ... zrobiłem co mogłem, by ją uratować. Moje starania okazały się niewystarczające. Mamy jednak misje do spełnienia i potrzebujemy twojej ręki. Czy będziesz w stanie dla mnie pracować? Poznasz mnie, uspokoisz się, takie sprawy potrzebują czasu, dosc juz śmierci. Trzeba, żyć dla przyszłych pokoleń, znalezisko może zmienić los wielu ludzi na lepsze. Dużo osób chciałoby mieć taką szansę. Decyzja należy do Ciebie, bo możemy Cię zwyczajnie tu zostawić pogrążonego w żałobie - zamilkł na chwilę - A jeśli spotkamy bandytów to będziemy się z nimi strzelać już lepiej przygotowani. Karma wraca.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 03-02-2020 o 23:04. Powód: kolory tekstu- ciągle jest coś nie tak gdy wklejam z Libre Office.
Prince_Iktorn jest offline