Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2020, 15:44   #75
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Leith i wspierająca się na jego ramieniu Aurora stali w sali tronowej, gdzie mieli spotkać się z księżną Dworu Wody, aby ogłosić jej swoją decyzję i poprosić o zorganizowanie ceremonii zaślubin. Z wiadomych względów nie mogli tego zrobić na Dworze Wiatru. Problem polegał jednak na tym, że nie było tu ani księżnej, ani nawet tronu. Był tylko długi korytarz i wijące się, ozdobione fontannami i rzeźbami sadzawki wodne.
- Hmm, chyba trzeba pływać - Leith powiedział do Aurory.
- Tylko nie waż się spływać. - powiedziała wesoło księżniczka, po czym dodała - Poczekaj. Po prostu patrz.

Nie czekali długo, gdy woda przed nimi w sadzawce zaczęła buzować. Po chwili wyłoniła się zeń najprawdziwsza syrena. I to w koronie.

[MEDIA]https://3.bp.blogspot.com/-KD3D_TAAU64/V3QywweTOKI/AAAAAAACb1k/EE86z2tAl1wedUG8iwNAnUP4GnGhJ3lkgCLcB/s1600/oceania1.gif[/MEDIA]

Syrena trzymała przed sobą w bańce wodnej malutką rybkę.
- Wybaczcie, że kazałam wam czekać, zapatrzyłam się na ten cud narodzin. To pierwsza syfonia grzebieniasta, która wykluła się z ikry w naszych wodach. Jest więc co świętować. Ale... wy nie po to przyszliście - syrena wreszcie spojrzała na gości.
- Księżno, pozwól, że przedstawię ci mojego partnera Leitha. Leith, oto księżna Lija, władczyni Dworu Wody.
Syrena skupiła teraz wzrok wyłącznie na mieszańcu, taksując go dokładnie wzrokiem.
Leith skłonił głowę i sam również przyglądał się dokładnie księżnej. W końcu była to czwarta syrena jaką widział w życiu, a pierwsza z tak bliska!
Lija nie wydawała się skrępowana jego wzrokiem.
- Miło cię poznać wreszcie, Leith. Podobno chciałeś mnie o coś zapytać…
Bękart jakoś nie znalazł dobrego momentu by wyznać Aurorze, że mimo iż rozumiał, przynajmniej ludzki sens, małżeństwa, to niewiele o samym procesie wie. To nie jest przecież tak, że ktoś go kiedyś na ślub zaprosił...
Leith zastrzygł uszami i spojrzał pytająco na Aurorę.
- Yyyym… - przeniósł wzrok na księżną - Tak, czy mogę wziąć za żonę tę tutaj kobietę na twoim dworze? - wypalił bo nie miał turkusowego pojęcia jak inaczej miał to powiedzieć.
Usłyszał stłumiony chichot obok siebie, jednak po chwili księżniczka wyglądała już całkiem normalnie. Za to księżna bynajmniej się nie roześmiała.
- Oczywiście, choć z wiadomych względów nie możemy urządzić wam prawdziwie książęcej ceremonii, na którą trzeba by zaprosić najwyższych wszystkich rodów, a zatem też twoją matkę, Auroro. To będzie więc skromna uroczystość, jeśli wam to nie przeszkadza. Akurat jutro wypada pełnia księżyca, to będzie dobry magicznie czas. Myślę jednak, że to nie ja powinnam udzielać wam ślubu, lecz zgodnie z tradycją, najbliższy członek rodziny. Ponieważ wiem, że Leith... no cóż, nie ma chyba zbyt bliskich kontaktów z rodziną, - to nie było “do końca” prawdą gdyż Leith klejnot Ulva miał w kieszeni zaledwie milimetr od własnego ciała, jakby nie patrzeć blisko… - sądzę Auroro, iż powinniście o ten honor poprosić twego ojca.
Księżniczka spuściła oczy.
- Tak, ja... myślałam o tym. Gdzie go znajdziemy?
- Niestety, twój rodziciel opuścił dwór kilkanaście lat temu i postanowił zamieszkać samotnie na jednej z wysp. Eryk wskaże ci mapę. W razie problemów, możecie zresztą liczyć na mnie. Czy mamy wysłać jakieś ciche zaproszenia na Dwór Wiatrów?
Leith spojrzał na Aurorę i pokręcił głową dając jej do zrozumienia, że nie wydaje mu się to dobrym pomysłem.
- Może Kai, albo Kaspian? - księżniczka jednak nie czytała jego myśli i zadała pytanie.
- To może być dla nich wyrok śmierci - zauważył Leith.
- Może zgodziliby się przy nas zostać, wiesz, Kai mógłby faktycznie uformować moją nogą, ale... - westchnęła - Nie mogę być egoistką, masz rację.
- To sensowne rozumowanie - zgodził się Leith - ale czy możemy być pewni, że jakiekolwiek zaproszenie byłoby wystarczająco “ciche” by Tula się o nim nie dowiedziała? oraz czy cofnęłaby się przed czymkolwiek by sabotować twój ślub? czy jest całkowicie niemożliwe by nieświadomy niczego Kai przybył tu i na przykład eksplodował zabijając siebie i innych? - bo jeśli faktycznie przesadzam to po prostu mnie zignoruj, ale jeśli ja mogę na to wpaść…
- Masz rację. - Aurora skinęła głową. - Żadnych gości z zewnątrz.
- Dobrze zatem. - Orzekła księżna, która chyba trochę straciła nimi zainteresowanie, znów podziwiając małą rybkę. - Kwestiami organizacyjnymi zajmie się Eryk, to jemu zgłaszajcie wszelkie życzenia i pomysły, a teraz wybaczcie.
... i już jej nie było.
- No to chyba wypada znaleźć twojego ojca. - Zaczął Lieth, kiedy znów zostali sami.
Księżniczka niespiesznie skinęła głową.

Lecieli w ciszy, unosząc się kilka metrów nad powierzchnią morza. Słońce przyjemnie grzało ich w plecy. Gdzie okiem sięgnąć - wszędzie było widać tylko jedno - bezkres wody. Pałac za ich plecami był obecnie niewielkim punkcikiem na horyzoncie. Gdyby nie wystające z rzadka z tafli wody skały, pewnie mieliby problemy w utrzymywaniu poprawnego kierunku. Na szczęście wszystkie większe formacje skalne zostały naniesione na mapę, którą dostali od Eryka. Na wszelki wypadek zresztą otrzymali też kompas i coś, co wyglądało jak dwa zaschnięte robaki. Jak zwykle nikt nie wyjaśnił Leithowi ich przeznaczenia. Aurora była zresztą milcząca i spięta od spotkania z księżną.
- Hmm… samotna wyspa na środku bezkresnej wody… gdzieś to już kiedyś widziałem… - napomknął mężczyzna przelatując z boku swojej towarzyszki, ustawiając się tak, by słońce może i go przyjemnie grzało, ale by jego promienie odbijając się od tafli wody nie raziły go po oczach.
Aurora prychnęła.
- Chcesz powiedzieć, że też jesteś jego synem? - po chwili dodała - Wybacz. Jestem spięta. Ale masz rację, skłonność do unikania dworskiego życia i tych wszystkich protokołów odziedziczyłam chyba po Marco.
- Brzmi rozsądnie - zgodził się Leith - choć wolę myśleć iż sami decydujemy o tym kim jesteśmy a nasi przodkowie nie są dla nas ciężarem, co najwyżej wspomnieniem. Dobrym, lub złym.
- Wiesz, myślę, że w tym gadaniu bardziej chodzi o przyzwyczajenia niż geny. Kiedyś... miałam okazję pobyć z ojcem każdego roku, toteż przyswoiłam jego zwyczaje, obserwowałam pasje i... potrafiłam dostrzec pozytywne aspekty, niedostrzegalne może dla kogoś z zewnątrz. Tak to widzę. Choć po prawdzie zawsze jakoś dalej mi było do matki niż do ojca. Może dlatego bardziej zabiegałam o jej akceptację…
- Mmm - zgodził się Leith - myślę, że dałaś jej wystarczająco dużo by uzyskać akceptację od każdej uczciwej osoby.
Aurora nie skomentowała tego. Lecieli jeszcze czas jakiś, kiedy pogoda zaczęła się psuć. I nie to że słońce zaszło za chmury - zaczęła psuć się poważnie. Mocne podmuchy wiatru raz po raz bujały dwójką lecących istot, a deszcz, który rozpadał się w ciągu kilkunastu sekund, zacinał nieprzyjemnie w twarz, moczył ubrania i - z tego co zauważył Leith - obciążał pierzaste skrzydła księżniczki. Pod nimi wzburzone morze falowało, jakby chciało pochwycić upatrzone ofiary. Z chwili na chwilę było coraz gorzej.
- Czekaj! - krzyknął mężczyzna poprzez pogarszającą się pogodę - mam pomysł - Leith zawisł nad Aurorą i objął ją w pasie. Następnie mieszaniec zaczął “skakać” poprzez przestrzeń do najdalszego miejsca jakie widział przed sobą, raz po raz, w poszukiwaniu wyspy na którą lecieli. Było to niezłe rozwiązanie do czasu aż po takim przeskoku porywisty wiatr nie uderzył w nich tak mocno, że wpadli do kipieli, niemal od razu pożerani przez fale.
- Może tam przeczekamy? - Usłyszał Leith w swojej głowie głos Aurory. Skrzydlatej udało się wyrwać z objęć morza na tyle, by ręką wskazać jakąś daleką formację skał.
Leith nic nie odpowiedział tylko ścisnął mocniej księżniczkę i skoczył we wskazane miejsce.
Choć podmuch wiatru sprawił, że lądowanie mieli bolesne, bo oboje uderzyli w kamienie, to miejsce wydawało się o tyle dobre, że znajdowała się w nim nieduża jaskinia, powstała na skutek opadnięcia na siebie dwóch szczytów. Miejsca było niewiele, ale dla ich dwójki jakoś starczało i co najważniejsze - chroniło od wiatru i deszczu.
- To nie jest chyba normalna zmiana pogodowa. Wygląda jak efekt działania jakiegoś zaklęcia... - zauważyła Aurora, drżąc z zimna i szczękając z leksza zębami.
Leith wypluł z ust krew która znalazła się tam po zderzeniu ze skałą.
- I tak nigdzie teraz nie polecimy. Ale możemy stąd odejść i wrócić kiedy indziej - zaproponował a w międzyczasie posadził sobie kobietę na kolanach i okrył swoimi skrzydłami.
Skrzydlata dostała od Eryka coś, co pełniło rolę prowizorycznej protezy nogi. I choć księżniczka szybko osnuła je magią, przez co wyglądało jak normalna kończyna - wciąż miała problemy z chodzeniem. Teraz też siedząc na kolanach Leitha, musiała trzymać protezę wyprostowaną, ponieważ nie zginała się ona do tego stopnia co zdrowa noga. Mimo to Aurora jakoś zachowywała pogodę ducha, a przynajmniej starała się.
- A co, trochę deszczu i wymiękasz? - zapytała zadziornie, choć posiniałe z zimna usta nie nadawały jej wiarygodności.
- Jeśli mam opcję to tak - zgodził się mężczyzna pocierając nosem (nieco pokrwawionym) o nos kobiety. - nigdy nie przemawiały do mnie pokazówki, to jest też powód dla którego unikałem sparingów. Możemy tu trochę poczekać, ale kiedy wyczuje, że zbyt się wyziębisz, znikamy.
Aurora podniosła na niego spojrzenie i rękawem zaczęła wycierać ślady krwi na jego twarzy.
- Nic mi nie jest. Jeśli ty też się trzymasz, to zaczekajmy. Będąc gdzieś indziej możemy nie trafić w moment poprawy pogody, szczególnie jeśli to zaklęcie cykliczne. Trzeba poczekać aż tura dobiegnie końca, a potem... gnać ile sił zanim zacznie się kolejna. - Wytłumaczyła, a gdy oceniła, że facjata Leitha prezentuje się już należycie, po prostu wtuliła się w jego ciało. - Już mi cieplej…
Mężczyzna mruknął coś pod nosem i wtulił twarz w mokre włosy kobiety.
- Ten ślub, ceremonia znaczy, to też jakieś czary? - zapytał trochę później.
Podniosła głowę i położyła dłoń na jego policzku, faktycznie była nieco cieplejsza.
- Tak. To trochę jak ofiara. Łączy nasze moce w jedno. Jedna moc w dwóch naczyniach. Dzięki temu właśnie ty możesz korzystać z mojej magii, a ja z twojej i... jeśli któremuś z nas coś się będzie działo... - westchnęła - Zwykle małżonkowie umierają razem. Znaczy, jeśli jedno umrze, drugie pozostaje zazwyczaj bez mocy i... też odbiera sobie życie. Więc to duża prośba z mojej strony. Jeśli się rozmyślisz... zrozumiem.
- Pfff… - mruknął pod nosem mężczyzna. - skup się lepiej na “nie umieraniu” wasza wysokość. - polecił. Mężczyzna kątem oka patrzył na brzeg swojego skrzydła i starał się, kontynuując nowe ćwiczenia, zapuścić na nich kilka pazurów. Powoli, sprawiając mu nieco bólu, ciało ulegało woli myśli. Nieświadoma, wtulona weń Aurora odpowiedziała natomiast:
- Dobrze, ale wiesz, że tytułowanie mnie waszą wysokością mija się z celem? Chyba, że też mam tak do ciebie zacząć mówić... wasza wysokość.
Leith “za karę” połaskotał księżniczkę pod pachami. Prychnęła chyba bardziej rozbawiona niż połaskotana.

Po jakimś czasie i kilku kolcach na skrzydłach więcej, mężczyzna podjął temat:
- Twój ojciec… jest sam? nie jest z nikim? może wciąż tęskni za twoją matką? - Leith nie podejrzewał skrzydlatych takich jak Tula o jakiekolwiek pozytywne uczucia, myślał raczej o tym jak ojciec Aurory będzie widział widmo przyszłego konfliktu.
Księżniczka odchyliła do tyłu głowę.
- Z tego, co zrozumiałam jest sam. I... wątpię, żeby kiedykolwiek coś głębszego łączyło go z matką. Z tego, co zrozumiałam, ojciec miał powodzenie na dworach, mimo że nie pochodził z książęcego rodu, to jednak... no był na tyle wysoko postawiony, by obracać się wśród najwyższych sfer. A że nigdy o to nie dbał, chyba intrygował wiele kobiet. W tym moja matkę. Ogólnie jednak żadna partnerka nie wytrzymała z nim dłużej. Marco uchodzi za gbura. - uśmiechnęła się ciepło.
Leith przekrzywił głowę by spojrzeć w oczy Aurorze.
- Gbur? to chyba negatywne słowo, a przecież mówisz, że miał “powodzenie” - mężczyzna nie rozumiał.
Księżniczka wzruszała ramionami, odpowiadając podobnym spojrzeniem.
- Myślę, że kiedyś nie był tak... nietowarzyski. Pamiętam, że na balach był wręcz czarujący, to znaczy żartował, tańczył... ale zawsze stawiał mnie na pierwszym miejscu. To ja byłam jego osobą towarzysząca. Nawet gdy byłam jeszcze podlotkiem przed złożeniem ofiary.
- Mhm - Leith postanowił przytaknąć i nie drążyć tematu myślenia kobiet, nie czuł się na siłach zgłębić go teraz.
- Jak długo to może jeszcze potrwać? - powiedział zerkając na chmury. Wydawało się że nie były już takie ciemne i ciężkie.
- Trudno powiedzieć. Zależy co jaki czas kończy się tura zaklęcia. To może być kilka minut do kilku godzin. Zaraz... chyba jest lepiej, prawda? - zwróciła uwagę na to samo, co Leith.
- Tak mi się wydaje, choć nie mam doświadczenia w morskiej pogodzie - przyznał - zawsze możemy tu wrócić, jeśli znów się rozszaleje.
Aurora podniosła się ciężko, krzywiąc się nie tyle z bólu, co z irytacji.
- Myślę, że to nasza okazja. I nie ma co liczyć na powrót. Wcześniej lecieliśmy za wolno. Teraz musimy lecieć najszybciej jak umiemy, pogoda faktycznie łagodnieje.
Leith spojrzał w niebo by się tam znaleźć i stamtąd spojrzeć w dół na Aurorę
- No to lecimy!
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline