Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2020, 08:35   #73
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Czas mijał, dzień zmienił się w wieczór, a wieczór w noc. Po północy Leith wyciągnął jedną z pereł. Co prawda mógł trafić na wyspę Aurory i bez tego, jednak księżniczka chciała by zrobił to właśnie w ten sposób i mężczyzna zdał się na jej osąd, zgniatając kamyczek i wchodząc w portal.

Czekała już na niego, przyglądając się nocnemu niebu. Kiedy przeniosła wzrok na Leitha, nie zobaczył na jej twarz normalnego uśmiechu powitania.

- Musimy się spieszyć. Matka wie, gdzie byłeś. Dopóki masz pierścień, nie uciekniesz jej. Chodź ze mną.
Leith kiwnął głową i ruszył za kobietą. Miał pytania ale to mogło poczekać jeszcze chwilę.

Aurora otworzyła portal i przeszła na drugą stronę. Gdy Leith ruszył za nią znaleźli się w jaskini, do której przyprowadziła go, gdy byli gośćmi na Dworze Ducha. Tysiące klejnotów zamigotało w świetle magicznej lampy na in powitanie.
Tym razem księżniczka nie prosiła, by się rozebrał, po prostu zniknęła jego ubranie, potem swoje i... uklękła przed nim w wodzie, jakby miała zamiar dostarczyć mu oralnych rozkoszy.
- Wiesz, widziałem jak zwierzęta odgryzają sobie uwięzione w sidła łapy. Zawsze mogę to… wyrwać. - przypomniał mając świadomość jak nikłe byłyby szanse przeżycia.
Ale jednak szanse były.
- Pozwól mi spróbować. Jeśli mam racje co do tego miejsca i jego wdzięczności względem ciebie, gdy ostatnio dodałeś tutaj klejnot... po prostu mi pozwól.
To mówiąc, objęła palcami pierścień na jego przyrodzeniu i zaczęła śpiewać jak ostatnio.

Sytuacja wydawała się nie tyle może krępująca, co głupia, a jednak w pewnym momencie Leith zauważył, że kamienie “mrugają” w takt piosenki, którą nuciła Aurora. Tak jakby śpiewały razem z nią. Gdy zaś księżniczka skończyła, pierścień z pluskiem wpadł do wody. Bękart zaś nie odnotował na swoim ciele żadnej nowej rany.
- Aurora… - zaczął Leith wciąż patrząc się pod nogi za upadłym pierścieniem. - wiesz, że to wszystko jest dokładnie tak, jak chce twoja matka? że chce zrobić na złość królowej zabijając mnie?
Skrzydlata podniosła się i stanęła naprzeciwko, choć jej wzrok uciekał gdzieś w bok.
- Wiem, że to ona. Ale to nie chodzi o robienie na złość. Ona się obawia twojej roli w tym wszystkim, obawia się, że możesz dać królowej jakąś przewagę. Dziś zamordowałeś dziewięciu członków naszego dworu Leith, tego nawet ja nie umiem ci wybaczyć. - Powiedziała przez zaciśnięte zęby.
Mężczyzna potrząsnął przecząco głową.
- Macie to wszystko źle, czy nie widzisz jak to wygląda? tymi wszystkimi machinacjami, gierkami Twoja matka, królowa, wszyscy świadomie czy też nie popychacie mnie do tego. Przecież mnie znasz. Ja tylko zawsze chciałem, żeby mnie zostawić w spokoju, a im więcej kłód rzucają mi pod nogi tym więcej muszę ich rozrąbać. Nie chcę żeby twoja matka czy ktoś inny wysłał kogoś po mnie, bo każdą tą osobę zabiję, albo zginę próbując. Dlaczego? bo to jest właściwe Auroro, bawienie się czyimś życiem nie może zostać pozostawione bez odpowiedzi. Nie jesteście bogami, a jeśli nawet jesteście, to jest zmierzch. Ja nigdy jeśli tylko będę w stanie nie zaakceptuje przemocy, nigdy nie zapomnę krzywdy, przecież wiesz. Nie rozumiem tylko czemu przy niej stoisz, ona na ciebie nie zasługuje, nikt z nich na ciebie nie zasługuje. Nie masz jej nic do udowodnienia, jesteś wszystkim tym, czym ona nie może być, bo masz sumienie.
Im dłużej mówił, tym większa udręka pojawiała się na obliczu Aurory.
- Bez niej jestem nikim, Leith. - odparła - Nie w przenośni, dosłownie. Ja też... noszę taki pierścień. Przez co należę do niej. Należę do Dworu Wiatru. Bez tego... nie mam nic. Jestem niczym.
Leith złapał małą piękną twarz Aurory w swoją wielką szponiastą łapę używając jednak tylko opuszków palców. Spojrzał kobiecie w oczy.
- Jesteś perłą a ten dwór to zgniła małża, która trzyma cię w sobie. Bez niego wciąż jesteś perłą, a cała reszta, tylko kawałkiem gówna pływającego po dnie egzystencji. Czego ty chcesz Auroro? czego ty naprawdę chcesz? nie po śmierci - Leith rzucił przelotne spojrzenie na sklepienie i wtopione tam kamienie - ale za życia?
- Leith... - w jego imieniu nagle zawarło się tak wiele - jej rozpacz, smutek, wahanie, uczucia i wiele, wiele więcej.
- Ktoś taki jak ja nie ma prawa posiadać pragnień. Ktoś taki jak ja cieszy się każdym dniem, gdy może okazać się użyteczny, może oszukiwać się, że nie jest... że...
Umilkła, zdejmując jego palce ze swojej twarzy. Niechętnie puściła je, a następnie usiadła na podwyższeniu, gdzie znajdowała się lampa.
- Sam... zobaczysz... Może tak będzie lepiej, kiedy zrozumiesz... - przełknęła ślinę - Tam w niewoli, kiedy wydawało nam się, że skrzywdzili nas i zgwałcili na wszystkie możliwe sposoby, ludzki cesarz wpadł na pomysł... On wymyślił sobie, że sam stanie się długowieczny, jeśli... zacznie jeść mięso skrzydlatych. - Zacisnęła mocno usta, by zapanować nad emocjami.
Leith akurat to potrafił sobie dość dobrze wyobrazić. Wśród ludzi panowały wierzenia związane z kanibalizmem “jesteś tym co jesz” i tym podobne frazesy które “miały sens tylko w pewnym sensie”. Bękart też wiedział z doświadczenia, że od jedzenia ludzkiego mięsa on sam bardziej ludzki się nie stał ale to postanowił zachować dla siebie nie tylko teraz, ale i w przyszłych dyskusjach z Aurorą.
Jeśli, w co wierzył i czego pragną, takie oczywiście będą.
- Pomóż mi zrozumieć, proszę. - powiedział ostrożnie i z opanowaniem.
Skinęła głową na znak zgody, a w jej dłoni pojawił się charakterystyczny srebrny miecz.
- Tego wieczora, gdy Raf... strzaskał swój klejnot, cesarz planował na jego oczach jeść moją... moje... narządy... kobiece. Doszedł do nich właściwie... po kolei, można rzec...

Nie potrafiąc już dłużej ubierać bolesnych wspomnień w słowa, księżniczka zamachnęła mieczem i cięła własne udo w miejscu, gdzie znajdował się wytatuowany wąż. Potem jeszcze jedno cięcie i... noga odpadła, a towarzyszyło temu zadziwiająco mało krwi. Dopiero po odłączeniu się od ciała Aurory kończyna zaczęła bardziej wyglądać jak proteza niż faktyczna noga.
- Jestem niczym, Leith - księżniczka mówiła cicho, a z jej oczu lały się łzy - To dlatego Vasco tak łatwo mnie pokonał. To dlatego nie mogłam ci pomóc w świątyni. Bez dzieła magii mojej matki, jestem tylko żałosną kaleką.
- Jesteś niewolnikiem. - zgodził się Leith absorbując informacje. - I tak jak to często bywa wśród niewolników myślisz, że jesteś niczym. To jest sposób kontroli, znacznie silniejszy nawet niż kajdany twojego skrzywdzonego ciała. - Leith położył dłonie na jej ramionach. - Ale nie brakuje ci niczego by być wartościowym stworzeniem… - Leith przewrócił oczami - na ile stworzenia mogą takie być, niczego poza wolnością. A wolność to jest coś o co można walczyć i trzeba.
- Mówisz tak, bo... bo możesz wstać i wyjść. A ja... nie wiem czy to użalanie, ale... jeśli faktycznie chcemy rozważać jakąś wolność, powinniśmy jak najszybciej opuścić to miejsce, gdzie są... - wskazała ruchem podbródka wodę, na której powierzchni pływała jej kończyna i pod którą przepadł gdzieś pierścień Leitha.
- Racja. - powiedział i wziął Aurorę na rękę - masz pomysł gdzie?
- Chciałabym wrócić na wyspę, ale... to chyba nie jest najlepszy pomysł. - Odpowiedziała, ocierając łzy z twarzy. - Każde miejsce jednak, w którym kiedykolwiek byliśmy, nie będzie bezpieczne, jeśli matka uprze się nas znaleźć, a myślę, że to... kwestia czasu.
- Najpierw spróbujemy. Przecież poza zaspokojeniem jej nudy nie jesteśmy jej do niczego potrzebni. A najpierw… - Leith trzymając Aurorę na rękach spróbował pojawić się kilka metrów dalej nie wypuszczając kobiety z rąk.
Udało mu się to bez większych problemów. Aurora, która wciąż wyglądała, jakby wpadła w najczarniejszą otchłań depresji, uśmiechnęła się krzywo.
- Teraz faktycznie jestem jak bajkowa księżniczka, noszona na rękach... żałosne.
- Mrrrrpff… - Leith mruknął pod nosem, poprawił uchwyt na ciele Aurory i pomyślał o lesie niedaleko miejsca gdzie spędził pierwsze lata swojego życia, gdzieś daleko na południu…

I nagle znaleźli się pomiędzy iglastymi drzewami, paprociami, krzewami, a wilgotny mech aż stęknął pod ciężarem ich ciał. Powietrze było przyjemnie ciepłe i rześkie. Jak okiem sięgnąć nigdzie nie widać było śladu działalności człowieka. Lub skrzydlatego.
- Co to za miejsce? - Aurora rozejrzała się zaintrygowana. Zupełnie nagle też przywróciła ich ubraniach, choć niestety lewy but zamiast otulić jej nogę, upadł z grzechotem na ziemię. Księżniczka skrzywił się.
Leith rozejrzał się.
- Tutaj się wychowałem, może nawet gdzieś niedaleko się urodziłem. To jest też najdalsze na południu miejsce w jakim byłem. Potem życie pchało mnie tylko bardziej na północ, bliżej waszych ziem. - Leith kucnął by jedną ręką zgarnąć leżący but.
- Stąd polecimy dalej na południe. Albo pójdziemy. - Ruszył z księżniczką przed siebie.
Zobaczył jak jej oczy robią się wielkie z przerażenia.
- Chcesz powiedzieć, że jesteśmy na terenach ludzi? Nie... nie Leith, ja nie mogę, muszę wracać, nie mogę tu być, to za wiele, proszę, puść mnie!
Po raz pierwszy widział jak skrzydlata wpada w prawdziwą panikę.
- Ej… uspokój się - powiedział mężczyzna zatrzymując się - Ludzie to kruche stworzenia, “ziemie ludzi” przeważnie nawet nie posiadają ludzi. Ich miasta są tylko przy rzekach i innych miejscach gdzie po pierwsze można utrzymać się z produkcji żywności, a po drugie wykorzystać ukształtowanie terenu. Poza tymi bastionami “cywilizacji” ludzie są rozszarpywani przez dzikie zwierzęta, albo zwyczajnie umierają z głodu. Ludzie nie mają futra, kłów, pazurów, słabo słyszą, nie widzą w ciemnościach. Ich siłą jest wspólnota. Można w tych “ludzkich krainach podróżować piechotą całymi tygodniami i nie spotkać żadnego człowieka. My znajdziemy właśnie takie miejsce. Dodatkowo sądząc po twojej reakcji nawet twoja matka nie podejrzewa cię po przebywanie w tej części świata, nawet jeśli, to z uwagi na “pokój” nie wyśle tu przecież armii. co najwyżej drobne oddziały, które niestety zginą… - Leith wzruszył ramionami - a jeśli pofatyguje się osobiście to i tak już nie będzie miało znaczenia. Dobra, nie wierć się.
Aurora słuchała go, lecz w jej oczach wciąż czaiła się panika, choć ciało powoli uspokajało się.
- Puść mnie. - powiedziała i zatrzepotała skrzydłami znacząco.
Mężczyzna mruknął coś pod nosem i zrobił to o co go poproszono.
Księżniczka uniosła się na skrzydłach, by następnie zawisnąć naprzeciw Leitha.
- Pytałeś czego chcę od życia. Chciałam żebyś był wolny, Leith. Nie pytaj mnie czemu, po prostu tego chciałam i widzę, że faktycznie... ci się udało. Jesteś wolny, możesz robić co chcesz, ale ja... ja tutaj nie należę. Nie mogę... nie chcę tylko egzystować. Nie po to mam moc. Nawet jeśli na dworze mojej matki nie znajdę już miejsca za to, że ci pomogłam, mogę starać się o azyl na Dworze Wody. Mój ojciec... może czas, bym spróbowała się z nim pojednać…
Leith popatrzył na kobietę wielkimi oczami o kosmatych brwiach.
- No… To już brzmi jak jakiś plan. Tylko ja nie wiem jak tam trafić. Nie zostawię cię samej, jesteśmy… przyjaciółmi, pamiętasz?
Księżniczka chwile przyglądała mu się.
- Partnerami. - Poprawiła, nagle odzyskując dawną dumę. - Musisz jednak wiedzieć, że... nie mam pojęcia jak zareagują. Nie wiem czy się ucieszą na mój widok... szczególnie w takim stanie. A tu jeszcze taka para... - po raz pierwszy uśmiechnęła się faktycznie z jakimś błyskiem wesołości w oczach - Dziękuję, Leith.
Rzekła, po czym podlatując bliżej, złożyła na jego wargach delikatny pocałunek.
Mieszaniec pochwycił jej miękkie wargi. Aurora zawsze potrafiła go uspokoić, choćby tak drobnym może gestem. Dla Leitha jednak, to było wszystko czego potrzebował.
Pogładziła go po policzku wierzchem dłoni.
- Mogę nas tam przenieść przez portal, tylko... musimy jakoś wyglądać. Ubrania mogę nam przywołać, ale muszę... coś wymyślić z tą nogą. - Ta ostatnia kwestia wyraźnie wciąż ją stresowała.
Leith przekrzywił głowę.
- Masz na myśli kulę?
- Kulę? Ja... nie wiem... ja... zawsze starałam się o tym nie myśleć. - Przyznała Aurora wyjątkowo nieporadnie.
Mężczyzna kiwnął głową.
- Dobrze, bo nie ma po co o tym myśleć. Wiesz, wiemy, że lepsze rozwiązanie jest możliwe, teraz musimy po prostu pomyśleć nad czymś tymczasowym. To nie jest coś, co możesz teraz zmienić, ale to nie jest coś, co zmienia kim jesteś.
- Może dla ciebie... - westchnęła Aurora. Po chwili Ubranie jej i Leitha zmieniły się - on miał swoje “wyjściowe”, zaprojektowane przez Kaspiana odzienie, ona - długą do ziemi suknię.
Leith stanął za jej plecami i delikatnie oparł dłonie o jej talię, tak by nie przeszkadzać w czarowaniu portali.
- Mężczyzna z twoich wspomnień sprawiał wrażenie kogoś, kto potrafi patrzeć ponad powierzchowność. - zachęcił.
- Ojciec... - westchnęła - Nie wiem... zraniłam jego dumę. Ale to w sumie drugorzędna sprawa teraz, bo o azyl musimy prosić księżną Dworu Wody. Gotów? - zapytała, wskazując wyczarowany portal.
Leith kiwnął głową za jej plecami tak, że broda dotknęła włosów Aurory, sygnalizując jej tym samym jego odpowiedź.
Aurora przywołała jeszcze zdobioną laskę, przez którą wyglądała jak czarodziejka z bajki dla dzieci. Korzystając z jej pomocy oraz wsparcia Leitha, wspólnie przeszli przez portal.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline