Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2020, 10:04   #76
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Oboje wystartowali z niezwykłą szybkością. Aurora jak zwykle przeganiała Leitha, lecz tylko do momentu, kiedy ten zaczął w trakcie lotu używać skoków. Teraz byli sobie równi, jeśli chodzi o rozwijaną prędkość, a nawet można rzecz, że bękart wyprzedzał partnerke, o ile widoczność na to pozwalała.

Choć pogoda wciąż była paskudna, a wiatr uderzał w nich to z prawej, to z lewej strony, parki z uporem naprzód... I nagle wszystko się skończyło. Znów lecieli nad spokojnym morzem, na niebie przygrzewało słoneczko, a w oddali na horyzoncie jawiła się niezwykła, latająca (!) wyspa z ogromnym drzewem.

[MEDIA]http://i.pinimg.com/originals/5a/77/2d/5a772d3f97527b002f17c0f244541d53.jpgcdna.artstatio n.com/p/assets/images/images/001/612/242/20151207090640/micro_square/georgi-markov-wd-fin.jpg
[/MEDIA]
Aurora przyglądała się temu tworowi z szeroko otwartymi oczami. Najwyraźniej ona sama widziała coś takiego pierwszy raz w życiu..
Leith nie mógł tego widzieć samemu patrząc się jak wryty.
- Rozumiem, czemu księżna nazwała to wyspą… widzę tylko że pominęła jakiś szczegół… To w czym specjalizuje się twój “gburowaty” ojciec?

Zawiśli oboje nad taflą wody, przyglądając się niezwykłemu widokowi przed sobą.
- Eeeem... no jak pamiętam był wojownikiem. Znaczy często wzywano go do problemów na morzu z jakimiś potworami, ale... nikt nigdy nie mówił o żadnym drzewie ani latającej wyspie. - Odparła Aurora.

Jakby w odniesieniu do wzmianki o potworach, z wody wystrzeliły w ich kierunku ogromne macki. Aurora uskoczyła bez problemu.
Podobnie uczynił jej partner, którego zmysły natychmiast dostały adrenalinowego kopa.
- Łoooł... - księżniczka zaśmiała się, widząc, że potwór już im nie zagraża. - Trzeba uważać. To co, lecimy dalej?
- Może lepiej leć przodem, nie wiem czy ja zrobię dobre, pierwsze wrażenie na kimkolwiek kto zadał sobie tyle trudu dla ochrony swej prywatności. - wyjaśnił Leith.

Aurora uczyniła tak, jak polecił jej, jednak oboje nie przewidzieli, że macek jest więcej i niektóre potrafiły sięgać naprawdę wysoko. W pewnym jednak momencie na krawędzi wyspy pojawiła się męska postać skrzydlatego. Wyciągnął on dłonie w kierunku wody, a ośmiornice, czy do czego należały mackowate odnóża, uspokoiły się.

[MEDIA]https://i.imgur.com/uwkHoIp.jpg[/MEDIA]

- To mój ojciec właśnie. - odezwała się w głowie Leitha, który rozpoznał mężczyznę ze wspomnień jakie księżniczka z nim podzieliła.

Kiedy wreszcie wylądowali, mężczyzna przyglądał im się bez słowa.

- Co cię sprowadza, córko? - zapytał wprost. Aurora chyba nie była gotowa przejść od razu do meritum i dlatego zaczęła się trochę jąkać.
- Ja... em... chciałam ci przedstawić... mojego partnera, Leitha.
Mieszaniec ostrożnie pochylił głowę ale tylko tak by wciąż zachować z mężczyzną kontakt wzrokowy. Nieważne kim skrzydlaty był, same mięśnie i odruchy bękarta nie były w stanie zbagatelizować obecność kogoś kto komenderuje respekt ogromnych morskich bestii.
Skrzydlaty spojrzał na bękarta bez specjalnego zainteresowania.
- Witaj Leith, jestem Marco. Zostaliśmy sobie przedstawieni. Czy coś jeszcze? - spojrzał na księżniczkę, która jakby skurczyła się pod jego wzrokiem, choć jednocześnie bardzo starała się pozostać dzielna.
- No my... em…
Leith natomiast nie miał problemu z artykulacją rzeczy prostych w taki też sposób.
- Tak, daj nam ślub - wypalił następnie zerknął na Aurorę i rozłożył łapy jakby chciał powiedzieć “to nie było trudne” po czym jakby coś sobie przypominając spojrzał na Marco jeszcze raz - proszę?

Postawny blondyn znów spojrzał na niego.
- Zamierzacie wziąć ślub. I jeszcze chcecie go ode mnie. To interesujące. Niestety, teraz jestem zajęty. Jeśli nie chcecie od razu przyjąć mojej odmowy, musicie poczekać do wieczora. Porozmawiam z wami przy kolacji, a do tego czasu zajmie się wami Vanja.

I nic już więcej nie tłumacząc, wzbił się w powietrze, by polecieć w głąb wyspy, gdzie w oddali majaczył jakiś dziwny, kolisty kształt budowli, wkomponowanej w pień ogromnego drzewa.
- Jeśli Vanja to ta ośmiornica… - Leith zerknął za siebie w kierunku morza - można zastanowić się nad czymś innym... - pomarudził mieszaniec.

Aurora tylko skinęła głową, patrząc w zamyśleniu za znikającą sylwetką ojca.
- Może... powinniśmy wracać. - Wyszeptała.
Leith machnął ręką po czym złapał nią dłoń Aurory i pociągną księżniczkę w stronę budowli.
- Trochę gburowatości i wymiękasz? - przedrzeźnił po czym uśmiechnął się - choć już.
Nie odpowiedziała uśmiechem, lecz ruszyła za nim posłusznie. Ledwo weszli między drzewa, a poczuli chyba oboje, że są obserwowani. Aurora uważnie obserwowała korony drzew.
- Mrrr… - Leith tym razem bardziej wywarczał niż wymruczał i zastrzygł uszami, poruszał rytmicznie szponami wolnej dłoni w oczekiwaniu na wszystko jednak nie próbował się zatrzymywać.
W takim napięciu dotarli do niedużego, wkomponowanego w jeden z wielkich korzeni domku. Drzwi były otwarte, jednak ani w środku, ani w obejściu nikogo nie dostrzegli.
Leith wyszedł z założenia, że skoro drzwi są otwarte a ojciec Aurory już wie o ich obecności to można po prostu odpocząć w środku.
- Chcesz się zdrzemnąć? - mężczyzna spytał partnerkę przysiadając na parapecie.
Księżniczka pokręciła głową energicznie.
- Chyba nie byłabym w stanie. Ale może poszukamy czegoś do jedzenia?
Nim Leith odpowiedział na pytanie, jakiś niewielki kamień został rzucony spomiędzy drzew w stronę domku i wyraźnie odbił się od jakiegoś naczynia.
Leith zastrzygł uchem.
- Widziałem już syreny, czy powinienem wiedzieć o jakiś innych baśniowych stworzeniach? może psotnych skrzatach? bo tym kamieniem na pewno nikt nie próbował nas zabić a przypadkowo też tu nie wpadł….
- Nie wiem, Leith - przyznała Aurora, kierując się do środka jaskinio-chatki - Ale mówiłam o jedzeniu, a ktoś rzucił czymś w talerz. To chyba... forma zaproszenia na posiłek, prawda?

Po chwili jej głowa wychyliła się przez okno.
- Jest tu dużo owoców. I jakieś ryby.
Leith poruszył nosem i natychmiast jedzenie pochłonęło jego uwagę…
W trakcie posiłku nikt ich nie niepokoił, ale cały czas czuli się obserwowani.
- Męczy mnie to... - wyznała cicho Aurora, gdy skończyli posiłek oboje.
Leith odłożył wykałaczkę z ości i pochylił twarz ku Aurorze.
- Obserwacja czy oczekiwanie? - spytał odgarniając włosy na jej głowie. Mężczyzna poznał swoją… przyszłą żonę, na tyle by rozumieć, że całe to spotkanie z ojcem obciąża ją, w mentalny sposób. Bękart musiał przyznać, że w swoim własnym wypadku też czuł pewne obciążenie ale… to było jednak trochę co innego...
- Ta obserwacja - mruknęła, przymykając na moment oczy, gdy jego ostre, zabójcze szpony bawiły się jej złocistymi włosami.
- Chodź - Leith wykonał zapraszający gest - przytul się i zdrzemnij, cokolwiek to jest może równie dobrze popatrzeć na ciebie kiedy śpisz, w razie czego po prostu się obudzisz.- mężczyzna sam czuł się niekomfortowo gdy coś go obserwowało a obawy Aurory tylko wyostrzały jego i tak postawione w stan najwyższej gotowości zmysły. Naprawdę wolał już by przynajmniej kobieta nie dodawała mu zmartwień, zresztą… jej bliskość zawsze go uspokajała.
- Dobrze, może położymy się na werandzie? Wygląda na wygodną. - powiedziała Aurora i dodała w myślach partnera:
“Zapolujmy”.
Leith zastrzygł uszami.
- Jasne… - zgodził się na wypowiedzianą sugestię i ruszył wraz z Aurorą ku werandzie, puszczając ją przodem, samemu zaś skupiając zmysły by skoczyć we właściwe miejsce w odpowiednim czasie…
Rozłożyli się całkiem wygodnie, Aurora na boku, on na plecach.
“Ja tego nie złapię, ale ty możesz się tam przenieść. Wiesz już jak wygląda okolica. Po prostu poczekajmy...”
Tym razem to skrzydlata bawiła się jego włosami, mrużąc sennie oczy. Gdyby nie słyszał jej w swojej głowie, naprawdę myślałby, że zaraz zaśnie.
Talenty “aktorskie” Aurory autentycznie porażały mężczyznę. Naprawdę… nie chciałby jej dawać powodów do kłamania gdyż wątpił by był w stanie ją na tym nakryć...

Mężczyzna szybko oddalił te “zaborcze” i zupełnie nowe dla siebie myśli. Po co w ogóle się nad tym zastanawiał? zamiast tego stworzył mentalne sformułowanie tak otwarte iż miał nadzieję, że partnerka mogłaby je odczytać swoimi czarami “pamiętam jak wygląda choćby okolica za moimi plecami” Leith bowiem zawsze mapował otoczenie by dokładnie wiedzieć skąd gdzie i jak skoczyć. Teraz zaś, gdy mógł “skakać” przez przestrzeń ta umiejętność stawała się jeszcze bardziej zabójcza.
- Hmm… włosy chyba dziedziczy się po ojcach… - uderzyła go refleksja.
- A oczy po matkach? - wymruczała Aurora mrużąc swoje złociste oczy. W jej przypadku nie była to do końca prawda, bowiem oczy Tuli były srebrzyste, ale faktycznie u obu kobiet było coś przeszywającego we wzroku.
- Może… ale mi się chyba nie trafiło - wyznał. Poruszając dyskretnie uszami i nosem w nieprzerwalnym skanowaniu otoczenia.
- A pamiętasz kolor oczu swojej matki? - zapytała Aurora.
“Widzę go chyba, siedzi na drzewie, dwadzieścia metrów za tobą, nieco w prawo.” - dodała w myślach.
Leith pojawił się na drugiej gałęzi drzewa znajdującego się dwadzieścia jeden metrów za werandą, po prawej z nastroszonymi, rozczapierzonymi szponami.
Przed sobą zaś miał istotę, dziecko chyba jeszcze, które zaalarmowane obejrzało się do tyłu. Leith ujrzał pokiereszowaną twarz dziewczynki, czy raczej już nastolatki.

[MEDIA]https://i.imgur.com/B5EU6aH.jpg[/MEDIA]

- Zielone jakieś! - zdążył krzyknąć odpowiedź Leith nim zmaterializował się przed dzieckiem łapiąc jego szyję w opuszki palców (nie chciał przecież zrobić jej krzywdy a ucięcie głowy raczej by tym było…). Dziewczynka zaczęła prychać bezgłośnie i wierzgać jak szalona, drapiąc ramię Leitha. Trudno było ją utrzymać i jednocześnie nie robić jej krzywdy.
Leith nie miał doświadczenia z dziećmi, ale miał doświadczenie w zastraszaniu różnych zwierząt, wyszczerzył kły, ryknął nieludzko na malucha zmieniając jednocześnie uchwyt na drugą łapę, przy czym tym razem złapał za włosy.
Dziewczynka faktycznie znieruchomiała, patrząc na niego nie tyle ze strachem, co z nienawiścią.
- Ty jesteś Vanja? - zapytała Aurora unosząc się na wysokość gałęzi na skrzydłach. - Leith, cię puści, tylko nie uciekaj, dobrze?
Bękart puścił stworzonko spodziewając się, że to natychmiast czmychnie…
Dziewczynka faktycznie odskoczyła dalej, pokazała mu język po czym spojrzała na Aurorę, marszcząc brwi.
- Dziękujemy za posiłek. Może opowiesz nam coś o sobie? - księżniczka próbowała sprawiać wrażenie łagodnej osoby, co nawet nieźle jej wychodziło. W odpowiedzi jednak domniemana Vanja po prostu otworzyła szeroko buzię, pokazując wypalone gardło. Rany nie były świeże, ale i tak wyglądały paskudnie.
Leith kucnął, po czym usiadł, a potem jeszcze trochę się pochylił tak by przestać górować nad dzieckiem. Zamiast mówić wskazał palcem na dziewczynę następnie wskazał palcem na własne gardło po czym nakreślił w powietrzu znak zapytania.
W odpowiedzi prychnęła i pokazała mu środkowy palec.
Leith zachowując powagę zerknął na Aurorę.
- Myślę, że młodej przeszkadza środkowy palec… - powiedział i zaszeleścił ostentacyjnie szponami.
Vanja w odpowiedzi zmrużyła oczy, ale cofnęła rękę.
- No dobra, chodźcie na dół - Aurora próbowała jakoś zapanować nad sytuacją - Vanju, dziękujemy za jedzenie. To ty je przygotowałaś, prawda?
Dziewczynka spojrzała na nią i... też pokazała jej środkowy palec, po czym spróbowała uciec na sąsiednie drzewo.
Leith sam nie widział potrzeby łapania dziecka ale spojrzał na Aurorę pytająco.
Ta wzruszyła ramionami.
- Chyba faktycznie możemy odpocząć przed wieczorem. Choć proponuję w domu. Jakoś obawiam się deszczu małych, irytujących kamieni. - pozwoliła sobie na lekki uśmiech.
Leith ruszył za Aurorą choć pokręcił głową.
- Zna krzywdę i wie, że my jej żadnej nie wyrządziliśmy. Po prostu ma nas za dupków. Mnie za to, że jestem, jak to mówisz… “gburowaty” ciebie za to, że najpierw napuszczasz mnie a potem chcesz być przyjaciółką - uśmiechnął się.
Odruchowo też się odchylił za jagoda, która poleciała w jego kierunku, ponieważ Aurora, będąc już w środku domku, nie miała pod ręką kamieni.
Księżniczka tymczasem spojrzała na łóżko w drugiej części domu.
- Może to głupie, ale mam opory sie tutaj kłaść. - wyznała.
Leith zastanowił się nad sensem słów Aurory i gdy ten do niego doszedł (choć nie od razu) kiwnął głową.
- W takim razie ja położę się na podłodze a ty na mnie. W ten sposób wszyscy będą zadowoleni. Poza podłogą…
Księżniczka spojrzała z powaga na ową główną pokrzywdzoną.
- Myślę, że możemy coś tu zaradzić.
Nagle w jej dłoniach pojawił się sporej wielkości gruby koc, narzuta, a nawet poduszka.
- Pożyczyłam z Dworu Wody. Chyba się nie pogniewają - rzekła, rozkładając to wszystko i szykując im prowizoryczne leże.
- Pewnie nie, jeśli przynajmniej oddasz wszystko w idealnym, mokrym stanie - powiedział kiedy oboje już leżeli. Przytulając twarz do ciała kobiety, zmysłom mężczyzny nie uszło, że tym razem udało im się uniknąć wieczornej kąpieli.
Ta cała podróż miała jak widać swoje plusy.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 28-01-2020 o 10:18.
Amon jest offline