Gnommin najwyraźniej zaczynał być zniecierpliwiony rozmową z istotami tak marnymi i nieciekawymi jak członkowie Księżniczkowej Wyprawy Ratunkowej... na kolejne pytania wyprysnął co prawda z pierścienia, ale zaraz ziewnął ukradkiem i przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby już-już miał do niego wrócić.
Ale nie.
Wysłuchał pytań Hadriana z lekkim znudzeniem - to prawda. Postanowił jednak zaszczycić go odpowiedzią
"W końcu na pogłoski o potędze i nieomylności gnomminów musi ktoś pracować - nawet i wśród pospólstwa" - Jutro już powinniście góry zobaczyć, ale jeszcze jednego dnia potrzeba abyście dolecieli najwyżej jak to możliwe. Gdy drzewo zatrzyma się, trzeba wam bedzie w górę jeszcze dzień cały wędrować. - Smoki... gdzie tam wam do tych bestii? Zajmijcie się lepiej czymś mniejszym i pierzastym, lepiejście wybrali. Ze smokami żeby się mierzyć trzeba prawdziwego wojownika i prawdziwego mędrca, mistrza w wymowie i magii, niezrównanego w znajomości tych gadów, ich zwyczajów, słabostek... A ja nie mam czasu.
Jakby przewidział, że może być poproszony o pomoc... przez chwilę bohaterom zdawało się, że na maleńkiej twarzy gnommina zagościł strach. Było to jednak tylko mgnienie oka, w następnym Pappasmerph wykonał skomplikowany powietrzny ukłon i w spirali połyskującego srebrzyście dymu zniknął wewnątrz pierścienia...
***
Hadrian przygotowywał się do wyprawy.
Suszenie zielska, szykowanie drzewa do podróży, wiązanie sznurów, jeszcze kąpiel... gdzieś w początkach tych wszystkich zajęć Bayard chrząkając żałośnie poprosił go o pierścień. Dać? Nie dawać?
Biedak wyglądał tak żałośnie, że grajek postanowił użyczyć mu gnomminowego mieszkania na chwil kilka - podejrzewał zresztą, że mały czarodziej nie zechce wcale poświęcić swojej uwagi kolejnemu śmiertelnikowi.
Bayard zniknął w krzakach - na całkiem długo. Z gąszczu dochodziło chlipanie, chrząkanie, jakieś trzaski... i podniesiony głos gnommina!
"No, ciekawe... szkoda, że nie jest mi dane oglądać to widowisko." - mimo lekkiego żalu Hadrian szybko powrócił do poprzednich zajęć.
Gdy Bayard wyszedł z gąszczu - miał własny nos. Był jednak cały czerwony, mokry i jeszcze wyraźnie zapuchnięty od płaczu, który Hadrian wcześniej słyszał. Stanowił widok naprawdę żałosny i kiedy wilgotną dłonią oddawał minstrelowi pierścień i mamrotał słowa podziękowania - Hadrian poklepał go po ramieniu. Ten przyjacielski gest najwyraźniej dodał otuchy odświnionemu towarzyszowi, bo zdecydował się jednak na morską kąpiel.
Podczas, gdr Bayard pluskał się i parskał nieopodal - Hadrian miał na głowie już ważniejsze sprawy. Wstążka... byłaby pomocna? Kiedy owinął ją wokół patyka - nic się nie stało. Nic. Ani zieloność, ani kwiecie, ani piękno żadne... może na istoty żywe działa tylko? Gdy ochłodzony, wesoły towarzysz pojawił się przy jego boku - bez pytania owinął mu wstążkę wokół nadgarstka.
Wrażenie, jakie zrobił na nim Bayard było powalające. Nigdy nie widział kogoś tak wspaniałego - na jego przystojnej twarzy malowały się jednocześnie wrażliwość i męstwo, szlachetność i wola walki... cała postać była wysmukła, silna, zdawało się - heros z dawnych legend. Hadriana największym marzeniem stało się być choćby giermkiem tego wspaniałego rycerza, stawać się choć w milionowej części do niego podobnym, służyć mu we wszystkim i na zawsze...
- Co ty mi tu, dziewczyńskie fatałaszki zakładasz? - gdyby nie fakt, że Bayard zerwał wstęgę i rzucił na nadmorski piach - los Hadriana byłby godny pożałowania -
Dość już mnie upokorzył Wielki i Potężny Gnommin, Władca Magii - widać było, że pochwały ducha wygłasza z wielkim przymusem.
- Bez takich żartów okrutnych, proszę. Co teraz robimy? Polecimy jeszcze kawałek?