Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2020, 09:07   #74
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Znaleźli się w sali, która wyglądała nieco jak łaźnia z uwagi na wielki zbiornik wodny pośrodku.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/ae/a9/3a/aea93a899950fb7ba05a5791d0bdec16.jpg[/MEDIA]

Wokół niego jednak były nie przybory do kąpania, lecz ławeczki, rzeźby, malunki ścienne - słowem, miejsce to bardziej przypominało poczekalnię niż basen.

Falująca woda i magiczne oświetlenie nadawały wszystkiemu błękitny odcień. Może dlatego w pierwszej chwili Leith uznał jasnowłosego, wyprostowanego mężczyznę za rzeźbę. Dopiero, gdy ten ukłonił się, bękart zobaczył na jego piersi klejnot (chyba zielony, ale w tym świetle trudno było ocenić), a za plecami białe, pierzaste skrzydła.

- Lady Aurora, sir Laith, mam przyjemność powitać was na Dworze Wody.

Księżniczka skinęła mu głową.

- Witaj sir Eryku. Dobrze cię znów widzieć.
Leith skopiował ukłon mężczyzny. Zrugał się zaś w duchu za nie zauważenie tubylca wcześniej.

- Wybacz brak zapowiedzi, ale chcieliśmy prosić o audiencję u Księżnej Liji. - Przedstawiła ich sprawę Aurora, stojąc bez ruchu, jakby bała się poruszyć.

- Oczywiście. Mieszkamy daleko, ale pewne informacje już do nas dotarły - mówił Eryk, a jego twarz zdawała się pozbawiona emocji - Księżna kazała przekazać, że przyjmie cię, pani, bezzwłocznie, jednak chciała z tobą rozmawiać na osobności.

Księżniczka przygryzła wargę i obejrzała się, by spojrzeć na reakcję Leitha.
Leith osobiście nie miał problemów z nie byciem obecnym. Nigdy nie miał. Zajrzał jedynie w oczy Aurory by zbadać czy to kobieta jest pewna swoich przekonań i swojej wartości w tej konkretnej chwili.
- Jak to między księżnymi i księżniczkami. - powiedział tylko.
Zobaczył w złocistych oczach ślad wcześniejszej niepewności, ale ten szybko zniknął. Aurora znów była sobą. Skinęła głową, po czym bez tłumaczenia, uniosła się i lewitując ruszyła w kierunku największych drzwi.
- Tam gdzie zwykle? - upewniła się jeszcze. Eryk skinął jej głową.
- Księżna już oczekuje. Ja zaś pozwolę sobie potowarzyszyć pani partnerowi.
Księżniczka rzuciła Leithowi jeszcze jedno spojrzenie, po czym zniknęła w sali obok. Eryk zaś zwrócił się do bękarta:
- Na co miałby pan ochotę?
Leith obserwował mężczyznę raczej nieprzerwanie od momentu gdy w końcu go zauważył. Bękart stał z rękami po sobie wciąż w tym samym miejscu.
- Nie jestem “panem” - poprawił - nie tylko nie mam tytułów ale też specjalnych wymagań - wzruszył ramionami - jestem pewien, że coś już masz na myśli.
- Po prawdzie to chciałem zapytać czy mamy dla państwa przygotować jedną czy dwie komnaty? - odrzekł wciąż niewzruszony skrzydlaty. Nawet Kaspian przy nim był mistrzem ekspresji.
Leith przekrzywił głowę. Pytanie bynajmniej nie było proste, o ile on sam wolał jedną, bo nie rozumiał czemu potrzebowali by oddzielnych, o tyle nie miał pojęcia ile przestrzeni potrzebuje Aurora.
- Skupmy się na jednej, pochlebia mi wiara w nasze możliwości ale wydaje mi się, że księżniczka musiała by tu przybyć na czele nieco większej “armii” by pertraktować aneksję zneczniejszej liczby pokoi… - mężczyzna przewrócił oczami.
Eryk stał w tej samej pozycji, a żadne drgnięcie mięśnia na jego obliczu nie zdradziło jego myśli.
- Tak się stanie. Czy zatem szanowny gość życzy sobie odpocząć w komnacie, oczywiście z możliwością dostarczenia posiłku i napitku, mógłbym też szanownego gościa oprowadzić nieco lub zaprowadzić do salonu masażu, gdzie szanowny gość mógłby się nieco rozluźnić. - Eryk zgodnie z poleceniem, nie nazywał już Leiha “panem”.
- Hmm… - Leith potarł brodę - Cela z wieczerzą brzmi kusząco, ale spacer to chyba nawet lepszy pomysł.
- W takim razie proszę za mną - to rzekłszy wykonał zapraszający ruch dłonią, wskazując otwarte przejście na korytarz.
Mężczyzna kiwnął głową i poczłapał za Erykiem.
- Wiem niewiele o kulturze, historii czy obyczajach, a ten Dwór jedynie z nazwy - bękart mówił idąc - czemu “Woda”?
Na twarzy mężczyzny pojawił się - o zgrozo - lekki uśmiech.
- Proszę za mną, zaraz szanowny gość zrozumie jeden z dwóch głównych powodów.
I poprowadził Leitha korytarzem, przez którego środek płynął wąski strumień wody. Tak dotarli na balkon - jak się okazało - na jednym ze szczytów ogromnej budowli, jaką był Dwór Wody.

[MEDIA]https://data.whicdn.com/images/16261408/original.jpg[/MEDIA]

Projekt architektoniczny właściwie nierozłącznie łączył się z akwenem wodnym. Woda miała tu specjalne korytarze, ujścia, koła przypominające młyńskie, które transportowały ją wyższe poziomy, by z kolejnych konstruktów mogła kaskadą spadać w dół. Całość z 3 stron otaczało morze (lub ocean), a tylko z jednej zamek łączył się z lądem.

- Oto właśnie Dwór Wody. - Rzekł nie bez dumy w głosie Eryk.
- Mhm - kiwnął głową Leith, patrząc daleko na linie horyzontu, gdzie bezkres nieba spotykał bezkres wody.
- Pływacie też?
- W pewnym sensie. - Odpowiedział Eryk, po czym wskazał palcem jakąś trójkę nagich dziewcząt, kąpiących się i bawiących w wodzie gdzieś u podnóża zamku pod jedną z kaskad.
Leith zarejestrował tutejsze rysy tej skrzydlatej odmiany po czym przeniósł wzrok na swojego towarzysza.
- Macie tu kasty? lepszych i gorszych czy równych i równiejszych? niewolników? jak poza nagimi kąpielami zabijacie stulecia mijającego czasu?
Eryk uśmiechnął się znów, delikatnie, by nie urazić gościa.
- Zaraz odpowiem, ale... proszę się lepiej przyjrzeć.
Kiedy Leith uczynił to, o co skrzydlaty prosił, zobaczył, że dziewczęta - no cóż, jak zwykle - były powabne, urodziwe, jasnowłose w tym przypadku, a między ich piersiami połyskiwały różnokolorowe klejnoty, nie miały skrzydeł - ale pewnie “zniknęły” je, jak większość skrzydlatych czyniła na Dworze Wiatru... I wtedy coś innego przykuło uwagę bękarta - te dziewczęta nie miały nóg, tylko rybie ogony!
- Syreny i Skrzydlaci żyją na Dworze Wody jako równi sobie obywatele od tysięcy lat. - Powiedział cicho Eryk, by nie zakłócać obserwacji.
Leith zrobił wielkie oczy po czym zogniskował spojrzenie na istotach o których istnieniu nie miał pojęcia chwilę temu. Mężczyzna poruszał uszami i nosem, wytężając zmysły do maksimum. W zasadzie zmuszał umysł by jego słuch i węch penetrowały dokładnie to, co widziały oczy, by te ostatnie były pomostem dla dwóch pozostałych.
- Są miasta pod wodą? - spytał nie odrywając uwagi od syren.
- Miasta to za dużo powiedziane, Syreny preferują naturalne formacje, ale owszem, ten zamek ma również część konstrukcji pod wodą.
- Mhm. - mężczyzna zakomunikował odbiór tej informacji wciąż przyglądając się syrenom po czym wreszcie przeniósł wzrok na Eryka.
- Możemy iść dalej… czy tam lecieć, płynąć, znikać… - uściślił.
Skrzydlaty skinął głową.
- Jest coś jeszcze, o czym powinien szanowny gość wiedzieć. Cały pałac pokryty jest zaklęciem księżnej Liji, jego zadaniem jest obnażanie iluzji. - Mężczyzna ruchem podbródka wskazał na klejnot, umieszczony na piersi Leitha, który choć zachowywał barwę, nadaną mu przez magię Aurory, czasem jakby tracił ostrość i... przebłyskiwał prawdziwym odcieniem.
Leith mruknął i westchnął.
- … i to wśród ludu przywiązującego taką wagę do idealnego wyglądu… - mężczyzna przewrócił oczami - no nic, pewnie to i lepiej i intencje są dobre, choć ja nie patrzę na osoby przez pryzmat tych... szkiełek. - wyznał co poza szczerością było przecież na równi ostrzeżeniem i wyzwaniem dla każdego.

Eryk poprowadził go w głąb korytarza, kierując się teraz schodami w dół.
- Wracając do pytania szanownego gościa, tak, panuje u nas kastowość. Nie, nie posiadamy niewolników.
Leith uśmiechnął się krzywo:
- w sensie, ci słabsi nie żyją dla kaprysu tych silniejszych “w mocy”...?
- Obawiam się, że odpowiedź na to pytanie wykracza poza moje kompetencje. Przy każdej budowie musi być inżynier, architekt i robotnicy. Zadaniem inżyniera i architekta jest nadzorować pracą robotników oraz rozliczać ich z niej. A w temacie architektury właśnie, proszę zapamiętać to piętro. Tamte drzwi na lewo to komnata gościnna, przeznaczona dla lady Aurory i jej partnera. Drzwi nie posiadają zamka, ale mają zasuwkę od środka, jeśli nie życzą sobie szanowni goście, by im przeszkadzano.
- Dzięki. - powiedział mężczyzna.

Eryk pokazał mu jeszcze kilka innych kondygnacji, tłumacząc co gdzie się znajduje - kuchnia, wspólna sala do posiłków, biblioteka, pomieszczenia do nauczania, uprawiania sztuki (Leih już wiedział o co chodzi) i coś, co Eryk nazwał “laboratorium” i jak to powiedział “dla własnego bezpieczeństwa” nie powinno się tam wchodzić bez odpowiedniego odzienia i zaproszenia.

Wreszcie po ponad godzinnej przechadzce Leith został odstawiony do pokoju, gdzie czekała na niego wykwintna kolacja złożona głównie z ryb, warzyw i owoców.

Komnata, którą udostępniono Aurorze i Leithowi była tak naprawdę dwupokojowym, ogromnym pomieszczeniem, podzielonym na część dzienną i sypialną. W tej drugiej dodatkowo znajdował się nieduży, odgrodzony parawanem kompleks łazienny.

[MEDIA]https://42708cacf40f89a132b5-6283e94302505d72a5788c346190d53d.ssl.cf1.rackcdn.c om/properties/photos/16186254_11_1495270189.jpg[/MEDIA]
Niby nic, czego Leith wcześniej, by nie widział, a jednak styl wykonania, zdobnictwo... to było coś zupełnie nowego.

Księżniczka wciąż się też nie pojawiła, choć na odchodne Eryk uprzedził gościa, że rozmowa z księżną może się przeciągnąć.

Leith zanotował w pamięci obecność biblioteki oraz sali wykładowej. Tak na wypadek jakby mieli jednak zostać tutaj dłużej. Po zjedzeniu sytego posiłku (w czasie którego mężczyzna kontemplował zjadanie ludzi tak by w myśl ich wierzeń nigdy nie zaznali życia wiecznego. Analizował też możliwość włamania się do jednej z tych piramid, jakie ci butni władcy budowali, by obgryźć ich zmumifikowane kości) Leith usiadł na podłodze i wyciszył umysł. Zamiast od razu spać postanowił wejść w pełną komunię ze swoimi… “mocami” i trochę więcej się na swój temat nauczyć.

Leith już jakiś czas temu zwrócił uwagę, że najlepiej idzie mu z “czarowaniem” realnym, czyli zmianami, które był w stanie sobie wyobrazić, dotyczącymi przede wszystkim jego samego, jego ciało. To ciało było teraz jak glina, z której mógł lepić - powoli, siermiężnie, badając swoje możliwości, ale jednak czuł, że z każdą chwilą jego granice przesuwają się dalej... i dalej.

Nagle wyłowił znajomy szum, przywodzący na myśl morskie fale i wiatr. Przez portal weszła do pomieszczenia Aurora, która zrobiła teraz wielkie oczy na widok zmian fizjonomii bękarta.

- Co... co to jest? - zapytała niepewna.
Leith który do tej pory trzymał ramiona szeroko rozłożone teraz opuścił je jakby ciążyło na nich sto kilo ton. Jego ciało zaczęło wracać do “normalnej” postaci.
- Ćwiczę - westchnął ze zmęczeniem - jak spotkanie?
- Ja... muszę to przemyśleć. Z tobą. - powiedziała Aurora, też wyraźnie zmęczona. Przykuśtykała do kanapy i opadła na nią. Leith zauważył, że nie ma już laski. Wyglądało na to, że księżna wyposażyła skrzydlatą w jakąś protezę.
Leith podniósł się z podłogi i przysiadł przy niej.
- Czemu po prostu nie to… gm… no wiesz, to z czego zrobiliście mi skrzydła, to by nie działało?
- Co? Aaa noga - Aurora jakby zapomniała o swoim kalectwie, co wydawało się dość dziwne, biorąc pod uwagę, jak wielką traumę wcześniej odsłoniła - To magiczna materia, wszyscy by to wyczuwali, a chodziło o ukrycie mojego kalectwa. Teraz może faktycznie jest to jakieś rozwiązanie... ale mamy teraz ważniejsze sprawy.
Odetchnęła, po czym spojrzała Leithowi w oczy z powagą.
- Lija nas ugości tak długo, jak będziemy tego chcieli. Jednak jeśli moja matka wystąpi z żądaniem wydania nas, księżna nie będzie oponować, ponieważ w świetle prawa oboje jesteśmy obywatelami Dworu Wiatru. Chyba że... - słowa uwięzły jej w gardle, jakby sama wciąż nie dowierzała ich sensowi.
Mężczyzna czekał spokojnie nie napierając na księżniczkę, dając do zrozumienia, że ma tyle czasu i tyle miejsca ile potrzebuje.
Ta najwyraźniej zastanawiała się jak zacząć i postanowiła zrobić to trochę na około.
- Poznałeś, z tego co wiem, Byrona i Asarahę - władających Dworem Ziemi. Oni nie są partnerami jak większość par skrzydlatych, czy... my, oni są małżeństwem. Różnica jest taka, że postrzega się ich jako jedna moc w dwóch ciałach, moc większa niż każdego z nich z osobna. Zasada jest taka, że małżonkowie nawet jeśli się kłócą, nigdy nie odmawiają sobie mocy - jeśli jedno rzuca potężny czar, drugie zawsze je wesprze. Zazwyczaj jest to też związane z monogamią... W każdym razie, czemu ci to mówię? Małżeństwa są sposobem na utrzymanie władzy w przypadku nieco słabszych szlachetnych. Na przykład Byron od początku był szkolony na księcia, ale jednak w innym rodzie pojawił się silniejszy od niego skrzydlaty. By utrzymac pozycję swojego rodu i przejąć koronę po ojcu, Byron ożenił się z Asarhą. Nie wiem czy dla ciebie to zrozumiałe, w każdym razie... - Aurora wyraźnie zbierała się do czegoś - Moja moc i moc mojej matki są różne, ale podobnie potężne. Ona jest władczynią od lat, ma przewagę doświadczenia, ja... musiałabym wejść w związek małżeński, by mieć realne szanse przejąć koronę. Czego w sumie nigdy nie chciałam, ale... księżna Lija powiedziała, że jeśli się na to zdecyduję, Dwór Wody mnie... nas poprze. - zakończyła szybko, jakby bojąc się, że znów się zatnie.
Leith westchnął po czym podniósł dłonią podbródek księżniczki by spojrzeć jej w oczy a drugą rękę położył na “prawdziwym” kolanie kobiety.
- Aurora, rozumiem - powiedział spokojnie - to kogo kazała ci poślubić?
- Cooo? - księżniczka otworzyła szeroko oczy - Ni... nikogo. Ja myślałam... o tobie.
- … - mężczyzna zamrugał, po czym przekrzywił głowę - to dlatego jesteś taka zdenerwowana?
Aurora wyglądała jakby nabrała wody w usta.
- Tak... nie chcę cię... osaczać. No i sama wciąż nie wiem czy tego chcę. Znaczy... zawsze chciałam dbać o nasz dwór, o jego mieszkańców, prostować to, co czasem moja matka zrobiła w przypływie emocji...ale czy mogłabym naprawdę być księżną... nie wiem... za to wiem, że matka łatwo nie ustąpi. Nawet jeśli będziemy mieć poparcie. Może nawet wybuchnie wojna domowa... To mnie po prostu przeraża.
- Mmm… - mężczyzna zamyślił się, po czym spojrzał na Aurorę raz jeszcze i odczesał pazurem kosmyk jej złotych włosów.
- Już o tym mówiliśmy, pamiętasz? Patrzeć z daleka jak świat płonie lub samemu go spalić. Teraz już chyba jednak nie mamy możliwości stać z boku nieprawdaż? Jesteś lepszą osobą niż twoja matka, nie z powodu kamieni. Nie dlatego, że walczyłaś na wojnie. Ale jeśli musisz walczyć, nie będziesz sama - Leith ścisnął dłoń księżniczki - niektóre rany można uleczyć, czasem jednak gangrena wejdzie tak głęboko, że trzeba ciąć. Innym razem trzeba poświęcić zainfekowaną osobę by uratować populacje. Czasem populacje dla jednej osoby. Ale ty przecież już wiesz co jest właściwe.
Westchnęła po raz kolejny i teraz to ona chwyciła i uniosła jego pazurzastą łapę, by przytulić do niej swój policzek.
- Przepraszam, że znów cię o coś proszę. - Spojrzała na niego unosząc brwi. - Wiesz, że w związku z tym małżeństwem nie będziesz już mógł ukrywać swojego kamienia? Ja będę mogła czerpać z twojej mocy, a ty z mojej. Jeśli postanowisz... dajmy na to... zabić wszystkich gladiatorów, będę twoją wspólniczką. - teraz jej brwi zmarszczyły się. - I nie wiem czy... czy ci wybaczę. Wiem, że to, co zrobiłeś, to był efekt zaszłości, rachunku za krzywdy, ale jako władca... Leith, jeśli mamy być lepsi niż moja matka, nie możesz zabijać swoich poddanych. Nie bez mocnych argumentów, procesu... Rozumiesz? Tę rolę oboje będziemy musieli udźwignąć.
Leith po prostu ją przytulił.
- Na pewno musimy przestrzegać jakiś praw. Prawo królowej to śmierć za śmierć, ja sam żyję według zasady śmierć za krzywdę, ale tu chodziło wtedy tylko o moją krzywdę, teraz musisz… musimy coś ustalić dla wszystkich. Myślę też, że zanim zacznie się rzeź trzeba by dać ludowi stanąć po twojej stronie, a po wygranej ustalić na jakich zasadach będzie działać twoja łaska dla pokonanych.
Aurora po raz pierwszy od wejścia pozwoliła sobie na odrobinę rozluźnienia i zaśmiała się.
- No, może faktycznie po kolei. Na początek musimy wziąć jakiś... ślub.
Znów się zaśmiała, tym razem nerwowo.
- Naprawdę... nie myślałam, że tak potoczy się moje życie. Choć nie czuję się z tym źle, żebyś mnie źle nie zrozumiał, po prostu... to wszystko... nigdy tego nie planowałam. Ale po prawdzie, nie byłam w stanie zaplanować tego, że poznam ciebie.
Potarła czubkiem nosa o nos Leitha.
- Hmm… - mężczyzna uśmiechnął się - jeśli to jakaś pociecha, ja też nie.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline