Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2020, 21:06   #77
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Esencjonalny posmak mięsa wieprzowego, cebuli, papryki i przypraw towarzyszył „Rzeźnikowi” aż do opuszczenia gościnnych ścian przyjemnie ciepłej izby. Grubo ubrany Magnus nieźle znosił chłód oraz nieprzyjemność otrzymanych niedawno obrażeń. Mimo iż weteran nadal czuł lodowaty uścisk zbliżającej się śmierci to swoją postawą stanowił podporę drużyny. Patrząc na grupę zwiadowców każdy wysnułby wniosek, że nie byli w pełni sił i niekoniecznie nadawali się do starcia z kimkolwiek. Obrazu tego nie zmieniał morgensztern w łapach popielatowłosego gladiatora czy pancerz płytowy, w który okuty był Cadaver…

Magnus nie nawykł do walki ramię w ramię z kimś kogo nie znał. Na arenie walczyło się w pojedynkę, a od czasu wstąpienia do konnego zwiadu ta ekipa była mu bliższa niż rodzina. Bez chwili zawahania Kastner oddałby życie za każdego z tych ludzi. Bruno nie wyglądał na słabego, ale w walce chodziło o coś więcej niż brutalną siłę. Niektóre z przykrytych puchem chat wyglądały na opuszczone. „Rzeźnik” nie miał zamiaru wzbudzać rewelacji dlatego zachowywał się bardzo cicho. Jego pancerz do pary z płytą Ruperta wygrywały cichutką, ponurą melodię ocierających o siebie blach, stalowych oczek i trzymających wszystko w kupie skórzanych pasów. Melodia ta była jednak słyszalna tylko z bliska, bo z kilku metrów zagłuszał ją wyjący między chatami wiatr. W nielicznych domostwach paliły się świece, ale mimo usilnych prób Kastner nie dostrzegł nikogo w oknach. Zastraszeni przez bandytów ludzie zapewne nie byli zbyt otwarci i uprzejmie nastawieni do nowoprzybyłych.

Kiedy grupa żołnierzy dotarła na miejsce Kastner uśmiechnął się półgębkiem. Bandyci byli pewni siebie zupełnie tracąc czujność. Pewnie żaden z nich nie spodziewał się natarcia żołnierzy mimo iż do garnizonu nie było wcale tak daleko. Głupim był człowiek myślący, że kilkugodzinna wyprawa i nakłonienie wojskowych do pomocy było poza zasięgiem wieśniaków. Co prawda wioskowi bali się o swoje pociechy, ale skoro żołnierze napatoczyli się sami głupotą byłoby nie skorzystać z ich pomocy. Podczas czekania Magnus rozgrzewał się nie chcąc tracić ciepła. Weteran chciał być gotowym do boju kiedy nadejdzie odpowiednia chwila.

Kiedy dwóch zbirów pojawiło się na głównej alei „Rzeźnik” ani drgnął czekając na polecenia sierżanta. Jeden z mężczyzn wyśmienicie ich oświetlał. Kastner mógłby ich ostrzelać z kuszy przy akompaniamencie cięciw reszty oddziału. Mało prawdopodobnym dla niego było przeżycie przez te dwójkę pierwszej salwy, ale… musieli być ostrożni. Odpowiednie przygotowanie, opanowanie i rozsądek różniły ich od tych nie radzących sobie z chłodem bandziorów. Wielcy wojownicy. Kiedy tylko zmarzły im jaja, a graby za bardzo zaczęły ciążyć wzięli się za racje uczciwie pracujących ludzi. Kastner chciałby ich rozszarpać na miejscu, ale jego siła woli znacznie wzrosła od czasów walk na arenie. Teraz był w stanie poczekać i delektować się przewagą taktyczną nad tymi nierobami.

Bruno chciałby ruszyć od razu, ale Otto słusznie go powstrzymał. Dzieciaki stanowiły priorytet. Tym razem musieli obejść się smakiem i dać tej dwójce odejść. Jedynym ratunkiem dla nich byłaby ucieczka gdyby usłyszeli walkę żołnierzy z ich kompanami. Z drugiej strony ucieczka na pieszo, z małą ilością zapasów w taką pogodę była wyrokiem śmierci z bardzo krótkim odroczeniem jej wykonania. Kastner stał w ciszy czekając aż z kompanami ruszy do chaty i będzie mógł zająć się tym co się tam zalęgło. Będzie niczym szczurołap, który zabija chore, niedorozwinięte osobniki aby nie przenosiły swoich nieróbskich genów w dół drzewa genealogicznego gatunku. Ciekawe czy ich łapy będą tak zaciekle się bronić przed morgenszternem Magnusa jak śmiało wyciągane były po cudzą własność…
 
Lechu jest offline