- Niee! - wrzasnął Damien, widząc jak jedna z wieżyczek eksploduje. Jego krzyk usłyszał Kurgan, który zaniepokojony wycofał się z walki i podbiegł do przyjaciela: - Damienie, spokojnie! Nie było na niej Joachima. To rozsądny chłopak, poradzi sobie! Teraz się nie możemy wycofać. - potrząsał nim. - Tt-tak, masz rację. - odpowiedział mu, - Poradzi sobie, n-na pewno. Kurgan poklepał go tylko po ramieniu i pobiegł pomóc innym w walce. A Damien wciąż stał, wpatrzony w nadal rozlatującą się wieżę.
Joachim z coraz większą determinacją napinał cięciwe łuku. I szło mu coraz lepiej - teraz niemalże każda jego strzała trafiała w cel. W pewnej chwili zauważył Damiena, stojącego nieruchomo. Krzyknął do niego, ale hałas walki zagłuszał wszystko. *Coś się musiało stać* myślał i wiedział, że jeśli zaraz czegoś nie wymyśli jakiś strażnik może pozbawić Damiena życia. Odłożył więc łuk i zszedł na dół, a pochwyciwszy w dłoń niewielką siekierę, którą miał przypiętą przy pasie począł przedzierać się przez innych, unikając przypadkowych ciosów.
__________________ Jest jeden wielbłąd,
Do jednej igły ucha,
Nieliczni zbawieni...
Licznych Bóg nie słucha! |